Koci Miot.pdf

(1170 KB) Pobierz
ANDRE NORTON
Koci Miot
(Tłumaczył Piotr Kuś)
Z wyrazami wdzięczności za nieocenioną pomoc w badaniach, składam podziękowanie
zamieszkującym wraz ze mną ludziom w futrach (według pierwszeństwa)
Timmiemu
Punchowi
Samwise’owi
Frodowi
Su Li
i oddaję hołd pamięci
Thai Shana
Sabiny
Samanthy
którzy byli z nami o wiele za krótko.
Człowiek jest wystarczająco dorosły, aby widzieć siebie takim, jakim naprawdę jest -
ssakiem pomiędzy ssakami...
Jest wystarczająco dorosły, aby wiedzieć, że mogą nadejść lata, gdy zniknie z
powierzchni ziemi jak prehistoryczne wielkoludy z przeszłości, a tymczasem życie rozkwitnie
w wyższej formie, lepiej przystosowanej do przetrwania...
Homer W. Smith, Kamongo
Co za potworny głupiec, pomyślcie tylko, doprowadził naturę do tego, że stworzyła
sobie jednego wielkiego wroga - człowieka!
John Charles van Dyke
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wiał lekki wiaterek, dzięki któremu liście na drzewach cichutko szeleściły. Furtig
leżał na brzuchu na szerokiej gałęzi, w pozycji myśliwego, jednak jego kleszcze wciąż tkwiły
w pętli u pasa. Wiatr nie nawiewał do jego rozszerzonych nozdrzy żadnego użytecznego
zapachu. Właściwie to wspiął się na drzewo nie po to, by polować, lecz by rozejrzeć się po
okolicy. W tej chwili stwierdził, że musi wejść jeszcze wyżej. Liście wokół niego były zbyt
gęste, aby cokolwiek przez nie zobaczyć.
Poruszał się zwinnie, elastycznie, z gracją. Chociaż jego przodkowie polowali na
czterech nogach, Furtig powstał teraz na dwie. Na cztery kończyny opadał tylko wówczas,
gdy czas go poganiał i musiał szybko biec. Wśród konarów wysokich drzew czuł się jak we
własnym domu. Jego przodkowie również wspinali się na drzewa, ale czynili to tylko wtedy,
gdy na wierzchołki gnała ich ciekawość, nakazująca myszkować tam, gdzie jeszcze nikt nie
odważył się zajrzeć. To dzięki nim jednak Furtig mógł teraz przeskakiwać gałąź po gałęzi z
wrodzoną wprawą coraz wyżej i wyżej, na coraz krótsze i cieńsze konary.
Wreszcie przysiadł w jakimś rozwidleniu i przez szparę w gęstwinie liści patrzył w
dal. Drzewo, które sobie wybrał, znajdowało się na niewysokim pagórku, pozwalało jednak
bez przeszkód spoglądać bardzo daleko.
Powoli ziemię zaczynały okrywać pierwsze przymrozki, jednak dni wciąż bywały
ciepłe. Pomiędzy Furtigiem a tymi odległymi, a tymi odległymi, monstrualnymi cieniami
unosiła się wysoka trawa. Była brązowa, zapowiadająca szybkie nadejście pory zimowej.
Najpierw jednak musiały odbyć się Próby Zręczności.
Czarne wargi Furtiga wywinęły się, a on sam wydał bezgłośny bojowy charkot.
Szeroko rozwarł paszczę, ukazując białe, ostre kły i klapną szczękami. Jego uszy przyległy
płasko do fałdów na okrągłej czaszce, furo na czarnym grzbiecie stanęło na sztorc, włosy na
ogonie uniosły się.
Dla tych, którzy znali jego przodków, Furtig musiał przedstawiać groteskowy widok:
ciało, kiedyś doskonałe przystosowane do potrzeb właściciela, natura - nie wiedzieć czemu -
ogromnie odmieniła. Zakrzywione pazury stały się prostymi palcami, niezgrabnymi i mało
przydatnymi w walce, jednak chwytnymi. Całe ciało wciąż okryte było futrem, w większości
grubym, jednak zdarzały się miejsca, gdzie było bardzo rzadkie. Czaszka była bardziej
okrągła; z prostego powodu, że inny był mózg, który okrywała, wyrażający myśli, koncepcje i
pomysły wcześniej nieznane. W gruncie rzeczy to właśnie mózg był odmieniony najbardziej.
Przodkiem Furtiga był kot. Furtig był jednak czymś, czego ci, którzy znali zwykle,
prawdziwe koty, nie potrafiliby nazwać.
Jego ziomkowie nie mierzyli czasu inaczej, jak przez tworzone przez siebie okresy,
odbywane co dwa lata Próby Zręczności, podczas których wojownicy udowadniali swą
zręczność, a kobiety dobierały sobie spośród nich pary. Odnotowywano nadejścia groźnych
zim, powroty wiosen, gorące lata, kiedy w ciągu dnia wylegiwano się w słońcu, a w nocy
polowano. Jednak Ludzie nie próbowali odróżnić jednego od drugiego.
Mawiano, że Gammage robił takie rzeczy, o których żaden człowiek do tej pory nie
pomyślał. Gammage....
Furtig uważnym wzrokiem spojrzał w kierunku potężnego skupiska budynków po
drugiej stronie pól, ku legowiskom Demonów. Tak... Gammage nie bał się Demonów. Jeżeli
wszystkie opowieści nie były kłamstwami, Gammage żył w samym sercu świata, utraconego
przez Demony. Było już uświęconym zwyczajem, że wojownicy, którzy po raz pierwszy
wyruszali do świata Demonów, by udowodnić swoją odwagę, mówili, iż „idą do
Gammage’a”. Niektórzy z nich, bardzo rzadko, docierali do niego. Żaden jednak nie
powracał, co świadczyło, że pułapki Demonów wciąż funkcjonowały, mimo iż całe
pokolenia, od wielu lat, nie widziały na oczy żywego Demona.
Furtig widział ich namalowane wizerunki. Oglądanie tych wizerunków było częścią
nauczania chłopców, którzy w ten sposób dowiadywali się, jak rozpoznawać wroga. Młodym
chłopcom pokazywano żywych Barkerów, Tuskerów, a nawet ohydnych Rottonów, jednak
Demony, w razie ich spotkania, mogli rozpoznać tylko na podstawie tych wizerunków.
Bardzo dawno temu Demony opuściły swe legowiska, pozostawiły jednak po sobie
wstrętne ślady. Ciężkie choroby, kaszel prowadzący do śmierci, robaki zżerające skórę - to
wszystko pozostało Ludziom po Demonach, które przez długie lata więziły ich w swoich
legowiskach. Niewielu Ludzi przetrwało wówczas ten koszmar.
Pamięć okropieństw, jakie pozostawiły po sobie Demony, przez wiele generacji
trzymała Ludzi z dala od ich legowisk. Gammage był pierwszym, który ośmielił się powrócić
i zamieszkać w przeklętych kryjówkach Demonów. Uczynił to, ponieważ ciekawość, nad
którą nie potrafił zapanować, zwyciężyła ostrożność. Gammage pochodził z bardzo rzadkiej
linii kotów i bardzo różnił się od większości Ludzi.
Zamyślony, Furtig uniósł łapę do ust i zlizał z futra wilgotną plamę, która powstała
przy jego zetknięciu z mokrym liściem; takie plamki często powodowały straszne swędzenie.
Furtig pochodził wprost z linii Gammage’a, znanej z zuchwalstwa, ciekawości, a także
z różnic w budowie ciała, bardzo widocznych na tle innych Ludzi. Prawdę mówiąc, Ludzi z
tej linii nadmiernie nie szanowano. Wojownikom z rodziny Furtiga niełatwo było zdobyć
parę, nawet gdy wygrywali Próby. Ich niespokojne dusze, przyzwyczajenie do
kwestionowania wszystkiego, co stare i uświęcone tradycją, nie były mile widziane przez
ostrożne matki z pieczar, szukające dla swych przyszłych wnucząt przede wszystkim spokoju
i bezpieczeństwa.
Często więc na widok klanu Gammage’a odwracano głowy w przeciwną stronę. Sam
Gammage, chociaż jego imię wciąż wzbudzało grozę, nie cieszył się już wielkim szacunkiem
wśród Ludzi. Mimo to przyjmowano prezenty, które, chociaż nieregularnie przesyłane przez
niego z legowisk, zawsze wzbudzały zainteresowanie i zdziwienie.
Kleszcze do polowań, delikatnie podzwaniając przy każdym ruchu Furtiga, były
jednym z pierwszych podarunków Gammage’a dla swego klanu. Wykonano je z lśniącego
metalu, który nie śmierdział, nie kruszył się, ani nie łuszczył, mimo mijających lat.
Umieszczone w obręczy, którą zakładano na przegub ręki, miały długie ochraniacze na palce i
kończyły się ostrymi hakami, przypominającymi szpony, które koty kiedyś posiadały.
Metalowe były jednak o wiele bardziej niebezpieczne niż kocie, jedno uderzenie nimi, dobrze
wymierzone, mogło pozbawić życia jelenia lub dziką krowę; ludzie Furtiga polowali na nie
dla mięsa.
W wojnach, jakie czasami wybuchały pomiędzy Ludźmi, używanie kleszczy było
zakazane. Można jednak było walczyć nimi przeciwko Barkerom; ci bali się ich jak ognia.
Stosowano je też przeciwko Rattonom - w gruncie rzeczy wobec tych podłych stworzeń
używano każdej broni, jaka akurat była pod ręką. Z Tuskerami nie walczono, między Ludźmi
a nimi od dawna panowało bowiem zawieszenie broni, a zresztą, nie dawali nigdy żadnych
powodów do kłótni.
Tak, kleszcze Furtiga były podarunkiem Gammage’a. Od czasu do czasu docierały
inne podarunki od niego; przeznaczeniem wszystkich było ułatwienie życia i pracy w Pięciu
Pieczarach. Podarunki spełniały swą rolę, dlatego wciąż pamiętano o Gammage’u, a wobec
klanów, które używały tych przedmiotów, odczuwano respekt i strach. Między Ludźmi
krążyły pogłoski, że na północ od legowisk osiedliły się kolejne, nieznane dotąd klany, jednak
nikt z Ludzi Furtiga, jak do tej pory, ich nie widział.
Legowiska.... Furtig uważnie wpatrywał się w ciemne plamy, widoczne niemal na linii
horyzontu. Formowały łańcuch, przypominający sztuczne pasmo gór. Czy Gammage wciąż
tam był? Minęło - Furtig zaczął liczyć pory roku, pomagając sobie palcami - minęło tyle pór
roku, ile palców Furtig miał u jednej ręki, od ostatniej wiadomości czy podarunku
Gammage’a. Może Przodek już nie żył?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin