Austen Jane - Watsonowie.DOC

(239 KB) Pobierz
Microsoft Word - Austen Jane - Watsonowie.rtf

JANE AUSTEN WATSONOWIE

 

              WYDAWNICTWO TOWER PRESS GDAŃSK 2001

             

              Pierwszy zimowy bal w mieście D. w Surrey miał się odbyć we wtorek trzynastego października, i powszechnie sądzono, że będzie wyjątkowo udany. W zaufaniu przekazywano sobie z rąk do rąk długą listę ziemiańskich rodzin, które zapowiedziały swoje przybycie.

              Optymiści żywili nawet nadzieję, że pojawią się sami Osborne’owie.

              Naturalną koleją rzeczy Watsonowie otrzymali zaproszenie od Edwardsów.

              Edwardsowie byli dziećmi szczęścia: mieszkali w mieście i trzymali własny kryty powóz.

              Watsonowie mieszkali natomiast na oddalonej o jakieś trzy mile wsi, byli biedni i obywali się bez zamkniętego pojazdu. Mimo to zimą, gdy urządzano bale, Edwardsowie mieli zwyczaj co miesiąc zapraszać ich do siebie, podejmując obiadem i zatrzymując na noc.

              Ponieważ pan Watson, odkąd umarła jego żona, czuł się niezdrów, ktoś musiał

              nieustannie mu towarzyszyć. A jako że w domu bawiły tym razem tylko dwie córki, z uprzejmości przyjaciół mogła skorzystać tylko jedna.

              Panna Emma Watson dopiero ostatnio powróciła na łono rodziny od ciotki, której pieczy ją powierzono w dzieciństwie - miał to być więc jej pierwszy bal. Starsza siostra, której zachwyty nad balami nie osłabły ani trochę, mimo że bywała na nich już od dziesięciu lat, wzięła na siebie miły obowiązek odwiezienia Emmy i jej bagażu starą bryczką do D.

              Gdy tylko obie usadowiły się w brudnym powozie, panna Watson jęła pouczać i przestrzegać niedoświadczoną siostrę.

              - Ośmielę się powiedzieć, że będzie to doprawdy wspaniały bal. Zaproszono wielu oficerów, nie opędzisz się więc od tancerzy. Przekonasz się, że służąca pani Edwards chętnie ci we wszystkim pomoże. Gdybyś nie wiedziała, jak się ubrać, radziłabym ci zapytać o zdanie Mary Edwards, ma ona bowiem bardzo dobry gust. Jeśli pan Edwards nie przegra wszystkich pieniędzy w karty, będziesz mogła zostać na balu tak długo, jak tylko zechcesz, inaczej będzie zapewne nalegał na szybki powrót do domu. Mam nadzieję, że dobrze wypadniesz.

              Nie zdziwiłabym się, gdyby cię uznano za najładniejszą pannę na sali - nade wszystko dlatego, że będziesz kimś nowym. Może nawet Tom Musgrave zwróci na ciebie uwagę?

              Radziłabym ci jednak w żaden sposób go nie ośmielać. Interesuje się każdą nową dziewczyną, ale to okropny flirciarz, który niczego nie traktuje poważnie.

              - Chyba kiedyś mi już o nim mówiłaś - odparła Emma. - Kim on jest?

              - Młodym człowiekiem z dużym majątkiem, całkowicie niezależnym i wyjątkowo sympatycznym, ulubieńcom wszystkich, którzy go znają. Większość tutejszych panien jest albo była w nim zakochana. Sądzę, że jestem jedyną, która uszła z nie złamanym sercem, choć byłam pierwszą, na jaką zwrócił uwagę, kiedy przyjechał tu sześć lat temu. Traktował

              mnie doprawdy z wyjątkową atencją. Niektórzy powiadają nawet, że nigdy później nie widzieli już, by okazywał jakiejś dziewczynie aż tyle sympatii, choć przecież zawsze zachowuje się uwodzicielsko.

              - A jak to się stało, że akurat twoje serce pozostało zimne jak lód? - zapytała Emma z uśmiechem.

              - Była po temu pewna przyczyna - odrzekła panna Watson pąsowiejąc. - Los nie obszedł się ze mną łaskawie, moja Emmo. Mam nadzieję, że ty będziesz miała więcej szczęścia.

              - Wybacz mi, siostro, jeśli niechcący sprawiłam ci przykrość.

              - Kiedy poznałam Toma Musgrave’a - ciągnęła panna Watson, jak gdyby nie usłyszała jej słów - byłam nader mocno zajęta pewnym młodym człowiekiem imieniem Purvis. Był on ukochanym przyjacielem Roberta i spędzał mnóstwo czasu w naszym towarzystwie. Wszyscy sądzili, że skończy się to ślubem.

              Wyznaniu temu towarzyszyło głębokie westchnienie, które Emma przyjęła w milczeniu. Po krótkiej przerwie siostra na nowo podjęła swą opowieść:

              - Zapytasz naturalnie, czemu nie doszło do małżeństwa i jak to się stało, że Purvis poślubił inną kobietę, podczas gdy ja wciąż jestem panną... O to jednak musisz zapytać jego, a nie mnie. Jego albo Penelopę. Tak, Emmo, to ona kryła się za tym wszystkim. Penelopa jest gotowa posunąć się bardzo daleko, jeśli idzie o zdobycie męża. Zaufałam jej, a ona nastawiła mojego ukochanego przeciwko mnie, w nadziei, że zagarnie go dla siebie. Skończyło się na tym, że zaprzestał swoich wizyt i wkrótce ożenił się z kimś innym. Penelopa przyznała się do swego postępku, ja jednak nie umiałam wybaczyć jej zdrady. To, co zrobiła, zburzyło moje szczęście. Nigdy nie pokocham żadnego mężczyzny tak, jak kochałam Purvisa. Nie wydaje mi się więc, by rzeczą właściwą było wymieniać go jednym tchem z Tomem Musgrave’em.

              - To, co powiedziałaś o Penelopie, jest doprawdy okropne - wyznała Emma. - Czy naprawdę siostra może zrobić coś takiego siostrze? Rywalizacja i zdrada! Pomiędzy siostrami! Będę się bała zwierzyć jej z czegokolwiek. A jeśli wcale nie było tak, jak mówisz?

              Może tylko pozory świadczyły przeciwko niej...

              - Nie znasz Penelopy. Nie ma rzeczy, której by nie zrobiła, żeby wyjść za mąż. I nie waha się mówić o tym wprost. Nie powierzaj jej żadnych swoich tajemnic. Niech mój przykład będzie dla ciebie ostrzeżeniem - nie ufaj jej! Ma na pewno swoje zalety, ale gdy w grę wchodzą jej własne korzyści, nie wie, co to wierność, honor i skrupuły. Z całego serca życzę jej, żeby dobrze wyszła za mąż, bardziej nawet pragnę tego dla niej niż dla siebie.

              - „Niż dla siebie...” Tak właśnie przypuszczałam. Serce tak zranione jak twoje nie marzy o małżeństwie.

             

              - Masz rację... Ale, jak wiesz, musimy wyjść za mąż. Jeśli chodzi o mnie, czuję się doskonale jako panna. Gdybym mogła zostać na zawsze młoda, odrobina towarzystwa i miły bal od czasu do czasu wystarczyłyby mi w zupełności. Ale ojciec nie może nam zapewnić godziwego utrzymania, a bardzo źle jest zestarzeć się, będąc biedną i wyśmiewaną. Straciłam Purvisa, to prawda, ale niewielu ludzi przecież poślubia swoją pierwszą miłość. Nie odrzucę oświadczyn mężczyzny tylko dlatego, że nie jest Purvisem. Nigdy jednak nie zdołam całkowicie wybaczyć Penelopie.

              Emma skinęła głową na znak, że się z nią zgadza.

              - Ona też ma swoje kłopoty - ciągnęła panna Watson. - Gorzko zawiodła się na Tomie Musgrave’ie. Gdy znudziłam mu się ja, zaczął się zalecać właśnie do niej. Penelopa bardzo go lubiła, ale on nigdy nie traktował jej poważnie i po jakimś czasie porzucił ją dla Margaret.

              Biedna Penelopa była bardzo nieszczęśliwa. Potem próbowała wydać się za mąż w Chichester. Nie wyjawiła nam, za kogo, przypuszczam jednak, że chodziło o starego, bogatego doktora Hardinga, wuja przyjaciółki, którą pojechała odwiedzić. Zadała sobie mnóstwo trudu i poświęciła temu wiele czasu, ale na razie bez rezultatu. Wyjeżdżając kilka dni temu, powiedziała, że wybiera się tam już po raz ostatni. Jak sądzę, nie miałaś pojęcia, jakie to sprawy wzywają ją ciągle do Chichester, ani co takiego skłoniło ją do wyjazdu ze Stanton akurat w chwili, kiedy ty powróciłaś do domu po tak wielu latach.

              - Rzeczywiście, niczego nie podejrzewałam. Żałowałam tylko, że jej wyjazd do pani Shaw wypadł akurat w najmniej szczęśliwym dla mnie czasie. Miałam nadzieję zastać wszystkie moje siostry w domu, aby móc od razu z każdą z nich się zaprzyjaźnić.

              - Podejrzewam, że doktor miał atak astmy i Penelopa właśnie z tego względu doń pospieszyła. Shawowie są całkowicie po jej stronie, przynajmniej tak mi się wydaje, bo ona sama nic na ten temat nie mówi. Powtarza tylko, że nie potrzebuje niczyich rad. Jest zdania, poniekąd słusznego, że gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść.

              - Przykro mi z powodu jej kłopotów - stwierdziła Emma. - Nie podobają mi się jednak jej plany ani poglądy. Martwię się o nią. Ma chyba zbyt męskie i śmiałe usposobienie. Tak uparte dążenie do małżeństwa i narzucanie się mężczyźnie tylko dlatego, że pozwalają na to okoliczności, to rzeczy, które mnie szokują. Nie potrafię tego zrozumieć. Ubóstwo jest wielkim złem, ale dla wykształconej i wrażliwej kobiety nie powinno... nie może być złem największym! Wolałabym raczej być nauczycielką w szkole (a nie mogę wyobrazić sobie już niczego gorszego) niż poślubić mężczyznę, który mi się nie podoba.

              - Wolałabym raczej robić wszystko inne niż być nauczycielką w szkole - wzdrygnęła się jej siostra. - W przeciwieństwie do ciebie, byłam w szkole, Emmo, i wiem, jakie życie się tam wiedzie. Podobnie jak tobie, nie podoba mi się myśl o małżeństwie z niesympatycznym mężczyzną, ale sądzę, że mogłabym polubić jakiegoś dobrodusznego człowieka o godziwych dochodach. Ciotka wychowała cię pewnie jednak na osobę znacznie bardziej wybredną.

              - Wcale nie jestem tego pewna. To, jak zostałam wychowana, musisz wyczytać z mojego zachowania, bo sama nie potrafię tego ocenić. Z czym mam porównać metody ciotki, skoro nigdy nie zetknęłam się z innymi?

              - Mimo to po wielu rzeczach poznaję, że jesteś bardzo wybredna. Obserwowałam cię od chwili, kiedy przyjechałaś do domu, i obawiam się, że ten powrót nie wróży ci szczęścia.

              Penelopa będzie z ciebie okropnie drwić.

              - To na pewno mnie nie uszczęśliwi. Jeśli wszakże mylę się w swoich opiniach, muszę je zmienić. Skoro nie przystają do mojej sytuacji, postaram się ich wyzbyć, wątpię jednak, by były śmieszne. Czy Penelopa lubi żartować?

              - Tak. Ma zawsze doskonały humor i nigdy nie zważa na to, co mówi.

              - Margaret jest od niej chyba subtelniejsza, prawda?

              - Tak. Szczególnie w towarzystwie. Kiedy ktoś znajduje się obok, Margaret jest samą delikatnością i łagodnością. Ale w naszym gronie bywa nieco drażliwa i przewrotna.

              Biedactwo! Żywi głębokie przekonanie, że Tom Musgrave zakochał się w niej poważniej niż w kimkolwiek innym i cały czas oczekuje jego oświadczyn. Już po raz drugi w ciągu ostatniego roku wyjechała na miesiąc do Roberta i Jane po to, by sprowokować go swoją nieobecnością. Jestem jednak pewna, że się myli i że Tom nie pojedzie za nią do Croydon, tak jak nie uczynił tego w marcu. Tom nigdy się nie ożeni, chyba że mógłby poślubić kogoś naprawdę wyjątkowego. Pannę Osborne na przykład...

              - Twoja opowieść o Tomie Musgrave’ie sprawiła, że nie mam zbytniej ochoty go poznać, Elżbieto.

              - Obawiasz się go. I wcale ci się nie dziwię.

              - Nie, to nie to... Nie lubię go i pogardzam nim.

              - Nie lubić i pogardzać Tomem Musgrave’em! Nie, to ci się nigdy nie uda. Założę się, że będziesz zachwycona, jeśli zwróci na ciebie uwagę. Mam nadzieję, że z tobą zatańczy.

              Właściwie jestem pewna, że to uczyni - chyba że Osborne’owie przybędą na bal w zbyt licznym towarzystwie. W takim wypadku nie będzie zwracał już uwagi na nikogo innego.

              - Hm, wydaje się, że ma wyjątkowo ujmujący sposób bycia! - stwierdziła ironicznie Emma. - Cóż, zobaczymy, czy ja i porywający pan Tom Musgrave przypadniemy sobie do gustu. Sądzę, że rozpoznam go, gdy tylko wejdę do sali balowej. Musi przecież mieć swój urok choć trochę wypisany na twarzy.

             

              - Zapewniam cię, że nie znajdziesz go na sali. Wyruszycie na bal wcześnie, żeby pani Edwards mogła zająć dobre miejsce przy kominku, on natomiast pojawia się zawsze bardzo późno. Jeśli zaś Osborne’owie zapowiedzą swój przyjazd, będzie czekał na nich na podjeździe i wejdzie do środka dopiero w ich towarzystwie. Powinnam dziś wieczór czuwać nad tobą, Emmo. Gdyby tylko tata dobrze się czuł! Podałabym mu herbatę, przebrała się raz dwa i James zawiózłby mnie do miasta. Dołączyłabym do ciebie, nim rozpoczęłyby się tańce.

              - Co takiego? Odważyłabyś się jechać tą bryczką późnym wieczorem?

              - Naturalnie. Widzisz, mówiłam ci, że jesteś bardzo wybredna. Oto właśnie przykład.

              Przez chwilę Emma nie odpowiadała.

              - Żałuję, Elżbieto - oświadczyła w końcu - że zapowiedziałaś moje przybycie na ten bal. Wolałabym, żebyś to ty się nań udała zamiast mnie. Tobie sprawiłby on o wiele większą przyjemność. Jestem tu obca - nie znam nikogo prócz Edwardsów - wątpię więc, bym się dobrze bawiła. Ty zaś, otoczona znajomymi, byłabyś na pewno zachwycona... Ale przecież nie jest jeszcze za późno na zmianę! Zdawkowe przeprosiny z pewnością Edwardsom wystarczą, szczególnie, że twoje towarzystwo ucieszy ich znacznie bardziej niż moje. Ja sama zaś z przyjemnością wrócę do ojca. I nie bój się: poradzę sobie z tym starym koniskiem w drodze do domu. Jeśli zaś chodzi o twój strój, znajdę jakiś sposób, by ci go przysłać.

              - Chyba nie sądzisz, najdroższa Emmo - zawołała wzruszona Elżbieta - że przystałabym na coś podobnego? Za nic w świecie! Ale nigdy nie zapomnę ci wspaniałomyślności, z jaką to zaproponowałaś. Musisz mieć zaiste dobre serce. Nigdy nie spotkało mnie nic podobnego! Byłabyś gotowa zrezygnować z balu po to, żebym ja mogła na niego pójść! Wierz mi, Emmo, nie jestem taką egoistką, by się na to zgodzić. Nie! Choć mam od ciebie dziewięć lat więcej, nie odebrałabym ci możliwości pokazania się w towarzystwie.

              Jesteś bardzo piękna i byłoby niesprawiedliwe pozbawiać cię tej szansy znalezienia szczęścia, jaką wszystkie otrzymałyśmy. Nie, Emmo, to nie ty pozostaniesz w domu tej zimy. Jestem pewna, że sama mając dziewiętnaście lat, nigdy nie wybaczyłabym komuś, kto uniemożliwiłby mi pójście na bal.

              Emma podziękowała jej za te słowa i przez kilka minut obie siostry jechały w milczeniu. Pierwsza przerwała je Elżbieta.

              - Zwróć uwagę, z kim będzie tańczyć Mary Edwards - poprosiła siostrę.

              - Postaram się zapamiętać jej partnerów - obiecała Emma - ale nie wiem, czy zdołam.

              Wiesz przecież, że wszyscy oni będą mi obcy.

             

              - Zobacz tylko, czy zatańczy więcej niż raz z kapitanem Hunterem. Mam co do tego poważne obawy. Nie, żeby jej ojciec i matka lubili oficerów, ale jeśli będzie go faworyzować, biedny Sam nie ma już szans. A obiecałam napisać mu słówko o tym, z kim tańczyła.

              - Czy Sam zaleca się do panny Edwards?

              - Czyżbyś o tym nie wiedziała?

              - A skąd mogłam wiedzieć? Jakim sposobem mogłam w Shropshire usłyszeć o tym, co dzieje się w Surrey? Nie sposób zaś poznać takie niuanse podczas rzadkich spotkań, do jakich w ciągu ostatnich czternastu lat miałyśmy okazję.

              - Mimo to dziwię się, że nigdy nie wspomniałam ci o tym w liście. To prawda, że odkąd wróciłaś do domu, byłam tak zajęta naszym biednym ojcem i wielkim praniem, że nie miałam ani chwili, by ci o czymkolwiek opowiedzieć - ale też zakładałam, że o wszystkim już wiesz. Owszem, Sam jest w pannie Edwards od dwóch lat głęboko zakochany, choć, ku swemu wielkiemu rozczarowaniu, nie zawsze udaje mu się przyjeżdżać na nasze bale.

              Niestety pan Curtis rzadko może się bez niego obyć. Teraz też czas w Guildford upływa pod znakiem chorób.

              - Czy sądzisz, że panna Edwards jest naszemu bratu przychylna?

              - Obawiam się, że nie. Rozumiesz, to jedynaczka, która dostanie w posagu co najmniej dziesięć tysięcy funtów.

              - Co nie znaczy, że nie może lubić Sama.

              - Och, nie! Edwardsowie mierzą wyżej. Jej ojciec i matka nigdy by się na to nie zgodzili. Wiesz przecież, że Sam jest tylko lekarzem. Choć czasami wydaje mi się, że ona go lubi. Ale Mary Edwards jest raczej sztywna i nieprzystępna, nie zawsze więc wiem, co myśli.

              - Skoro Sam nie jest pewien uczuć tej damy, szkoda, że w ogóle zaprzątał sobie nią głowę.

              - Młodzi mężczyźni muszą sobie kimś zaprzątać głowę - odparła Elżbieta. - I czemuż Sam nie miałby mieć tyle samo szczęścia, co Robert, któremu dostała się nie tylko dobra żona, ale także sześć tysięcy funtów posagu?

              - Nie wolno oczekiwać, że każdemu z nas z osobna dopisze szczęście - zauważyła Emma.

              - Szczęście jednego członka rodziny jest szczęściem wszystkich.

              - Moje z pewnością wcale jeszcze do mnie nie przyszło - odrzekła Elżbieta, ponownie wzdychając na wspomnienie Purvisa. - Jak dotąd prześladował mnie pech. A i tobie niewiele wróżę dobrego, skoro nasza ciotka tak głupio wyszła ponownie za mąż. No cóż, mimo to będziesz miała przynajmniej udany bal. Za następnym zakrętem zobaczymy rogatki, a za żywopłotem widać już kościelną wieżę. Tuż obok jest Biały Jeleń. Nie mogę doczekać się chwili, kiedy się dowiem, co sądzisz o Tomie Musgrave’ie.

              Były to ostatnie wypowiedziane przez pannę Watson słowa, siostry minęły bowiem właśnie rogatkę i natychmiast otoczył je zgiełk miasta, który uniemożliwił dalszą konwersację. Stara kobyła człapała ociężale; nie trzeba było nawet dotykać lejców, by obrała właściwy zakręt. Raz się tylko pomyliła, próbując stanąć przed pracownią modystki, ale po chwili ruszyła ku drzwiom Edwardsów. Pan Edwards mieszkał w najlepszym domu przy najlepszej w mieście ulicy i mógł żartować z pana Tomlinsona, bankiera, że jego nowo wybudowana na krańcach miasta rezydencja z zagajnikiem i kolistym podjazdem znajduje się już na wsi. Dom pana Edwardsa był wyższy niż większość budynków w sąsiedztwie i miał po obu stronach drzwi po dwa okna. Okien strzegły węgary i łańcuchy, do drzwi zaś prowadziły kamienne schodki.

              - Oto jesteśmy na miejscu - powiedziała Elżbieta, kiedy powóz stanął. - Dojechałyśmy szczęśliwie, co - według zegara na rynku - zabrało nam tylko trzydzieści pięć minut. Dla mnie to duże osiągnięcie, choć Penelopa nie uznałaby tego za żaden rekord. Czyż miasto nie jest piękne? Edwardsowie mają, jak widzisz, wspaniały dom i żyją naprawdę na wysokiej stopie.

              Zapewniam cię, że drzwi otworzy nam człowiek w liberii i z upudrowanymi włosami. Emma widziała dotąd Edwardsów tylko raz, pewnego ranka w Stanton - poza tym byli jej zupełnie obcy. Choć więc z góry cieszyła się na czekające ją wieczorem rozrywki, czuła się nieco zakłopotana na myśl o wszystkim, co miało je poprzedzać. Rozmowa z Elżbietą także pozostawiła po sobie niemiłe uczucie. Ze względu na własną rodzinę Emma z niechęcią myślała o konieczności zbliżenia się do tak słabo znanych jej ludzi.

              W zachowaniu pani i panny Edwards również nie było nic, co natychmiast zmieniłoby jej zapatrywania. Matka rodziny, choć bardzo jej przyjazna, zachowywała się niezwykle ceremonialnie i z rezerwą, córka zaś - dystyngowana dwudziestodwuletnia dziewczyna w papilotach - w sposób naturalny przejmowała postawę rodzicielki. Ponieważ Elżbieta musiała pospieszyć z powrotem do domu, Emma wkrótce została z paniami Edwards sam na sam i szybko wyrobiła sobie o nich zdanie, jako że wyjątkowo rozwlekłe uwagi na temat wieczornego balu okazały się jedynymi, którymi w ciągu półgodzinnego oczekiwania na pojawienie się pana domu przerywano milczenie.

              Pan Edwards miał, dzięki Bogu, usposobienie milsze od swoich dam. Wróciwszy z przechadzki chętnie opowiadał o wszystkim, co mogło zainteresować domowników.

              - Przynoszę ci dobrą nowinę, Mary - zwrócił się do córki po wylewnym powitaniu Emmy.

             

              - Osborne’owie z całą pewnością przybędą na dzisiejszy bal. W Białym Jeleniu zamówiono do Osborne Castle na dziewiątą konie do dwóch powozów.

              - Bardzo mnie to cieszy - oświadczyła pani Edwards - gdyż ich przybycie pogłębia zaufanie, jakie ludzie z towarzystwa żywią dla naszych przedsięwzięć. Jeśli rozejdzie się wieść, że Osborne’owie byli na pierwszym balu, skłoni to wiele osób do przybycia na drugi.

              Choć szczerze mówiąc, ci arystokraci wcale nie zasługują na zaproszenie, bo tak naprawdę ani trochę nie zależy im na zabawie - jak zwykle wszak przyjadą bardzo późno, a odjadą jako pierwsi... Ale obecność wielkich ludzi zawsze ma swój urok.

              Pan Edwards zrelacjonował nawet najdrobniejsze nowiny zasłyszane podczas porannego spaceru i rodzina jęła rozmawiać z nieco większym ożywieniem. Trwało to do chwili, kiedy - zdaniem pani Edwards - nadszedł czas, by się ubierać, i młode damy poproszono grzecznie, ażeby nie traciły dłużej czasu. Emmie przydzielono wygodny apartament i gdy tylko dobre wychowanie pani Edwards pozwoliło jej zostawić gościa samemu sobie, dziewczyna oddała się miłemu zajęciu szykowania stroju. Dopiero teraz po raz pierwszy odczuła błogą radość na myśl o balu.

              Dziewczęta ubierały się razem, dzięki czemu - co było nieuniknione - lepiej się poznały. W ten sposób Emma odkryła, że panna Edwards jest rozsądna, skromna i bezpretensjonalna, oraz że szczerze pragnie być uprzejma. Kiedy więc wróciły do salonu -

              gdzie pani Edwards siedziała godnie, odziana w nowy kapelusz oraz jedną z dwóch atłasowych sukien, jakie sprawiła sobie na zimę - obie panny zachowywały się już wobec siebie swobodniej i wymieniały naturalniejsze niż dotąd uśmiechy.

              Ich stroje poddano natychmiast uważnym oględzinom. Pani Edwards, która uważała się za osobę zbyt staromodną, by aprobować jakąkolwiek nowoczesną ekstrawagancję, choćby nawet bardzo rozpowszechnioną, wyraziła - mimo zachwytu, w jaki wprawił ją widok córki - jedynie zdawkowe uznanie. Pan Edwards, nie mniej zadowolony z wyglądu Mary, z dobroduszną galanterią skomplementował także strój Emmy. Dyskusja nad sukniami poprowadziła ku mniej oficjalnym tematom i panna Edwards nieśmiało zapytała Emmę, czy mówiono jej już kiedyś, że jest bardzo podobna do swego młodszego brata. Emmie zdawało się, że dostrzegła lekki rumieniec, jaki towarzyszył tym słowom. Jeszcze bardziej podejrzany wydał się jej jednak sposób, w jaki pan Edwards podjął ten temat.

              - Moim zdaniem, nie powiedziałaś pannie Emmie zbyt wielkiego komplementu, Mary

              - zauważył. - Pan Sam Watson to bardzo miły młodzieniec i bez wątpienia znakomity lekarz, ale jego cera jest zbyt często wystawiana na wszelką niepogodę, tak więc podobieństwo do niego trudno uważać za rzecz pochlebną.

             

              Zmieszana Mary przeprosiła za swój nietakt.

              - Nie miałam na myśli żadnego wyraźnego podobieństwa, bo trudno porównać ze sobą dwa tak różne typy urody. To mogło być tylko wrażenie, jakie odniosłam, patrząc na twoją twarz, Emmo. Cerę, a nawet rysy, macie rzeczywiście zupełnie inne.

              - Nie wiem nic o urodzie mojego brata, jako że nie widziałam go od chwili, gdy miał

              siedem lat. Ale mój ojciec uważa, że jesteśmy do siebie podobni.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin