00:00:14:OBSŁUGIWAŁEM|ANGIELSKIEGO KRÓLA 00:01:47:Zostałem skazany na piętnacie lat,|ale z powodu amnestii... 00:01:51:odsiedziałem tylko czternacie lat|i dziewięć miesięcy. 00:02:09:Moje szczęcie zawsze|polegało na tym, 00:02:13:że spotykało mnie|jakie nieszczęcie. 00:02:22:Przez całe życie robiłem wszystko,|żeby zostać milionerem. 00:02:27:Jednak na samym poczštku|nie chciałem robić nic innego, 00:02:31:jak roznosić wzdłuż pocišgu|goršce serdelki. 00:02:39:Jestem głodny. 00:02:52:Drobne sobie zostaw,|wydaj banknoty. 00:03:10:Sprzedawanie parówek|szło mi tak dobrze, 00:03:13:że postanowiłem zostać|milionerem. 00:03:16:Kupię hotelik,|ożenię się bogato, 00:03:20:a kiedy połšczymy|pienišdze moje i żony, 00:03:23:będę szanowany|jak inni hotelarze. 00:03:27:Wszyscy będš mnie traktować|jako bogatego człowieka, milionera. 00:03:35:Na stacji nauczyłem się|udawać płacz, 00:03:39:a ponieważ byłem maleńki,|jak na pikolaka przystało, 00:03:41:więc podróżni machali rękš|i zostawiali mi pienišdze, 00:03:44:bo myleli, że jestem sierotš. 00:03:52:No i dorobiłem się własnej forsy. 00:03:54:Po miesišcu uskładało się tego|parę setek, 00:03:57:w końcu dobiłem do tysišca. 00:04:12:Zorientowałem się też,|co bierze łudzi, 00:04:16:w co tak mocno wierzš i do czego|sš zdolni dla kilku monet. 00:04:19:Jak z ich powodu schylajš się|pięknie, klękajš, 00:04:22:a nawet chodzš na czworakach. 00:04:50:Co dnia nachodziły mnie rojenia,|że nabieram garciami miedziaki, 00:04:54:rozrzucam je niczym siewca|ziarno i widzę, że ludzie... 00:04:57:nie potrafiš się powstrzymać|i zbierajš te dwudziestohalerzówki. 00:05:01:Kłócš się przy tym, wpadajš|na siebie i trykajš się głowami, 00:05:04:byłe tylko pozbierać|te moje monety, 00:05:07:bo każdy uważa i udaje,|że należš się wyłšcznie jemu. 00:05:18:Ale to już dawne dzieje. 00:05:21:Kiedy wychodziłem|z kryminału, powiedzieli mi, 00:05:24:że muszę podjšć pracę, mniejsza|o to jakš, byłe w pograniczu. 00:05:45:I zostałem wysłany do robót|drogowych daleko w góry, 00:05:48:gdzie jeszcze były puste domostwa|po wysiedlonych Niemcach. 00:05:54:Do jednego dostałem|nawet klucze. 00:06:14:I niewiarygodne,|które stawało się faktem, 00:06:17:nie opuciło mnie|także tym razem. 00:06:20:Wiedziałem, że kto inny|zaraz by stšd uciekł, 00:06:23:tak jak ludzie uciekajš|z miejsca tragedii. 00:06:26:Ale ja ucieszyłem się na widok|zastanego spustoszenia, 00:06:30:przekonany, że w nowym miejscu|będzie mi dobrze. 00:06:34:I to, że miałem klucze|od byłej gospody, 00:06:38:uznałem za dobry znak, ponieważ|sam zaczynałem w knajpie 00:06:43:i w ogóle całe moje życie|było zwišzane z gastronomiš. 00:07:03:Byłem mały, do tego pochodziłem|z małej wioski, 00:07:06:więc czułem się tutaj|jak w wielkim wiecie. 00:07:09:Bywało tu doborowe towarzystwo.'|pan rejent, 00:07:13:naczelnik stacji, weterynarz,|dyrektor szkoły muzycznej 00:07:17:i fabrykant Jina. 00:07:20:Przez całe popołudnie|popijali piwo, 00:07:22:rozmawiajšc na przykład o tym,|że za miastem jest kładka, 00:07:25:a przy tej kładce trzydzieci|lat temu stała topola. 00:07:28:Jeden mówił, że kładka nie,|tylko sama topola, 00:07:31:a drugi, że żadna kładka,|tylko deska z poręczš. 00:07:36:Wrzeszczeli i wymylali sobie,|ale wszystko to było na niby. 00:07:40:A krzyczeli wyłšcznie po to,|żeby im lepiej smakowało piwo. 00:07:52:Sam nie wiem. Goniec na G7? 00:07:56:Skoczek na C5 i wygra pan. 00:08:00:Panie Dítě, doć tego kibicowania,|bierz się pan do roboty! 00:08:03:Momencik, ten kajtek ma rację.|Szach i mat! 00:08:22:Innym razem spierali się, jakie|piwo w Czechach jest najlepsze. 00:08:26:Jeden mówił, że z Protivina,|drugi, że z Vodňan, 00:08:29:trzeci, że z Nymburku,|a jeszcze inny... 00:08:31:Pilznera zna cały wiat! 00:08:35:I znów krzyczeli na siebie,|ale wszyscy się lubili, 00:08:39:a krzyczeli tylko po to,|żeby co się działo, 00:08:42:dla zabicia czasu. 00:08:46:A ja nie mogłem się nadziwić, 00:08:48:o czym też bogaci ludzie mogš|przez całe popołudnie tak gadać. 00:09:06:Oprócz płucek na kwano chcę|po kolei wszystkie drugie dania, 00:09:12:kiedy będę kończył pierwsze,|dawaj następne, aż powiem: doć. 00:09:19:A po kolacji przynie mi|do pokoju cztery mineralne 00:09:23:i pół kilo salami. 00:09:26:I tak poznałem pana Waldena,|który mnie lubił, 00:09:29:pewnie dlatego,|że był równie malutki jak ja. 00:09:34:Jestem przedstawicielem|firmy Van Berkel. 00:09:37:Największš firmš na wiecie|jest Kociół katolicki. 00:09:41:Firma ta handluje czym, czego nikt|nigdy nie widział i nie dotknšł, 00:09:45:i to jest, proszę państwa,|to, co ma na imię Bóg. 00:09:49:Drugš na wiecie|jest firma Van Berkel, 00:09:52:producent wag, ważšcych wszędzie|tak samo dokładnie, 00:09:55:na równiku czy na biegunie|północnym. 00:09:57:Produkujemy także|wszystkie typy urzšdzeń... 00:10:00:do krojenia mięs i wędlin, 00:10:02:a oto walor tego przyrzšdu,|bardzo proszę. 00:10:48:Widziałe kiedy|co piękniejszego? 00:10:52:To, co tu widzisz na dywanie,|zarobiłem przez tydzień. 00:10:57:Sprzedałem dziesięć wag|i siedem maszynek... 00:11:00:do krojenia mięsa i wędlin. 00:11:07:Kupuję, sprzedaję. 00:11:09:I wiem, co kupić i gdzie|to sprzedać. 00:11:12:W tym cała sztuka. 00:11:17:Widziałem, jak na stacji|sprzedajesz serdelki, 00:11:21:ale i to, co robisz z drobniakami. 00:11:24:No włanie! 00:11:26:Musisz umieć wyrzucać|drobne przez okno, 00:11:29:żeby drzwiami przyszły|do ciebie setki, rozumiesz? 00:11:38:Trzymaj się, nieboraku! 00:11:40:Mały jeste i skromny,|ale ty się czego dochrapiesz! 00:11:44:Wszystko zależy od ciebie. 00:11:48:Pienišdze otworzš|przed tobš wiat. 00:12:03:I pamiętaj, synku,|że jak się życie troszkę ułoży, 00:12:07:to jest cudne, po prostu cudne! 00:12:18:Wtedy zobaczyłem siebie|w przyszłoci, 00:12:21:jak i ja układam w ten sposób|wszystkie zarobione pienišdze, 00:12:26:tworzšc na podłodze obraz|moich zdolnoci i mojej potęgi. 00:12:41:No a teraz kładę|i wyrównuję nie banknoty, 00:12:44:tylko tłuczeń, który musiałem|przygotować sobie sam, 00:12:47:żeby móc reperować drogę. 00:12:50:A w ogóle życie przy tej|drodze kojarzy mi się... 00:12:53:coraz bardziej z drogš mojego|życia i kiedy patrzę wstecz, 00:12:56:mam wrażenie, że przydarzyło się|ono komu innemu, 00:12:59:jakby całe moje życie aż dotšd|było powieciš, ksišżkš, 00:13:02:napisanš przez kogo innego. 00:13:14:Witam pięknie!|Pan też za karę? 00:13:18:Za karę? 00:13:21:Nikt nie jest tu ot tak,|bez powodu. 00:13:24:Nie? 00:13:27:Mam na imię Marcela. 00:13:35:Pracowałam w fabryce|czekolady Marsznera, 00:13:38:w Orionie. 00:13:39:A ja nazywam się Dítě.|Mam reperować drogę. 00:13:44:Szukamy tu drzew, w których|siedzš dwięki. Muzyka. 00:14:00:Takich wierków, jak ten,|jest niewiele! 00:14:03:Ma w sobie zakonserwowanš muzykę. 00:14:05:Odwieziemy go|do fabryki instrumentów, 00:14:08:gdzie zostanie pocięty na deski,|deseczki, cienkie deszczułki, 00:14:12:a z nich zrobiš tam skrzypce|i wiolonczele, 00:14:18:smyczkowe instrumenty muzyczne. 00:14:25:- Trafiłam tu za karę.|- Za karę? 00:14:28:Za to, że lubiłam... tańczyć. 00:14:30:Ludzkoć to nasienie złe,|głupie i występne! 00:14:35:A ten pan pewnie też nie jest tu|ot tak sobie, prawda? 00:14:38:Ma wyższe wykształcenie? 00:14:39:Był profesorem literatury|francuskiej i estetyki. 00:14:44:Jak to pan poznał? 00:14:46:Po jego palcach. 00:14:48:A w pani oczach widzę,|że lubi pani męski ród. 00:14:54:Lubię tańczyć 00:14:57:i chętnie idę z każdym,|który mi się podoba. 00:15:01:Od razu zorientowałem się,|że jest z poprawczaka... 00:15:05:albo z tych dziewczyn,|co wystawały pod Prochowš Bramš. 00:15:30:I zapragnšłem jš powoli rozbierać,|jeli nie naprawdę, 00:15:35:to przynajmniej wzrokiem. 00:15:40:Zdziwiłem się, ale i uznałem|za dobry znak, 00:15:45:że po tylu latach|ta ruda dziewczyna... 00:15:48:rozbudziła we mnie pragnienie... 00:15:57:Jeste tu pikolakiem,|więc zapamiętaj: 00:16:00:niczego nie widziałe,|niczego nie słyszałe! Powtórz! 00:16:05:Niczego nie widziałem,|niczego nie słyszałem. 00:16:09:Ale zapamiętaj też sobie,|że musisz widzieć 00:16:12:i słyszeć wszystko! Powtórz! 00:16:14:Muszę widzieć i słyszeć wszystko! 00:16:36:Panienka wejdzie,|po co moknšć? No, miało! 00:16:42:Tak, niech panienka siada. 00:16:48:Może grogu? 00:16:49:Służę uprzejmie. Proszę bardzo. 00:17:32:O, już nie pada! Dziękuję. 00:17:36:Ależ nie, nie trzeba. Proszę. 00:17:45:To jest nowa dziewczynka|od "Rajskich", 00:17:50:na imię ma Jaruszka. 00:17:53:W czwartek wieczorem widziano|"U Rajskich" pana weterynarza! 00:17:58:A owszem, owszem!|I był tam w pokoju z Helenkš. 00:18:03:Ale nie w czwartek,|tylko w rodę, panowie! 00:18:09:Z długonogš Vlasticzkš,|tš, która ma... 00:18:15:Więc zaczynałem wokół siebie|nic nie słyszeć, 00:18:18:a zarazem słyszeć wszystko. 00:18:20:Wszystko widzieć|i nie widzieć niczego. 00:18:24:Wkrótce jednak nie chciałem|już niczego widzieć ani słyszeć, 00:18:27:tylko widzieć i słyszeć,|jak to wyglšda "U Rajskich". 00:18:40:Czego sobie życzysz, kawalerze? 00:19:45:Było zupełnie inaczej niż wtedy,|kiedy to robiłem sam. 00:19:49:I tak cholernie pięknie, 00:19:52:że poza tym nie pragnšłem|już niczego. 00:19:57:Następnego dnia wiat|wydał mi się całkiem inny. 00:22:25:Zdaje się, panie Dítě,|że znów leżę i kwiczę... 00:22:30:Skšdże, wystarczy|wycofać królowš... 00:22:43:Proszę malinowš oranżadę. 00:22:51:Niby co z tš królowš? 00:22:54:Sekundkę... 00:23:02:Co ty narobił, kurduplu?|Kto to widział? No co takiego! 00:23:08:Na co pan sobie pozwala? 00:23:10:Czemu wystawia pan|na pomiewisko tego człowieka? 00:23:12:Oblał i zniszczył pani suknię! 00:23:14:- Nie pański interes!|- Będę musiał za to zapłacić! 00:23:17:Nic od pana nie chcę! 00:23:21:A teraz - proszę! ...
olejniq