Otrzęsiny od kuchni.doc

(26 KB) Pobierz

„Otrzęsiny od kuchni, czyli co się działo za parawanem i nie tylko”

 

Wydawać by się mogło, że skoro otrzęsiny dostarczają wszystkim rozrywki, przygotowanie ich trwa najdłużej kilka godzin. Nic bardziej mylnego. Do organizacji tego dnia zaangażowana była spora grupa ludzi (przynajmniej 150 w samym liceum), w których rękach leżało opracowanie wszystkiego od początku- od scenariuszy, po podział obowiązków i wykonanie całości. Nie liczył się tylko pomysł. Czasami trzeba było poświęcić swój wolny czas na zrobienie np. dekoracji i atrybutów.

Przygotowania do otrzęsin zaczęły się we wrześniu. Na długich przerwach spotykały się samorządy poszczególnych drugich klas, by wymyślić, w jaki sposób zostaną na sali gimnastycznej przywitani pierwszoklasiści. Ustalono, że w tym roku każda z klas przygotuje parodię jakiegoś programu telewizyjnego. Na karteczkach, które losowano, znalazł się m.in. talk show, pogoda i program kabaretowy.  Każda z klas wymyślała swój własny scenariusz, dzielono obowiązki pomiędzy poszczególnych uczniów. Ponadto należało przygotować zaproszenia dla młodszych kolegów. Z tej okazji np. w klasie II a upieczono babeczki.

Obok przygotowań do szkolnego przedstawiania, trwały również prace nad klasową częścią. Trzeba było wymyślić zadania, z którymi mieli zmierzyć się pierwszoklasiści. Tylko jak być oryginalnym, by nie powielić konkurencji, z którymi zmagano się w ubiegłych latach? Dla drugoklasistów nie stanowiło to większego problemu, i  tak m.in. pojawiły się łamańce językowe, szukanie skarbu w misce mąki, odgadywanie po zdjęciach miejsc w szkole, a nawet konkurs całowania.

W dniu otrzęsin, 22 października rano normalnie trwały lekcje. Po czterech godzinach lekcyjnych przed przedstawieniem odbyła się pierwsza i zarazem ostatnia próba całości. Klasowe przedstawienia składały się w jedną całość- w program telewizyjny. Czuć było napięcie, stres, czy wszystko wyjdzie jak należy, czy każdy wie, co ma robić. Scenariusze w rękach na wypadek luki w pamięci. Wiele rzeczy w trakcie występu i tak wyszło spontanicznie. Ale czy to źle? Liczyła się dobra zabawa.

Za parawanem w miarę upływu czasu robiło się coraz zabawniej. Ostatnie poprawki makijażu, stroju. Niektórych trudno było poznać.

Po szkolnym przedstawieniu otoczono pierwszaków, by nikt się nie zgubił w drodze do odpowiedniej klasy. Do sali gimnastycznej wkroczyli „żołnierze”, czuwając nad „przebiegiem akcji”. A gdy już wszyscy trafili w odpowiednie miejsca, rozpoczęły się klasowe konkursy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Agnieszka Ragus

Zgłoś jeśli naruszono regulamin