Rozdział 5.doc

(34 KB) Pobierz
Punkt widzenia Jacoba

Punkt widzenia Jacoba

 

              Miałem właśnie jechać po ciebie do restauracji – oświadczyłem. Dlaczego Cullen ją przywiózł i dlaczego, do cholery, całował się z moją Bellą?! Zabiję gada! Dlaczego Bella w ogóle na to pozwoliła? Może nie chciała? Może chciała? Może zrobiła to nieświadomie? Do cholery, dlaczego?!

              Edward podjechał po Alice, ale ona dzisiaj nie pracowała i zaproponował, że mnie podwiezie. Nie wiedziałam, że jesteś już w domu. Chciałam ci coś ugotować. – Wyraźnie się bała. Wiedziała, że ich widziałem. W jego oczach widziałem tylko ból. Ból? Dlaczego ból?

              – Cześć, Edward – powiedziałem, a raczej wywarczałem.

              – Witaj, Jacobodpowiedział smutno. Czyżby żałował? Mam nadzieję że tak. Gdyby nie to, że jest tu Bella, pewnie bym go pobił.

              – Do widzenia – odezwała się do niego. Głos jej się lekko załamał.

              Hej, Edward. Wstąpisz może do nas na piwo? Porozmawiamy trochę, może umówimy się na jeszcze jedną kolację. – W moim głosie było słychać lekkie rozgoryczenie. Oczywiście osobą tego bogatego śmiecia.

              Nie, dziękuję. Powinienem już jechać. Dobranoc.

              No to cześć – pożegnałem się i odjechał. Wziąłem od Belli siatki. – Chodźmy do domu. Zimno się robi.

              Weszliśmy do mieszkania. Zaniosłem torby do kuchni. Bella się rozebrała.

              Zrobię kolację.

              Pomogę ci – zaoferowałem się i nie pożałowałem. Świetnie się bawiliśmy! Dużo zastanawiałem się nad tym, czy ten gad będzie chciał mi ją odebrać. Czy ona będzie wolała jego? Zanieśliśmy wszystko do jadalni. Rozmawialiśmy, choć Bella była wystraszona i skrępowana. Ja za to śmiałem się, żartowałem.

              Jake, nie udawaj, że nie widziałeś tego... Nie udawaj, bo to mnie boli...

              Jeżeli masz na myśli ten pocałunek... Możemy o nim porozmawiać, pod warunkiem, że mi powiesz, co to było – odpowiedziałem spokojnie, choć we mnie kipiało, na samo przypomnienie tego momentu.

              – Nie rozumiem. – Rzeczywiście wyglądała na trochę skołowaną.

              To było coś spontanicznego, coś, czego nie chciałaś, czy coś, czego chciałaś?

 

Punkt widzenia Belli

 

              – ...coś, czego chciałaś? – zapytał pewnym głosem. Jego słowa raniły jak sztylety. Boże, w co ja się wpakowałam!

              – Jake... – Zobaczyłam jego minę. Wyglądał tak, jakby od tej odpowiedzi zależało moje życie. Chciałam to ratować. Ten związek. Dopóki nie pojawił się ten cholerny Cullen, wszystko było między mną a Jacobem w porządku. A teraz? Tragedia. Musiałam skłamać. – Nie wiem, czemu to zrobiłam. To było nagłe. Chciałam... nie wiem, co chciałam, ale na pewno nie pocałunku. Traktuję go jak kolegę – nic nie znaczącego kolegę, zaś ciebie kocham i chcę z tobą być. – powiedziałam. Ciekawe, na ile szczerze mi to wyszło. Oby na tyle, by uwierzył. Jake był spostrzegawczy, a ja byłam marną aktorką. Spojrzałam na niego. Uśmiechał się.

              Kocham cię. – powiedział łagodnie. Byłam zdezorientowana, ale skoro dostałam drugą szansę, na pewno jej nie zmarnuję.

              Ja też cię kocham. Zapewniam, że chcę być tylko z tobą. – Uśmiechnęłam się sztucznie. Czy teraz tak ma być? Mam mu posyłać nieprawdziwe uśmiechy i pocałunki? Tylko dlatego, że jakiś pajac mnie w sobie rozkochał? Koniec tego dobrego. Powoli zakochuję się w Edwardzie, dlatego im szybciej zerwę z nim kontakt, tym lepiej.

              Pozmywałam po kolacji. Jacob się położył, bo był bardzo zmęczony. Dlaczego byłam na tyle głupia, aby się z NIM całować? Aby go pocieszać? Koniec tego. Ktoś taki jak Edward Cullen od dziś dla mnie nie istnieje.

 

Punkt widzenia Edwarda

 

              Wjechałem autem do garażu. Potrzebowałem z kimś szczerej rozmowy. Od razu pobiegłem do pokoju Alice. Zapukałem szybko trzy razy.

              – Proszę odpowiedział kochany głos.

              Hej, to ja. – Usiadłem koło niej na łóżku.

              Eddie, coś się stało?

              Kocham ją. Pocałowałem ją – odrzekłem prosto z mostu.

              A kogo kochasz i kogo pocałowałeś? – spytała wyraźnie spięta.

              Bellę Swan! – wykrzyknąłem. Alice była zszokowana.

              Kochasz... że kogo?! – ryknęła. – Jak możesz ją kochać?! Dlaczego ją pocałowałeś?! Ona wychodzi za mąż, idioto!

              Liczyłem na rozmowę, nie na kazanie – powiedziałem ponuro.

              Eddie, powinieneś się od niej oddalić, bo tylko zepsujesz jej życie. – Zastanowiła się przez chwilkę. – Widział to ktoś?

              Tylko Jacob – odpowiedziałem beznamiętnie. Ciekawe, co wyrażała moja twarz. Też chyba zero emocji.

              Skończ z tym, zanim będzie za późno – doradziła mi.

              Idę na piwo z Leo.

              Wyszedłem z jej pokoju. W drodze do garażu spotkałem matkę.

              Edward? Coś się stało? – spytała wyraźnie zmartwiona.

              Zakochałem się w kobiecie, która wychodzi za mąż. Odpowiedź brzmi: nie. Może uda mi się zdobyć zaproszenie na ślub. – Moja wypowiedź ociekała sarkazmem.

              Edward, daj spokój. Powiedz prawdę... domagała się Esme.

              Ale to prawda! Zakochałem się w kobiecie, która niedługo wychodzi za mąż! Może uda mi się otrzymać zaproszenie... – powtórzyłem, coraz bardziej przygnębiony, po czym wyskoczyłem z domu. Odpaliłem mój samochód i pojechałem prosto do baru. Był tam już Leo.

              Cześć, stary. Długo cię nie było. Dwa piwa! – zawołał.

              Hej. Sorry, miałem trochę problemów.

              A kiedy mi opowiesz o swoim problemie numer jeden?

              Pamiętasz „Pasztet”? – spytałem.

              Jasne. To koleżanka Alice. To brzydkie coś.

              Nie wytrzymałem, wstałem i uderzyłem go z pięści w brzuch.

              – Hej... Auć! wystękał. – O co ci chodzi?

              Nie mów tak więcej – wywarczałem wściekły. Alice miała racje. Im szybciej się od niej oddalę, tym lepiej dla niej i dla mnie. Zniszczę jej niepotrzebnie życie. Ciekawe, czy już tego nie zrobiłem.

              O co ci chodzi? – Niczego nie rozumiał.

              Wczoraj byłem z Alice na kolacji u Belli Swan.

              Wow...

              Zakochałem się w niej. Jest taka piękna, taka słodka... rozmarzyłem się. Kolega patrzył na mnie jak na skończonego świra.

              Masz rację. To jest coś. „Mega” problem. – Uśmiechnął się. – Wyluzuj. To dlaczego nie możesz się koło niej pokręcić? Każda laska po tym była twoja.

              Bo ona wychodzi za mąż! – warknąłem.

              Przez resztę wieczoru byłem o wiele bardziej uśmiechnięty. Za dużo wypiłem. Bawiliśmy się z Leo jak za dawnych, dobrych czasów... aż nadszedł czas zamknięcia lokalu. Wyszliśmy śmiejąc się. Nagle ktoś mnie popchnął w ciemną alejkę za barem. „Na pewno będę miał siniaka”, pomyślałem. Za chwilę Leo wylądował na ziemi obok mnie. Spojrzałem do góry. Nade mną stali trzej wysocy mężczyźni...

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin