Rozdział 6.doc

(39 KB) Pobierz
Rozdział 6

Rozdział 6

Kłopoty

 

Punkt widzenia Edwarda

 

              Czego oni od nas chcą? Po co tak się upiłem? Próbowałem na nich patrzeć, jednak jedyne, co widziałem, to ich mięśnie. Jeden z nich podszedł bliżej, a pozostali wyciągnęli broń. Nie widziałem ich twarzy. Po pierwsze dlatego, że byłem tak pijany, że wszystko mi się rozmazywało. W końcu pierwszy mężczyzna podszedł na tyle blisko, że snop światła padł prosto na jego twarz. Mój boże! Moje serce zaczęło bić szybciej. Poczułem się jak małe dziecko, które zaraz dostanie kazanie, a potem się je zbije. Bałem się – potrafię się do tego przyznać.

              Cześć, prawniczku-prawiczku. – Zaśmiał się. Wstałem, gdyż nie wytrzymałem. Jak mógł? O co mu chodziło?

              Czego ode mnie chcesz?! Masz ją, a ja nie. Nie rozumiem, po co ci to!

              Drugi z mężczyzn wycelował we mnie.

              Siad – powiedział jak do psa, choć nim nie byłem.

              Spokojnie, Jazz, jeszcze nie czas na to – odrzekł spokojnie Jacob.

              Kim ty, do cholery, jesteś?! – krzyknąłem. – Na mechanika to nie wygląda! – Zacząłem panikować. Sytuacja robiła się niebezpieczna.

              Skąd wiesz, że nim jestem? – zapytał spokojnie, aż za łagodnie. – Jesteś prawnikiem. Gdybyś był policjantem, znałbyś aż za dobrze nazwisko Black.

              Black... Black... Zaczęło mi coś świtać. Billy Black, szef gangu w Seattle. Bzdura, on już nie żyje. Zmarł z przyczyn naturalnych. Miał dwóch synów, jednak niewiadomo gdzie się podziali.

              Co do tego wszystkiego ma jakiś Black? – spytał sennie Leo.

              Jacob i Emmett Blackfacet zaśmiał się ponuro. – Ale wróćmy do tematu. Mam kilka kwestii do omówienia.

              Pocałowałeś Bellę, wiesz, kim jesteśmy, widziałeś nas z bronią, napadliśmy na ciebie... To wszystko. Zginiesz, Cullen – wycedził trzeci.

              Widzisz, Wyatt też by był dobrym prawnikiemJacob uśmiechnął się złośliwie.

              Czego od nas chcecie?! – krzyknąłem. Czułem, że jestem bliski omdlenia.

              Bella lubi cię za bardzo. Nie mogę na to pozwolić. Ona jest moja! Rozumiesz? Moja!

              I co zrobisz? Zabijesz mnie... nabijałem się z niego mimo zdrowego rozsądku. Gdybym nie był pijany, zauważyłbym, że ta sytuacja jest poważna, jednak postrzegałem teraz wszystko jako komedię.

              Dosyć tego! – krzyknął Jacob. – Chłopaki, pamiętacie gdzie mieszkałem, zanim przeniosłem się tutaj?

              Jasne – powiedział Jasper.

              Zabierzcie go tam. Zawiążcie, zakneblujcie i zamknijcie w moim starym domu w piwnicy. Nauczy się pokory. – Odwrócił się do mnie i spojrzał na mnie ze wściekłością. Jego oczy aż się świeciły od gniewu. Sytuacja zaczęła do mnie powoli docierać. – Po miesiącu tej „lekcji”, osobiście cię zabiję.

              Hej, Jake, a co z tym drugim? – spytał Wyatt.

              Tak... jego też – warknął. – Wracam do Belli, bo zauważy, że mnie nie ma.

              Odszedł z szerokim uśmiechem na twarzy. Bawiło go to. Gdy zniknął za rogiem, dostałem czymś ciężkim w głowę i zanurzyłem się w pięknej ciemności, w której widziałem tylko Bellę.

 

Punkt widzenia Belli

 

              Obudziłam się w nocy, gdyż było bardzo gorąco. Zaczęłam kręcić się po domu. Włączyłam film na DVD i zauważyłam, że w pilocie nie ma baterii, bo ostatnio razem z Jacobem przenieśliśmy je do radia w sypialni. Czułam, że robię się czerwona. Podreptałam tam na paluszkach. Jacoba nie było! Wystraszyłam się. Gdzie mógł o tej porze pójść? Wyjrzałam przez okno. Motocykl Jake’a – „Wolf” stał tam, gdzie zwykle. Poszłam po komórkę, żeby zadzwonić do niego. Wykręciłam numer. Niestety, jego telefon był w kuchni. Usłyszałam otwieranie drzwi.

              Jacob? – zawołałam przestraszona.

              Bella? Czemu nie śpisz? – Podszedł do mnie i mnie przytulił.

              Nie było cię – stwierdziłam, coraz bardziej zła.

              Tak, rzeczywiście. Było gorąco. Poszedłem się przejść.

              Spojrzałam w jego oczy. Zazwyczaj miał je dziwne, gdy kłamał, jednak widocznie  teraz mówił prawdę.

              – Chodź, położymy się.

              Poszłam za nim. Jacob szybko usnął, a ja postanowiłam wszystko dokładnie przemyśleć.

              Kiedyś mój związek z Jacobem wyglądał całkiem inaczej. Budziliśmy się razem, jedliśmy razem śniadania, razem jechaliśmy do pracy autobusem. Zawsze po pracy chodziliśmy do restauracji, baru... Było cudownie. Jacob był taki słodki, kochany. Był dla mnie wszystkim. Dlaczego akurat teraz Cullen musiał to wszystko popsuć? Dawniej Jacob i ja byliśmy jak jedna osoba. Tak samo myśleliśmy, to samo lubiliśmy. Teraz zachowujemy się, jakbyśmy byli małżeństwem od dwudziestu pięciu lat! Dużo bym dała, żeby to się zmieniło... żeby wszystko wróciło. Drugi raz przysięgłam sobie, że nie zbliżę się do Edwarda, nie będę o nim myśleć. Tylko jak to zrobić, skoro wszystkie moje myśli krążą wokół jego? Jak mogę pracować, śmiać się? Jak?! To dla mnie za dużo. Moje ciało nie potrafi mieścić w sobie tyle emocji naraz.

              Byłam tak pochłonięta tymi rozmyślaniami, że zasnęłam...

              Rano wstałam wyspana i szczęśliwa. Tylko raz wkradł mi się do głowy obrazek Edwarda Cullena. Zrobiłam omlety na śniadanie i zawołałam Jake’a. Był jakiś inny. Równie zadowolony z życia jak ja. Uśmiechał się od ucha do ucha i gwizdał. Lubiłam u niego taki nastrój, bo wtedy i ja byłam naprawdę żywsza. Usiedliśmy do stołu.

              Co dzisiaj robisz, Bello?

              Razem z Alice mamy wolne. Chciałam się wybrać na zakupy.

              To kto zostaje w restauracji? Myślałem, że to ty i Alice jesteście tam takimi jakby... kierowniczkami? – Zaśmiał się.

              Piper i Alex dzisiaj nas zastępują. Austin postanowił dać nam trochę odetchnąć. – Uśmiechnęłam się ciepło. – A ty? Co będziesz robił?

              Pomyślałem, że zabiorę cię dzisiaj na kolację do restauracji.

              Jeju, jak ja nie cierpię restauracji. Nie wytrzymam drugiej romantycznej kolacji u boku Jacoba. Musiałam ratować to śniadanie, bo Jacob patrzył się na mnie z wyrazem twarzy mówiącym: „Oszalała?”.

              Jacob, nie lubię restauracji. Nie moglibyśmy iść do jakiejś włoskiej lub chińskiej knajpki? Może być nawet rosyjska, byle tylko nie do restauracji.

              Patrzył na mnie w zdumieniu. Ups... Zapomniałam o jednej ważnej rzeczy. Jake myślał, że lubię bogate, ekskluzywne restauracje.

              Dobrze – odpowiedział, a na jego twarzy formował się coraz wyraźniejszy uśmiech. – Możemy iść do rosyjskiej.

              Uśmiechnęłam się. Ten to wiedział, jak mnie rozbawić. Zaczęliśmy się obydwoje głośno śmiać. Po zjedzonym śniadaniu razem z Jake’iem pozbieraliśmy wszystkie naczynia i włożyliśmy je do zlewu.

              Bella, muszę już iść – powiedział smutno. Wiedziałam, o co mu chodziło. Też nie chciałam się z nim teraz rozstawać. Wszystko znowu było idealnie.

              Pocałował mnie namiętnie, po czym z lekkim „Zobaczymy się wieczorem”, wyszedł z domu. Gdy usłyszałam zamykane drzwi, pobiegłam do sypialni. Tam pod stertą moich ubrań leżał mój pamiętnik. Zawsze wpisywałam tam swoje odczucia w danej chwili. Przestałam pisać całkiem niedawno. Otworzyłam na ostatniej zapisanej stronie. Głosiła: „27 Marca 2007 roku”. Tak, wtedy wprowadziliśmy się z Jacobem do tego mieszkania. Spojrzałam niżej. Rozpoznałam mój charakter pisma.

              „Właśnie skończyliśmy się rozpakowywać. Dobrze jest mieć własne mieszkanie. Emmett nic nie mówił, ale musi być denerwujące mieszkać z bratem i jego dziewczyną. Nie czułam się tam zbyt swobodnie. Teraz to co innego. Najbardziej podoba mi się sypialnia. Duża, pomalowana na piękny, błękitny kolor – taki, jak na niebie w bezchmurny dzień. Meble są z jasnego drewna, na podłodze równie jasny dywan. Łóżko jest naprawdę duże. Nawet gdyby Jake i Emmett się na nim położyli, prawdopodobnie jeszcze bym się zmieściła. W pomieszczeniu jest naprawdę dużo obrazów. Kocham sztukę, ponieważ jest taka... niewinna. Łazienka jest zaraz przy sypialni. Też nie jest wcale mała. Ma kabinę prysznicową, dużą wannę, umywalkę, półki dookoła i śliczny dywan koloru podobnego do khaki. Kuchnia jest mała, ale mieszczą się w niej wszystkie potrzebne rzeczy. W salonie jest duży plazmowy telewizor, jasna kanapa, biurko z komputerem i wieżą, a zaraz obok jadalnia z wielkim stołem na chyba osiem osób. Mieszkanie ma duże okna. To mi się najbardziej podoba. Jest tu tak jasno...

              Nie wiem, dlaczego to opisuję, po prostu czuję, że kiedyś, w przyszłości, będę chciała przeczytać, jak bardzo się cieszyłam z tak błahego powodu. Kocham to mieszkanie, zakochałam się w nim bez opamiętania, tak samo jak w moim Jacobie. Mam nadzieję, że kiedyś, gdy będę smutna, otworzę tą kartkę i zobaczę, że nigdzie z nikim nie będę tak szczęśliwa jak tutaj, przy moim jedynym.”

              Zadzwonił dzwonek. „To pewnie Alice”, pomyślałam.

              Już idę!

              Otworzyłam drzwi. Stała w nich zapłakana Alice. Nie mogło być to nic dobrego.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin