Rozdział 11.doc

(28 KB) Pobierz
11

11.

Ciemność

 

              - Śpi? – zapytał ktoś.

              - Tak, zasnęła.

              Wrócił Edward, ale Jacob nie wyszedł. Tak, jak obiecał nie zostawił mnie samej.

              - Edward, czy możemy porozmawiać? Chodzi o Bellę.

              - Oczywiście, ale wyjdźmy na korytarz.

              Usłyszałam oddalające się kroki. Nie spałam już, ale oczy wciąż miałam zamknięte. Bardzo ciężko mi się oddychało. Na szczęście bóle kości ustały po cyklu kroplówek.

              Musiałam porozmawiać z Edwardem. Następnego dnia miałam mieć przeszczep, ale to że wyzdrowieję nie było przecież pewne. Mój organizm był już na tyle wycieńczony, że mogłam nawet umrzeć w trakcie operacji.

              Musiałam przekonać Edwarda, aby to zakończył.

              Wciąż leżałam z zamkniętymi oczami, gdy ktoś wszedł do pokoju. To była pielęgniarka. Zdjęła mi z twarzy maskę tlenową i podała znów jakąś kroplówkę.

              Otworzyłam pomału oczy. Edward stał obok łóżka. Nie zdziwiłam się, że nie usłyszałam, kiedy wszedł. Zawsze poruszał się bezszelestnie.

              - Gdzie Jacob? – zapytałam.

              - Musiał wracać – odpowiedział cicho Edward i usiadł na krześle, które stało przy łóżku.

              - Dobrze, że jesteśmy sami. Musimy o czymś porozmawiać – udało mi się powiedzieć i zaczęłam kaszleć, znów brakowało mi powietrza.

              - Spokojnie Bello, nie mów zbyt dużo.

              - Edward… jest jeden sposób, aby to zakończyć. Wiesz o tym.

              - To nie jest takie proste.

              - Ale ja mogę nie przeżyć przeszczepu.

              - Nie mów tak, wszystko będzie dobrze – pogładził mnie po włosach.

              - Ale obiecałeś… - wyszeptałam ze łzami w oczach.

              - Bello, jeszcze nie teraz. Jeszcze mamy czas.

              - Jak to? Nie zgadzasz się? Odmawiasz? O…odmawiasz? – to słowo ledwo przeszło mi przez gardło, do oczu napłynęły mi łzy. – Nie możesz odmówić mi w takim momencie, w takiej chwili. Proszę, Edwardzie…

              - Bello, nie mogę tego zrobić teraz.

              Wszystko wokół mnie zawirowało. Jego słowa uderzyły we mnie z ogromną siłą. Nie mogłam w to uwierzyć. Odmówił. A tak bardzo wierzyłam, że to wszystko skończy się dzięki niemu, że będę taka, jak on. Nieśmiertelna.

              Serce chciało wyskoczyć mi z piersi. Poprzez sprzęt kardiologiczny słyszałam coraz szybsze jego uderzenia. Nagle… zaczęłam odpływać. Słyszałam już tylko szumy i wykrzykiwanie pojedynczych słów. Wydawało mi się jakby wszystko wokół mnie wirowało.

              - Defibrylator! – usłyszałam krzyk lekarza.

             

              - Tracimy ją!

              A potem coś mną szarpnęło. W ciemności, jaka mnie ogarnęła, zobaczyłam światło, które stawało się coraz jaśniejsze. To już nie był sen. To działo się naprawdę. Coś mną targnęło drugi raz i wtedy światło eksplodowało.

              Coś próbowało zabrać mnie z ciemności do przenikliwie jasnego światła. Intuicja podpowiadała mi, żeby uciec, ale nie miałam jak. Światło było coraz jaśniejsze, takie oślepiające, coraz bardziej i bardziej…

              I wtedy nastała już tylko ciemność…

              …………………………………………..

              ……………………………………………………………

              ………………………..

              ……………………………………………………………………………

              ………………………………………………………………………………………

              ………………………………………

              ………………………………………………………………………………………….

              ………………………………………………………………………..

              ………………………………………………………………………………

              …………………………………………………….

              ……………………………………………………………………………………

              …………………………………………………………………………………………

              …………………………………………………………………………………………...

              ………………………………………………………………………..

              ………………………………………

……………………………………………………………….

…………………………………………………………………………………

- Dlaczego ona? Przecież ona, to całe moje istnienie, wszystko co mam. To ona zastępowała mi powietrze i serce, które nie może już bić. To właśnie przy niej moje kamienne serce odradzało się na nowo… Co będzie dalej? Przecież nie mogę żyć bez niej. To wszystko moja wina.

- Edwardzie, nie możesz za wszystko się obwiniać.

- Kiedy tak właśnie jest. Gdybym nie stanął jej na drodze…

- Masz  nas. Wiem, że to dla ciebie trudne. Ale jeszcze nie wszystko stracone. Przecież w to wierzysz. Jesteśmy rodziną, jesteśmy dla siebie oparciem i pocieszeniem w ciężkich chwilach.

- Ale ja nie wyobrażam sobie dalszego istnienia bez niej, Esme. Doskonale o tym wiesz.

- Wiem synku.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin