Rozdział 7.doc

(35 KB) Pobierz
Rozdział 7

Rozdział 7

La Push

 

Punkt widzenia Edwarda

 

              Obudził mnie straszliwy ból głowy. Nie będę więcej pił... Próbowałem wstać. Na nic. Otworzyłem oczy i zobaczyłem jakąś szafę. Rozejrzałem się dookoła – na tyle, ile mogłem – i zauważyłem, że jestem w jakimś pomieszczeniu. Wydarzenia poprzedniego wieczora zaczęły mi powoli świtać w głowie. Jacob. On za to wszystko był odpowiedzialny. Byłem, z tego, co pamiętam, w jakiejś piwnicy starego domu. Nikt tu dawno nie zaglądał, bo wszędzie były pajęczyny, z wyjątkiem okolicy drzwi. Byłem związany, ale na szczęście nie zakneblowany.

              Leo? – rzuciłem w przestrzeń.

              Tu jestem. Długo spałeś, śpiochu. – Uśmiechnął się. Zdenerwowałem się. Powinien się bać. Jesteśmy niewiadomo gdzie, a on się uśmiecha! Próbowałem się podnieść, żeby oprzeć się o ścianę.

              Od dawna nie śpisz? – zapytałem. – Wiesz, gdzie jesteśmy?

              Jechaliśmy jakąś autostradą. Widziałem tylko, że jesteśmy w małym miasteczku. Nic więcej nie wiem. – Przerwał. – Kim oni są? Jak zadarłeś z najgorszym gangiem w Stanach? – jego głos podnosił się z każdym słowem. Uśmiechnąłem się gorzko. Jestem tu przez miłość.

              – To był Jacob. – Teraz dopiero to do mnie dotarło. Bella z pewnością nie wie, kim jest jej narzeczony. – Przyszły mąż Belli Swan.

              Czym mu się naraziłeś? – zapytał zdesperowany. Wróciło wspomnienie Belli całującej mnie w moim samochodzie.

              – Całowałem się z nią, a on to zobaczył.

              Leo spojrzał na mnie ze strachem w oczach.

              Oni chcą nas zabić! Przez ciebie! – krzyczał coraz głośniej.

              Uspokój się. Histeryzowanie nic nie da. – Wziąłem głęboki oddech. Nie bałem się, mimo, że mieliśmy zginąć. – Musimy raczej pomyśleć, co dalej robić. Nie możemy siedzieć i czekać na śmierć.

              Łatwo mi było mówić, ale z minuty na minutę robiłem się coraz bardziej zdenerwowany. Nie było jak się stąd wydostać. Nagle usłyszeliśmy kroki i ktoś zaczął otwierać drzwi do piwnicy. „Co? Tak szybko? Jezu, naprawdę zginiemy”, to była moja ostatnia myśl, zanim nieznajomy wszedł do pomieszczenia.

 

Punkt widzenia Belli

 

              Alice, co się stało?

              Edward... wyjąkała. Szlochała coraz mocniej.

              Złapałam ją za ramiona i zaprowadziłam na kanapę. Starałam sama się nie martwić.

              Spokojnie, Alice, spokojnie. Co się stało z Edwardem? – Właśnie złamałam własną obietnicę. Cienka jestem w dotrzymywaniu ich.

              Nie wiem, nie wrócił na noc do domu.

              Odetchnęłam z ulgą. Myślałam, że to coś poważniejszego. Co mnie on obchodzi? Czy to nie ja wczoraj sobie obiecałam, że będę miała go gdzieś?

              Alice, to dorosły mężczyzna. Może się u kogoś zatrzymał. – Chciałam mieć rację, nie mam zamiaru się o niego cały czas martwić. Dzwoniłaś do niego?

              Kilka razy. – Coraz bardziej się załamywała.

              Rozumiem, że nie odbierał?

              Kiwnęła głową.

              – Co na to Carlisle i Esme?

              Powiedzieli, że oprócz dzwonienia do niego i jego znajomych nie możemy nic zrobić, bo policja szuka dopiero po iluś tam godzinach – odpowiedziała smutno. Była tak bardzo przywiązana do Edwarda.

              Dobra. Jeżeli się nie uspokoimy, to nic nie zdziałamy – powiedziałam pewna siebie. – Chodź. – Wzięłam ją za rękę i pociągnęłam do kuchni. Wyjęłam dwie szklanki i zaparzyłam zioła. To powinno ją uspokoić.

              Będziemy pić herbatkę?! – jej głos stał się piskliwy jak u dziecka.

              Nie. Będziemy się relaksować. W tym stanie nie zrobimy nic przydatnego.

              Słyszałam o tym – powiedziała cicho. O tym?

              Co ci powiedział? – spytałam ostrożnie.

              Całowałaś się z nim. – Spojrzała na mnie. – Co cię do tego zmusiło?!

              – Nie mam pojęcia. – Wcale nie skłamałam. Nie wiedziałam, co mnie do niego ciągnie. Kochałam Jake’a, ale zaczynałam kochać i jego. To nie było normalne. – Alice, musimy się uspokoić i potem pomyśleć, co robić.

              Dobrze... - westchnęła. – Musimy pomyśleć.

              Zaczęłyśmy rozmawiać o Edwardzie. Gdzie mógł pojechać, z kim mógł pojechać, z kim mógł się umówić. Wyszło na to, że Alice i jej rodzice rozmawiali ze wszystkimi oprócz jednej osoby – sekretarki Edwarda i Leo. Alice pojechała do rodziców i stwierdziła, że pojedzie z nimi do biura Edwarda.

              Pomyślałam, że dobrze będzie, jeśli posprzątam. Rzadko bywam w domu, tak jak Jacob, ale kurz osiada wszędzie. Wyciągnęłam odkurzacz i wszystko porządnie odkurzyłam, starłam kurze, umyłam szafki. Dzień szybko mi minął. Nie myślałam o Cullenie. Postanowiłam go wyrzucić ze swojego życia, bo na pewno nic mu nie jest. Skoro miałam iść na kolację z Jacobem, musiałam mieć w co się ubrać. Obmyśliłam sobie wszystko. Ta kolacja to moje przeprosiny. Powiem wszystko Jacobowi. Całą prawdę. Pojechałam do największej galerii w tym mieście. Gdy wybierałam między piękną, jedwabną sukienką w kolorze jasnego różu, a seksowną, czerwoną z satyny, ktoś poklepał mnie po plecach.

              Bella! Jak miło cię widzieć. – Gdy usłyszałam ten głos, pożałowałam, że nie założyłam czegoś z szafy.

              Jessica, tak się cieszę, że cię widzę.

              Utyłaś.

              Gdy to powiedziała, przypomniały mi się dawne czasy. Zawsze byłam tą złą, zawsze tą, która jest niedobra.

              – Powinnaś zacząć chodzić na siłownię. Dobrze by ci zrobiła. – Zatrzymała się. – Och, chyba, że twój mąż woli, żebyś gotowała.

              Zaczęłam robić się czerwona ze złości, więc odłożyłam sukienki, żeby ich nie zniszczyć.

              Nie mam męża, ale mam... – Nie pozwoliła mi dokończyć:

              Och, skarbie. Nikt cię nie chce? – Przytuliła mnie. – Nie martw się. Na pewno ktoś się z tobą zwiąże. – Odsunęła się ode mnie. – Bello, nawet najgorsze pasztety w końcu kogoś znajdują.

              Przesadziła. Nigdy nie byłam typem awanturnicy. Byłam spokojna, aż wszyscy się dziwili. Ludzie mnie przezywali, gardzili mną, dręczyli, jednak ja nic na to nie mówiłam. Wszystko ignorowałam. „Powinnam się zmienić”, pomyślałam.

              Ty stuknięta kobieto! Mam narzeczonego! Odczep się ode mnie, bo wstyd mi koło ciebie stać! A tak właściwie to... pasztetem jesteś ty.

              Zgarnęłam ze złością obie sukienki i poszłam prosto do kasy. Wyobrażałam sobie jej minę, kiedy na nią nawrzeszczałam. Jacob będzie wkurzony. Zapłaciłam tysiąc dolarów! Jessica Stanley nie działała na mnie tak, jak inne rówieśniczki. Pojechałam do domu i spotkała mnie niemiła niespodzianka – winda znowu się zepsuła. Pobiegłam po schodach na górę i przebrałam się w czerwoną sukienkę. Jake przyjedzie za piętnaście minut. Poczułam, że musze się komuś wyżalić. Wyciągnęłam mój pamiętnik i zaczęłam pisać:

              „Koniec z oszukiwaniem samej siebie. Dzisiaj kończę z Edwardem i mam zamiar żyć długo i szczęśliwie z Jake’iem. Kocham go. On jest moim przyjacielem. Dopiero wtedy, gdy polubiłam za bardzo Edwarda, dowiedziałam się, co bym straciła. Z Jacobem ułożę sobie życie, tak jak zawsze marzyłam. Nie zostawię go...”

              Nie zdążyłam dopisać do końca tego zdania, bo wszedł Jacob.

              Hej, hej! Bella?

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin