Wyłącznie Mój SK8.doc

(79 KB) Pobierz

WYŁĄCZNIE
MÓJ sk8
SKINNYBOY



Maxowi, którego – mimo tylu lat – kocham nadal


    Dzień od samego początku wydawał się stracony, nie tylko ze względu na to, że nie było nigdzie żadnej imprezy, na którą warto by pójść. Nie dlatego też, że nie było pogody. Wtedy przynajmniej można by pójść i powłóczyć się po mieście albo przynajmniej wziąć zimne piwo i walnąć się na tarasie i poopalać. Zjarać jakiegoś jointa i popatrzeć na skejterów jeżdżących po drugiej stronie ulicy (marząc, żeby z  jakimś wylądować w łóżku; marzenia marzeniami, ale ja już miałem swojego, więc nie było to na poważnie).
    Ale nic z tego: było zimno i pochmurno. Gdy rano obudziłem się, nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, więc doszedłem do wniosku, że jednak może pójdę na zajęcia, złapię przynajmniej obecności i będę mógł kiedyś sobie zrobić wolne.
    No i dotarłem do szkoły. Od razu pobiegłem do sali wykładowej, nie marnując jak zwykle czasu przy kiosku, aby kupić jakąś gazetę czy colę. Zobaczyłem tam od razu mojego kochanego, siedział i adorował jakąś tlenioną blondynę z piersiami jak świętej pamięci Lola Ferrari. Zachichotałem. Jak zwykle robił panience nadzieję, że przeleci ją taki ładny skejt i że będzie mogła pochwalić się nim przed  koleżankami, jakiego to chłopca złowiła na wykładzie. Panienka, nawet patrząc z pewnej odległości, była gotowa dać mu się przelecieć nawet w sali wykładowej. Po raz kolejny roześmiałem się pod nosem. Taki grzyb. Ten skejt, jedyne kogo potrafił wydymać, to mnie, łysego sukinsyna chodzącego w ciężkich Doc'sach. Jak mnie zobaczył, od razu się rozpromienił i stracił zainteresowanie panną. Uwielbiał je podrywać i łamać serce. W sumie był niezłym skurwielem w stosunku do tych pseudointeligentnych panienek, co chodzą na naszą uczelnię. Wyjął plik komiksów, więc przynajmniej te półtorej godziny nie będzie stracone.
    Jak zwykle trochę się posprzeczaliśmy na dzień dobry (między innymi o to, jakim to ja jestem beznadziejnym kumplem, jak go wczoraj wychujałem z kasą; z mojej strony poszły bluzgi na temat jego beznadziejnych adików, wiecznie przepoconych i śmierdzących). Jak zwykle – świetny ubaw.
    Czas szybko mijał. Ale pod koniec już nie mogłem wytrzymać, jako że wiedziałem, że zaraz po zajęciach jedziemy do niego i będę mógł się dorwać do jego bokserek i (co najważniejsze) tyłka. Widziałem, że on też nie może wyrobić, żeby nie rzucić mi się na szyję i nie wpakować mi języka aż do gardła. Strasznie z niego uczuciowe zwierzę.
    W końcu okres męczarni dobiegł końca. Jeszcze tylko przez godzinę jechaliśmy autobusami (ależ ten czas się dłużył, mogliby coś zrobić z tymi korkami!) i w końcu drzwi od jego mieszkania zamknęły się za nami. Mogłem rzucić plecak w kąt i przytulić się do niego. Jezu! Zacząłem znowu wariować, zwłaszcza, że u niego w chacie jest zawsze bardzo ciepło i zawsze się człowiek trochę spoci, jak wejdzie. Teraz też. Jak wsadziłem swoje zimne ręce pod jego koszulę, to już mogłem wyczuć niewielkie kropelki potu.
    – Jezu, łysolu, przestań! – zaczął.
    – Nie pieprz, że cię to nie podnieca! – odparłem.
    Zacząłem go całować. Naparłem lekko i wylądował plecami na szafie.
    – Gdzie to zrobimy, skejcie? – zapytałem.
    – Nie wiem, byle szybciej... Zerżnij mnie dziś porządnie...
    – Nie ma sprawy... Jeszcze tego nie robiliśmy w przedpokoju. Co ty na to?
    – Nie pieprz, zaczynaj... – i zabrał się za moją koszulę (taką zwyczajną, w kratę, pod nią miałem białego t-shirta), w końcu zdjął mi ją. Ja go z kolei pozbawiłem bluzy marki Clinica i rozpiąłem jego szerokie spodnie Massa, które natychmiast opadły. Pod bokserkami od razu zobaczyłem jego sztywnego członka. Co za widok! On szybko rozpiął mi pasek, guziki, i  wsadził rękę w moje bokserki. Jego ręka lekko muskała mojego kutasa, drażniąc mnie niesamowicie. W końcu zsunął mi trochę spodnie i bokserki.
    – Pokaż mi, co już umiesz –  powiedział, a ja naśliniłem swojego twardziela i jego otworek, przyłożyłem, pchnąłem mocno i od razu znalazłem się w jego wnętrzu. Zacząłem go pieprzyć, jednocześnie drażniąc jego członka ręką. Językiem muskałem go za uchem.
    – Pieprz mnie, ku*wa, uwielbiam to – zaczyna pojękiwać, gdy tylko przyspieszam. – Spuścisz się we mnie?
    – Jasne, że tak. Jak zawsze – odpowiedziałem i znów przyspieszyłem. Słychać było tylko nasze oddechy i poklask moich jaj na jego dupie. Za chwilę skończę, zaraz po tym, jak on skończy. Zawsze tak jest... No i jest. Nie dość, że poczułem jego spermę w swoich palcach, to jeszcze poczułem, jak mięśnie jego tyłka zaczęły się zaciskać. Już nie mogłem dłużej wytrzymać. Spuściłem się w niego. Wydawało mi się, że nigdy nie skończę. Tyle spermy!... Przytuliłem się do niego całym sobą.
    – Dość – powiedział w pewnym momencie. – Wystarczy. Ku*wa, nawet, człowieku, nie zdjęliśmy butów. Ani podkoszulków, nie mówiąc o spodniach!
    – Ciężko przy tobie jeszcze o tym pamiętać. Zwłaszcza, jak masz ochotę na seks, dzieciaku – zsunąłem się z jego pleców i zacząłem zdejmować moje glany. Spojrzałem w górę. Stał obok mnie, wciąż bez bokserek. Jego twardziel nadal mierzył prosto we mnie. Wiedziałem, czego chce.
    Oparłem się plecami o ścianę, kucnąłem, on podszedł i swoją słodką pałę wsadził mi w usta. Nawet nie musiałem poruszać głową. Najpierw powoli, do samego gardła, a potem poruszał nią miarowo, tam i z powrotem. Uwielbiam, jak mnie tak traktuje. Jest to lepsze, niż najbardziej dzikie wsadzanie w tyłek w jego wykonaniu (oj, a umie to robić naprawdę dziko, a przy tym z tą swoją dziwną wrodzoną delikatnością; jak on to łączy?). Złapałem rękami za jego pośladki. Spojrzałem w górę, on spoglądał w dół, opierając się rękami o ścianę. W pewnym momencie jego ruchy stały się krótkie i szybkie. Wiedziałem, co to oznacza. Jedną ręką dotknąłem jego jaj i lekko zacząłem je muskać. Wiedziałem, co nastąpi za kilka sekund: potężna (na szczęście nie był to pierwszy wytrysk, bo bym się pewnie udławił) struga jego soku wleje mi się do ust i przy odrobinie szczęścia będzie to tyle, że trochę się wyleje na brodę i będzie miał co ze mnie zlizywać (znaczy się z mojej twarzy). Tym razem miałem szczęście. Było tego tyle, że jeszcze skapnęło mi na buta. Hmm, tego jeszcze nie było... Po wytrysku szybko zlizał z mojej brody ostatnie krople, oczywiście zaczęliśmy się przy tym dziko lizać. W końcu jednak nie wytrzymałem:
    – Jeszcze tam – wskazałem mu na wypastowanego buta, a on spojrzał na mnie pytająco. – A jak myślisz? Wszystko! – dodałem.
    Uśmiechnął się. Czyżby na to miał ochotę?
    – Brawo. Domyślny jesteś!
    Wiem, że skejtów raz na jakiś czas trzeba pochwalić, inaczej stają się nieznośni. A mój skejt stawał się naprawdę nieznośny, jeżeli go nie pochwaliłem przynajmniej pięć razy dziennie. Samozadowolenie i samouwielbienie, to są dwie cechy, które poziomem biją u niego wszystkie inne.
    Pochylił się. Widok naprawdę był budujący: chodzi mi oczywiście o jego ciało. Żadna dziewczyna ani żaden koleś nie ma takiego słodkiego ciałka, jak on. Jest to jeden z powodów, dla których może on robić ze mną, co chce (dosłownie!). Jestem zawsze pod jego kontrolą i zwykle to on mnie zmusza do pójścia do łóżka. Teraz złapał mnie za nogę i nie uwierzycie! Wylizał buta do czysta! A ja znowu miałem ochotę go wypieprzyć. Cholera, to jest najprzyjemniejsza rzecz na świecie: pieprzyć skejta. Albo być wypieprzonym przez skejta.
    – Co teraz zaproponujesz? – jego wielkie oczy spojrzały we mnie. Obaj mieliśmy chyba ten sam ich wyraz: bezwzględne podporządkowanie się drugiemu.
    Wiem co zaproponuję:
    – Chodźmy teraz do bardziej cywilizowanego miejsca.
    – Niom, przydałoby się.
    – Teraz może ty mnie wykorzystasz? Dawno już nie czułem cię w sobie – powiedziałem z nadzieją.
    – Cholera... ile minęło, parę minut? A ja się dwa razy spuściłem. Nie możemy coś innego? Nie mamy już piętnastu lat, żeby  bez przerwy się pieprzyć!
    Uupps! Buntuje mi się! Jakoś dziś jest trochę czupurny. No to trzeba go znowu wziąć i pochwalić.
    – Ale ty na mnie tak działasz, że nie mogę wyrobić, jak cię widzę – powiedziałem i znowu się do niego przytuliłem. Objąłem go. Pewnie będę miał upieprzoną koszulę w jego spermie, przynajmniej trochę, ale to nic.
    – Zdejmiesz mi buty? – zapytałem.
    – Jasne... – schylił się i zaczął rozwiązywać moje białe sznurówki. – Mógłbyś je w końcu zmienić na czarne. Te są za bardzo naziolskie.
    – Czarne ci nie pasują? – odpowiedziałem i pomyślałem, że za chwilę zacznie się gadka na temat mojego stylu ubierania się. Nie jest w sumie gorszy od jego, ale on go nie znosi. Może dlatego, że ja, w odróżnieniu od niego, nie pozuję na totalnego obwiesia, ubieram się elegancko, ale za to mocno. W końcu skinhead-style zawsze był na samym szczycie mody ulicznej. – Może ty zmienisz buty na jakieś inne? – dodałem, co zawsze powoduje u niego lekkie wkurzenie... I nie inaczej jest tym razem. Po sześciu latach spędzonych razem, wiem, co go denerwuje. I czasami uwielbiam to wykorzystywać.
    – Przecież wiesz: lubię adidasy! – rzucił twardo.
    – No właśnie. A ja lubię moje glany z białymi sznurówkami. No i o co chodzi?
    W końcu rozwiązał mi sznurówki i mogłem zdjąć buty. Teraz go wziąłem za rękę i pociągnąłem szybko do jego pokoju, gdzie brutalnie popchnąłem go na łóżko i rzuciłem się na niego. Zerwałem t-shirta i odsłoniłem jego klatę, gładziutką, bez żadnych włosków, ale za to ze sterczącymi na zewnątrz żebrami. Teraz był tylko w samych boksach (jego spodnie zostały w przedpokoju, a moje wciąż się trzymały; nie ma to jak stare, dobre Levisy 501).
    – Jezu, chodź tu, ty pieprzony łysolu – powiedział. Uwielbiam jak zwraca się do mnie z taką czułością. Uśmiecham się do niego. – Mam ochotę na ciebie!
    No, nareszcie. Ale dobrze wiem, że to nic nowego. Bym się zdziwił, gdyby mi kiedykolwiek przepuścił. Wcześniej potrafił mnie wypieprzyć nawet w szkolnym kiblu w czasie dziesięciominutowej  przerwy. I do tego w takim tempie, że zostawało jeszcze trochę czasu na wypalenie papierosa. Nigdy nie potrafiłem mu się skutecznie oprzeć. Ten typ chłopaków ma zawsze to, co chce.
    – Szybko...
    – Co szybko....
    Przestałem go na chwilę całować i zacząłem go głaskać po jego szczecinie. Bez niego byłoby beznadziejnie, nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić. Ileż to razy holował mnie po jakiejś zadymie na szycie łba do szpitala, ileż razy przyjeżdżał, jak byłem chory i siedział ze mną.
    – Ile to już lat? – jego ulubiony temat.
    – Dużo... naprawdę dużo – uśmiechnąłem się. Jest już chyba gotowy na zabawę. Na dalszy jej ciąg.
    – Cholera, działasz na mnie od samego początku tak samo, nic się nie zmieniłeś – lekko łaskocze mnie za uchem.
    – Bez przerwy mi to mówisz... Ale zabierajmy się do skończenia tego, co zaczęliśmy, bo jestem głodny, a ty jutro masz kolokwium... No, koniec tych wspomnień, bo za chwilę się popłaczę ze wzruszenia.
    Wstałem i zdjąłem swoje spodnie i bokserki, on w tym czasie zdjął swoje. Jego członek jest już w pełnym rozmiarze i tylko czeka, żeby coś zbroić. Wyjąłem jeszcze tylko oliwkę, którą podrzuciłem mu. Bez niej nie da rady. Złapał zwinnie.
    – Masz jakiś szczególny pomysł? – pytam.
    – Jeszcze nie – odpowiada. A ja w myślach: pokryj mnie, zerżnij, wypieprz tak, żebym czuł, kto tu jest panem. – Hmm – jeszcze udaje, że się zastanawia.
    – Proszę, wydymaj mnie! Pokaż kto rządzi! Nie opieprzaj się! PLEASE!!!!
    – Wypnij tyłek – w końcu decyduje się, a na jego twarzy zaczyna się malować mina zwycięzcy. Bierze oliwkę. Heh! Nareszcie! O to mi chodziło! Jedyna osoba, która bez pudła wie czego chcę, jak chcę, kiedy chcę i w jaki sposób chcę.
    No to się wypinam. I czekam. Wiem, że nie będzie żadnego wstępu, żadnych czułości. On po prostu wpycha i już!... Czuję, jak wchodzi we mnie jednym zdecydowanym ruchem. Żadnego stopniowego wchodzenia, tylko od razu do samego końca. Pomimo oliwki – ból, łzy w oczach, ale zaciskam zęby, nie wydam żadnego jęku.
    – Weź trochę wyluzuj – mówi cicho do mnie. Zawsze tak mówi. Ale co ja na to poradzę, że taki jestem, albo on, że ma takiego dużego, grubego członka. Rozluźniam mięśnie, ile tylko potrafię. On powoli go cofa, tak mniej więcej do połowy długości, a potem znów wpycha jednym gwałtownym ruchem. Ledwie łapię powietrze. – Co o tym sądzisz? – uśmiecha się.
    – Właśnie takiej jazdy potrzebuję! – odpowiadam i po kilku jego takich pchnięciach już nie wiem, co gdzie jest. Świat z rozkoszy wariuje wokół mnie, oczy mam wlepione w jeden punkt na ścianie (to żółty ślad po jego spermie, jak kiedyś strzelił, gdy wyskoczył ze mnie). A w tyłku jego wielki twardy kutas, kutas mojego najlepszego kumpla i przyjaciela. I najlepszego kochanka na świecie. Zaczynam cicho pojękiwać z rozkoszy, a on razem ze mną. Bo on, jak zaczynał powolutku i na pół długości, tak teraz pieprzy mnie na maksa z niesamowitą prędkością (dobrze, że nie używamy gum, bo od takiego tarcia lateks pewnie by się stopił). W końcu...
    – Jeszcze dwie sekundy... – mówi.
    Domyślam się. Czuję to po jego wyprężonym kutasie i gorących twardych jajach. Aż wszystko mi się w tyłku gotuje i naraz... czuję, jak jego gorąca sperma wlewa się we mnie. A on nie przestaje, dalej mnie posuwa! Wiem... Chce, żebym ja też poleciał! No i czuję, że już nie wytrzymam. Zaczynam strzelać po wszystkim wokół. A on mnie nadal pieprzy, może już nie z taką prędkością jak poprzednio, ale zawsze. Zastopuj, skejcie, bo za chwilę dostanę kolejnego orgazmu! No i dostaję, ale tylko samym skurczem gdzieś w sobie, w środku. Już nie spuszczam się. Nieziemskie uczucie... Po chwili słyszę ten ślizg, ten dźwięk, jaki wydaje jego kutas wychodząc z mojej dupy i pociągając za sobą jego spermę. Opadł na mnie bez sił, a ja kładę się na brzuchu, też bez sił.
    – Jeeezu – mówię. – Kiedy się tego nauczyłeś?
    – Nie wiem, przebłysk geniuszu – zaczyna się chichotać. – Ale było zajebiście. No, nie?
    – Zajebiście to mało powiedziane. Było zajebiście zajebiście! – śmieję się z własnego dowcipu. – Mówiłem ci, że cię kocham?
    – Tia, ostatni raz chyba wczoraj w kuchni – i w końcu udaje mu się dorwać swoimi ustami do moich. Dlaczego nie mogę mieć go więcej w sobie teraz? Obejmuję go mocno, on mnie też.
    Leżeliśmy obok siebie. Jestem wykończony. Po raz pierwszy przeżyłem z nim tą drugą dziwną ekstazę. Jeszcze mnie skurcze łapią, gdy ją sobie przypominam. Jeszcze nigdy tak miło się nie zmęczyłem w czasie uprawiania seksu. Patrzę na niego, a on leży obok i  wpatruje się we mnie.
    – Co robimy dalej? – pytam za jakiś czas... Problem w tym, że mam jeszcze ochotę na dalszą zabawę.
    – Nic mi się nie chce, a zwłaszcza uczyć się – odpowiada. Przysuwam się do niego i dotykam jego klaty. On patrzy na moją. Jestem lepiej zbudowany niż on, ale penisa mam mniejszego. Delikatnie dotykam jego żeber. Dotykam jego członka, trochę go ugniatam, a on od razu staje się coraz twardszy. Patrzę na niego.
    – Popieprzyło cię? – pyta z uśmiechem.
    – O co ci chodzi? – udaję, że nie rozumiem.
    – Chcesz jeszcze raz? Wykończysz mi go! Przecież pieprzyliśmy się piętnaście minut...
    – Cicho, zwierzaku – mówię i przysuwam się do niego jeszcze bliżej. Biorę w rękę nasze dwa kutasy i zaczynam się nimi bawić. On obejmuje mnie swoją ręką.
    – Tak możesz mi robić... – mówi cicho.
    – Chcesz....?
    – Jak myślisz? Ale teraz zrób to delikatnie, OK? Wcale nie mam siły... – jego wielkie szare oczy wpatrują się we mnie.
    – Jezu, nie patrz się tak na mnie – przewracam go na plecy. Wystawiam język i dotykam jego klatki piersiowej i zaczynam zniżać się do jego kutasa. Na chwilę przestaję. – Inaczej, kretynie, nie chciałem, tylko delikatnie. Kocham cię – i znowu zaczynam go lizać. W końcu znajduję buteleczkę z oliwą. On rozszerza nogi. Wylewam trochę na palec i dotykam jego dziurki.
    – Po co... Ty bez tego wejdziesz...
    – Wiem, ale chcę cię trochę pomasować – nalewam oliwki na dłoń i wcieram ją w jego rowek. Wsadzam palec do dziurki – jak leciutko wchodzi! – i podginam go w nim. Wiem, co lubi.
    – Jezu, już nie mogę, bo za chwilę się zleję... – mówi.
    – Wiem... – odpowiadam i zamykam jego usta swoim językiem, a palec wciskam mu jeszcze głębiej... Nie no, on nie może się zlać od mojego palca, po co mam kutasa? I nasmarowałem swojego tą oliwką. Teraz będzie poślizg! Po chwili leżę pomiędzy jego nogami i próbuję znaleźć jego otworek. Znajduję. Wchodzę w niego tak lekko, jak nigdy. Wsuwam się cały. On patrzy we mnie i obejmuje mnie. Aż mi się jajka całe skleiły z jego tyłeczkiem, a on dodatkowo obejmuje mnie nogami. Powoli poruszam się w nim. Podkurczam nogi i udami dotykam jego ciała.
    – Kocham cię, skejcie... – mówię i dotykam jego ramion. Są teraz naprężone i twarde.
    – To wiem... – mówi z wyraźnym trudem.
    – ... zawsze i wszędzie... – dokończyłem.
    Na chwilę przestaję poruszać biodrami. Znowu poruszam się trochę, kiedy czuję, że jakby mi kutas zaczynał mięknąć. Kilka ruchów i znów jest twardy, i znów przestaję. Za pierwszym razem jak go pieprzyłem, to bolało go strasznie, bardziej kwiczał z bólu niż z przyjemności. Sam mi się do tego przyznał. Wtedy, zaraz po tym akcie, usiadłem na kanapie, zapaliłem papierosa i sam dobrze nie wiedziałem, co się naprawdę stało. A on, biedak, leżał jeszcze przez chwilę i nie mógł się podnieść z bólu. Bo... wyszło to tak samo z siebie. Nic nie gadaliśmy na ten temat, a potem nagle dwie pały, jego goły tyłek i... Ani oliwki, ani przygotowania, ani nic!... Potem on podszedł do mnie. Myślałem, że chce mi przywalić, ale nie. Pocałował mnie. W tamtym momencie już wiedziałem, że też tego chciał, i że będzie mój, a ja jego. Kłóciliśmy się ze sto razy, często mówiliśmy sobie rzeczy, których nie powinniśmy mówić, czasem, potem, w samotności płakałem (zwłaszcza po tym, jak się raz pobiliśmy; o co nam poszło, już nie pamiętam). Oczywiście nigdy do tego mu się nie przyznałem. Nigdy nie wytrzymaliśmy bez siebie dłużej niż tydzień. Heh, każdy kiedyś trafi na swoją drugą połowę. My trafiliśmy na swoje wcześnie.
    Teraz on się porusza na tyle, ile może. Pomagam mu w tym. Wyciągam swój język, on to samo robi ze swoim. Złączamy się językami i delikatnie muskamy się. W końcu nie wytrzymuję i biorę go całego do ust. Dopiero teraz uderza we mnie cały zapach będący wokół: pot mojego kumpla i mój własny oraz dwa podobne, ale różne zapachy spermy i delikatnie podkreślający to zapach oliwki. Wszystko to powoduje, że lekko kręci mi się w głowie. Przerywam pocałunek i patrzę się na niego. Teraz zaczynam całować jego nos. On zaczyna chichotać.
    – Co jest? – pytam.
    – Łaskoczesz... No i śmieszy mnie to, co zawsze.
    – Czyli?
    – To, że jesteś twardzielem. Kiedy trzeba, umiesz dać po ryju dresiarzowi, a miękniesz przed takim chujem w szerokich spodniach jak ja.
    – Gdy spoglądam w twoje oczy, to mam siłę żeby żyć.
    – Wiem... Zmienimy pozycję?
    – Mhm...
    Wychodzę z niego. Siadam i opieram się o ścianę. On, zwrócony do mnie, siada mi na kolanach. Po chwili się przysuwa i siada na moim kutasie. Chwilę układa go w sobie. Chwilę później już mam jego klatę przed swoimi oczami. Dotykam jego piersi rękami, a on zaczyna się poruszać w swoim tempie. Moje ręce błądzą zupełnie bez celu po jego plecach.
    – Przyspiesz trochę – mówię.
    Przyspieszył. W końcu nie wytrzymuję i napięcie ostatnich minut znajduje ujście w nim. Wydaję z siebie zduszony jęk. Eksploduję w niego. On też nie wytrzymuje i też dochodzi. Jego sperma obryzgała mi tors i spłynęła niżej. Przestał się poruszać i mocno się do mnie przytulił. W końcu podniósł się i położył się obok mnie, na boku. Robię dokładnie to samo, tak, że jego członek dotyka mojego tyłka. Ale wiem, że już do niczego nie jest zdolny. Wtulam się w niego. Jego ręka, ponad moim ramieniem, zwisa niedaleko mojej klaty. Ze zmęczenia zamykam oczy, czując jego ciało. Po chwili czuję, że jego oddech zaczyna się uspokajać. Mój zresztą też. Zasypiamy obok siebie...
    Zbudziłem się nagle. Wokół jest cicho i ciemno. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, gdzie jestem. Leżę pod kocem, ale mojego kochanego skejta nigdzie nie ma. Wstaję, znajduję bokserki, zakładam je i wychodzę. Idę do kuchni, bo tam pali się światło. Wchodzę, a on siedzi przy stole, z kawą i coś zakuwa.
    – Hej... Ale z ciebie intelektualista się zrobił.
    – Hej... Sam byś się trochę pouczył.
    – Zacznę, ale jak zwykle, dwa dni przed sesją – jakby nie wiedział, że ja przez cały semestr się opieprzam, a zaczynam się uczyć w momencie, kiedy zaczyna mi się palić pod tyłkiem. – I tak będę miał lepsze stopnie w indeksie niż ty – dokończyłem.
    – Jasne, tyle że po sesji, we wrześniu.
   ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin