25kwkj_dzial2.pdf

(2409 KB) Pobierz
KSIĄŻKA
JUBILEUSZOWA.
Z okresu dwóch dziesięcioleci następnych Kurjera, obejmujących dzieje
pisma za czasów Dmuszewskiego, mniej już wiadomości nadaje się do po­
wtórzenia w tem miejscu. To jednak, co powtórzenia jest godnem, przyta­
czamy znowu w porządku chronologicznym:
Rozpoczęto budowę Szpitala Starozakomiych w dziedzińcu teraźniejszego przy uli­
cy Pokornej; ma być urządzony na wzór sławnego Hamburskiego (1835, Nr 116).
O uroczystości założenia kamienia węgielnego na nową budowlę ob­
szernie pisał Kurjer w N-rze 163 z r. 1835-go.
Wczoraj o godzinie w pól do 7 wieczorem po 10 dniowej chorobie, przeniósł się
do wieczności ś. p. WJP. Bazyli Pacławski, Szef wydziału Cenzury. Przyiaciele tego za­
cnego człowieka zbyt dotkliwie uczuli tę bolesną stratę. Wieczny pokój jego cnotliwej
duszy (1837, Nr 56).
W wczorajszym Kurjerze ogłoszono nazwiska Terminatorów rozmaitych profeseji
i rzemiosł, którzy na teraz odbytych examinach szkół rzemieślniczo-niedzielnych w War­
szawie, otrzymali nagrody i pochwały. Każdy z nich niech przybędzie do redakcji Kurje­
ra, a otrzyma exemplarz iako upominek (1837, Nr 244).
Wzmianka poniższa świadczy, że „tradycje" niektóre, nawet złe, do­
tąd od lat wielu przetrwały.
Do takich należy bezwątpieuia epidemja prze­
nosin, rujnująca
lokatorów.
Oto co w tym przedmiocie pisał Kurjer
przed 60 .-ma laty:
Rozpoczęcie kwartałów w Warszawie zwykle iest nowością. Święty Micliał, oktawa
rumacji, przynajmniej 10-tą. część mieszkańców w poruszenie wprawia; co tu wyiawia się
sekretów domowych? ileż to gratów przez cały kwartał, pół roku, rok, nawet lat kilka lub
kilkanaście w najciemniejszych kątach pomieszkań ukrytych, w iednym dniu jak oliwa
na wierzch wychodzi. Trudno wyjść z domu, przejść przez ulicę, żeby się nie spotkać
z ogromną furą sprzętów, długim konwoiem tragarzy, albo nieszczęśliwą dorożką, napeł­
nioną z górą i uginaiącą się pod ciężarem ogromnego kufra, pierzyny, piernata i właści­
cielki tych ruchomości. Komu czasu zbywa, kto chce się tanim kosztem ubawić, niech
sobie wyjdzie na ulicę, izuci się w prawo lub lewo, a idąc (tak się mówi), gdzie go oczy
poniosą, spokojnie spogląda na frasunek drugich. W tym czasie nieładu, 2 razy więcej
iak kiedy umyka na ulicach, 3 razy tyle powozów zaczepionych, a złorzeczeń i prze­
kleństw boz liku. Kiedy się tak każdy z miejsca porusza, kiedy nikomu nio dobrze, kiedy
służący Panów sobie rzucaią, życząc wszystkim szczęścia w odmianie, nie od rzeczy bę­
dzie przypomnieć dawne przysłowie: i kamień iia miejscu porasta (1837, Nr 264).
Wyśmiewając w sposób bardzo niewinny ów zwyczaj rugów mieszka­
niowych, Kurier nazywa go „grą gotowalni":
757871322.110.png 757871322.121.png 757871322.132.png 757871322.143.png 757871322.001.png 757871322.012.png 757871322.023.png 757871322.034.png 757871322.045.png 757871322.056.png 757871322.066.png 757871322.067.png 757871322.068.png 757871322.069.png 757871322.070.png 757871322.071.png 757871322.072.png 757871322.073.png 757871322.074.png 757871322.075.png 757871322.076.png 757871322.077.png 757871322.078.png 757871322.079.png 757871322.080.png 757871322.081.png 757871322.082.png 757871322.083.png 757871322.084.png
lyurjer 'Warszawski.
Przez ciąg ubiegłego tygodnia, zdawało się, że Warszawa, około 140,000 ludności,
gra w znaną każdemu grę gotomalni. Z początku szło to z wolna. Lokatorowie mniejsi
i więksi zmieniali swoie siedziby podług dogodności; ale gdy dotarł termin 8-go, gdy ka­
żdy z wyprowadzających się miał ledwo kilka godzin czasu, ruszyło się hurmom miasto
całe. Uważano powszechnie, że iuż dawno nie było tyle rumacji ile na Ś-ty JAN tego­
roczny; zdaie się, że pogoda poprzedzająca ten tormin, pozwalała wyszukiwać mieszkań,
bez tych utrudnień, deszczu, błota łub zimna, które zwykle kwartały Nowego Roku i Wiel­
kiej Nocy poprzedzają (1841, Nr 183).
Szczupłe rozmiary nie pozwalały Kurjerowi wchodzić w szczegółowe
opisy wystaw; notował je tylko ogólnikowo, zdając jednak sprawę w dal­
szych wzmiankach z działów bardziej interesujących:
Wczoraj otworzono salony Ratusza, mieszczące w sobie wyroby i pledy sztuki,
przemysłu i kunsztów tych nie wyczerpanych źródeł bogactwa, istnienia, cywilizacji i po­
stępu kraiów. Od lat około 10 nie było wystawy. Dobroczynno zamiary Rządu, opieka
władz administracyjnych, współdziałanie Manku, bogactwa w błogich chwilach pokoiu
wzniosły rękodzielnie i zakłady fabryczne. Podniesienie się terui czasy przy tak dziel­
iłem wsparciu tychże rękodzieł, dozwoliło nie tylko rokować najpiękniejsze nadal nadzie­
jo ale nawet pomyśleć o wskrzeszeniu konkursu emulacji, o publicznej wysianie
(1838
Nr 159 z dnia 18 czerwca).
Poniższy znowu ustęp przypomni te czasy, kiedy w porze karnawału
życie uliczne gorączkowem biło tętnem:
Przez cały dzień i wieczór rozchodziły się liwerunki na wszystkio strony miasta,
a chłopaki z koszykami kręcili się po ulicach, zachęcaiąc przechodniów do kupna; ieden
z nich w poetycznym zapale, ogłaszał rabat ceny swoiego towaru następuiąeym wier­
szykiem:
Panowie, Panie, mam pączki tanie,
Para trzy grosze, kupcie Państwo proszę (1841, Nr 48).
Albo opisy miejsc przechadzek ulubionych! Do takich należały podów­
czas w pierwszej linji—Bielany na wiosnę i latem, dalej ogród Krasińskich
i Saski.
Opisywano je w właściwy epoce sposób:
Rozpoczęły się w najlepsze wszystkie spacery wiosenne. Wszędzie wzrastająca
zieloność miło wrażenia sprowadza. Tysiące Dam i Panien od dni kilku, a szczególniej
wczoraj, wysypało się na miasto. Uważano, że i tej pory wiosennej, jak przy każdem
odnawianiu się roku, wzrosły nowe róie piękności, zaświeciły nadobne twarzyczki. Rzecz
ta zastanawiać nio powinna: nie napróżno Warszawa zdobi się w herbie Syreną.
A iak
poczciwość po mieczu, tak piękność po kidzieli, w stalom dziedzictwie przechodzą.
I to
348
757871322.085.png 757871322.086.png 757871322.087.png 757871322.088.png 757871322.089.png 757871322.090.png 757871322.091.png 757871322.092.png 757871322.093.png 757871322.094.png 757871322.095.png 757871322.096.png 757871322.097.png 757871322.098.png 757871322.099.png 757871322.100.png 757871322.101.png 757871322.102.png 757871322.103.png 757871322.104.png 757871322.105.png 757871322.106.png 757871322.107.png 757871322.108.png 757871322.109.png 757871322.111.png 757871322.112.png 757871322.113.png 757871322.114.png 757871322.115.png 757871322.116.png 757871322.117.png 757871322.118.png 757871322.119.png 757871322.120.png 757871322.122.png 757871322.123.png 757871322.124.png 757871322.125.png 757871322.126.png
KSIĄŻKA
JUBILEUSZOWA.
jeszcze na pochwalę Warszawianek przydać należy, że chociaż ie natura hojnie we wdzięki
uposażyła, one te skarby wrodzone, starownem i skromno wykwintnem ubraniem, co iost
cechą prawdziwej elegancji, podnosić ieszcze umieią. Nikt nam nie zaprzeczy, że wczo­
rajsze wystąpienie było prawdziwie godnem Bielańskiej przeiażdżki (1841, Nr 111).
Jak Saski ogród w ciągu lata napełnia się tak zwanym eleganckim światem, tak
ogród Krasiński iest miejscem, w którem mieszkańcy Warszawy, obarczeni podeszłym
wiekiem, spokojnie używaią świeżego powietrza i gawędkami uprzyiemniaią chwile spo­
czynku. Wczoraj na iednejże ławce usiadło 5-ciu dawnych przyjaciół, których połączone
lata składały liczbę 365, to iest tyle, ile dni iest w roku (1841, Nr 135).
Unikając z zasady wszelkiej krytyki, redakcja przecież od czasu do
czasu nie wahała się gromić nawet wielce rozpowszechnionych przesądów.
W taki np. sposób walczy Kurjer przeciwko niechęci do trzynastki:
Cztery lata minęło, iak w iednym z domów w Warszawie trzynaście osób biesia­
dowało nader wesoło, nie zważaiąc ( bynajmniej na złowróżbną liczbę gości. Od tego
czasu nie tylko, że nikt z towarzystwa (iak przesąd niesie) nie umarł, ale owszem
wszystkim wiedzie się dobrze. Młoda para weszła w związek małżeński, Rodzice docze­
kali się Wnuka, Kawalerowie zaawansowali na wyższe stopnie, a reszta osób do dziś
dnia żyie i ma się dobrze. W temże gronie znajdowała się Dama, która przed łaty 20
dla podobnej liczby 13, nie przybyła na inny obiad. Obecny wówczas Poeta Molski taki
do niej nazaiutrz (d. 28 Sierp. 1818) napisał bilecik:
Stół wczorajszy przez iakiś czarodziejski sposób,
Przemienił się z trzynastu na dwanaście osób,
Każdy z goszczących dziwił się niemało,
Że obok innych ciebio brakowało.
Czy to iest artykuł wiary,
Być przy obiedzie do pary?
Wiera, że rano, wieczorem, n.iło żyć pospołu;
Lecz po co szukać pary koniecznie u stołu?
A ieźli wierzysz w parę, iedzmy w tym sposobie;
Kto iej nie ma, niech wyjdzie, ia siądę przy Tobie.
Szczególnem rozrządzeniem niedościgłych wyroków z obecnych na owym, dwu­
nasto-osobowym obiedzie, iuż od lat kilku zaledwie 2 tylko do grona żyiących należy
(1841, N. 117).
W okresie słabo rozwiniętego życia publicznego instytucje częstokroć
są zastępywane przez— osobistości. Rozpisywał się też często Kurjer o oso­
bach wybitniejszych przy każdej nadarzonej sposobności.
349
757871322.127.png 757871322.128.png 757871322.129.png 757871322.130.png 757871322.131.png 757871322.133.png 757871322.134.png 757871322.135.png 757871322.136.png 757871322.137.png 757871322.138.png 757871322.139.png 757871322.140.png 757871322.141.png 757871322.142.png 757871322.144.png 757871322.145.png 757871322.146.png 757871322.147.png 757871322.148.png 757871322.149.png 757871322.150.png 757871322.151.png 757871322.152.png 757871322.153.png 757871322.002.png 757871322.003.png 757871322.004.png 757871322.005.png 757871322.006.png 757871322.007.png 757871322.008.png 757871322.009.png 757871322.010.png 757871322.011.png 757871322.013.png
Warszawski.
liuTjer
C
"Onegdaj o godzinie w pól do 7-mej wieczorom odbył się w Kościele Parafjalnym
.-Ś-go ANDRZEJA u XX. Reformatów, obrzęd zaślubin W. Wilhelma Rau (Belgijczykai,
Administratora wielkiego Zakładu Fabryki Machin Banku Polskiego — na Solcu, z Pan­
iną Stefanją Laską, Córką W. Aleksandra Jjiskiego, Bankiera tutejszego, Właściciela
dóbr ziemskich. Kościół był wspaniale oświecony, mnóstwo Osób wszelkiego stanu na­
pełniało nawę, kolumnady, oraz przystępy do Świątyni. Liczny Orszak godowy skła­
dały najznakomitsze Osoby. Pannę Młodą prowadzili do stóp Ołtarza JWW. Szambelan
Tymowski, Sekretarz Stanu, i Hrabia Edward Łubieiiski; Drużbów i Druchn było do 30.
Błogosławił Młodej parze W. J. X. Zarzecki, Wikarjusz tej Parafji; a przed wyrzeczeniem
ślubów Chór zebranych Artystów wykonał Ve>ń creator na same głosy. Po ukończeniu
religijnego obrzędu, JWW. Radea Stanu Lubomidzki, Prezes Banku Polskiego, i b. Jene­
rał Hrabia Tom. Łubieński, odprowadzili nową zaślubioną. Następnio wszyscy zapro­
szeni w licznych ekwipażach udali się do domu Rodziców Panny Młodej, gdzie był świe­
tny wieczór. Kwiaty w ogromnych massach ozdabiały wejście, niemniej pokoie aparta­
mentu nader starannie oświetlonego; obecnym Kawalerom i Damom rozdawano bukiety
z świeżych i najpiękniejszych roślin oranżeryjnych złożone, a ubiory Dam odznaczały się
tą świetnością, która zwykle cecbuie zebrania Warszawy (1841, N. 292).
.lub w 4-y lata później:
Wczoraj w Kościele Ewangelickim, w obce licznie zgromadzony cli Krewnych
i Przyjaciół, odbył się obrzęd zaślubin W. Leopolda Kroncnbcrga Administratora Docho­
dów tabacznych, z Panną Rozalją Leo, Córką Doktora. Obecni składali najszczersze
życzenia młodej uszezęśliwionej Parze. Krewni i życzliwi Przyiaciele, śniadali wspólnie
z Nowożeńcami w przyiemnym Wierzbnie; poczem Państwo młodzi odjechali na kilka
dni do Tomaszowa. (Oprócz powyższego uwiadomienia, otrzymaliśmy co następuie:
.Wielu Znaiomych i Przyiaciół Pana Młodego, nie mogąc być uczestnikami tej uroczy­
stości, poczytują za miły dla ich serca obowiązek przesiać przez Kurjerka najszczersze
swe życzenia tej zacnej Parze, kończąc je słowami Pisma Świętego: „Bożo! wspieraj ich
zawsze i wszędzie") (1845, N. 235).
Dopisek w nawiasie jest dowodem popularności pisma, które już wów­
czas było pośrednikiem w szerokich kołach czytelników: jego szpalty zastę­
powały telegraf i pocztę...
Takie fakty, jak przenosiny biur i t. d., stale uwzględniane były
w Kronice kurjerowej:
Już Archiwum i wszystkie Biura Najwyższej Izby Obrachunkowej Król. Pols.
przeniesione zostały z ulicy Miodowej na .\owy-Świat
przy drodzo Jerozolimskiej, do
obszernego domu zwanego dotąd Jasińskich,
a nabytego przez Rząd dla tejże Magistra-
350
757871322.014.png 757871322.015.png 757871322.016.png 757871322.017.png 757871322.018.png 757871322.019.png 757871322.020.png 757871322.021.png 757871322.022.png 757871322.024.png 757871322.025.png 757871322.026.png 757871322.027.png 757871322.028.png 757871322.029.png 757871322.030.png 757871322.031.png 757871322.032.png 757871322.033.png 757871322.035.png 757871322.036.png 757871322.037.png 757871322.038.png 757871322.039.png 757871322.040.png 757871322.041.png
KSIĄŻKA
JUBILEUSZOWA.
tury; gdzie od kilku dni iui mieszka J. W. Hr. Grabowski Czionek Rady Adm:, Kontro­
ler liny Król. (1841, N. 299j.
A oto przyczynek do dziejów jednego z utrapień miejskich... dorożek
warszawskich. Z dorożkami miasto nasze od lat 70 jakoś uporać się nie
może, a cytata poniższa raczej na rachunek przesadnego optymizmu Dmu­
szewskiego, niż szczerego uznania wątpliwego postępu zapisana być winna:
Kto znał przed laty 20 nasze poczciwe Warszawskie dorożki, a iest z nieb ieszcze
kilka, co kiedyniekiedy, iak starożytny zabytek, ukazuie się czasem w zimie na saniach,
ten przyzna, że i w tej gałęzi przemysłu ku wygodzie publicznej skierowanego, powsze­
chna dążność postępu i ulepszeń skutecznie działanie swoie wywarła. Zamiast kulko­
watego pudła, w którem środkowe siedzenie; płytkie i ciasne, przednie z ławeczki kilku-
calowej utworzone, miejsce na nogi krótkie, nakrycie nizkie, skąpe i ciasne, słowem
wszystko iakby dla plemienia Liliputów albo Pigmejczyków zbudowane, mamy dziś ele­
ganckie koczyki, w rozmiarach długości i szerokości siedzenia wygodne, z kapturami
coraz wyższemi i więcej naprzód zachodzącemi, w ochrony od deszczu zaopatrzone. Od
niedawna nawet zaszła ieszcze inna reforma: Dorożkarze drzwiczki powyjmowali, resztki
zawiasów znieśli, a z dorożek porobiły się piękne faełony (1842, N. 115).
Wszyscy dobrze pamiętamy ostatnie zaćmienie słońca. Instytucje
naukowe wyznaczyły punkty obserwacyjne, do których delegowały swoich
członków; redakcje traktowały zjawisko z całą świadomościąjego doniosłości
naukowej, a Kurjer niemal do wszystkich punktów kraju w pasie zaćmie­
niowym rozesłał własnych korespondentów, których telegramy zapełniły
całe szpalty rozchwytywanego z tego powodu Kurjera. Tak było w roku
1887-ym.
Przed laty 50-iu zainteresowanie ogółu nie było mniejsze, a prasa na
swój sposób i temi skromnemi środkami, jakie wtedy miała w rozporządze­
niu, starała się zadość uczynić potrzebie ogólnej:
— Prawie cala Warszawa zbudziła się wcześniej iak kiedy, w oczekiwaniu na
zaćmienie. Na słowo sumiennych kronikarzy wszelkich wypadków Miasta naszego doty­
czących, zaręczyć możem, żo iuż oddawna bardzo, tyle razem Dam nieopuścilo łoża spo-
ozynku, iak wczoraj, nio wyłączaiąc nawet najliczniejszych zebrań porannych w Ogro­
dzie mód mineralnych. Okna, ganki i dymniki wystawione na wschód, zalegli obserwu­
jący płci obłej. Lekka chmura iak woal dobrze zahaftowany, okrywała zrazu oblicze
słońca; wkrótco zaczął go zakrywać xiężyc. Ktokolwiek niomiał wedle siebio dystrakcji
ciałami ziemskiemi spowodowanych i wytrwał w cierpliwej i ciągloj obserwacji, mógł wi­
dzieć dosyć dokładnie rzadki (bo tak kompletny) fenomen ciał niebieskich.
Chwilami
zaćmienie
było nawet podwójne, raz zaćmienie słońca przez xi§iyc;
powtóre zaćmienie
351
757871322.042.png 757871322.043.png 757871322.044.png 757871322.046.png 757871322.047.png 757871322.048.png 757871322.049.png 757871322.050.png 757871322.051.png 757871322.052.png 757871322.053.png 757871322.054.png 757871322.055.png 757871322.057.png 757871322.058.png 757871322.059.png 757871322.060.png 757871322.061.png 757871322.062.png 757871322.063.png 757871322.064.png 757871322.065.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin