Verne Juliusz - Hector Sarvadac.pdf

(946 KB) Pobierz
Jules Verne
HECTOR SERVADAC
Podró¿ wœród gwiazd i planet Uk³adu s³onecznego
Spolszczy³ W³odzimierz Topoliñski
Ilustracje
P. Philippoteaux
Ksi¹¿nica - Atlas
Lwów - Warszawa, 1931
SPIS TREŒCI
CZÊŒÆ PIERWSZA .
horyzontu.
1012467865.044.png 1012467865.045.png 1012467865.046.png 1012467865.047.png 1012467865.001.png 1012467865.002.png 1012467865.003.png 1012467865.004.png 1012467865.005.png 1012467865.006.png 1012467865.007.png 1012467865.008.png 1012467865.009.png 1012467865.010.png 1012467865.011.png 1012467865.012.png 1012467865.013.png
nieobecnoœci.
CZÊŒÆ DRUGA
s³oñca.
1012467865.014.png 1012467865.015.png 1012467865.016.png 1012467865.017.png 1012467865.018.png 1012467865.019.png 1012467865.020.png 1012467865.021.png 1012467865.022.png 1012467865.023.png 1012467865.024.png 1012467865.025.png 1012467865.026.png 1012467865.027.png 1012467865.028.png 1012467865.029.png 1012467865.030.png 1012467865.031.png 1012467865.032.png 1012467865.033.png 1012467865.034.png 1012467865.035.png 1012467865.036.png 1012467865.037.png 1012467865.038.png 1012467865.039.png 1012467865.040.png
CZÊŒÆ PIERWSZA
Rozdzia³ I,
w którym poznajemy Hectora Servadac’a i jego rywala.
Oficerowie wys³uchali w powa¿nem skupieniu Servadac’a, pragn¹cego w nich
widzieæ swoich sekundantów, nie mogli siê jednak powstrzymaæ od ironicznych
pó³uœmiechów, gdy przyjaciel jako powód pojedynku poda³ sprzeczkê wynik³¹
pomiêdzy nim i hrabi¹ Timaszewem, na temat ró¿nicy w upodobaniach muzycznych.
A mo¿eby siê da³o sprawê za³atwiæ polubownie? – zauwa¿y³ komendant 2-go
pu³ku strzelców.
O tem proszê nawet nie wspominaæ – brzmia³a twarda odpowiedŸ Hectora
Servadac’a.
Przy obustronnej dobrej woli i drobnych ustêpstwach… – podj¹³ kapitan artylerji.
Nie mo¿e byæ mowy o kompromisie pomiêdzy Wagnerem i Rossinim – odpar³
powa¿nie oficer sztabowy. – Trzeba siê wyraŸnie wypowiedzieæ za jednym lub za
drugim. W danym wypadku obra¿ono Rossiniego. Ten warjat Wagner napisa³ o nim
stek idjotyzmów, postanowi³em wiêc pomœciæ Rossini’ego.
Nale¿y przytem zwa¿yæ – ci¹gn¹³ komendant – ¿e ciêcie szabl¹ nie zawsze jest
œmiertelne.
Zw³aszcza, gdy nie pozwolê, by tknê³o mnie jej ostrze – odci¹³ zrêcznie Servadac.
Po tem oœwiadczeniu obaj oficerowie udali siê do sztabu, gdzie punktualnie o
godzinie drugiej mieli spotkaæ sekundantów hrabiego Timaszewa.
Nale¿y tu zaznaczyæ, ¿e ani komendant strzelców, ani kapitan artylerji nie byli
przekonani przez swego przyjaciela co do motywów pojedynku. Podejrzewali oni,
byæ mo¿e, istotn¹ przyczynê, ale nie chc¹c uraziæ kapitana, udawali, ¿e wierz¹ jego
wywodom.
1012467865.041.png
Po up³ywie dwóch godzin byli ju¿ zpowrotem, ustaliwszy ze œwiadkami
przeciwnika warunki pojedynku. Hrabia Timaszew zgodzi³ siê biæ na szable, broñ
¿o³nierska.
Przeciwnicy mieli siê spotkaæ nazajutrz, dnia 1-go stycznia o godzinie 9-ej rano na
terenie ska³ nadmorskich, odleg³ych o jakieœ trzy kilometry od ujœcia Szeliwu.
A zatem do jutra, z punktualnoœci¹ wojskow¹ – rzek³ komendant.
Najpunktualniej w œwiecie – odpar³ Hector Servadac.
Poczem obaj oficerowie uœcisnêli serdecznie d³oñ przyjaciela.
Kapitan Servadac wspi¹³ konia ostrog¹ i niezw³ocznie opuœci³ mury miasta. Od
dwóch tygodni ju¿ nie zagl¹da³ do swego mieszkania na Placu Broni. Maj¹c
powierzon¹ sobie powa¿n¹ pracê topograficzn¹ w okolicy Mostaganem, zamieszkiwa³
chatê arabsk¹ u ujœcia rzeki Szeliw. Za jedynego i wy³¹cznego towarzysza mia³
ordynansa, i postronny obserwator móg³by pos¹dziæ pustelnika kapitana o odbywanie
jakiejœ pokuty lub kary.
Rozdzia³ II,
który maluje fizyczne i moralne oblicze kapitana Servadac’a i jego ordynansa Ben-
Zouf’a.
S³u¿bowe wykazy Ministerstwa Wojny notowa³y owego roku pod wiadom¹ dat¹,
co nastêpuje:
Servadac (Hector), urodzony 19-go lipca 18… w Saint Trelody, departament
Girondy.
Stan maj¹tkowy: tysi¹c dwieœcie franków renty.
Czas s³u¿by: 14 lat, 3 miesi¹ce i 5 dni.
Szczegó³y dotycz¹ce s³u¿by wojskowej i wypraw wojennych: szko³a w Saint-Cyr 2
lata, wy¿sza szko³a wojskowa 2 lata i 87 pu³k linjowy 2 lata; 3 pu³k strzelców 2 lata,
Alger 7 lat. Bra³ udzia³ w wyprawach kolonjalnych do Sudanu. Stanowisko: Kapitan
sztabowy w Mostaganem.
Odznaczenia: Kawaler Legji Honorowej z dnia 13 marca 18…
1012467865.042.png
Hector Servadac mia³ lat trzydzieœci. Sierota bez rodziny i maj¹tku, ¿¹dny by³
s³awy i pieniêdzy. Zapaleniec i nawet, rzec mo¿na, zawadjaka, obdarzony bystrym i
¿ywym umys³em, ciêty, zaczepny, odwa¿ny i buñczuczny, mia³ czu³e i wra¿liwe serce.
Jak przysta³o na potomka walecznego rodu, by³ ca³¹ dusza ¿o³nierzem. Mimo licznych,
zawsze szczêœliwie koñcz¹cych siê przygód i awantur, nie mia³ w sobie nic z pysza³ka
lub pozera. Urodzi³ siê snaæ pod szczêœliw¹ gwiazd¹ i sama natura przeznaczy³a go do
nadzwyczajnych prze¿yæ, darz¹c jednoczeœnie najtkliwsz¹ opiek¹.
Zewnêtrznie Hector Sarvadac by³ czaruj¹cym oficerem: piêæ stóp i szeœæ cali
wzrostu, wysmuk³y, zrêczny, proporcjonalnej budowy, na górnej wardze mia³ kruczy
podkrêcony zlekka w¹sik i niebieskie, œmia³o i jasno patrz¹ce na œwiat oczy, które
podoba³y siê bardzo i zjednywa³y mu powszechn¹ sympatjê zarówno w sferach
wojskowych, jak i towarzyskich.
Trzeba tu przyznaæ gwoli sprawiedliwoœci, czego zreszt¹ i sam zainteresowany nie
ukrywa³, ¿e kapitan Servadac nie bardzo by³ uczony i wiedzy posiada³ tylko tyle, ile
tego wymaga³a konieczna potrzeba. – „Nie lubimy siê przepracowywaæ, nie pchamy
siê gwa³tem do nauki” – mawiaj¹ oficerowie kawalerji. Kapitan Servadac nie wiele
ró¿ni³ siê od towarzyszów broni, ale ¿e by³ zdolny i sprytny, ukoñczy³ szko³y z
dobrym wynikiem i dosta³ siê do sztabu generalnego w randze kapitana. Rysowa³
zreszt¹, wcale dobrze, a zw³aszcza pysznie trzyma³ siê na koniu, niebawem te¿ zyska³
sobie s³awê niezwyciê¿onego mistrza jazdy.
Powszechnie ceniono w nim mêstwo i odwagê, podziwiaj¹c jednoczeœnie jego
szczêœliw¹ gwiazdê.
Opowiadano np. tak¹ historjê:
Pewnego dnia kapitan Servadac prowadzi³ przez g³êboki okop pieszy oddzia³
strzelców. W pewnem miejscu grzbiet nasypu, podziurawiony nieprzyjacielskiemi
granatami, osun¹³ siê i nie by³ ju¿ doœæ wysoki, aby os³oniæ ¿o³nierzy przed
bezustannym ogniem kartaczy. Strzelcy zawahali siê. Wówczas Hector Servadac
wst¹pi³ na krawêdŸ nasypu, po³o¿y³ siê na niej, podnosz¹c w ten sposób poziom
przykrycia, i zawo³a³!
„Naprzód, marsz!”
I oddzia³ przeszed³ pod gradem kul, z których ani jedna nie tknê³a dzielnego
dowódcy.
1012467865.043.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin