Clockwork Orange.txt

(64 KB) Pobierz
00:00:08:Oryginalne tłumaczenie - Konfrontacje'77
00:00:11:Poprawki: jerzyst@polbox.com
00:00:33:Film Stanley'a Kubrick'a
00:00:39:Mechaniczna Pomarańcza
00:01:41:A więc ja, czyli Alex i trzej moi przyjaciele
00:01:46:Pete, Georgie i Dim 
00:01:51:siedzielimy w Barze Mlecznym starajšc się|zdecydować co robić z tak pięknie zaczętym wieczorem.
00:01:58:W Barze Mlecznym sprzedawano mleko plus...
00:02:01:mleko plus weloset czyli syntemesz|lub drenkrom i to włanie popijalimy.
00:02:08:Przydawało to naszym rozsšdkom ostroci i kondycji|do uczciwych, tradycyjnych ultra-wybryków.
00:02:17:W pięknym miecie Dublinie
00:02:22:gdzie sš liczne dziewczyny
00:02:27:po raz pierwszy ujrzałem
00:02:31:słodkš Molly Malone.
00:02:35:Pchała owa dziewica swojš taczkę
00:02:39:ulicš i wołała
00:02:45:żywe muszle sprzedaję, ostrygi...
00:02:51:Czego nigdy nie mogłem znieć, to widoku brudnych, zapuszczonych, starych pijaków
00:02:56:ryczšcych paskudne pieni swoich przodków 
00:02:58:i zapluwajšcych się przy tym, jakby|kaprawa orkiestra grała w ich przegniłych, cuchnšcych jelitach.
00:03:05:Nie znoszę widoku takich ludzi|bez względu na ich wiek, 
00:03:08:ale szczególnie ludzi|naprawdę starych, takich jak ten.
00:03:20:Może mi dacie trochę forsy, bracia?
00:03:27:No, wykańczajcie mnie, tchórze, bękarty...
00:03:30:i tak nie chcę żyć|na tym obrzydłym wiecie.
00:03:36:Och? I czemuż to ten wiat jest aż tak obrzydły? 
00:03:41:Jest to obrzydły wiat bo|nie ma na nim już ani prawa ani porzšdku.
00:03:45:Jest obrzydły, bo pozwala młodym|napadać starych 
00:03:49:tak jak wycie to zrobili.
00:03:51:Och, nie jest to już wiat dla starego człowieka.
00:03:57:I co to w ogóle jest za wiat?
00:04:00:Ludzie na księżycu, ludzie kršżš wokół ziemi
00:04:05:a nie zwraca się już w ogóle uwagi|na ziemskie prawo i porzšdek.
00:04:12:O kraju mój, walczyłem za ciebie i dałem ci...
00:04:53:Koło opuszczonego kasyna|spotkalimy Billa i jego czterech przyjaciół. 
00:05:00:Przygotowywali się do wsadzania i wyjmowania|na jakiej młodej, płaczšcej dziewczynie którš ze sobš mieli.
00:05:52:Ho Ho Ho Tłusty, mierdzšcy|kozioł Billy we własnej osobie...
00:06:05:Jak się masz kršgła butlo taniego oleju do smażenia frytek? 
00:06:12:Chod, niechże cię kopnę w jaja|jeli w ogóle posiadasz takowe ty galaretowaty eunuchu.
00:06:24:Bierzemy się za nich, chłopaki.
00:07:22:Policja, wiejemy.
00:07:48:Durango 95 ruszył gładko z pomrukiem, 
00:07:52:miłe, ciepłe uczucie wibrowało człowiekowi w żołšdku. 
00:07:57:Wkrótce nastały drzewa i ciemnoć,|bracia, prawdziwe wiejskie ciemnoci.
00:08:40:Pobałaganilimy chwilę|z innymi nocnymi wędrownikami 
00:08:43:wstawiajšc im winię na szosie. 
00:08:46:Potem skręcilimy na zachód - na niespodziewanš wizytę.
00:08:52:To było naprawdę co dla zwolenników ultra-przemocy.
00:09:45:Kto to może być?
00:09:57:Pójdę zobaczyć.
00:10:09:Kto tam?
00:10:11:Bardzo przepraszam... czy mogłaby nam pani pomóc?|Zdarzył się straszny wypadek. 
00:10:16:Mój przyjaciel leży na drodze i wykrwawia się na mierć.|Czy mógłbym od pani zadzwonić po karetkę?
00:10:21:Bardzo żałuję, ale nie mamy telefonu.|Będzie pan musiał pójć gdzie indziej.
00:10:24:Ależ to sprawa życia i mierci.
00:10:27:Kto to, kochanie?
00:10:28:Jaki młody człowiek.|Mówi, że był wypadek i chce skorzystać z telefonu.
00:10:35:Wpuć go.
00:10:38:Chwileczkę... 
00:10:42:Wybaczy pan, ale zazwyczaj nie wpuszczamy obcych ludzi do domu w nocy...
00:11:03:Dobra jest, dzieci. Przeszukać resztę domu.
00:11:12:piewam deszczowš piosenkę,
00:11:18:Jakie rozkoszne uczucie, znów jestem szczęliwy, 
00:11:23:mieję się do chmur,
00:11:29:Mam słońce w sercu i gotów jestem kochać.
00:11:36:Niech tam burzowe chmury podšżajš za każdym z nas
00:11:42:Ja stoję na deszczu z umiechem na ustach
00:11:49:I podšżam drogš piewajšc wesoły refren
00:11:55:I piewam, włanie piewam w deszczu.
00:13:08:Dobrze patrz, braciszku.
00:13:32:Czulimy się wszyscy trochę sterani i zmarnowani
00:13:36:po wieczorze wymagajšcym|wyczerpania energii, o moi bracia. 
00:13:41:Więc pozbylimy się auta i zatrzymalimy się|w mlecznym barze na pożegnalnego.
00:13:52:Czeć Lucy, miała dzisiaj ruch?
00:13:58:Mymy też ciężko pracowali.
00:14:03:Przepraszam cię.
00:14:12:Było tam kilku chalarzy ze studia telewizyjnego, za rogiem, miali się. 
00:14:16:Dziewczyna też się miała|i nic sobie nie robiła z otaczajšcego jš niedobrego wiata.
00:14:25:Potem płyta na stereofonicznym adapterze przestała grać 
00:14:28:i w krótkiej przerwie przed następnš, 
00:14:32:ona nagle wybuchła piewem... 
00:14:39:I przez chwilę, bracia, 
00:14:42:było tak jakby jaki wielki ptak wleciał do baru mlecznego 
00:14:45:i poczułem wszystkie najmniejsze włoski|na moim ciele jak stawały,
00:14:51:i dreszcze przeszły po mnie jak|wolne małe gšsieniczki w górę, a potem znowu w dół.
00:14:57:Bo wiedziałem co ona piewa.
00:15:00:Był to kawałek z cudownej dziewištej symfonii Ludwika van.
00:15:12:- Za co to zrobił? |- Za brak dobrego wychowania.
00:15:17:I za brak umiejętnoci zachowania się w miejscu publicznym. 
00:15:24:Nie podoba mi się to co zrobiłe.  
00:15:27:I nie jestem już twoim bratem i nie chciałbym nim być.
00:15:33:Uważaj, uważaj, Dimie,
00:15:37:jeli pragnieniem twoim jest by pożył jeszcze jaki czas.
00:15:48:Mogę się z tobš zmierzyć na noże łańcuchy czy brzytwy kiedy zechcesz... 
00:15:52:A nie żeby mnie tłukł tak bez sensu.
00:15:55:W każdym razie - wypraszam sobie.
00:16:03:Na noże, mówisz... kiedy zechcę...
00:16:21:Dubi Du... 
00:16:25:Jestem może trochę zmęczony... lepiej więcej nie mówić...
00:16:32:Teraz czas do łóżka, 
00:16:35:więc chodmy do domu zażyć trochę snu.
00:16:38:Dobra jest ?
00:16:52:Mieszkałem razem z matkš i ojcem|w państwowym bloku na przedmieciach.  
00:18:26:Był to piękny wieczór|z doskonałym zakończeniem, którego potrzebę odczuwałem,
00:18:32:było trochę muzyki Beethovena.
00:19:25:Och rozkosz, niebiańska rozkosz.  
00:19:30:Cud wiata i zachwytu.  
00:19:35:To było co na kształt najrzadszego z ptaków przędšcego niebo - metal, 
00:19:39:albo srebrzyste wino płynšce w|kosmicznym pojedzie, nie istniała siła cišżenia.
00:19:46:Słuchajšc, widziałem przepiękne obrazy.
00:20:10:Alex, Alex, Alex, Alex.
00:20:19:Czego chcesz?
00:20:21:Już po ósmej, Alex|spónisz się do szkoły, synu.
00:20:27:Małe zmartwienie, mamo.|Daj mi spokój, spróbuję odespać,
00:20:33:potem wszystko będzie dobrze.
00:20:36:Cały tydzień nie byłe w szkole, synu.
00:20:40:Muszę odpoczšć, mamo. Doprowadzić się do formy.
00:20:44:Inaczej stracę znacznie więcej ze szkoły.
00:20:48:W porzšdku. niadanie zostawiam ci w piecyku.  
00:20:51:Muszę już wychodzić.
00:20:54:Dobrze, mamo. Przyjemnego dnia w fabryce.
00:21:02:- Znowu się dzi le czuje, tatusiu.
00:21:06:- Słyszałem.
00:21:08:- Wiesz o której wrócił do domu?|- Nie wiem, kochanie. Zażyłam pastylki.
00:21:15:- Ciekawe, gdzie on pracuje wieczorami?
00:21:22:- Mówi, że chwyta się tęgo i owego... 
00:21:28:pomaga gdzie się zdarzy.
00:22:13:- Czeć, czeć, panie Deltoid.|Pańska obecnoć tutaj, to zabawna niespodzianka.
00:22:18:- A więc obudziłe się nareszcie.
00:22:23:Spotkałem twojš matkę idšcš do pracy,
00:22:26:dała mi klucz. 
00:22:31:Mówiła, że cos cię gdzie boli,|stšd nie jeste w szkole, co?
00:22:37:Nieznony ból głowy, bracie.|Powinien mi przejć dzi po obiedzie.
00:22:43:A dzi wieczorem na pewno, co?|Wieczór, to jest dopiero właciwa pora, prawda?
00:22:49:- Filiżankę herbaty, sir?|- Nie mam czasu, nie mam czasu.
00:22:53:- Siadaj, siadaj.
00:22:56:- Czemu zawdzięczam tę ogromnš przyjemnoć, sir?
00:23:00:- Cos złego się stało?|- Złego? A cóżby się mogło stać?  
00:23:06:- Czyżby zrobił co czego nie powiniene był robić?|- Po prostu taki sposób wyrażania się, sir.
00:23:09:A twój kurator wyrazi się, żeby uważał, mały Aleksie...
00:23:16:Bo następnym razem nie będzie to już poprawczak.  
00:23:20:Następnym razem pójdziesz za kratki|i cała moja praca obróci się w niwecz.
00:23:24:Jeli nie masz poszanowania dla swojej okropnej osoby,
00:23:26:powiniene go mieć chociaż trochę dla mnie,|który się pocił nad tobš.
00:23:30:Dostajemy krechę|za każdego kogo nie zresocjalizujemy.  
00:23:35:Przyznajemy się do niepowodzenia przy każdym z was,|który kończy w pasiaku.
00:23:41:Nie robiłem niczego, czego nie powinienem był robić, sir.  
00:23:43:Policjanci nic do mnie nie majš, bracie.|To znaczy proszę pana.
00:23:47:Skończ tę zręcznš mowę o policjantach.|To, że cię policja ostatnio nie złapała, 
00:23:53:wcale nie oznacza, jak sam dobrze wiesz,|że nie popełniłe żadnej podłoci.  
00:23:56:A wczoraj wieczorem co się takiego zdarzyło.|I to bardzo podłego.
00:24:02:Kilku kumpli pewnego Billa|odwiozła w pónych godzinach karetka.  
00:24:06:Wymienione było twoje nazwisko,|wiadomoć dotarła do mnie normalnymi kanałami.
00:24:09:Wymienieni byli także niektórzy twoi przyjaciele.
00:24:13:Och, nikt niczego nikomu, jak zwykle nie jest w stanie udowodnić,
00:24:16:ale ostrzegam cię, mały Aleksie,
00:24:18:jako twój dobry przyjaciel jak zawsze, jedyny w tej|chorej,
00:24:20:obolałej społecznoci, który pragnie cię ocalić przed samym sobš.
00:24:46:Co w was wszystkich wstępuje?  
00:24:48:Zastanawiamy się nad tym problemem. 
00:24:49:Studiujemy go już dobrych sto lat, owszem,|ale nie posunęlimy się wcale naprzód w tych studiach.
00:24:54:Masz tu dobry dom, dobrych kochajšcych rodziców,|i niele pracujšcy umysł. 
00:24:59:- Czy to diabeł w tobie łazi?
00:25:02:- Nikt nic do mnie nie ma bracie, proszę pana.
00:25:04:Od dawna nie byłem w ręku policjantów.
00:25:08:To mnie włanie niepokoi. Trochę za długo.
00:25:11:Według moich obliczeń byłby już czas na ciebie.
00:25:14:Dlatego cię o...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin