White white christmas.doc

(85 KB) Pobierz

 



 

 

Życzę wam spełnienia marzeń,

zwłaszcza tych dotyczących

wyśnionego/ej Dymitra/Rose

dużo dobrego sexu

i dużo kasy, żeby wam nie brakło na opłacenie

rachunku za internet!!!

 

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego roku!!!

 

Ze specjalną dedykacją dla White ;* Alex, mam nadzieję, ze się spodoba

 

 

 

White white Christmas

 

- czyli moje chore spojrzenie na święta

 

 

 

 

 

              Dymitr wyglądał tak, jakby wcale się nie poruszył od czasu gdy wyszłam. Kiedy jakąś godzinę temu szłam na dół zostawiłam go siedzącego na łóżku, obłożonego kalendarzami, notesami i jakimiś kartkami. Gdy wróciłam zastałam go w tej samej pozycji, tylko jakby kalendarzy było więcej. Liczył coś uparcie i bazgrał po kartkach.

 

- Czy ty mi możesz powiedzieć co robisz syberyjska wersjo Shakespeara?

- Hym, mruknął pod nosem , nie zwracając na mnie szczególnej uwagi.

- Mówi się do ciebie! Are you here??? Czy ci już kompletnie szare komórki wyzdychała?

- Tak, tak. Rose, możesz mi podać ten notes z komody? - służąca sobie znalazł – burknęłam pod nosem i rzuciłam w niego zeszytem.

 

Już miałam wychodzić, gdy coś mi się przypomniało, odwróciłam się i podeszłam do łóżka.

 

- Cholera jasna, odłóż że te papiery i słuchaj co do ciebie mówię! - krzyknęłam wyjmując mu pióro i notatki z rąk. Usiadłam an nim okrakiem i złapałam za policzki, tak że wyglądał jak mała słodka, pucołowata rybka, wyjęta z wody. Brakowało tylko żeby zatrzepotał ogonkiem. - Skup się. Rose będzie mówić – uprzedziłam. - Ja nie wiem dlaczego wy macie święta tak późno, ale dziś jest wigilia.

- Soczelnik

- Nie ważne – zbyłam go machnięciem ręki. - problem polega na tym, że.

1.Jest – y – spojrzałam na zegarek – jest jedenasta, a o trzeciej zmykają sklepy. O ile mnie pamięć nie myli nadal nie mamy części prezentów.

2. Nie mam co robić! Choinka jest już ubrana. Gotować mi nie pozwalają bo nie umiem a do tego zostałam wywalona z kuchni za podjadanie.

Więc rusz wreszcie tyłek Belikov!!! Jedziemy an zakupy – wrzasnęłam z radosnym juhu! - na końcu i zerwałam się z łóżka łapiąc kluczyki do samochodu, spokojnie leżące sobie na nocnej szafce.

 

- Ja prowadzę – powiedziałam będąc już przy drzwiach. Niestety musiałam wrócić do łóżka i zwlec z niego Dymitra i jego naburmuszoną minę.

 

Gdy wreszcie dane nam było wsiąść do samochodu jego nastrój wyraźnie sugerował jak zadowolony jest z faktu, ze to ja prowadzę.

 

Z zakupami poszło nam dość szybko i mieliśmy już wracać, gdy wpadłam na pewien pomysł.

 

- Dymitr – powiedziałam najbardziej seksownym głosem telefonistki z zero-siedemset.

- Taaa? - zapytał wciąż naburmuszony.

- No Dymitr – powtórzyłam radosna jak plemnik przy wytrysku. - No Dymitr!

- No kobieto, no! Co ty chcesz? - nie wytrzymał.

- A nic, tak chciałam zapytać, czy masz ochotę na jeszcze jedne sklep.

 

              Po tym pytaniu, już chyba tylko zapięte pasy bezpieczeństwa powstrzymały go przed waleniem głową w deskę rozdzielczą.

              Pod tym względem Dymitr był stu a nawet stu jeden procentowym facetem. Robił się chory za myśl o zakupach, ale nie zamierzałam się tym przejmować. Skręciłam kilka razy i wślizgnęłam się między dwa inne auta na parkingu. To wymagało nie lada sprytu i zwinności, zwłaszcza kiedy się prowadziło takie bydle.[1]

 

- No i gdzieś ty nas przyciągnęła? - zajęczał odpinając pasy.

- No chodź nie marudź! - rzuciłam i wyskoczyłam na zewnątrz.

 

              Gdy dołączył do mnie, pociągnęłam go za sobą w stronę niepozornie wyglądającego szarego budynku, którego prawdziwej działalności nie zdradzało nic prócz wielkiego szyldu, przedstawiającego uśmiechniętą prezerwatywę.[2] Dymitr zagwizdał i otworzył drzwi wpuszczając mnie do środka, widać było, że nastrój z każdą chwilą mu się poprawiał.

              Spacerowałam między półkami, ciągnąc go za sobą z miejsca na miejsce. Byłam w szoku jak wiele dziwacznych rzeczy tam mieli. Wszystko było kolorowe i ... te zabaweczki coraz bardziej zaczynały mi się podobać.

 

- Co to jest? - zapytał Dymitr oglądając różowiaste kulki do pochwowe.

- Nie dla ciebie, odłóż

- Ale do czego to ? - dopytywał jak pięciolatek chcący wiedzieć skąd się biorą dzieci.

- Kuleczki – odpowiedziałam wymijająco, nie wystarczyło.

- Ale do czego te kuleczki?

- Do... weź sobie poczytaj, w domu ci wytłumaczę – powiedziałam obserwując,  kasjerkę, która ledwo powstrzymywała się przed wybuchnięciem śmiechem.

 

              Miedzy regałami spędziliśmy ponad godzinę. Przeglądając i wybierając akcesoria. Fakt, że przepuszczałam cała swoją pensję jakoś nie szczególnie mnie interesował.

 

- Kupie ci taki! - nagle stwierdził Dymitr, pokazując mi korek analny z niebieską cyrkonią w trzonku.

- I co aj z tym zrobię? - zapytałam głupio.

- Wsadzisz go sobie w d... no tam, gdzie się go wsadza i będziesz nosić.

- Tak pod odświętnym ubraniem do kościoła.

- A choćby! - odpowiedział z entuzjazmem.

 

              Było mi szkoda biednej kasjerki. Miała spore problemy z powstrzymywaniem śmiechu nawet naliczając nam rachunek i pakując zakupy.

              Zapłaciliśmy i wyszliśmy obładowani kolorowymi torebusiami. Gdy ruszyliśmy do samochodu, nie mogłam oprzeć się myślom o wykorzystaniu ich w sypialni. Co prawda, chciałam jeszcze kupić krem przedłużający erekcję, ale Dymitr strzelił focha i powiedział, że jego erekcji starczy dla tuzina tylko czekających na to kobiet. Nie chciałam rozwiewać jego marzeń, więc się nie sprzeczałam. A co tam – pomyślałam i rzuciłam kluczyki Dymitrowi, niech ma dzień dobroci dla futrzanych samców.

 

- Prowadzisz – jego uśmiech się poszerzył.

 

              Tym razem wsunęłam się na fotel pasażera i zaczęłam grzebać w torbach. Najbardziej chyba podobała mi się kaczusia[3]. Mała, żółta z motywem sado-maso. Będziemy mieć towarzystwo w wanie, jupi – mało brakowało a zaczęłabym klaskać z uciechy.

              Wyjechaliśmy z miasta i ruszyliśmy w kierunku naszego grajdołka. Drogi były ośnieżone, więc Dymitr nie szalał z prędkością. Moje myśli jak bułka tarta wreszcie złożyły się w rogalik 3D i wrzasnęłam.

 

- Sarna! - Dymitr, gwałtownie zahamował i rozejrzał się dookoła.

- Rose! Jaka do kurwy nędzy sarna, ze tak się grzecznie zapytam?! Ja tu widzę tylko śnieg, śnieg i wiewiórki pieprzące się na gałęzi.

- Kłamałam – odpowiedziałam z uśmiechem i przyssałam się do jego ust. Moje ręce wsunęły się pod jego rozpięty płaszcz i zaczęły dobierać się do guzików jego koszuli.

- Rose – wychrypiał, odrywając się ode mnie na chwilę

- Stoimy na środku drogi!

- To przeparkuj – rzuciłam rozsądnie, wiedząc że i jemu chodzi to po głowie.

 

              Tym razem nie przejmując się ślizgawką na drodze wcisnął gaz i po chwili skręcił w pierwszą napotkana leśną drogę. Odsunęłam fotel do tłu, na tyle na ile się dało, Dymitr wyłączył silnik i znowu zaczęliśmy się całować. Przez chwilę szamotaliśmy się z rozłożeniem tego cholernego siedzenia, ale gdy wreszcie się udało powróciliśmy do przerwanych czynności. Wiecie jak ciężko rozbiera się w tak małej, zamkniętej przestrzeni? To aj wam powiem. Zajebiście ciężko, ale niema rzeczy nie możliwych, dla chcącego nic trudnego, potrzeba matką wynalazków i inne takie.

 

              Gdy wreszcie z radosnym okrzykiem zdarliśmy z siebie garderobę przeturlaliśmy się po siedzeniu, tak bym mogłam być na górze. Usiadłam an Dymitrze i sięgnęłam do wnętrza jednej z torby.

 

- Teraz zamierzasz grzebać w torbach – mruknął.

- Nie marudź – powiedziałam wyciągając jadalna, czekoladową farbę.[4] Odkręciłam słoiczek i z powątpiewaniem spojrzałam na cienki pędzelek. Odrzuciłam go na siedzenie i wsunęłam palce od pojemniczka. Przesunęłam lepką mazią po jego ciele i zsunęłam się niżej, tak by uklęknąć między jego kolanami. Podobało mu się. Dowód na to miałam dosłownie przed nosem.

              Przeciągnęłam palcami umoczonymi w słodkiej farbce po jego penisie apotem zaczęłam ją zlizywać. Gdy był już czysty wsunęłam go sobie w usta tak głęboko, jak tylko mogłam i zaczęłam ssać. Ponoć spuszczenie się kobiecie w usta, to marzenie każdego faceta, więc czemu nie – w końcu były święta.

              Pieściłam go, Ssałam i lizałam go tak długo, aż poczułam jak słonawy płyn spływa mi wzdłuż gardła. Odsunęłam się i złapałam oddech. Jego oczy błyszczały gdy patrzył na mnie. Wydłubałam paznokciem kilka plemników z między zębów i pozwoliłam mu na zamianę miejsc. [5]

              Teraz to on grzebał w torbach, do póki nie znalazł miętowego żelu zwiększającego wrażliwość na pieszczoty.[6] Gdy wreszcie go znalazł i otworzył tubkę, nie musiałam już długo czekać.  Jego zwinne palce szybko sprawiły, że stałam się mokra. Dymitr sięgnął ponownie do torby i wyjął wibrator. Odpieczętowanie go trochę mu nie szło, ale postanowiłam być cierpliwa.

              Zapadał już zmrok, a wibrator świecący w ciemności, okazał się świetna atrakcją.  Dymitr wsunął go we nie bez ostrzeżenia. Jęknęłam na pół z bólu, na pół z zadowolenia. Chwilowe podrażnienie szybko znikło, gdy włączył maksymalne wibracje i zaczął poruszać zabawką w moim wnętrzu.

              Podczas gdy wibrator szalał a moim ciele język Dymitra czule rozprawiał się z moimi sutkami. Gdy opadłam zaspokojona na siedzenie wcisnął się obok mnie, odłożył zabawkę i przytulił mnie do siebie.

 

- Rose?

- Mhm – mruknęłam, wtulając się mocniej w jego ramiona.

- Rose?

-        No dobra, dobra – mruknęłam, wiedząc o co mu chodzi.- Nie wyżyty jesteś wiesz? - dodałam nim zdążył pocałować mnie, wsuwając mi język do ust.

-         

              Jego dłonie pieściły moje łase na pieszczoty piersi, a ja ocierałam się o niego biodrami. Nasze oddechy tworzyły parę, która osiadała na szybach auta. Dymitr wszedł we mnie i nasze ciała zaczęły się poruszać. Jęknęłam jego imię osiągając szczyt. Niesamowity był fakt, jak dobrze byliśmy dobrani. Gdy jego palce wsunęły się między moje uda rozsmarowując wypływające ze mnie jego własne nasienie przejechałam dłonią po szybie ciężko dysząc. [7]

 

- Zawsze chciałam to zrobić – powiedziałam z rozmarzeniem.

- Co? - zapytał.

- No wiesz, scena jak z Titanica. Może DiCaprio to ty nie jesteś, ale mi chodziło o to chuch, chuch, chybsz... - powiedziałam, demonstrując w powietrzu o co mi chodziło. Dymitr odwrócił się w stronę okna i przez chwilę razem podziwialiśmy moje dzieło.

- Cholerka – zaklęłam spoglądając na deskę rozdzielczą. - Musimy się zbierać późno już. - Powoli pozbieraliśmy ubrania i ruszyliśmy do domu.

 

              Weszliśmy do domu otrzepując się z padającego śniegu. Jedynym który nas powitał był Sobaka – co oznaczało, że przygotowania nadal trwały i wszyscy byli zajęci. Moja twarz, musiała odzwierciedlać moje myśli, z resztą nie tylko moje. To Dymitr przyłożył palec do ust i gestem pokazał, że mam być cicho. Od razu rzuciłam się na łóżko a gdy Dymitr zamykał drzwi sięgnęłam do torby.

 

- Przymierz – powiedziałam, rzucając w niego wydobytym przed chwilą zawiniątkiem.

- Ale tak teraz? - zapytał speszony jak dziewica w burdelu.

- Nie, na Wielkanoc.

 

              Kiedy wrócił z łazienki ledwo powstrzymywałam uśmiech. Wyglądał całkiem kusząco w skąpym wdzianku[8] i z pejczem[9] w ręku,a le ta jego nieszczęśliwa mina.. jak nic ktoś powinien my\u zrobić zdjęcie.

 

- Rose – jęknął – ale to mnie pije.

- Nie marudź, gdzie cię pije? - zapytałam, wstając z łóżka.

- W d...., no między pośladkami! Ten sznurek, no – powiedział odwracając się tyłem i eksponując swoje zgrabne cztery litery.

- Tak ma być – mruknęłam przyglądając się rozmarzona.

 

              Nagle drzwi się otworzyły i do pokoju wpadła Viktoria. Dymitr tylko dzięki swojemu refleksowi zdążył zakryć strategiczne części swojego ciała poduszką i zwinnie wycofać się  do łazienki. Jego siostra stała z otwartymi ustami. Biedna musiała doznać szoku a może i trwałego uszczerbku na zdrowiu.

 

- Chyba oślepłam – powiedziała w końcu- To ja wyjdę i wrócę za pięć minut. Powiedziała i wybiegła z pokoju. Gdy Dymitr wrócił z łazienki, tym razem w normalnym stroju, starłam się pohamować atak śmiechu.

- Matka mnie zabije, jak się dowie – rzucił smętnie i usiadł na łóżku gapiąc się we mnie jak świnia w kartofel.

- Ciebie? Ciebie zabije? Prędzej mnie, za sprowadzenie cię na złą drogę. - coś sobie uświadomiłam – Ej, ja cię sprowadziłam na złą drogę!  Hura ja!!!

             

              Miałam dodać, że chyba opisze to an blogu, ale Victoria wróciła do pokoju, tym razem przezornie zasłaniając oczy ręką. 

 

- Możesz już patrzeć  - powiedziałam.

Dziewczyna opuściła rękę – Hym, no wy się tu bawicie... a tam no... Kolacja za pięć minut! Mama i babcia kazały już schodzić! - wyrzuciła z siebie na jednym tchu i uciekła z zarumienionymi policzkami.

 

              Rzuciłam niepewne spojrzenie mojemu mężczyźnie, ale on już wstał i czekał, żebym do niego dołączyła.

 

- No dobra, raz się żyje – powiedziałam i dodałam w myślach a potem się już tylko straszy.

 

              Na dole wszystko było już gotowe. Oczojebnie kolorowa choinka, ozdobiona bombkami, bombeczkami a nawet bombami z wielką kiczowatą gwiazdką na czubku.

              Na stole stała świąteczna zastawa. Zatrzymałam się i poczułam dziwne trzepotanie w żołądku. Pierwsze prawdziwe święta... Czyżbym się wzruszyła? Łezka zakręciła mi się w oku, na szczęście to nie to. Byłam po prostu gołda -uf, ulżyło mi.

              Dymitr położył mi dłonie na ramionach.

 

- Tradycja mówi, że na stole musi być chleb -symbol pożywienia, czosnek – symbol zdrowia, sól -znak obfitości i miód – wróżący powodzenie.

- To coś nowego dla mnie – odpowiedziałam przyglądając się wszystkiemu co leżał ona stole. - W Stanach nigdy nie obchodziliśmy tak świąt. Tam świętuje się raczej pierwszy dzień świat, a nie ten no na s...

- Soczelnik

- No właśnie. - Dymitr posłał mi radosny uśmiech i pociągnął mnie do stołu.

 

              Gdy podeszliśmy Yewa wzięła do rąk biblię i zaczęła czytać. Gdy skończyła, zaczęła rozdawać wszystkim coś co wyglądało jak miniaturowe chlebki z krzyżem na środku.

 

- To prosofora – babka przyniosła ja z cerkwi.- szepnął mi Dymitr do ucha.

 

              Gdy każdy miał swój, zaczęło się składanie życzeń. A potem można już wreszcie było coś zjeść!!!  Niestety mój brzusio nieco się zawiódł. Nadal żadnego mięska.

 

Nr.1. Kutia – dziwna masa, składająca się głównie z maku, strasznie słodka, ale jadalna.

Nr.2. Framuszka – zupa piwna- starorosyjskie danie postne

Nr.3. Barszcz z uszkami – Czerwona zupa i gumowate coś, wcale nie przypominające uszu.

Nr.4. Ryba -Nieznanego mi gatunku ni pochodzenia, gdyby była mniejsza upierałabym się, że wyciągnęli ją z akwarium Karoliny. 90% ości i 10% mięsa -jeśli w ogóle można to tak nazwać.

Nr.5. Kisełycia -  coś co sprawiło, że mało mnie nie zemdliło. Biaława, zawiesista breja. Dymitr patrząc na moja minę, ze śmiechem twierdził, że to kisiel zrobiony z owsa, ale jakoś mnie to nie przekonywało.

Nr.6. Nareszcie coś jadalnego! Grzyby zapiekane w cieście. Miałam nadzieję, że nie pochodziły z prywatnej kolekcji Yewy. Wpadły mi kiedyś te jej grzybki w ręce – tydzień chodziłam po ścianach.

Nr.7. Kapusta z grzybami. - Też całkiem niezła. Moje obawy co do grzybków nadal nie zniknęły, ale skoro wciąż nie widziałam różowy słoni...

Nr.8. Pierogi z kapustą i grzybami – jak wyżej.

Nr.9. Placki owsiane – jadalne

Nr.10. Szczułok – sama nazwa odrzucała, ale był to kompot z suszonych owoców, do popijania. - Z tego co zauważyłam, też liczone jako danie.

Nr.11. Smażony śledź – mniej ości, więcej ryby. Sukces!

Nr.12. Pół litra – wreszcie coś znajomego![10]

 

              Po skończonej kolacji zaczęło się rozdawanie prezentów. Wszyscy byli zadowoleni, a przynajmniej świetnie udawali. Moje myśli uparcie wracały do pakunków leżących na łóżku. Z chęcią dobrałbym się do czekoladek,[11] albo chociaż do lizaków[12]. Ale nie...ale nie... ale nie ma tak dobrze, kurwa!

              Dymitr używając swojego mentorskiego(lub mendowskiego – zależy jak kto lubi) tonu, wyrwał mnie z czekoladowych marzeń

i oświadczył, ze o północy cała rodziną wybierzemy się do cerkwi na całonocne czuwanie. A teraz pośpiewamy kolędy.

              Pokój wypełniły dźwięki i słowa Chrystos rodiłsja, nam opłatiłsja. Nawet Dimka przyłączył się do fałszującej gromadki i tylko ja siedziałam jak debil dumając o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

TurboDymanoMan

–  człowiek, który Dymał

 

 

 

 

 

Siedziałem tak już od godziny próbując przypomnieć sobie imiona wszystkich tych kobiet. To Rose poruszyła ten temat, nie moja wina, że tak się mnie uczepił. Obłożony starymi kalendarzami i notesami, w których mogłem mieć je pozapisywane tworzyłem listę. Listę kobiet, które przewinęły się przez moje łóżko. Brunetki, blondynki ja wszystkie was dziewczynki... Eh, to były czasy. A teraz co? Człowiek się starzeje, nie chce mu się nowego ogrzewacza do łóżka szukać. Bo i po co jak stary całkiem dobry? I za co złapać i po czym poklepać!

Ale do rzeczy:

 

1.      Tania. Kiedy w wieku piętnastu lat, stwierdziłem, że trzeba by wreszcie coś ten-tego padło na nią. Tania była dziwką i była tania, znaczy się nie droga.

2.      Aleksandra. Z nogami aż po szyje. Właściwie ona głównie składała się z nóg, ale mniejsza z tym. Miała wielkie zielono -błękitne oczy i była dampirką. Lubiła gryźć.

3.      Julia. Wysoka i gibka. Romantyczna, ale mimo to zawsze chętna  niebiesko oka blondynka.

4.      Edit. Pamiętam głownie jej kolekcję zabawek. Lubiła sado-maso i niegrzecznych chłopców.

5.      Agnieszka – lubiła jeździć konno... Mała nimfomanka, ale za to jakie argumenty.

6.      Susanna. Tancerka w nocnym klubie. Ognisto rude włosy i równe ognisty temperament. Lubiłem patrzeć jak się wygina.

7.      Tamara. Eh Tamara, Tamara... kto to do cholery był?

8.      Rusłana. Kolejna tancerka. Długie nogi, wielkie brązowe oczy. Miała duszę artystki. Nie miała wygórowanych wymagań.

9.      Marina. Dampirka – strażniczka. Pochodziła z Rumuni. Miała palce pianistki i długie kasztanowe włosy. Pamiętam, że miała śmieszną szczerbę między zębami i lubiła łaskotki.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin