Draco Malfoy zdumiewająco skoczny... szczur.doc

(577 KB) Pobierz
"Draco Malfoy - Zdumiewająco Skoczny

"Draco Malfoy - Zdumiewająco Skoczny... Szczur?"
 

Rozdział pierwszy
Kawa i Eliksir Wielosokowy



Najgorszy dzień w życiu Draco Malfoya rozpoczął się zwyczajnie, od przebudzenia. Chrapanie Crabbe`a i Goyle`a jak zawsze przypominało odgłosy wydawane przez rozpędzoną lokomotywę Hogwart Ekspresu.
Draco obudził się o szóstej rano, zlany potem. Śniło mu się, że nadepnął na odwłok sklątki tylnowybuchowej. Kiedy zaplątał się w prześcieradła i spadł z łóżka, szybko doszedł do wniosku, że jednak nie działo się to naprawdę.
Takie przebudzenia zdarzały mu się często podczas pierwszego roku. Dobrze, że urósł od tamtej pory, więc odległość między łóżkiem a podłogą była teraz zdecydowanie mniejsza.
Oczywiście dobrze, że w ogóle urósł – życie erotyczne szóstoroczniaka o wzroście nie przekraczającym stu dwudziestu centymetrów, byłoby smutne, nudne i ograniczałoby się raczej do uprawiania miłości w pojedynkę.
Z drugiej strony, niski wzrost był pożądaną cechą jeśli chodzi o quidditcha. Najlepsi szukający byli drobni i mali, podobnie jak mugole zawodowo jeżdżący na koniach… Dżokery, nie, chwileczkę, to chyba figura w talii kart?
O ile karty w ogóle posiadały talię.
Draco usiłował przemyśleć sprawę jeszcze raz, ale nagle zdał sobie sprawę, że natychmiast potrzebuje kofeiny.
Najlepiej dożylnie.
Jestem Malfoyem, pomyślał. Istotą mroku. Wczesny poranek zdecydowanie nie jest moją porą.
W porządku, wystarczy odrobina silnej woli.
Obudź się!
No dobrze, może to zbyt minimalistyczna opcja.
No więc, po kolei.
Mężnie podczołgał się do miejsca, gdzie poprzedniego wieczoru porzucił swoje szaty. Założył różne części garderoby na mniej więcej odpowiednie części ciała, z trudem przyjął postawę właściwą Homo Erectus i powlókł się do drzwi.
Czuł się jak wampir na głodzie, a wyglądał, jakby właśnie wstał z grobu.
Kawa! Muszę… Kawy!
Zanim doszedł do Wielkiej Sali, zyskał pewność, że została na niego rzucona klątwa Strasznego Głodu Kofeinowego, która prawdopodobnie dotknie także wszystkich jego potomków.
Ze względu na absurdalnie wczesną porę dnia, Wielka Sala była prawie pusta.
Przy jednym stole dwoje Krukonów całowało się i uczyło jednocześnie – typowo krukoński ideał romansu.
- To powinno być zabronione – pomyślał głośno Draco. – Taki widok odbiera apetyt.
- Podobnie jak twój widok, odbiera go mnie, Malfoy.
Wspaniale. Członek Hogwarckiej Drużyny Marzeń. Typowa ironia losu. Typowa Hermiona Granger - wstaje o szóstej rano, żeby się uczyć.
- Granger, samotna, z książką? Jakież to żałosne – i jakże przewidywalne.
Zavadowała go wzrokiem.
- Malfoy, sam, bez Crabbe`a i Goyle`a? Czy szare komórki, które dzielicie, nie obumrą, jeśli oddalicie się od siebie na zbyt długo?
- A gdzie Potter i Weasley? Oddają się na górze miłości, która nie śmie wyjawić swego imienia?*
Nieco zbyt gwałtownie przewróciła stronę.
- Nie mów, że cytujesz Oscara Wilde`a. On był Mugolem.
- Jesteś pewna? – uśmiechnął się złośliwie.
Westchnęła.
- Fretka – wymamrotała.
- Szlama – Draco lubił mieć ostatnie słowo. Ta idiotka zdecydowanie opóźniała realizację jego misji opatrznościowej.
Kawa…
Stół Ślizgonów był pusty. Draco nie miał pojęcia, w jaki sposób mógłby zdobyć kawę. A Draco absolutnie, bezwzględnie musiał napić się kawy.
Granger uniosła kubek do ust i wysączyła łyk cudownego płynu.
Draco z trudem powstrzymał ogarniającą go dziką żądzę. Odetchnął głęboko kilka razy, żeby się uspokoić.
Nie użyję tortur, żeby wydobyć z niej informację. Nie wyrwę jej tego kubka z ręki i nie będę usiłował wylizywać jego dna. Zachowam przynajmniej resztki godności.
Chcę kawy. Chcę. Kawy. Chcę kawy!
- Och, Granger... – rzekł powoli, starając się, aby jego głos brzmiał doskonale obojętnie. – Co trzeba zrobić żeby zostać obsłużonym o tak idiotycznej porze?
Kawyyy! - zawyło jego kompletnie rozpieszczone wewnętrzne dziecko. - Teeeraz!
Popatrzyła na niego z dezaprobatą.
- W ciągu sześciu lat nie zdarzyło ci się wstać wcześniej, żeby się trochę pouczyć? Jak, na Merlina, udało ci się zostać prefektem?
Dlaczego marnujesz mój czas, zła kobieto? Daj mi kawyyy!
- Uczę się jak każdy normalny człowiek – wycedził przez zaciśnięte zęby. – W nocy.
- Taaak... Widać, że nie jesteś typem rannego ptaszka – prychnęła. – Zdajesz sobie sprawę, w jakim stanie są twoje szaty? I że nie wyszczotkowałeś włosów?
- A jednak moja fryzura nadal wygląda lepiej niż twoja… Słuchaj, Granger, nie mam na to czasu. Chcę tylko trochę kawy! Na całym świecie nie ma teraz niczego, czego pragnąłbym bardziej, niż odrobiny kawy! Jeśli miałbym teraz jedno, ostatnie życzenie, poprosiłbym o kawę!
To nie miało nic wspólnego z godnością.
Popatrzyła na niego jak na wariata.
- Po prostu zadzwoń tym małym dzwonkiem, który leży na stole. Skrzaty domowe cię obsłużą. Co prawda nie powinny się pokazywać, ale jest tak wcześnie… Oczywiście, to okropne że…
Podniósł rękę, by powstrzymać ten potok słów.
- Proszę, Granger, jestem zbyt zmęczony… Mógłbym zwymiotować, słuchając twojego bełkotu o wszach…
Dopadł stołu Slytherinu i zadzwonił.
- Nie wszy! – krzyknęła za nim. – W.E.S.Z.-y! To skrót od Walka o Emancypancję Skrzatów Zniewolonych!
Draco usiadł przy stole i pozwolił swojej głowie opaść na blat.
- I o tobie mówią, że jesteś inteligentna... – wymamrotał w miarę wyraźnie. – Nie zauważyłaś, że ta nazwa jest idiotyczna? Nie lepiej brzmiałoby S.O.S., Stowarzyszenie Obrony Skrzatów, albo coś w tym stylu?
Dziewczyna osłupiała i właśnie w tym momencie na scenie pojawił się Zgredek - skrzat, który kiedyś pracował u Malfoyów.
Uszczęśliwiony jego widokiem Draco pomyślał, że mógłby go ucałować. Mógłby, gdyby w grę nie wchodziła tak duża różnica wzrostu, fakt, że Draco był raczej członkiem opozycyjnej partii, oraz straszliwy brak kofeiny, który odbierał mu zdolność wykonania jakiegokolwiek ruchu.
W każdym razie, Zgredek także wyglądał na uradowanego.
- Panicz Malfoy! Zgredek szczęśliwy cię widzieć. Zgredek od kilku miesięcy ma nadzieję panicza spotkać.
- Tak, cóż, Draco był bardzo zajęty – powiedział Draco nie podnosząc głowy ze stołu. – Draco obiecuje odwiedzać cię częściej, jeżeli tylko Draco mógłby prosić, bardzo prosić, o kawę, natychmiast. Draco cierpi na zbyt duże stężenie krwi w systemie kofeinonośnym.
- Oczywiście, oczywiście…
Zgredek błyskawicznie zniknął z pola widzenia, a Draco poczuł, jak ogarnia go wielka fala ulgi.
Która natychmiast odpłynęła, gdy usłyszał irytujący głos szlamy.
- Znasz Zgredka?
- Mhm... pracował w moim domu przez pierwszych dwanaście lat mojego życia – wymruczał Draco. – Praktycznie rzecz biorąc, to skrzaty domowe wychowują szlachetnie urodzone dzieci czarodziejów… no, ale skąd miałabyś o tym wiedzieć, szlamo.
- Akurat wiedziałam. Czytałam wiele genealogii rodów „czystej krwi” i wiem, że „szlachetnie urodzony” znaczy tyle samo co „owoc chowu wsobnego”. Albo „niewdzięczny ciemiężca skrzatów”.
- Granger, po prostu weź tę książkę, którą czytasz i…
- Pańska kawa, paniczu Malfoy!
Zgredek biegł ku niemu truchtem, trzymając w ręce tacę ze śniadaniem i… Draco wpił wzrok w jaśniejący boskim światłem dzbanek kawy.
Nie odrywając zachłannych oczu od świętego naczynia, patrzył jak Zgredek napełnia kubek…
- Wyglądasz jak narkoman, Malfoy.
- A ty jak bóbr, Granger.
Draco rzucił się na kubek i błyskawicznie wchłonął jego zawartość. Och, kawa, moja jedyna miłość! Kawa, moja wspaniała kawa, nikt zabierać jej nie ma mi prawa. **
- Zgredek pamiętał, że lubi panicz czarną, sir.
- Taaa, dzięki. Jest świetna – uśmiechnął się Draco.
- Czy panienka Hermiona życzy sobie jeszcze czegoś?
- Tylko głowy Malfoya, podanej na tacy. Dziękuję – wymruczała pod nosem, jednak niewystarczająco cicho.
- Mówiłaś, że się uczysz Granger, więc ucz się, zamiast mnie zaczepiać.
- Cóż, nie ma tu zbyt dużego wyboru, jeśli chodzi o rozmówców. Ale masz rację, zrobię jak radzisz. Numerologia jest zdecydowanie ciekawszym przedmiotem niż ty.
Mina Zgredka wyrażała smutek i zakłopotanie.
- Szczególnie Wzywanie Wyników – dodała wyniośle.
- Dobra, teraz już wiem, że masz nie po kolei w głowie – powiedział Draco. – Trygomancja jest daleko bardziej interesującą dziedziną.
Smarując tosta masłem, spoglądał spod oka na dziewczynę, która na egzaminie z numerologii zdobyła o pięć nędznych punktów więcej niż on. Ku jego wielkiemu zdumieniu, uśmiechnęła się promiennie.
Jej zęby naprawdę były zdecydowanie mniejsze, niż na pierwszym roku.
- Och, masz rację, jest fantastyczna! – zgodziła się entuzjastycznie. – Powiedz, wolisz używać magoteorii czy rzucać zaklęcia manualnie? To oczywiście zabiera więcej czasu, ale wydaje mi się, że daje możliwość szerszego ogarnięcia zasad…
- Oszalałaś? Jedynym zaklęciem, o którym warto wspomnieć, jest Kalkulatus…
Po wypiciu kawy, Draco zaczynał czuć się zdecydowanie lepiej. A numerologia była jednym z jego ulubionych przedmiotów.
- Nigdy nie zaklęłam w ten sposób – wyznała Granger, jakby wyjawiała mu jakiś wstydliwy sekret. Cóż, jakby nie było, przeklinanie w miejscu publicznym nie należało do dobrego tonu.
- Musisz być strasznie głupia jeśli tego nie robiłaś. Och, czekaj, to pewnie właśnie dlatego. Zobacz, to proste.
Zgredek oddalił się.
Przez następną godzinę Draco i Granger prowadzili ożywioną dyskusję, wykrzykując ze swoich miejsc argumenty dotyczące numerologii. W końcu nawet Krukoni zwrócili na nich uwagę.
- Słuchajcie – odezwał się chłopak. – Jeśli chcecie pogadać, to usiądźcie razem.
- Spadaj na bijącą wierzbę – zasugerował słodko Draco. – Magoteoria jest mocno przeceniana, ty krzaczastowłosa kretynko.
Przez jakiś czas „acciowali” sobie z Grangerówną diagramy na serwetkach, gdy otworzyły się drzwi do Wielkiej Sali.
- Popatrz tutaj fretkowaty chłoptasiu, Magoteoretyczne Twierdzenie Pitagorasa to klasyka – mówiła rozgorączkowana dziewczyna.
- Chcesz powiedzieć, że jest stare i bezużyteczne, szlamo? Masz rację.
- Malfoy! Dlaczego zaczepiasz Hermionę?
Wspaniale. Chłopiec Który Przeżył By Stać Się Pyszałkiem i Weasley Indycze Jajo.
Granger rozejrzała się i zamrugała.
- Harry, Ron! Jak miło, że do nas dołączyliście!
- Do nas? – powtórzył Wiewiór.
- Do Granger i głosów w jej głowie – wyjaśnił wyniośle Draco. W końcu przypomniał sobie o toście, który zdążył w tym czasie zamienić się w zimny kamień. – Miałem zamiar coś zjeść, ale wasz widok wzbudza we mnie odruch wymiotny...
- A twój widok wyzwala we mnie odruch Rozkwaszenia Twojej Ziemistej Gęby – warknął Weasley.
- Po pierwsze, nic nie robiłem, wiewiórowaty chłopcze, po drugie, chciałbym to zobaczyć, a po trzecie, co masz na myśli mówiąc „ziemistej”?
Draco jednym rzutem oka ocenił swoje szanse i wstał. Mógłby pokonać tego Udaję Że Jestem Czarodziejem Weasleya bez problemu, ale Weasley z Potterem u boku... Hmm...
- Nie warto, Ron - odezwała się Hermiona. – Szkoda twojego czasu na tego narcystycznego Ślizgona...
- Hm?
- A co ma do tego matka Malfoya?
Draco przewrócił oczami i wyszedł. Nic dziwnego, że Granger z taką determinacją wciągała go w rozmowę. Pewnie tęskni czasem do odrobiny inteligentnej konwersacji, skoro ma takich przyjaciół.
W drodze do dormitoriów Slytherinu zastanawiał się, czy Crabbe i Goyle są już gotowi, aby sprostać intelektualnemu wyzwaniu, jakim jest nauka oddychania przez nos.


Draco doszedł do wniosku, że eliksiry będą miłą odmianą po tak koszmarnym śniadaniu.
Powinien był pamiętać o prawach Murphy`ego, największego i najbardziej pechowego Irlandzkiego czarodzieja swoich czasów. (Irlanczyk-abstynent to bardzo niebezpieczne połączenie. Mógłby zacząć myśleć. A w konsekwencji zawładnąć światem.)
Rozsiadł się w ostatniej ławce i zaczął zastanawiać się, jaką obrzydliwą rzecz mógłby wrzucić Longbottomowi za kołnierz. Wahał się właśnie między ślimakami a świeżą skórą boomslanga, gdy do sali wkroczył Snape.
Draco lubił Snape`a. Naprawdę go lubił. Facet był zabawny, był dobrym nauczycielem i trzymał stronę Slytherinu, przeciw – ech, całemu światu. Zdaniem Draco, miał tylko dwie wady: widoczny brak dbałości o higienę i oczywisty, permanentny PMS.***
Trudno było coś wyczytać z twarzy profesora, zasłoniętej kurtyną ciemnych włosów, ale Draco założyłby się o sto galeonów, że mężczyzna miał groźne błyski w oczach.
Urodzony morderca. Sprzedawca śmierci. Predator. Bezlitosny zabójca na misji specjalnej.
- Chcę przyczynić się do rozwoju współpracy i budowy harmonii pomiędzy Domami...
Draco zamrugał z wysiłkiem. Hm, może nie tym razem.
- ...dlatego doszedłem do wniosku, że każdy uczeń powinien pracować nad eliksirem wielosokowym z partnerem z innego Domu.
Snape odchylił się na krześle i wsłuchiwał w rozbrzmiewające na sali głosy protestu, niczym Bóg w anielskie chóry.
Draco, który do tej pory zdołał przypomnieć sobie o Murphy`m, i któremu świat jawił się teraz w czarnych barwach, czekał.
- Potter i Bulstrode.
Spanikowany Potter rzucił ukradkowe spojrzenie w stronę Millicenty. Oblizała usta.
Teraz Harry wyglądał na bliskiego ataku histerii.
Draco nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Millicenta była skrycie, ale szaleńczo zakochana w Potterze od piątego roku. Draco był pewien, że nie przydarzyłoby się to komuś miłemu... Los był sprawiedliwy jeśli chodzi o łączenie dusz w pary. Tym razem był bezlitosny.
Wykazał się perfekcjonizmem.
Kiedy Millicenta zalotnie zatrzepotała rzęsami, w klasie rozległy się chichoty. Potter wyglądał jakby chciał się zapaść pod ziemię.
Nawet Weasley i Granger z trudem powstrzymywali się od śmiechu.
Draco spojrzał na Granger, która właśnie wpychała sobie do ust rękaw szaty. Biorę ją, pomyślał, jest jedynym Gryfonem posiadającym coś w rodzaju mózgu. Pewnie się będzie wkurzała - to będzie bardzo zabawne; a poza tym, nie dokończyliśmy dyskusji o numerologii...
- Crabbe i Longbottom.
- Profesorze, próbuje pan połączyć w pary wszystkich, którzy darzą się sekretnym uczuciem? – wycedził Draco.
Blaise Zabini zaśmiał się tak, że spadł z krzesła. Oczy Snape`a zwęziły się niebezpiecznie.
- Widocznie tak, Malfoy, ponieważ ty będziesz pracował z Weasleyem.
Ron Weasley zbladł tak bardzo, że jego piegi zdawały się świecić własnym światłem. Draco był zdegustowany, ale... cóż, przerażenie Weasleya było zabawne, poza tym... cóż, sam się o to prosił.
Oczywiście nigdy nie pozwoliłby na coś takiego innemu nauczycielowi niż Snape.
- Jakim cudem odkrył pan naszą małą, nieprzyzwoitą tajemnicę? – dopytywał się, podczas gdy Weasley wyglądał, jakby właśnie miał zawał. – Wydawało nam się, że jesteśmy tacy ostrożni.
- Goyle i Granger.
- Aliteracja – stwierdził Draco. – Jakież to słodkie.
Obrzucił groźnym wzrokiem Weasleya, nadal stężałego z wściekłości.
- Nie zbliżaj się do mnie, misiu pysiu. Po prostu siedź tam i staraj się nie emanować złą energią w kierunku mojego eliksiru – rozkazał Draco tonem, którym Malfoyowie zmuszali niewolników do ślepego posłuszeństwa, wrogów do desperackiej ucieczki, a kobiety do... cóż, po prostu do płaczu.
Wyglądało na to, że Weasleya natomiast doprowadził do szału.
- To nasz wspólny eliksir! – wybuchnął.
- Zrujnujesz moją doskonałą reputację jeśli coś zawalisz – co wydaje się być twoim przeznaczeniem w tej wielkiej loterii, którą zwą życiem – wysyczał Draco. – Siadaj! Jeśli potrafisz nie zepsuć chociaż tego.
- Nie!
- Panie i panowie, Weasleyowie: stworzenia posiadające jeszcze mniej szarych komórek niż galeonów – to matematyka na poziomie dwulatka.
- Tak? No więc coś ci powiem, Malfoy...
- Ron, zamknij się!
- Hej... – wycedził Draco obracając się do Granger. – To była moja kwestia!
W drodze po jakiś składnik, dziewczyna zatrzymała się przy nich i utkwiwszy w Ronie oczy jak sztylety**** kontynuowała, kompletnie ignorując Ślizgona:
- Nie jest tego wart.
- W porządku, masz rację.
Pochyliła się nad ławką, dotknęła wściekle rudych włosów Weasleya, spojrzała mu głęboko w oczy i – ku wielkiemu zdumieniu Draco – udało jej się przy tym nie zwymiotować.
- Robi z siebie idiotę, traktując cię – traktując wszystkich – w ten sposób. Musimy pogodzić się z myślą, że został tak wytresowany, i że jest zbyt głupi, albo po prostu zbyt zepsuty, żeby się temu sprzeciwić. Dlatego właśnie nie jest wart twojego czasu i twojej złości.
- Hej, ja tu jestem, szlamo!
Oczy dziewczyny nawet nie drgnęły.
- Nie jest wart nawet odrobiny uwagi.
- Szkoda, że nie zauważyłaś tego kilka lat temu! – zawołał za nią Draco, kiedy odchodziła. – Oszczędziłoby mi to bardzo bolesnego uderzenia w twarz.
Granger nie odwróciła się. Rozradowany Weasley usiadł.
- No dalej, psuj eliksir, Malfoy – powiedział.
- Tak się składa, że jestem dobry z eliksirów, Wiewióro, a tobie nie udało się jeszcze nigdy przygotować żadnego. Nie czepiaj się więc.
Zadowolona mina Weasleya zirytowała Draco jeszcze bardziej. Właściwie poczuł ulgę, gdy Gryfon zaczął się krzywić patrząc, jak ustawia kociołek.
- Hej, Malfoy, chcę cię o coś spytać.
- Nie, jeśli chodzi o kolację przy świecach, Weasley.
- Wiem że to prawie niemożliwe, biorąc pod uwagę uwarunkowania genetyczne, ale czy mógłbyś przynajmniej spróbować nie być takim palantem? Co, do diabła, robiliście z Hermioną dzisiaj rano?
- Uprawialiśmy seks przez stoły. My, Malfoyowie jesteśmy wyjątkowo utalentowanym rodem.
Weasley zaniemówił z wściekłości. Ten widok wystarczająco wynagrodził Draco cierpienie, które stało się jego udziałem, gdy przed chwilą roztaczał tę obrzydliwą wizję.
- Rozmawialiśmy o szkole, Żałosna Imitacjo Czarodzieja.
Wyraz twarzy Weasleya był tak bezmyślny, że bił na głowę wszelkie rekordy Crabbe`a i Goyle`a w tej dziedzinie.
- O szkole?
- Tak, o szkole. To taki cholernie duży budynek, w którym uczymy się, w każdym razie niektórzy z nas się uczą, magii. Jeśli wystarczająco mocno się skoncentrujesz, to może nawet dojdziesz do wniosku, że to miejsce, w którym właśnie się znajdujemy.
- Rozmawialiście z Hermioną o szkole?
- O numerologii. Kojarzysz? To jeden z tych przedmiotów, na naukę którego jesteś zbyt głupi.
- No, to w takim razie lepiej z tego zrezygnuj.
- Z czego? Z numerologii? Słuchaj, nawet jeśli zrezygnowałbym z tego przedmiotu, moje świadectwo będzie o tyle lepsze od twojego, o ile moja rodzina jest lepsza od twojej.
- Zostaw Hermionę w spokoju! – warknął Wasley. – Nie będziesz mi jej tyranizował.
- Proszę, proszę, Ronuś się zakochał? Oh, jakież to słoooodkie! Powiedz mi, Weasley, co otrzymamy gdy skrzyżujemy wiewiórę z bobrem?
Twarz Weasleya przybrała kolor tak jaskrawej czerwieni, że nawet ohydny kolor jego włosów nie mógł równać się z jej intensywnością. Gryfon wyglądał przy tym, jakby zaraz miał kogoś zabić.
- Pamiętajcie, że pod koniec lekcji musicie wypić eliksir wielosokowy partnera – przypomniał Snape.
Teraz Weasley wyglądał, jakby miał zaraz umrzeć z obrzydzenia.
- Prędzej odbiorę sobie życie!
- Przy okazji odbierz też moje – wymamrotał Draco. – Ale wiesz co? Przynajmniej przestałeś czerwienić się jak pensjonarka. Och nie, czekaj! Zobacz – znowu to samo...
- Odwal się, Malfoy.
Obaj byli tak pochłonięci sprzeczką, że nie zwracali uwagi na osoby kręcące się w pobliżu ich stołu.
- Dawaj kawałek tej odrażającej arlekińskiej peruki, którą nazywasz włosami, Weasley – zakomenderował Draco. – Ja wrzuciłem już swoje do twojej zlewki.
- Czekaj, doszedłem do wniosku, że wolę umrzeć, niż zamienić się w takiego albinotycznego dupka, jak ty.
- Nie marudź Weasley, zawsze chciałeś być bogatym, przystojnym i czarującym... no, po prostu mną...
- Twój czar nie byłby w stanie zadziałać nawet na brodawki obdartej ze skóry ropuchy, Malfoy...
Draco ukradkiem przysunął się w stronę Rona, a gdy ten pochylił głowę, wyrwał mu kilka włosów.
- Ałć! To bolało!
Patrząc na rozwścieczonego Gryfona, Draco rozważał, czy ten kretyn zdecyduje się w końcu go uderzyć. Nie spuszczając z niego oka, upuścił włosy.
Żaden z nich nie zauważył, że włosy nie trafiły do zlewki i spadły obok niej.
Żaden z nich nie zauważył, że ktoś przemknął obok ich stołu, wrzucając do naczynia Draco coś innego.
Żaden z nich w ogóle nic nie zauważył. Każdy wypił swoją porcję eliksiru, oczekując rezultatów, które jednak nie pojawiły się.
*
- Jestem absolutnie rozczarowany! – wrzasnął Snape. – Jakkolwiek – dodał patrząc na Longbottoma – w przypadku niektórych z was, raczej niezmiernie zaskoczony. Wręczyłem wam wyraźne czarokopie instrukcji warzenia eliksiru wielosokowego, a jednak żadne z was nie było w stanie poprawnie go przygotować. To tyle jeśli chodzi o twoją inteligencję, panno Granger. Jeśli zaś chodzi o pana, Malfoy, mniemam, że to pan Weasley był przyczyną tej porażki.
- Właśnie, panie profesorze – Draco spokojnie przytaknął nauczycielowi. – Rozpraszał mnie swoimi głupimi uwagami.
- Gryffindor traci dziesięć punktów – powiedział ostro Snape.
Draco przeciągnął się leniwie i ziewnął; czuł ten wspaniały, ciepły dreszcz, którego źródłem była satysfakcja, że jest złośliwym sukinsynem i duma, że jest w tym tak dobry.
Zauważył, że Granger i Weasley avadują go wzrokiem. W odpowiedzi mrugnął do nich porozumiewawczo. Weasley wyglądał jakby dostał apopleksji, a Granger obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem.
Potter nadal wyglądał na zbyt roztrzęsionego bliskim spotkaniem z Bulstrode, aby zwracać uwagę na ich milczący pojedynek.
Draco poczuł, że jest mu niedobrze, ale mina śmiertelnie przerażonego Pottera odwróciła jego uwagę od sensacji żołądkowych.
Przed lekcją opieki nad magicznymi stworzeniami pójdzie chyba tam, gdzie nawet czarodziej chodzi piechotą... uh, dwie godziny w otoczeniu Gryfonów - nic dziwnego że miał mdłości.
Snape nawrzeszczał na uczniów, wyzywając ich od idiotów, nieudaczników i łajz. Stwierdził, że przynoszą hańbę swojemu gatunkowi, i że nie nadają się do niczego, prócz usługiwania Filchowi, a już na pewno nie są warci zaszczytu ponownego przekroczenia progów jego świątyni w lochach (innymi słowy, poniżył ich tak jak zawsze).
Draco skrzywił się w sposób, który był przyczyną plotek, jakoby jednym z antenatów Malfoyów był wampir.
Co nie było prawdą.
Chyba.
- Dobrze się czujesz ? – chrząknął Crabbe.
- Na pewno lepiej niż ty, jeszcze nie zadaję głupich pytań – odpowiedział Draco sucho i władczym gestem strząsnął z ramienia jego bochenkowatą rękę.
Wychodząc z klasy, specjalnie zderzył się w drzwiach ze Świętą Trójcą.
- Ojejku, jejku, czyżby biednemu małemu Malfoykowi było niedobrze? – zaśmiał się Weasley. – Poproś Snape`a żeby zabrał cię do łóżeczka i mocno utulił.
- Nie jestem zainteresowany, Weasley. W przeciwieństwie do ciebie.
Oddalając się, usłyszał za plecami głos Granger.
- Co ci się stało Harry? Wyglądasz na nieco... zmaltretowanego.
Mam nadzieję, że Millicenta maksymalnie wykorzystała swoją szansę obmacywania Pottera i że Potter skończy bełkocząc i śliniąc się w szpitalu świętego Munga.
Pokonując coraz większy ból żołądka, Draco błyskawicznie dopadł łazienki.
Głupi Weasley, jak na Merlina, udało mu się zepsuć eliksir? A może to Granger zatruła jego kawę? Zdradzieckie napoje energetyzujące!
Wpadł do kabiny i osunął się na podłogę.
Ból był po prostu porażający. Zimne fale skurczów atakowały jego żołądek, twarz pokrył lepki pot. Draco skrzywił się, czując słony smak krwi płynącej z wargi, którą przygryzł zbyt mocno. Kulił się w sobie, usiłując złagodzić następną falę cierpienia. Pragnął zmniejszyć się, zdusić ten ból i...
Poczuł, że naprawdę staje się mniejszy...
Ubranie parzyło i ciążyło mu. Piszczał, gdy tkanina drażniła skórę. Jego szaty wydawały się być...
Za duże.
Zaraz. Piszczał?
Malfoyowie nie piszczą!
I właśnie wtedy został połknięty przez masę czarnego materiału.
Opadła na niego góra jedwabiu; otaczała go; przytłaczała. Swędzenie wzmagało się coraz bardziej, jakby...
Jakby rosło mu futro.
Znowu.
Draco pamiętał to uczucie.
Tylko nie to! Merlinie, nie pozwól, żeby ponownie się zdarzyło to, co wtedy, z profesorem Moodym, dwa lata temu, proszę, proszę, nie...
- Nie! – powiedział Draco.
Usłyszał tylko pisk.
Wyprysnął spod sterty swoich ubrań. Był zdecydowany uciec, zanim ktoś znowu zacznie obijać nim o podłogę i sufit. Poprzysiągł zemścić się na pierwszym członku Drużyny Marzeń, któremu cała ta sytuacja wyda się choć odrobinę zabawna...
Wtedy usłyszał odgłos czyichś stóp. Ktoś go ścigał!
Nie dasz rady uciec przed człowiekiem, Draco. Bądź przebiegły. Bądź Ślizgonem.
Zastygł w bezruchu, jakby skamieniał z przerażenia. W tym przypadku akurat nie było mu szczególnie trudno odegrać tę rolę.
Kiedy ręka zbliżyła się do niego wystarczająco, ugryzł ją tak mocno, że z rany trysnęła krew.
Potem uciekał, uciekał, uciekał, czując wdzięczność wobec losu, że drzwi były otwarte. Wypadł na korytarz, który nagle wydał mu się nieprawdopodobnie olbrzymi. Pędząc na złamanie karku, zastanawiał się, co powinien teraz zrobić, do diabła.
Nagle wpadł na inne stopy i został pochwycony przez wielką rękę.
Coś znajomego było w tych stopach, pomyślał. Nawet widziane z tej perspektywy były nienormalnie duże...
- Patrzcie! Jaki słodki szczurek!
„Słodkie CO?” - to była pierwsza myśl, która przebiegła przez głowę Draco. Zaraz potem pojawiła się następna. – „O, nie. Tylko nie Weasley!”
Był bezradnym gryzoniem w rękach Gryfonów.




* “love that dare not speak its name.” – cytat z wiersza Bosiego "Two Loves", użyty także przez jego kochanka, Oscara Wilde`a, w “Portrecie Doriana Greya”
** Cytat z piosenki Łona „Kawa”
*** PMT (Pre Menstrual Tension) = PMS – zespół napięcia przedmiesiączkowego.
**** Trawestacja wyjątku z „Pana Tadeusza” A. Mickiewicza- „Utkwiwszy w Telimenie oczy jak sztylety” (Księga piąta ,„ Kłótnia” )

 

 

Rozdział drugi
Puszek, Magiczny Dra... Eee... Szczur



„Weasley, ty niedorozwinięty, odrażający palancie! W tej chwili postaw mnie z powrotem na ziemi!” - krzyknął Draco. – „Jestem w straszliwym niebezpieczeństwie!”
Przepaskudne ślepia przerośniętego Weasleya przybrały wyraz...
Przed oczami Draco zjawił się obraz tego barbarzyńcy, Hagrida - prymitywnego potwora, dla którego wyrażenie „drażnić dzikie bestie”, było synonimem słowa „uczyć”.
Och nie! - pomyślał, ten szaleniec w taki właśnie sposób patrzył na swoje ukochane sklątki tylnowybuchowe!
- Czyż nie jest śliczny? – zagruchał Weasley.
„Weasley, puść mnie natychmiast! Nie chcę mieć nic do czynienia z twoją zoofilią!”
Ron huśtał nim, wywołując u Draco ataki choroby morskiej. Nagle w polu jego widzenia pojawiły się poskręcane włosy Granger i rozczochrane kłaki Pottera.
„Puść mnie!” – zawył Draco. – „Nie jestem cholernym zawodnikiem szczurzej drużyny quidditcha! Rzucę na ciebie najgorszą klątwę Malfoyów, Weasley! Będziesz trząsł ze strachu tymi swoimi żałosnymi portkami z lumpeksu jak... ooooch, zaraz zwymiotuję...”
Te śmiertelne pogróżki ani trochę nie powstrzymały Weasleya, a głos Pottera przyprawił Draco o jeszcze większe mdłości.
- Tak... to... miły szczur, Ron, ale myślę, że on chce, żebyś go puścił. Okropnie piszczy. Pewnie to dziki szczur.
- I może być chory – dodała Granger.
„Tak jak i ty, Granger” – prychnął Draco.
- Wcale nie. Zobaczcie, lubi mnie – bronił się Ron, przyciskając Draco do piersi. – Nawet nie próbował mnie ugryźć.
„Nie mam zamiaru się otruć! Puszczaj mnie, ty chory z urojenia idioto!”
Trójka Gryfonów patrzyła na Draco, nieświadoma jego wściekłych wrzasków.
- Myślę, że powinieneś go wypuścić zanim pójdziemy na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami – powiedziała Granger tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- A poza tym, nie pamiętasz co było z twoim ostatnim szczurem? – Potter ściszył głos.
Ron nadal tulił Draco w ramionach.
- Harry, nie bądź paranoikiem. To po prostu mały szczurek, nawet jeszcze nie dorosły. Czy kiedykolwiek w życiu widziałeś coś tak słodkiego i bezbronnego?
„Dopadnę cię za to, Weasley!” – wrzasnął Draco.
- To... co? – zapytał Harry. – Chcesz go zatrzymać?
- Pokażę go najpierw Krzywołapowi – poddał się Ron.
„To imię twojego ojca, Weasley?”
Draco poważnie zaczął rozważać opcję ugryzienia Rona, gdy ten znowu go pogłaskał.
Granger zaczęła się niepokoić.
- Chodźcie już, bo się spóźnimy! Porozmawiamy o tym po lekcjach...
W ten sposób – w towarzystwie Trzech Muszkieterów, którzy od kilku lat byli najgorszą zmorą jego życia, kołysząc się w rękach cholernego Weasleya - Draco dostał się na zajęcia z szalonym gajowym.
Prosto w paszcze dzikich zwierząt.
Dzikich, okrutnych bestii.
Potworów, mogących zmiażdżyć szczura jednym ruchem szczęk.
Niech cię piekło pochłonie, Murphy!

*


- Powim ci, że to pikny okaz szczura – zahuczał Hagrid przysuwając owłosioną twarz do Draco.
„Mam dość uniesień na dzisiaj, ty zapluty półolbrzymie” – prychnął Draco wyniośle. – „Trzymaj swoje brudne łapska z dala ode mnie.”
- Sprawdzę, czy to chłopaczek, czy dziewczynka – kontynuował gajowy.
„Co...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin