To nie moja wina.rtf

(140 KB) Pobierz
TO NIE MOJA WINA

TO NIE MOJA WINA


 

Spojrzał za odjeżdżającym pociągiem niemal ze smutkiem. Gdyby nie dłonie które kurczowo trzymały barierkę dworca być może stateczny i poważny profesor Szkoły Czarodziejstwa w Hogwarcie rzuciłby się i próbował naprawić błędy ostatnich pięciu lat. Zamiast tego stał i patrzył jak Ekspres znika za zakrętem.


 

Snape przyglądał się chłopcu przez ostatnie dni i doskonale wiedział, że dzieciak go nie potrzebuje. Wstrząs po śmierci ojca chrzestnego był dla niego niewątpliwie szokiem jednak z pomocą ukochanych przyjaciół i nader opiekuńczego grona pedagogicznego radził sobie całkiem nieźle. Przynajmniej wszyscy tak uważali. Wszyscy za wyjątkiem Severusa.

Nigdy nie rościł sobie prawa do znajomości psychiki chłopaka lecz w ostatnich dniach przyłapywał się na podpatrywaniu zachowania dzieciaka. Często nawet nie wiedząc z jakiego powodu trafiał w miejsca w których chłopak przebywał. I tak kilka razy odwiedził boisko do qudditcha raz pod pretekstem poszukiwania zagubionej przez jedną z jego Ślizgońskich pociech różdżki, drugi w poszukiwaniu magicznych roślin rosnących nieopodal punktów startowych. Być może przychodziłby dalej, ale jego obecność stała się dla chłopaka tak nieprzyjemna, że zaniechał treningów i już nie pokazywał się na boisku.

Lekcje Eliksirów niewiele pomogły Severusowi. Nienawiść którą tak pilnie i pieszczotliwie pielęgnował przez ostanie lata wydobywała się na światło dzienne w lochach. I choć Mistrz starał się powstrzymać emocje, ciągle Gryffindor wychodził z zajęć ograbiony z punktów głównie za sprawą Pottera.

Pociąg niknął w oddali kiedy Severus poczuł pieczenie na ramieniu. Odruchowo potarł dłonią bolące miejsce. Nawet po tylu latach nadal bolało, choć stosował wiele maści i medykamentów. Na początku pracy w Hogwarcie wiedziony jakimś impulsem szaleństwa prosił nawet Madame Pompfrey o pomoc, lecz kobieta już wtedy uprzedziła go o nieodwracalności rzuconego na niego zaklęcia.

Jedynie trzy osoby na świecie wiedziały co kryło ramię Mistrza Eliksirów. Severus uśmiechnął się krzywo pod nosem. Czwarta osoba która poznała jego tajemnicę nie żyła od kilkunastu lat lecz nadal gościła codziennie w jego myślach.

Snape zawsze zastanawiał się co wydarzyłoby się gdyby wielki świat czarodziejów dowiedział się, że nie tylko cud dziecko Gryffindoru, potomek czerwono złotego lwa nosi na sobie ślad po Kadavrze. On również miał matkę która podobnie jak matka Pottera zginęła zasłaniając go własnym ciałem. Tylko, że Stary Snape nie był zagrażającym światu Czarnym Czarodziejem lecz nikomu nie znanym, choć dosyć bogatym, magiem który z dnia na dzień popadał w coraz większe uzależnienie od przygotowywanych przez własnego syna eliksirów.

Wiele razy Severus zastanawiał się czy oddałby się bez reszty sztuce "zamykania sławy w butelce i ważenia chwały" gdyby nie ojciec, jego uzależnienie i podsycane od najmłodszych lat zainteresowanie Eliksirami. Kiedy Snape rozpoczął edukację w Hogwarcie przestał być dumny z wykonywanych dla ojca eliksirów. Nieomal z dnia na dzień dowiadywał się jakie miały właściwości, do czego służyły i dlaczego ojcu tak bardzo zależało na zachowaniu ich produkcji w tajemnicy. Postanowienie buntu rosło z każdym dniem.

W dniu w którym Severus po raz pierwszy odmówił przyrządzenia narkotyku mężczyzna skierował na niego swoją starą i zniszczoną różdżkę. Dziecko, jakim Snape był tamtego dnia, pamiętało przez wiele dni jedynie zielone światło w ciemnym pokoju i matkę zasłaniająca go własnym ciałem.

Młody Snape obudził się w Hogwarcie tydzień później. Następną rzeczą jaką pamiętał były wpatrujące się w niego zza trójkątnych okularów głębokie oczy dyrektora szkoły.


 

- Panie Profesorze - chwila ciszy. - Profesorze Snape - cichy głos dobiegał zza pleców Mistrza.

- A ty Potter co tutaj robisz! Miałeś siedzieć w pociągu do Londynu by niedługo wpaść w ręce swojej ukochanej rodzinki. Zamierzasz nawet po zakończeniu roku szkolnego nie dać mi spokoju - nawet nie odwrócił się do stojącego za jego plecami chłopaka.

- Profesor Dumbledor odwołał mnie z pociągu - zanim Severus zdążył się odwrócić usłyszał drugi głos, równie mocno znienawidzony i nieoczekiwany.

- To nie jego wina - głos Lupina był cichy i spokojny. - Choć Harry myślę, że powinniśmy już iść, ale Severusie mamy do dyspozycji konie więc jeśli ...

- ... poradzę sobie bez was - rzucił tylko za siebie i nadal wpatrywał się w punkt w którym zniknął Hogwarcki pociąg, w którym teoretycznie powinien siedzieć stojący za jego plecami chłopak.

Znowu zabolała go blizna i machinalnie zaczął pocierać ramię. Kątem oka zauważył ruch ręki Pottera w kierunku czoła i wstrzymał własną dłoń. Szybko odwrócił się w stronę stojącego mężczyzny i jego pupilka. Ku zdziwieniu Severusa obaj wyglądali jakby rzeczywiście chcieli go zabrać a nie szykowali się do kolejnych kpin.

- Czy jeśli pojadę z Wami dacie mi spokój? Obiecacie, że nie odezwiecie się do mnie podczas całej podróży?- rzucił w ich kierunku.


 

Kilka minut później jechali w kierunku Hogwartu. Choć droga nie była zbyt daleka znacznie przyjemniej było pokonać ją w pojeździe niż na piechotę. Tym bardziej, że zgodnie z obietnicą ani Potter ani Lupin nie próbowali odezwać się do niego i Severus uparcie wpatrzony w okno niemal zapomniał o ich obecności.

- Tuż przed Twoim odjazdem dostaliśmy wiadomość, że Dursleyowie opuścili Privet Drive. Dom od tygodnia stoi pusty - Lupin starał się jak najciszej relacjonować Potterowi przyczyny jego zatrzymania czym oczywiście przykuł uwagę zapatrzonego w okno Mistrza Eliksirów. - Nie będę Cię oszukiwał Harry być może twoje bezpieczne miejsce w świecie mugoli przestało istnieć.

- Co teraz Panie Profesorze ?- głos chłopca był prawie niesłyszalny.

- Nie do mnie należy decyzja. Nie umiem Ci na to odpowiedzieć... choć przypuszczam, że będziesz zmuszony spędzić większość wakacji w Hogwarcie.


 

Severus poczuł jak krew odpływa mu z twarzy, a jego biała skóra robi się coraz bledsza. Zabrakło mu powietrza w płucach i dotknął czołem do zimnej szyby okna. Przypomniał sobie kiedy on również usłyszał takie słowa. Lecz tym razem nie pochodziły od profesora lecz jednego ze złotej czwórki lwiątek.

- A więc jesteś sam Mistrzu nad Mistrzami - do tej pory słyszał w uszach śmiejący się głos Blacka - Nie masz nikogo kto by Cię chciał zabrać na wakacje. Słuchajcie czy może być coś bardziej poniżającego niż fakt, że jest się tak beznadziejnym, że nikt, nawet rodzice nie chcą spędzić z Tobą krótkich wakacji.

- Black... - lecz zanim zdążył wypowiedzieć kolejne słowo poczuł jak usta wypełnia mu galaretka o mdłym mięsnym smaku. Podniósł głowę i zobaczył stojącego tuż przed nim śmiejącego się Syriusza z wyciągnięta różdżką. Oczy Blacka zbyt przypominały oczy ojca i Severus stracił nad sobą panowanie. Zrywając narzucone zaklęcie krzyknął cru... i wycelował różdżkę w kata.

Jednak Potter był szybszy. Nawet po tylu latach Snape musiał przyznać, że tamtego dnia szybkość chłopaka uratowała życie zarówno Blackowi jak i samemu Severusowi.

James jak zwykle bawił się "pożyczonym" zniczem kiedy zobaczył, że sytuacja między chłopakami zaczyna wymykać się spod kontroli. Zanim jednak zdążył odwołać Syriusza ten rzucił swoje zaklęcie. Jak na zwolnionym firmie Potter zauważył wypełniające się policzki Severusa by w chwilę potem usłyszeć początek zaklęcia zabronionego. Rzucił znicz z taka siłą, że różdżka Snape pękła na dwie części, a porażony siłą wsteczną zaklęcia Severus leżał na ziemi pod wpływem niewypowiedzianego do końca zaklęcia crucio. Kilka minut później Severus mokry od potu, ale pod słabnącym działaniem zaklęcia próbował wstać i wrócić do szkoły. Trzy razy upadał zanim ktoś pomógł mu wstać i dotrzeć do budynku. Zamiast udać się do skrzydła szpitalnego Remus zaciągnął go do pokoju wspólnego Gryffindoru i dopiero po kilkunastu minutach, opatrzeniu złamanego nosa i zażyciu lekarstw odprowadził do Slytherinu.


 

Kiedy powóz ze stukotem kół zatrzymał się przed wejściem Snape pierwszy wyskoczył i ruszył w kierunku szkoły. Jak zwykle jego czarne szaty powiewały na wietrze niczym rozpostarte skrzydła nietoperza. Jednak zanim wszedł na dziedziniec obejrzał się na idących wolno towarzyszy podróży.

- Dziękuję - rzucił w ich kierunku lecz wzrok utkwił w idącym Lupinie.

Kiedy zetknęły się ich oczy Remus zdał sobie sprawę, że dziękujący profesor nie miał na myśli wycieczki ze stacji kolejowej lecz coś znacznie odleglejszego w czasie i tylko nieznacznie kiwnął głową.


 

Severus siedział w wygodnym fotelu stojącym nieopodal kominka w Wielkim Holu. Mimo, że pora nie sprzyjała paleniu ognia zawsze fascynowały go płomienie i niemal odruchowo zapalił leżące od wiosny w kominku drewno. Minęło już kilka dni od wyjazdu dzieci na wakacje i tylko nieliczna grupka uczniów snuła się po opustoszałych budynkach szkoły. Większość z nich wyjedzie jeszcze przed upływem kilku dni, pozostali zostaną trochę dłużej lecz kiedyś również wyjadą. Wszyscy oprócz niego.

Severus od kiedy dowiedział się o powrocie Pottera starał się trzymać jak najdalej od informacji na jego temat lecz nie był w stanie zupełnie się od nich odseparować. Choćby dlatego, że dyrektor po raz pierwszy od wielu lat postanowił, że wakacyjni mieszkańcy Hogwartu będą jadać wspólne posiłki przy jednym stole. Już sama myśl o spędzaniu wakacji ze świadomością obecności Pottera w szkole była dla Mistrza Eliksirów wystarczająco nieprzyjemną, a wspólne posiłki dopełniły tylko czary goryczy i Severus poważnie zaczął rozważać pomysł powrotu do domu. To prawda, że nigdy za nim nie przepadał, ale tam mógłby chociaż ukryć się przed nieznośnym poczuciem winy które od dłuższego czasu zaczęło go prześladować.

Snape nigdy nie był paranoikiem. Świetnie potrafił określić przyczyny swoich zachowań i uczuć jakie w nim się rodziły. Wiedział kto był odpowiedzialny akurat za tą ich część. I wbrew przewidywaniom nie winił za to tylko przeklętego Pottera lecz również siebie samego. Oczywiście w mniejszym stopniu niż Harrego, ale, o co nikt go nie podejrzewał, dostrzegał także swoją winę.

- Severusie mogę Ci przerwać na chwilkę? - Profesor Dumbledor zawsze potrafił trafić w najodpowiedniejszy moment. Nieproszony wyczarował sobie fotel i usiadł niedaleko ognia wpatrując się w Mistrza Eliksirów.

- Cóż tym razem się stało Panie? Czy ktoś poskarżył się na mój krzywy uśmiech lub zbyt jasną skórę? - słowa spłynęły z ust mężczyzny.

- Nie Severusie na szczęście mamy wakacje i wtedy nie ma na Ciebie zbyt wielu skarg... No tak, nieważne miałbym do Ciebie prośbę. Kiedy byłeś na trzecim roku w szkole przeprowadziliśmy pewną rozmowę o Twoim zamiłowaniu do eliksirów. W wyniku tej rozmowy otrzymałeś dostęp do małego laboratorium ćwiczebnego z którego od wielu lat nikt nie korzystał, a teraz masz swoje wielkie laboratorium i gabinet, sale lekcyjne i mieszkanie i pomyślałem sobie, że być może nie potrzebujesz już tamtych pomieszczeń.

Kiedy Severus usłyszał początek wypowiedzi Mistrza od razu poczuł, że za chwilę stanie się coś złego i sytuacja wymknie się spod kontroli. Ktoś chciał wejść w jego mały, prywatny świat w który od wielu dziesiątek lat nikt nie miał wstępu. Małe laboratorium z przylegającym do niego pokojem stanowiło swoistą świątynię Severusa. Tam nigdy nie dopadł go żaden z Gryfonów, nikt nie grzebał w jego rzeczach i nie wyliczał mu czasu jaki spędzał na czytaniu książek i przyrządzaniu eliksirów. To miejsce należało TYLKO do niego.

Zanim zaczął tłumaczyć to Profesorowi staruszek kontynuował przyjmując najwyraźniej jego milczenie za zgodę.

- Będę potrzebował tego miejsca Severusie - spojrzał na niego spod okularów. - Mam nadzieję, że nie sprawię Ci tym zbyt wiele bólu.

- Ależ Panie...

- Nie odbierałbym go Tobie gdybym nie musiał, musisz mi uwierzyć.

- To on prawda? To dla niego - nagle puzzle zaczęły układać się w całość. - Tak jak ja dostałem go podczas tamtych wakacji tak on teraz ma go otrzymać.

- Przykro mi Severusie - Dumbledor tylko pokiwał ze zrozumieniem głową. - Takie jest jego przeznaczenie. Ty potrzebowałeś swojego laboratorium i pokoju więc je otrzymałeś. Harry potrzebuje samotności, bezpieczeństwa i ten pokój może mu to zapewnić.

- Ale dlaczego ten! Jest przecież wiele takich w Hogwarcie, dlaczego właśnie ten?

- Tak zadecydowałem i uwierz mi tak samo jak on go potrzebuje, tak bardzo ty potrzebujesz się od niego uwolnić.

Severus patrzył na siedzącego w fotelu staruszka. Tysiące nieprzyjemnych myśli kłębiły mu się w głowie i choć wiedział, że nigdy w życiu nie zaatakowałby dyrektora nie znaczy to wcale że nie miał na to wyjątkowej ochoty.

- Dyrektorze nie potrzebuję żadnego oddzielnego pokoju. Tym bardziej ... - w wejściu do Wielkiego Holu stał chłopak z blizną na czole.

- Ja już podjąłem decyzję i nie zamierzam konsultować jej z żadnym z was. Jeśli nadal chcecie spędzić tutaj wakacje to proponowałbym pogodzić się z tym, że jestem dyrektorem i moim zadaniem jest dbanie o mieszkańców tej szkoły - co chwila przerzucał wzrok z jednego na drugiego. - Choćby wbrew ich woli.

Wstał, podszedł do kominka i wyciągnął ręce w kierunku ognia. Płomienie jakby zwiedzione jego obecnością wystrzeliły w górę i delikatnie dotknęły dłoni Mistrza.

- Niestety muszę wyjechać na jakiś czas i chciałbym abyś Severusie w najbliższych dniach, przekazał pokój Panu Potterowi. Trzeba zapoznać go z zasadami posiadania pokoju i użytkowania. Myślę, że masz w tym pewną wprawę i mógłbyś się tym zająć, nieprawdaż? - nie czekając na odpowiedź wyruszył w kierunku swojej kwatery.

Jeszcze długie minuty Snape siedział i bezmyślnie patrzył się w dogasające płomienie. Kolejny dzień wakacji i kolejny cios tym razem wymierzony celnie i dokładnie. Severus był przekonany, że Dumbledor dokładnie wiedział gdzie uderzyć aby zabolało. I udało mu się trafić w sam środek celu. Bolało piekielnie mocno i najprawdopodobniej ból długo będzie się utrzymywał.

- Profesorze - cichy głos doszedł do niego niespodziewanie aż drgnął ze zdziwienia.

- Potter - jedynie to był w stanie wysyczeć do nadal stojącego obok kominka chłopaka.

- To nie ja wpadłem na ten pomysł Panie Profesorze.

- Nie obchodzi mnie to. Gdyby nie ty dyrektor nie podjąłby takiej decyzji - twarz Snapea przybrała typowy niezadowolony_potterowski grymas.

- Nie chciałem tego - powtórzył chłopak z wyrazem zacięcia na twarzy.

- Jakoś nie przekonują mnie twoje słowa - z całych sił przytrzymywał się, aby nie wstać i nie uderzyć bezczelnego chłopaka. - To tylko jeszcze jeden powód, aby Cię nienawidzić.

- Za to, że przeze mnie stracił Pan to, czego jak mówi Dyrektor już Pan nie potrzebuje?

- Potter zachowuj się! To że skończył się rok szkolny i nie mogę odjąć Twojemu ukochanemu domowi punktów nie znaczy, że możesz tak się zachowywać. NIE JESTEŚ ŚWIĘTY I WSZYSCY O TYM WIEDZĄ.

- Na pewno ma Pan rację Profesorze, mam wiele na sumieniu, ale większość z nich to nie te o które mnie Pan oskarża! - stał i patrzył spod przymkniętych powiek na siedzącego nauczyciela. Zamiast złości rodziło się w nim poczucie smutku i bezradności, więc tylko pokręcił głową i zaczął odchodzić.

Zanim odszedł usłyszał prychnięcia Snapea.

- To nie jest moja wina - odwrócił się szybko. - Nie wszystko co się przydarzyło złego w Pana życiu jest moją winą. Pewnie łatwo by było Panu zrzucić na mnie swoje klęski i niepowodzenia, ale To_nie_jest_moja_wina. NIE MOJA. - i odszedł zanim Severus zdążył wyładować na nim swoją wściekłość. Nawet nie słyszał goniących za nim po korytarzu okrzyków profesora.


 

Biegł szybko w stronę dormitorium. Nigdy nie był zbyt sprawny fizycznie ale od czasu kiedy wielka czwórka zaczęła uganiać się za nim, codziennie starał się biegać po korytarzach udając pośpiech i spóźnienie. Większość profesorów przyzwyczaiła się już do tego i tylko zamykali oczy kiedy przebiegał koło nich w szalonym pędzie. Tym razem jednak nie trenował lecz uciekał przed bohaterami lwa. Pewnie nie był to najlepszy pomysł aby sabotować miotłę Pottera ale jego mina kiedy spadł na tyłek na oczach całej szkoły warta była tego co najprawdopodobniej zrobią z nim przyjaciele szukającego jeśli nie ucieknie. Był już bardzo blisko kiedy poczuł zaklęcie krępujące mu nogi. Upadł na kamienną posadzkę znowu łamiąc sobie nos. Krew zalewała jak zwykle czarny strój chłopaka.

- No proszę wielki czarodziej potyka się o własne szaty.

- Black - wysyczał przez zaciśnięte z bólu zęby.

- Masz tylko 2 minuty, aby przekonać mnie dlaczego mam nie zabić takiego robaka jak ty. Kogoś kto w swojej totalnej głupocie i braku szarych komórek kala świat czarodziejów swoją obecnością - znowu stał nad nim z wyciągniętą różdżką. - No proszę Snivelku powiedz coś, daj mi jakiś powód, choćby malutki.

- Jesteś beznadziejny Black - krew powoli przestawała kapać z nosa. - Myślisz, że cały świat do Ciebie należy. Mam nadzieję, że któregoś dnia przekonasz się, że tak nie jest. Czekam na ten dzień z utęsknieniem. To będzie dzień kiedy moje prośby zostaną wysłuchane. - poczuł silne kopnięcie w żołądek.

- Syriuszu nie - jak zwykle Remus jako jedyny potrafił zachować odrobinę zdrowego rozsądku i odciągnąć chłopaka od leżącego. - Nie przesadzaj. Jeśli go zabijesz wyrzucą Cię stąd i trafisz do swojej rodziny.

- Remusie przecież on mógł...

- Ale nic się nie stało. James ma tylko złamaną rękę i jutro wyjdzie ze szpitala. Nic mu się nie stało.

- A właśnie, że się stało. Ten, ten... śmiał podnieść na niego rękę... dotknął miotły Jamesa. - krzyknął i ponownie rzucił się w kierunku leżącego na ziemi chłopaka - Zabiję go za to.

- 20 punktów od Gryfindoru - głos Remusa zagrzmiał w pustym korytarzu. - Być może tak się stanie, ale nie teraz. Możecie się pozabijać, jeśli jesteście na tyle głupi, ale nie kiedy ja jestem prefektem i mam dbać o bezpieczeństwo i przestrzeganie dyscypliny w Hogwarcie.

Black jeszcze raz spojrzał na wściekłego Remusa. Jeden rzut oka wystarczył aby chłopak zorientował się, że nie powinien kwestionować tej decyzji.

- Nie podoba mi się to. Porozmawiamy później - przechodząc splunął pod nogi Snapea. - i tak to kiedyś zrobię.

- Jeśli dzięki temu trafisz do Azkabanu to proszę bardzo nie krępuj się - Snape wolno podnosił się na nogi kiedy poczuł silne uderzenie w żołądek.

- DOSYĆ! STARCZY! 10 od Slytherynu powinno wystarczyć, ze specjalnym podziękowaniem dla Pana Snape. A teraz Black wynoś się stąd. Peter zabierz go do wieży.

Kiedy minęły fale mdłości i ucisk w żołądku Severus próbował stanąć na nogach o własnych siłach. W pewnym momencie poczuł dłoń która próbowała mu pomóc lecz odtrącił ją zdecydowanym ruchem. Kiedy podniósł się i rozprostował, świat zakręcił się dookoła niego. Dobrze, że pokój jest niedaleko - pomyślał - Jednak warto było to zrobić - uśmiechnął się do swoich niewesołych myśli i bardzo wolno ruszył w kierunku małego, ukrytego laboratorium.


 

Severus Snape, profesor Wyższej Szkoły Magii i Czarodziejstwa, Mistrz Eliksirów stał w wejściu do jednego z najpilniej strzeżonych miejsc w swoim życiu - małego pokoju w którym ukrywał się od dawna ze swoimi smutkami i boleściami. Mimo tego, że pokój od wielu lat należał tylko do niego był zimny i nieprzyjemny. Na ścianach zabrakło zwyczajowych obrazów i zdjęć. Jedynie nad łóżkiem wisiała nieduża półka zawalona książkami. Łóżko wciśnięte w kąt nadal przykrywał zdobyczny koc z czwartego roku pobytu Snapea w Hogwarcie. Oprócz książek w całym pokoju nie można było znaleźć ani jednej osobistej rzeczy Severusa. Nic co mogłoby świadczyć choćby o najsłabszej cesze charakteru mieszkańca pokoju.

Laboratorium miało zgoła odmienny wygląd. Tutaj wszystko wyglądało jakby stało na swoim jedynym i niepowtarzalny miejscu. Ułożone w szeregu butelki, kociołki, eliksiry błyszczały swoją czystością choć nikt nie sprzątał w pomieszczeniu od lat. Każdy kto zobaczyłby laboratorium wyczułby w nim miłość i poświęcenie - uczucia które zawsze kierowały Severusem podczas przygotowywania eliksirów. Wchodząc do pomieszczenia uśmiechnął się szczerze. Zawsze robił to kiedy tutaj wchodził. Pewnie gdyby któryś z jego wychowanków zobaczył swojego nauczyciela w tym momencie zemdlałby z wrażenia. A może zamiast mdleć zrozumiałby prawdziwą naturę Mistrza Eliksirów - jego miłość, serce i poświęcenie które codziennie warzył z innymi składnikami w kociołku chwały. Snape kochał eliksiry i żył z głębokim przekonaniem, że pewnego dnia będzie mógł dzielić z kimś tą miłość. Kiedyś nawet przez bardzo krótki moment wydawało mu się, że znalazł kogoś takiego.

Pamiętał doskonale swoje zajęcia z pierwszym rokiem Gryffindoru i Slytherinu pięć lat temu. Był tam pewien chłopak. Jako jedyny zamiast patrzeć w przerażeniu zaczął dokładnie zapisywać wypowiadane przez niego słowa. Zanim Severus rozpoznał chłopaka pomyślał, że dobrze będzie mieć kogoś takiego w swojej klasie, nawet jeśli jego ubranie nie nosi barw Slytherinu. Może uda mu się w końcu wykształcić swojego zastępcę. Słodkie marzenia pękły kiedy Snape poczuł palenie na przedramieniu, a chłopak podniósł głowę.


 

Wieczorem jak zwykle siedział z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach. Choć prawdą było, że lubił swoje mieszkanie w lochach, nie wybrał go z powodu panującej w nich temperatury. Prawda wyglądała inaczej. Wiele przygotowywanych przez Severusa eliksirów wymagało niskiej temperatury. Część składników w ciepłym otoczeniu traciła swoje właściwości i stawała się bezużyteczna. W dużej mierze przez to właśnie Snape zmuszony był przyzwyczaić się do lochów. Choć musiał przyznać, że odosobnienie wynikające z tego faktu było mu bardzo na rękę i z czasem nie był w stanie wyobrazić sobie lepszego, bardziej odpowiedniego i dopasowanego do jego potrzeb miejsca na mieszkanie.

A jutro będzie musiał opuścić swój stary pokój. Kiedy tylko o tym myślał znowu krew uderzała mu do głowy.

- Potter - wyszeptał do siebie z zaciśniętymi zębami. - Potter.

I choć wiedział, no może podejrzewał, że w rzeczywistości w przekazaniu pokoju może nie być winy chłopaka duża część jego "ja" nie zgadzała się z tym i trwała w przekonaniu o winie Harrego.

- Nie Harrego! POTTERA!!! - Severus przestraszył się sam swoich myśli. Od czasu śmierci tego psa w ludzkim ciele, Snape nie potrafił opędzić się od myślenia o chłopaku, a teraz zaczynał myśleć o nim jak o Harrym. - Cholera. Cholera. Cholera.

Wiedział, że zawiódł jeśli chodzi o naukę Okulmencji, ale chłopak nawet się nie przykładał do wskazówek. Ciągle miał do niego żale i zawsze chciał mieć odmienne zdanie. A potem próbował włączyć go do swojej rozgrywki z Blackiem. Nikt nie mógł mieć do Snapea pretensji. Sprawdził słowa dzieciaka, zobaczył że pies siedzi w swojej norze więc zajął się własnymi sprawami. Nie jego winą było to, że Potter postanowił przejąć inicjatywę. Choć rzeczywiście obiecał, że będzie się dzieciakiem opiekował, nie przypuszczał, że "opieka" ma obejmować bieganie po Zakazanym Lesie przez pół nocy za zaginionymi uczniami. Więc czemu te myśli nie dawały mu spokoju. Czemu ciągle wracały?

- To nie jest moja wina. Nie moja - szepnął jakby próbował przekonać samego siebie.

I wtedy usłyszał pukanie. Zanim podszedł do wejścia wiedział kto za nim stoi. Potarł wolną ręką piekące ramię i otworzył drzwi.


 

- Chciałbym porozmawiać - głos chłopaka brzmiał jakoś dziwnie lecz jego postawa była znajoma, nawet zbyt znajoma jak na potrzeby Mistrza Eliksirów.

Zapadło kłopotliwe milczenie. Severus już miał ochotę zatrzasnąć Harremu drzwi przed nosem kiedy zdał sobie sprawę z tego, że od dawna podświadomie dążył do takiego spotkania. Te jego wszystkie wycieczki na pole quidditcha, szlabany w laboratorium, wycieczki do Hogsmeade oprócz dokuczenia Potterowi i wyładowania własnej złości, miały doprowadzić do sytuacji kiedy będzie mógł z nim porozmawiać. Ale na Bogów o czym miałby z nim rozmawiać? Przed końcem roku w myślach układał sobie monologi lecz teraz zapomniał z nich każde słowo. Stał i pusto patrzył na chłopaka, nawet nie zdążył przybrać swojego typowego anty_potterowskiego spojrzenia.

- Chciałbym porozmawiać - powtórzył jak katarynka dzieciak i spojrzał prosto w oczy mężczyzny.

- Nie mamy o czym rozmawiać - w momencie kiedy wypowiadał słowa zdał sobie sprawę że źle robi. Poczuł żal, że tak łatwo przegapił dogodną sytuację. Dzieciak sam pchał mu się w ręce. Wystarczyłaby krótka rozmowa w której przekonałby się znowu jak beznadziejny, głupi i bezczelny jest Potter. Wtedy przypomniałby sobie dlaczego tak bardzo go nienawidzi i być może znikłaby jego natrętna potrzeba rozmowy z dzieciakiem. Cholera, cholera.

- Pan nie musi nic mówić. Nie musimy rozmawiać. Ja chcę coś Panu powiedzieć - rzekł chłopak oferując kolejną, być może ostatnią szansę.

- Masz 5 minut - wyrzucił z siebie Severus i odsunął się z przejścia wpuszczając Pottera do środka.

Harry po raz pierwszy był w prywatnym gabinecie Snapea. Zwykle jego pozalekcyjne kontakty z Mistrzem odbywały się w pracowni Eliksirów lub w gabinecie. Tym razem było inaczej i to na dodatek z własnej winy, za swoim własnym przyzwoleniem i zachętą chłopak znalazł się w twierdzy Snapea. Pewnie dlatego wchodząc do mieszkania profesora pokręcił głową jakby dodawał komentarz do kłębiących się w głowie myśli. Przełamując strach podniósł głowę i rozejrzał się dookoła.

Pokój gościnny w mieszkaniu Severusa nie był zbyt duży, lecz ku zdziwieniu chłopaka urządzony ze smakiem i gustem o jaki nie podejrzewałby swojego profesora. Wbrew przewidywaniom chłopaka nie był urządzony jedynie w kolorach czarnych, choć przyznać należy że ciemna tonacja była w nim dominująca. Jedna ze ścian zasłonięta była półkami z książkami w całości, pozostałe tylko w części. Harry rozglądał się po ścianach z wyrazem niedowierzania na twarzy. To, że nie był najlepszym uczniem i nie spędzał całego czasu na czytaniu nie dowodziło, że nie kochał książek. Kochał je od pierwszej wizyty w bibliotece Hogwartu, lecz zwykle nie miał zbyt wiele czasu i ograniczał się do czytania niewielu pozycji ponad te których wymagali nauczyciele.

- Nie możliwe ... - wyszeptał i podszedł do jednej z półek.

Było ich tak dużo. Część tytułów umieszczonych na skórzanych obwolutach była dla niego nieczytelna lub całkowicie niezrozumiała. Mimo tego przyciągały go do siebie niczym magnez. Nawet nie myśląc o reakcji profesora wyciągnął rękę i delikatnie dotykał ich okładki. Wiele by dał aby móc spędzić tutaj choćby jeden dzień. Przeszedł do kolejnej półki. Poustawiane tu książki stały równo w rzędzie. Wszystkie wykończone były tymi samymi złotymi literami na czarnej skórze. Najprawdopodobniej stanowiły serię i Harry nie mógł oprzeć się pokusie dotknięcia ich. Kiedy przysunął palce poczuł mrowienie skóry i szybko wycofał dłoń.


 

Kiedy Potter wszedł do pokoju Severus jeszcze przez chwilę patrzył na pusty korytarz uspokajając oddech i hamując emocje. Głębokie oddechy pomogły lecz tylko na chwilę. Kiedy odwrócił się Pottera za nim nie było. Stał po środku pokoju i ciekawie rozglądał się po ścianach.

- Wścibski bachor - pomyślał Mistrz i już miał wyrzucić go z mieszkania kiedy chłopak odwrócił się i Snape dostrzegł wyraz jego twarzy.

Potter wcale nie oglądał JEGO mieszkania, on wpatrywał się w JEGO książki. Omijając postać swojego profesora przesuwał wzrokiem po JEGO księgozbiorze.

"A jego oczy..." - pomyślał Severus i powstrzymał cisnące się mu na usta ostre słowa. - ... były ... inne... takie jakby... jakby... szczęśliwe. Cholera.

Chłopak, ku przerażeniu Mistrza, sięgnął w kierunku działu z Czarną Magią lecz zanim Severus zdążył mu przeszkodzić odsunął rękę od czarnych okładek. I choć wiedział, że chłopak zamiast mówić dlaczego zakłóca spokój profesora, wpatruje się w księgozbiór nie odezwał się. Równie intensywnie jak Potter pochłaniał wzrokiem książki, Snape patrzył na chłopaka.

- Skończył się Twój czas - Harry miał wrażenie, że ktoś po raz kolejny stara się coś powiedzieć.

- Co?

- Minęło 5 minut i musisz wyjść - Severus odwrócił się i ruszył w kierunku zamkniętych drzwi.

- Ale... - chłopak nadal stał w tym samym miejscu.

- To się nazywa odpowiedzialność za swoje słowa. Miał Pan szansę Panie Potter. I zmarnował ją Pan - stał w otwartych drzwiach. - Trzeba ponosić konsekwencje własnych czynów ... lub ich braku.

- Ale... - nadal tkwił w miejscu i wpatrywał się w profesora.

- Niech mnie Pan nie zmusza abym Pana wyrzucił - gestem kazał mu wyjść. - Już i tak poświęciłem Panu zbyt wiele czasu. O całe 5 minut, za dużo.

I wtedy się ruszył. Szedł w kierunku drzwi wpatrując się w oczy Severusa. Zanim wyszedł jeszcze raz odwrócił się i omiótł pokój wzrokiem. I znowu przez chwilę oczy nabrały wyrazu szczęścia.

- Nie powiedziałem tego po co przyszedłem - stał już na korytarzu patrząc na profesora.

- To nie mój problem, Potter - i zamknął drzwi przed nosem chłopaka.


 

Miał tego dzisiaj nie robić, lecz po wizycie chłopaka wiedział, że nie pójdzie wcześnie spać. Zresztą, prawdę mówiąc, zwykle chodził spać bardzo późno i wstawał bardzo wcześnie. Organizm Snapea przyzwyczajony był do małej ilości snu więc nawet gdyby przesiedział całą noc najprawdopodobniej nie odczuwałby rano żadnych związanych z tym konsekwencji. Pomyślał też, że może kiedy znajdzie się w swoim małym pokoju prześpi się tam po raz ostatni. Mężczyzna zarzucił na plecy czarny, zbyt długi płaszcz i ruszył w kierunku swojej samotni.

Jej wejście znajdowało się niedaleko i mężczyzna chciał jak najszybciej dojść do laboratorium lecz zanim zdążył przyspieszyć kroku zobaczył śpiącego pod ścianą chłopaka. Nie wierzył własnym oczom. Potter. Chłopak musiał po wyjściu od niego usiąść pod drzwiami z nadzieją na kolejne spotkanie i zakończenie nie rozpoczętej rozmowy i zasnął. Cholera. Cholera. Cholera. Kolejny problem. Korytarze w szczególności te w lochach należały do zimnych i choć było lato zawsze panowała w nich niska temperatura. Prawdopodobieństwo choroby chłopaka po nocy na nich spędzonej było zbyt wielkie aby nawet Snape odważył się zaryzykować. Dokładnie wied...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin