Opowieści 19 - Wyspa Nieszczęść - Margit Sandemo.pdf
(
997 KB
)
Pobierz
25174266 UNPDF
MARGIT SANDEMO
WYSPA NIESZCZ
ĘŚĆ
Z norweskiego przeło
Ŝ
yła
MAGDALENA KWIATEK-SŁOBODA
POL-NORDICA Publishing Sp. z o.o.
Otwock 1997
ROZDZIAŁ I
Jest wieczór, a ja znajduj
ę
si
ę
na statku, który niedawno wyruszył w dziwn
ą
podró
Ŝ
.
Bardzo si
ę
boj
ę
, gdy
Ŝ
nie znam jej celu. Wokół panuje mrok, a wszystko spowija gł
ę
boka,
nieprzenikniona tajemnica.
Przera
Ŝ
a mnie trzeszcz
ą
cy od silniejszych uderze
ń
fal wiekowy kadłub
Ŝ
aglowca.
Czuj
ę
l
ę
k, obserwuj
ą
c pn
ą
ce si
ę
ku niebu strzeliste maszty, oplecione paj
ę
czyn
ą
lin, które
jakby chciały schwyta
ć
kogo
ś
w swoj
ą
gro
ź
n
ą
sie
ć
. Cały statek przypomina chwilami posta
ć
s
ę
dziwego starca, który tylko czeka na
ś
mier
ć
.
Nie wiem, dok
ą
d zmierza ten ponury frachtowiec. Nikt nie chce ze mn
ą
rozmawia
ć
,
mo
Ŝ
e z wyj
ą
tkiem poczciwego niemłodego ju
Ŝ
marynarza. Wsz
ę
dzie napotykam mur
milczenia.
Opuszczam moj
ą
ukochan
ą
Angli
ę
. Na horyzoncie widz
ę
jeszcze cieniutki znikaj
ą
cy
paseczek ojczystego l
ą
du. Wiem,
Ŝ
e ju
Ŝ
nigdy nie ujrz
ę
tej ziemi, bo powrót oznaczałby dla
mnie zgub
ę
. Nie mam po co tam wraca
ć
.
Przez chwil
ę
wydawało mi si
ę
,
Ŝ
e pasa
Ŝ
erowie zostali deportowani, ale wygl
ą
da na to,
Ŝ
e tak nie jest. Znale
ź
li si
ę
tu z własnej woli, a mimo to nikt nie
Ŝą
da od nich zapłaty.
Co ze mn
ą
b
ę
dzie? Czy ta wyprawa rzeczywi
ś
cie odsunie ode mnie gro
ź
b
ę
ś
mierci?
Podró
Ŝ
uj
ą
cy nie budz
ą
zaufania. Widz
ę
wiele kobiet o nieprzyjaznych spojrzeniach.
Jedna z nich nieustannie wodzi za mn
ą
wzrokiem. Czy
Ŝ
by wiedziała...?
Albo tamte trzy dziewczyny w nieskromnych sukniach, stoj
ą
ce przy rufie: s
ą
butne,
wyzywaj
ą
ce i obrzucaj
ą
mnie pogardliwym, oskar
Ŝ
ycielskim spojrzeniem.
Kim s
ą
ci wszyscy ludzie, moi współpasa
Ŝ
erowie?
Nawet kapitan wydaje si
ę
nie
Ŝ
yczliwy i ponury; spogl
ą
da na podró
Ŝ
uj
ą
cych tak samo
nieprzyja
ź
nie, jak ciekawscy gapie z nabrze
Ŝ
a.
Co takiego uczyniłam? Dlaczego wszyscy s
ą
wobec mnie wrogo usposobieni?
Przecie
Ŝ
starałam si
ę
jak mogłam, by pomóc pani Moore i jej córce Lindzie. Chciałam im
pomóc z całego serca, zapominaj
ą
c o ratowaniu własnej skóry...
Dlaczego tak si
ę
stało? Pytam o cel podró
Ŝ
y marynarza, ale on wykr
ę
ca si
ę
od
odpowiedzi. Odwraca wzrok, cho
ć
przedtem przecie
Ŝ
okazywał mi
Ŝ
yczliwo
ść
. Dlaczego
dałam si
ę
wpl
ą
ta
ć
w spraw
ę
, z któr
ą
nie miałam nic wspólnego?
Nie, nie wolno mi wraca
ć
do tego, co si
ę
stało, to zbyt bolesne.
Tak rozmy
ś
lała Sharon. W ko
ń
cu znu
Ŝ
ona ukryła si
ę
w k
ą
cie na górnym pokładzie,
staraj
ą
c si
ę
zapomnie
ć
o dramatycznych wydarzeniach, które sprawiły,
Ŝ
e si
ę
tu znalazła. Ale
one powracały, dziewczyna wci
ąŜ
prze
Ŝ
ywała je od nowa. Od tamtego brzemiennego w
skutki dnia upłyn
ę
ły ju
Ŝ
trzy tygodnie...
Miasteczko jeszcze spało.
Na zielonych pagórkach, urozmaiconych tu i ówdzie pojedynczymi wierzbami,
wybudowano niewielkie białe domki. W tej chwili wygl
ą
dały niczym ozłocone porannym
sło
ń
cem. W jego promieniach zdawały si
ę
odpoczywa
ć
, skryte w kwitn
ą
cych, kolorowych
ogrodach. K
ę
pka
Ŝ
onkili wyci
ą
gała małe główki ku
ś
wiatłu, a rosa spływała łagodnie po
Ŝ
ółtych kwiatkach.
Sharon wyszła na podwórze i zmru
Ŝ
yła oczy, o
ś
lepiona ostrym blaskiem. Dzie
ń
zapowiadał si
ę
taki pi
ę
kny! Nagle ogarn
ę
ła j
ą
gł
ę
boka rado
ść
. Miała za sob
ą
wiele pełnych
goryczy i samotno
ś
ci lat sp
ę
dzonych w sieroci
ń
cu, ale teraz stało si
ę
to niewa
Ŝ
ne. Sharon
wiedziała,
Ŝ
e mo
Ŝ
e liczy
ć
wył
ą
cznie na siebie, a mimo to była spokojna i pełna nadziei.
Chłon
ę
ła cisz
ę
poranka i wdychała zapach ró
Ŝ
.
W domu kto
ś
od
ś
rodka zapukał w szyb
ę
. Sharon dostrzegła w oknie zm
ę
czon
ą
twarz
pani Moore, która przywoływała j
ą
do siebie. To wła
ś
nie ona przygarn
ę
ła Sharon pod swój
dach.
Dziewczyna wielokrotnie wracała my
ś
l
ą
do dnia, w którym opiekunka z sieroci
ń
ca
oznajmiła:
- Posłuchaj, Sharon. Tu jest dom dziecka, a ciebie nale
Ŝ
y ju
Ŝ
uzna
ć
za dorosł
ą
osob
ę
. -
W głosie opiekunki brzmiał wyra
ź
ny smutek. - Wprawdzie nie wiemy dokładnie, ile masz lat,
ale z pewno
ś
ci
ą
przekroczyła
ś
ju
Ŝ
dwadzie
ś
cia. Nie mo
Ŝ
emy ci
ę
tu trzyma
ć
w
niesko
ń
czono
ść
...
Sharon nie raz zadawała sobie pytanie, co si
ę
z ni
ą
stanie, gdy trzeba b
ę
dzie opu
ś
ci
ć
sierociniec. Łudziła si
ę
jednak,
Ŝ
e oka
Ŝ
e si
ę
tu potrzebna: pomagała przecie
Ŝ
w kuchni, w
biurze i przy wszystkich innych zaj
ę
ciach. Pracowała bardzo ci
ęŜ
ko i cz
ę
sto bol
ą
cy krzy
Ŝ
dawał si
ę
jej we znaki. Ile
Ŝ
było takich wieczorów, gdy
ś
miertelnie zm
ę
czona rzucała si
ę
na
łó
Ŝ
ko.
Z czasem zaszły zmiany, zatrudniono nowych pracowników i Sharon przestała by
ć
potrzebna.
- Masz szcz
ęś
cie, Sharon - mówiła dalej opiekunka. - Znam pewn
ą
pani
ą
, która
mieszka za miastem i rozgl
ą
da si
ę
za pomoc
ą
domow
ą
. Jej córka pracuje w tutejszym
szpitalu. Pani Moore jest słabego zdrowia i nie daje sobie rady sama. Zapewni ci wikt i dach
nad głow
ą
. My
ś
l
ę
,
Ŝ
e to powinno ci wystarczy
ć
.
Rzeczywi
ś
cie, Sharon była zadowolona ze swojego nowego domu. Pani Moore nie
wymagała szczególnej opieki, a gospodarstwo liczyło zaledwie kilka zwierz
ą
t. Po półrocznym
pobycie u pani Moore Sharon powoli zapominała o trudnych latach sp
ę
dzonych w sieroci
ń
cu.
- Wstała dzi
ś
pani bardzo wcze
ś
nie, pani Moore - zagadn
ę
ła wesoło Sharon, ale zaraz
zaniepokojona zatrzymała si
ę
w drzwiach.
Pani Moore le
Ŝ
ała wsparta wysoko na poduszce i ci
ęŜ
ko oddychała. Chciała otworzy
ć
okno, ale nagle poczuła si
ę
gorzej.
- Co si
ę
pani stało? - Dziewczyna podbiegła do łó
Ŝ
ka chorej. - Czy to kolejny atak?
Drobna kobieta przytakn
ę
ła.
- Linda... Linda nie wróciła do domu...
Sharon odszukała lekarstwo i podała je gospodyni.
- Linda cz
ę
sto si
ę
spó
ź
nia - uspokajała. - Nocny dy
Ŝ
ur w szpitalu nie zawsze ko
ń
czy
si
ę
punktualnie.
Blade wargi pani Moore powoli nabierały koloru.
- Biedna dziewczyna,
Ŝ
e te
Ŝ
tak ci
ęŜ
ko musi pracowa
ć
! Ale co zrobi
ć
? Potrzebne s
ą
nam pieni
ą
dze. Zwłaszcza teraz, kiedy si
ę
tak rozchorowałam...
- Prosz
ę
si
ę
nie martwi
ć
, Linda z pewno
ś
ci
ą
zaraz wróci. To dzielna dziewczyna.
Twarz pani Moore rozja
ś
nił u
ś
miech pełen nadziei i miło
ś
ci.
- Gdyby nie Linda...
Sharon dobrze wiedziała, jak wiele córka znaczy dla pani Moore. Jedynaczka była jej
dum
ą
i stanowiła teraz dla matki jedyn
ą
podpor
ę
. Ojciec Lindy okazał si
ę
awanturnikiem i
pijakiem, który wszystkie niepowodzenia odbijał sobie na
Ŝ
onie. Jego tryb
Ŝ
ycia nie mógł
doprowadzi
ć
do niczego dobrego, tote
Ŝ
którego
ś
zimowego wieczoru, wracaj
ą
c z suto
zakrapianej libacji, zasn
ą
ł na drodze i zamarzł na
ś
mier
ć
. Pani Moore miała te
Ŝ
dwóch synów:
pierwszego zastrzelono, gdy usiłował dokona
ć
włamania, drugiego skazano na do
Ŝ
ywocie.
Matce pozostała jedynie córka, której po
ś
wi
ę
cała ka
Ŝ
d
ą
my
ś
l.
- Nie rozumiem, dlaczego jeszcze jej nie ma - wzdychała pani Moore.
Sharon starała si
ę
uspokoi
ć
chor
ą
. Starsza pani nie powinna si
ę
martwi
ć
, bo jej stan
jeszcze si
ę
pogarszał. Sharon wiedziała,
Ŝ
e pani Moore nie pozostało ju
Ŝ
wiele
Ŝ
ycia.
- Jeste
ś
tak
ą
dobr
ą
dziewczyn
ą
, Sharon. Cz
ę
sto si
ę
zastanawiam, sk
ą
d bierze si
ę
w
tobie tyle ciepła i rado
ś
ci? Zawsze promieniejesz jak
ąś
niezwykł
ą
sił
ą
, zupełnie jakby
ś
była
zakochana. Powiedz mi, jak to z tob
ą
jest?
- Nie, sk
ą
d
Ŝ
e, zakochana nie jestem, tylko taki ju
Ŝ
mam charakter. Ciesz
ę
si
ę
sło
ń
cem,
przyrod
ą
,
ś
piewem ptaków i równie
Ŝ
tym,
Ŝ
e u pani mieszkam. Po prostu kocham
Ŝ
ycie.
- A czy dobrze ci u nas?
- Lepiej ni
Ŝ
bym sobie mogła wymarzy
ć
- odpowiedziała cicho.
- Nie bywa ci czasem smutno? Nie t
ę
sknisz za rówie
ś
nikami, za chłopcami?
Sharon u
ś
miechn
ę
ła si
ę
, słysz
ą
c tak szczere i
Ŝ
yczliwe pytania.
- Jest mi bardzo dobrze. Oczywi
ś
cie, jak ka
Ŝ
da dziewczyna mam marzenia, czasami
spotykam si
ę
z rówie
ś
nikami, rozmawiam z nimi, niekiedy nawet serce zabije mi mocniej.
Ale nic wi
ę
cej si
ę
nie dzieje - Sharon wyprostowała si
ę
nagle i dodała z blaskiem w oczach: -
Wiem,
Ŝ
e nadejdzie taki dzie
ń
, gdy spotkam tego jedynego, prosz
ę
pani. Wtedy wszystko
samo si
ę
uło
Ŝ
y. B
ę
dzie silny, opieku
ń
czy i na pewno przystojny. B
ę
dzie trzymał mnie w
ramionach i chronił przed wszystkim, co złe. Tak wyobra
Ŝ
am sobie miło
ść
.
- Boj
ę
si
ę
, dziecko,
Ŝ
e nie zawsze jest ona spełnieniem marze
ń
- odparła w zadumie
pani Moore. - Na to nie ma si
ę
Ŝ
adnego wpływu. By
ć
mo
Ŝ
e nigdy nie spotkasz swojego
wy
ś
nionego ukochanego, a zwi
ąŜ
esz si
ę
z całkiem zwyczajnym chłopcem, który b
ę
dzie
paradował po domu w kapciach i nie najczystszej koszuli, zapomni pochwali
ć
upieczone
przez ciebie ciasto i z czasem przerzedz
ą
mu si
ę
włosy. Zreszt
ą
nie zawsze przystojny
m
ęŜ
czyzna wart jest zachodu. Przypominam sobie,
Ŝ
e kiedy
ś
kochałam si
ę
w chłopcu, który
miał okropnie krzywe nogi, mnie jednak wydawał si
ę
wspaniały. Kiedy kto
ś
mówił o
krzywych nogach, rumieniłam si
ę
ze szcz
ęś
cia. Rozumiesz mnie? Nie kocha si
ę
dlatego,
Ŝ
e
człowiek jest pi
ę
kny, on staje si
ę
pi
ę
kny, bo kto
ś
go kocha.
Sharon przytakn
ę
ła ochoczo.
- Pami
ę
taj jednak,
Ŝ
e ka
Ŝ
dy ma prawo do miło
ś
ci, nawet ten najbrzydszy - ci
ą
gn
ę
ła
pani Moore. - Jego uczucie mo
Ŝ
e by
ć
nawet silniejsze. Jeste
ś
taka
ś
liczna, Sharon, na pewno
spodobasz si
ę
niejednemu. Ale nawet wtedy, gdy nie b
ę
dziesz kim
ś
zainteresowana, nie drwij
z uczu
ć
, jakie
Ŝ
ywi dla ciebie. Nie wy
ś
miewaj jego stara
ń
i nadziei na zdobycie twojego
serca. Tacy ludzie i tak nie maj
ą
łatwego
Ŝ
ycia z powodu niedostatków urody. Nie utrudniaj
im go jeszcze bardziej. Tak, tak, niełatwo by
ć
pi
ę
kn
ą
, moje dziecko, to wymaga odwagi i
taktu. Odmówi
ć
komu
ś
, nie rani
ą
c go, to wielka sztuka.
- Ale wolno mi chyba zachowa
ć
marzenie o tym jedynym, najpi
ę
kniejszym? - zapytała
Sharon onie
ś
mielona powag
ą
pani Moore.
- Marzenie o przystojnym i silnym m
ęŜ
czy
ź
nie nie jest grzechem. Zachowaj je tak
długo, jak potrafisz!
Na twarzy Sharon pojawił si
ę
cie
ń
smutku.
- Czy naprawd
ę
nikt nie wie, sk
ą
d si
ę
wzi
ę
łam?
Plik z chomika:
MonikaBk
Inne pliki z tego folderu:
Opowieści 44 - Przeznaczenie - Margit Sandemo.pdf
(1335 KB)
Opowieści 42 - Wymarzony przyjaciel - Margit Sandemo.pdf
(511 KB)
Opowieści 41 - W mroku nocy - Margit Sandemo.pdf
(699 KB)
Opowieści 40 - Złoty ptak - Margit Sandemo.pdf
(601 KB)
Opowieści 39 - Nierozwikłana zagadka - Margit Sandemo.pdf
(466 KB)
Inne foldery tego chomika:
Erotyczne
Historia Kościoła Katolickiego
Lew Tołstoj - Wojna i Pokój
Margrit Sandemo - Saga o Czarnoksiężniku
Margrit Sandemo - Saga o Królestwie Światła
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin