Niebianski-Exodus-fragment.pdf

(375 KB) Pobierz
Iwona Litewczuk
101642111.001.png
Publikacja dostarczona przez
PCMEDIO – Internet publication
Iwona Litewczuk
NIEBIAŃSKI EXODUS
Proza połączona z poezją autorki
Kategoria:
Wiedza duchowa – Rozwój duchowy
Stron: 212
Format: 125x195
Oprawa: broszurowa
Cena: 29.00 zł.
Niebiański Exodus to opowieść, która rozpoczyna się w innej Galaktyce
na planecie Oregon. Jej mieszkańcy zdają sobie sprawę, że nadszedł czas
na zmiany, że ich planeta się transformuje i dlatego muszą na jakiś czas
znaleźć sobie inny dom. Część z nich wyrusza w kosmos w poszukiwaniu
nowego miejsca. W czasie tej podróży przechodzą głęboką transformację
i znajdują Rozwiązanie, dzięki któremu wiedzą, że nie muszą niczego
szukać na zewnątrz, bowiem Rozwiązanie znajduje się wewnątrz nich.
Wracają i pomagają wszystkim braciom w tej przemianie – w przemianie,
którą już niedługo i my będziemy musieli przejść.
Niebiański Exodus otwiera drzwi i pokazuje drogę wyjścia z tej starej
czasoprzestrzeni cierpienia, bólu i śmierci. Przedstawia porywającą wizję
nowego, duchowego świata, który nadchodzi, czy tego chcemy, czy nie.
Tak więc już czas, aby każdy się zastanowił i odpowiedział sobie na
pytanie: Czy jestem gotowy, aby rozproszyć mrok iluzji i wznieść się
ponad śmiertelną egzystencję? Czy rzeczywiście chcę się przebudzić?
Mam nadzieję, że ta opowieść zachęci cię do osobistej transformacji.
Z pewnością zabierze cię w kosmiczną podróż, która rozświetli twą duszę
i poprowadzi do osobistego doświadczenia.
Książkę tę dedykuję każdemu, kto zechce wziąć ją w swoje dłonie.
Iwona Litewczuk
101642111.002.png 101642111.003.png
SPIS TREŚCI
Wdzięczność niewysłowiona ...................................... 0
Rozdział 1. Premiera ................................................. 0
Rozdział 2. Kantyna .................................................. 0
Rozdział 3. Milasola .................................................. 0
Rozdział 4. Proroctwo ................................................ 0
Rozdział 5. Kiedy patrzę w twoje oczy ........................ 0
Rozdział 6. Niebieska niespodzianka ......................... 0
Rozdział 7. Słoneczny sukces,
czyli trochę trudna droga ........................ 0
Rozdział 8. Dziwna planeta Ziemia ............................ 0
Rozdział 9. Cisza taka jak ta ..................................... 0
Rozdział 10. Posłuchaj, mój przyjacielu ..................... 0
Rozdział 11. Zaskocz siebie, jeśli możesz ................... 0
Rozdział 12. Vera ...................................................... 0
Rozdział 13. Zagubieni .............................................. 0
Rozdział 14. Transformacja ....................................... 0
Rozdział 15. Ześrodkowanie ...................................... 0
Rozdział 16. Odwiedziny ........................................... 0
Rozdział 17. Intymne rozmowy,
czyli uświęcona erotyka ......................... 0
Rozdział 18. Obserwacja Ziemi .................................. 0
Rozdział 19. Otwarty portal ....................................... 0
Rozdział 20. Niebiański Exodus,
czyli eksplozja ....................................... 0
 
Rozdział 1
PREMIERA
Siedzieli od dłuższego czasu w milczeniu. Obradowali już tak długo. Byli
zmęczeni. Zatopieni w swoich myślach, odpoczywali po burzliwej dyskusji
prowadzącej donikąd. Dopiero teraz zdali sobie sprawę, w jakiej
niedwuznacznej sytuacji się znaleźli i że z tych wszystkich jałowych dyskusji
nic nie wynika. Nie mogli znaleźć konstruktywnej odpowiedzi na nurtujące
ich pytania. Nawet nie wiedzieli, czy kierunek poszukiwań jest właściwy.
Nastał ten moment, w którym nic już nie wiedzieli, skończyły im się opcje, a
sprawa była nadal otwarta i bardzo poważna. Znowu byli w punkcie
zerowym, tak samo jak na początku obrad. Wszyscy to czuli, dotknęli
jakiegoś martwego punktu i nie mogli się posunąć, choćby o krok. I stąd ta
cisza: dziwna, napięta, tak niepokojąca. Groziła im zagłada. Rada Dwunastu
Starszych obradowała prawie do świtu. Nikt nie miał do nich dostępu.
Pod koniec nocy, ale jeszcze przed pierwszym brzaskiem, jest taki
moment chwilowego zawieszenia, załamania, przełamania, oczekiwania.
Właśnie wtedy Rade, jako jeden z ostatnich, zabrał głos. Nie nalegał,
rzeczowo przedstawił jedynie swój punkt widzenia. Wiedział, że jest to być
może szalony pomysł, który nie gwarantuje przeżycie wszystkim, ale daje
nadzieję, choćby tylko niektórym. Miał przeczucie, że się uda.
– Słuchajcie! Naprawdę warto zaryzykować – powiedział pewnym
głosem. Ale nie chcieli go słuchać.
– Za duże ryzyko – powiedział stary Eli. – Trzeba znaleźć lepszy sposób,
bardziej bezpieczny dla kobiet, a przede wszystkim dla dzieci. Rade, która z
kobiet, nie mówiąc już o dzieciach, odważy się to zrobić?! Jesteś szalony!
Nawet jeśli się uda, to bez kobiet nie damy rady.
– Eli, nie mów tak, wiesz tak samo jak ja, że chociażby Vera to zrobi. Za
nią pójdą inne. Zrozum, to jest jedyna szansa! Nie wydostaniemy się z tego
akwarium nigdy. Warunki atmosferyczne zmieniają się w błyskawicznym
tempie, są coraz gorsze. Już prawie nie możemy wychodzić na zewnątrz. To,
co mamy, wystarczy tylko na jakiś czas. Naprawdę nie widzę lepszego
rozwiązania niż to – Rade ekscytował się, mówił coraz szybciej. – Jesteśmy
skazani na te gigantyczne przeszklone budowle. Wciąż je ulepszamy, by
nasze życie było znośniejsze, lecz to nie jest życie, to wegetacja! Nie dam się
zamknąć w więzieniu własnego wytworu. Nie jestem parodią czy karykaturą
istnienia, uzależnioną od wszystkiego wokół. Zastanówcie się: czy jest jakiś
sposób, by dostosować się do zmieniających się warunków klimatycznych,
tak jak robi to sama planeta? Oregon przetrwa i nie potrzebuje nas w swoim
procesie transformacji, świetnie sobie radzi bez nas. To my jesteśmy
uzależnieni od niego, żyjemy w urojonej symbiozie. W dodatku obawiamy się
poszukać innej planety podobnej do naszej. Obawiamy się przenieść, choćby
na jakiś czas.
Wreszcie Rade zauważył nieznaczne ożywienie i poruszenie na sali,
więc zapytał się wprost:
– Zastanówcie się: może istnieje inny kierunek naszych poszukiwań i
dążeń?!
Przerwał na chwilę, powoli rozejrzał się po sali.
 
– Tak – dodał – mam na myśli Układ Słoneczny i dobrowolną ewakuację.
Cisza, żadnej reakcji. Rade zamilkł, poczuł się bezradny. Nikt go nie
poparł. Posmutniał. Nie mógł ich przekonać. Wiedział, że stary Eli raczej tu
zostanie, nie da rady, ale młodzi zrobią to, odważą się. Jedyne co mógł zrobić
Eli, jako starszyzna, to wspierać innych. Jego głos był decydujący w Radzie,
miał autorytet. Wiedział o tym, ale nie chciał zaryzykować. Był raczej za
szukaniem innowacji technologicznych i pozostaniem na Oregonie. Liczył
najprawdopodobniej na cud przetrwania albo, jak zawsze, na swoje genialne
pomysły. Był pewny swojego stanowiska i argumentował za pozostaniem.
Lecz teraz widać było napięcie na jego doświadczonej twarzy, przez chwilę
pojawiło się nawet wewnętrzne wahanie.
I wtedy Rade spojrzał na sylwetkę Starego inaczej, bardziej ciepło. Nagle
diametralnie zmieniło się jego postrzeganie. Zobaczył go w innym świetle.
Kontury postaci zatarły się i stały się mało wyraźne. Zawsze stanowczy i
mocny Eli stał się miękki, opływowy i gęsty zarazem. Jego aura zmieniała się
z sekundy na sekundę. Rade rozumiał go teraz lepiej, czuł jego lęk przed
nieznanym. Ale pod tym lękiem kryły się znacznie większe pokłady.
Zatrzymał się wielce zaintrygowany. Zobaczył w jego umyśle to jedno słowo –
unicestwienie. Rade doskonale wiedział, iż Stary dopuszczał również tę
ewentualność i że był absolutnie świadomy zarówno ryzyka związanego z tym
lotem, jak i pozostaniem na Oregonie. Pierwszy raz znaleźli się w tak
kryzysowej sytuacji, dotąd nie doświadczyli czegoś takiego – i stąd ten
niepokój, ta niepewność na jego szlachetnej twarzy.
Lecz Rade nie dawał za wygraną. Mówił dalej:
– Tak czy inaczej grozi nam klęska. To tylko kwestia czasu. Nie mogę już
dłużej czekać, bo to w żaden sposób nie rozwiązuje problemu. Nikt i nic nie
jest w stanie mnie powstrzymać. Zdecydowałem. Wyruszam pierwszy w
nieznane. Za trzy dni będę gotowy.
– Rade, nie rób tego, rozwali cię, nie pokonasz tych cholernych sił i pola
wokół Ziemi. Nikomu z naszych to się nie udało. Nie wolno nam tego robić! –
ostrzegł go jakiś głos z sali.
– Kto to powiedział? – Rade rozejrzał się po sali. – Dlaczego?! Czy nikt z
was nie zadał sobie tego pytania?! Nie mamy wyboru. Przemyślałem to. Tam
muszą być jakieś szczeliny. Nie można założyć na całą planetę osłony. Nawet
jeśli tak nas uczono, było to dawno temu. Dużo się od tego czasu zmieniło,
bo wszystko wokół ulega ciągłej, nieustającej przemianie. Prześliznę się.
Mówię wam, uda mi się!
Na koniec dodał:
– Dzisiaj po posiłku przedstawię wszystkim swój plan. Każdy
indywidualnie zdecyduje o tym, co jest dla niego właściwe.
Nastąpiła dłuższa przerwa. Wszyscy czekali na dalszy ciąg wystąpienia,
ale on raptownie skończył, podziękował i wrócił na miejsce. Zdał sobie
sprawę, że choć Eli go nie poparł, to również go nie powstrzymywał.
Wiedział już teraz, że poleci Vera. Tego był pewien. Zamyślił się. Na
samą myśl o niej uśmiechnął się, towarzyszka z jego dziecięcych wizji i
fantazji. Było coś, co ich łączyło. Czasem wystarczyło jedno spojrzenie,
czasem gest, aby zrozumieli się w pełni. Czuł się tak dobrze w jej
towarzystwie. Była mu bardzo bliska. Ostatnio, przez to całe zamieszanie,
widywali się tak rzadko.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin