§ Kaplan Janice - Faceci, których nie poślubiłam.pdf

(953 KB) Pobierz
217096926 UNPDF
Janice Kaplan Lynn Schnumbcroer
Faceti, których nie poślubiłam
I języka angielskiego przełożyła Monika Wiśniewska
WYDAWNICTWO SONIA DRAGA
Tytuł oryginału: The Men I Didn't Marry
Rozdział pierwszy
Mąż oznajmia mi wielką nowinę, nie czekając nawet, aż wsiądziemy do
samochodu.
Właśnie przywieźliśmy do Yale naszą córkę - błyskotliwą, piękną i
kochaną Emily To jej pierwszy dzień na uniwerku. Poznałam jej
współlokatorkę, rozpakowałam torby oraz oblekłam kołdrę i poduszkę we
flanelową pościel, którą kupiłyśmy podczas czterogodzinnego maratonu
zakupowego w Bed Bath & Beyond. Nq dobrze: prawda jest taka, że nie
użyłam tej właśnie pościeli. Chcąc zrobić córce niespodziankę, kupiłam
inny komplet w ekskluzywnym sklepie Frette na Madison Avenue. Do
diaska, przecież ta dziewczyna dostała się do Yale, powinna sypiać co
najmniej w satynie!
Bill, kochający ojciec, przekomarza się z Emily, instalując jej jednocześnie
komputer i montując obok biurka półkę na książki. Dopóki oboje mamy
zajęcie, jesteśmy w stanie odsunąć w czasie załamanie emocjonalne, które
niechybnie pojawi się w chwili, gdy zostawimy swoją latorośl i ruszymy w
drogę powrotną do naszego tak bardzo teraz cichego domu. Emily całuje
tatę, dziękując mu za pomoc, przytula się do mnie mocno, a potem
obiecuje, że da sobie radę. Oto sygnał do odjazdu. Z mniejszą pewnością
siebie zapewniam, że my także damy sobie radę. Teraz, kiedy nasze drugie
dziecko
oficjalnie rozpoczęło studia, tak jak wcześniej Adam, starszy brat Emily,
nasze gniazdo zupełnie już opustoszało.
Wychodząc z akademika, mijamy stół z powitalnymi gadżetami dla
studentów pierwszego roku: znajduje się na nim stos map miasteczka
uniwersyteckiego, biuletyny z najważniejszymi informacjami oraz dwie
miski - jedna z cukierkami Tootsie Roll, a druga z prezerwatywami.
Kiepski pomysł z tymi cukierkami - wystarczająco łatwo jest przytyć na
jedzeniu stołówkowym. I, o mój Boże, ta druga miska jest pełna
prążkowanych, świecących w ciemnościach gumek we wszystkich
kolorach tęczy. Czy powinnam ostrzec Emily, by trzymała się z dala od
chłopaka, który używa prezerwatyw godnych Gwiezdnych wojen ?
Bill i ja wychodzimy na dwór. Chwytam go za ramię i biorę głęboki
oddech. Czekałam z lękiem na ten dzień od chwili, kiedy pierwszy raz
zaprowadziłam Emily do przedszkola, ale wygląda na to, że jakoś udało
nam się go przetrwać.
- Chyba sobie poradziliśmy, kochanie - mówię, dumna, że nie uroniłam ani
jednej łzy.
- No pewnie. Emily to świetna dziewczyna - odpowiada Bill, z
roztargnieniem klepiąc mnie po dłoni.
Ma rację. Zakładając rodzinę, oboje byliśmy bardzo młodzi, ale mimo to
wychowaliśmy dwoje fantastycznych dzieci, i na dodatek sprawiało nam
to mnóstwo radości. Ale teraz nadszedł czas dla nas, na nowe wspólne
przeżycia. Zaplanowałam już weekend połączony z degustacją win,
romantyczny wypad do czterogwiazdkowego hotelu w Vermont, a nawet
udało mi się załatwić bilety na Knicksów - na cały sezon. Wiedząc, że ten
dzień w końcu nadejdzie, już sześć lat temu wpisałam się na listę
oczekujących.
Przyglądam się mojemu mężowi, świetnemu maklerowi giełdowemu.
Zawsze był przystojny, ale teraz jest w tak dobrej formie, jak chyba
jeszcze nigdy. Zniknęły gdzieś słodkie boczki i wierzchy babeczek też - to
nowy cukierniczy eufemizm, opisujący ten dodatkowy wałeczek ciała,
sterczą-
6
cy nad skrajem majtek. Mięśnie brzucha Billa nadają się na okładkę
„Men's Health" - a już na pewno spokojnie mogłyby się pojawić wewnątrz
magazynu. I - zaraz, zaraz - co się stało z pasmami siwych włosów, które
zaczęły mu się pojawiać na skroniach? Wyciągam rękę i delikatnie
głaszczę jego ciemną czuprynę, chichocząc cicho. Trudno mi jakoś
uwierzyć, że Bill stosuje Grecian Formula*, no ale coś z nimi musiał
zrobić. Może po tylu latach moje kochanie ma kilka małych sekretów.
- Skarbie, nasz pierwszy wieczór, tylko ty i ja - mówię, jeszcze mocniej
ściskając jego silne ramię. - Na co miałbyś ochotę? Mała etiopska
restauracja w New Haven czy też lepiej będzie, jeśli niezwłocznie
wrócimy do domu, a ja się przebiorę w coś wygodniejszego? - Nachylam
się, by pocałować go w policzek, ale Bill tymczasem przyspieszył kroku,
więc mój całus zawisa w powietrzu.
- Hallie, muszę ci o czymś powiedzieć. - Idzie dalej, ze wzrokiem
utkwionym przed siebie.
Oj. Taki początek nie wróży niczego dobrego. Potykam się, gdy obcas
zakleszcza mi się pomiędzy płytami chodnika. Po „Muszę ci o czymś
powiedzieć" nigdy nie słyszy się: „Kocham cię do szaleństwa" ani nawet:
„Zawsze lubiłem twoją duszoną wołowinę". O nie, „Muszę ci o czymś
powiedzieć" każdorazowo poprzedza złe wiadomości w rodzaju: „zdechł
kot" albo „dom właśnie spłonął". A w tym wypadku?
- Odchodzę - oświadcza Bill, nawet przy tym nie zwalniając.
Ze co? Przez chwilę przetrawiam jego słowa. Jestem przekonana, że gdyby
„odchodzę" znaczyło odejście na dobre, mój mąż, mężczyzna, z którym
przeżyłam ostatnie dwie dekady i kochałam się zaledwie trzy noce temu -
a może cztery? - przed ogłoszeniem takiej nowiny pozwoliłby mi usiąść.
Preparat przywracający siwym włosom naturalny kolor (wszystkie
przypisy w książce pochodzą od tłumaczki).
Mój Bill, mój słodki Bill najpierw przyniósłby mi filiżankę kawy.
Chyba że to już nie jest mój słodki Bill. Odchodzę.
Czas zatrzymuje się w miejscu. Ja też. Na chwilkę milknie cały świat i
jedynym dźwiękiem jest odległe, uporczywe i żałobne kwilenie jakiegoś
ptaka: Będziesz sama będziesz sama będziesz sama.
Ja jednak nie mogę wyobrazić sobie takiej ewentualności. A zresztą, co
taki ptak może wiedzieć? Skupiam się, próbując z całych sił nadać
oświadczeniu Billa zupełnie inne znaczenie.
- Dobrze, odjedziemy z New Haven i wrócimy do domu na kolację -
mówię. - Mogę rozmrozić lazanię albo przygotować naprędce omlet -
szczebioczę. - W lodówce zostało trochę brie. Lubisz omlet z brie, prawda,
kochanie?
Bill wreszcie zatrzymuje się i odwraca w moją stronę.
- Mam na myśli to, że odchodzę od ciebie. - Milknie i patrzy na mnie z
uśmiechem, który na pewno uważa za miły. - Dobrze nam było. Cholernie
dobrych dwadzieścia jeden lat w szczęśliwym związku. Jesteś świetną
dziewczyną, Hal-lie. Nie mogę ci niczego zarzucić. Ale czas, bym
przeszedł do drugiego aktu.
O czym on mówi? Drugi akt? Nawet Mike Nichols nie poradziłby sobie z
taką kwestią. Jak nic od kilku dni ćwiczył tę przemowę przed lustrem. Ale
przedstawienie się nie skończyło. Nie mogło się skończyć. On nie
odchodzi! Biorę głęboki oddech. Założę się, że nawet wiem, co się dzieje.
Tak jak i mnie, Billa wytrąciło z równowagi pójście Emily na studia i nie
wie, jak na to zareagować. Przecież to facet. Pewnie nie wie nawet, że w
ogóle reaguje. I do mnie należy uspokojenie go.
- Posłuchaj, skarbie: wszystko będzie dobrze - mówię łagodnie. - Kocham
cię. Ty kochasz mnie. Zdobyłam bilety na Knicksów, o których zawsze
marzyłeś. Nasz związek może być udany nawet bez dzieci w domu.
8
Nie odpowiada, więc mówię dalej, by nie dopuścić do niezręcznej ciszy:
- Tak sobie myślę, czy się nie zapisać na kurs garncarstwa.
Bill patrzy na mnie przez chwilę dziwnym wzrokiem, po czym kiwa
głową.
- To świetnie, Hallie. Cieszę się, że masz jakieś plany. Ja też mam.
Podchodzimy do samochodu i wślizguję się jak zwykle na siedzenie dla
Zgłoś jeśli naruszono regulamin