***I znów stukot obcasów na kamiennym Bruku – uwierz, nie zdołamy się schowaćW cieniu katedry – I tam to samo powietrzeOddycha papierosowym dymem a my znówPeszymy się lekko gdy ze ścian bohaterowieStarych komiksów śmieją się z naszejNieporadności a śliczne dziewczynkiWchodzą i wychodzą – dziś jedynie elementyWystroju wnętrza pałacu z naszej bajki.Kołysząc się w rytm irlandzkiej muzykiSiedzimy obok siebie tak blisko, że prawieStykamy się kolanami, niepewnie czekając Na to, co nastąpi, gdy wypalisz papierosa. Freiburg, 16 czerwca 2007
Charlox
*** (2.03.09)
dlaczego mam ochotę wyrzygać sercestan przejściowy jak sądzęchoć powtarza się cykliczniei na odwrót wspak cztery razy(poniedziałek wtorek piątek)gdybym mogła gdybyś mógłjutro czy wczoraj czy wtedydlaczego mam ochotę wyrzygać sercestan przejściowy jak sądzęchoć już gnije fermentujebul bul bul(ból ból ból)pani mówirzyga się żołądkiempani mówia może dolewkę
cyanide
***Wyciskasz moje serce jak cytrynęjuż nawet nie boli mocnozbyttylkonie lubi niktkwaśnej lemoniady
Flamenco
StrachBólkolejna kłótniakolejny nóż w plecy- Tak bardzo chcę żyć (mimo wszystko)samotnośćbrak zrozumienia- Żyletki leżą w szafce obok (kluczyk połknęłam)monotoniazamknięte oczyzatkane uszy obojętność- Tabletki były zaskakująco tanie (zbyt tanie)
***Zamykam skowytna kluczkiepsko wychodzina zdjęciach rodzinnychjak ja
Sophrosyne
*
byłeś robakiem pętlącym siępod pełnym morderczych skłonnościkijkiem dzieckastrachem owijającym się wokółzachwianych alkoholempięt achillesaulotnym zapachemherbaty i wódkiktóry wtarty w skóręciągle przypominał silną wońmartwej ćmy na żarówcebyłeś krótkim westchnieniemzachodzącego słońcadwadzieścia jeden gramów twoich promienidźwigam do dziś
Carceris
Tu - Ewa Lipska
Tu zginęła moja żona.
Tu narodził się Cherubinek.
Tu zamordowano Cherubinka.
Tu czekam na nic więcej.
Tu topniejący śnieg.
Tu język Goethego popiół i pył.
Tu nikt nie wraca kiedy życie trwa.
Tu czas na łańcuchu
przykuty do losu.
Dziękuję, mandarynek nie jadam.
Chodzi o to - Ewa Lipska
Chodzi o to by wiedzieć czy z ust wydobywają się jeszcze słowa słowa słowa czy tylko kamienna fontanna z której zsuwa się liść.
Dzień Żywych - Ewa Lipska
W Dniu Żywych umarli przychodzą na ich groby zapalają neony i przekopują chryzantemy anten na dachach ich grobowców z centralnym ogrzewaniem. Potem zjeżdżają windami do swej codziennej pracy: do śmierci.
Coś odwrotnego - Ewa Lipska
Przeliterujmy to jeszcze raz. Ty i ja. L jak leworęczny anioł po naszej prawej stronie. Szlifierz błękitu. M jak zbity z tropu myśliwy filologii. Przystanek las. Nieodwołalna końcówka zdania. S jak: Wszystko co nam się przydarzyło to coś odwrotnego. Tobie i mnie.
Krzyk Mody - Ewa Lipska
Umieramy coraz piękniej w kolekcji Gianiego Versace. Elegancja jest pisklęciem estetyki. Biegamy po kościołach mody wierząc że w pomarańczy będzie nam do twarzy. Całujesz mnie w przymierzalni patrz, w zieleni po prostu klęska Rzymu. Rozwiązujemy rebusy naszych archeotypów. Przekładamy berety na języki obce. Wieczorem mamy zaproszenie na wernisaż Sądu Ostatnecznego. Wchodzimy bez biletów. Dzisiaj jest martwy wstęp.
Dyktando - Ewa Lipska
Pod dyktando. Żeby tylko nie popełnić błędu. Naród nie napisać przez tłum otwarty. Wiedzieć kiedy zamykać a kiedy otwierać usta. Milczeć? ale z jakiej litery? Odmienić się ale nie przez przypadek. Uważać aby miłość nie napisać oddzielnie tak jak czarna jagoda albo pierwszy lepszy. Czujnie po pewnych datach postawić kropkę. Przy innych minutę ciszy. Uważać aby życia nie napisać przez skróty. Pamiętać aby nie popełnić błędu przy śmierci. Umrzeć ortograficznie.
Miłość - Ewa Lipska
Żadnych objaśnień. Odsyłaczy. Przypisów. Haseł. Libacja milczących winorośli. Wszystko zależy od tego jak długo będziemy zawsze.
Nie uratowała mnie powódź... - Ewa Lipska
Nie uratowała mnie powódź mimo że leżałam już na dnie. Nie uratował mnie pożar mimo że paliłam się przez wiele lat. Nie uratowały mnie katastrofy mimo że przejeżdżały mnie pociągi i samochody. Nie uratowały mnie samoloty które eksplodowały ze mną w powietrzu. Waliły się na mnie mury wielkich miast. Nie uratowały mnie grzyby trujące. Ani celne strzały plutonów egzekucyjnych. Nie uratował mnie koniec świata ponieważ nie miał na to czasu. Nic mnie nie uratowało. ŻYJĘ
Żywi nie są cierpliwi - Ewa Lipska
Zrób coś wreszcie. Żywi nie są cierpliwi. Ukrywam przed wszystkimi Twoją śmierć. Nadal razem bywamy na wielkich przyjęciach. Zacieram wszystkie ślady za cmentarną bramą. Nie ufaj śmierci. Wieczny odpoczynek to tylko wakacje.
Węzły - Ewa Lipska
Supełek wełnianej czapeczki. Niania na drutach: oczko lewe oczko prawe i nieletniej długości szalik. Do koniczyny mówiliśmy po imieniu. Pagórki. Lekko rozchylone kolana gór. Wtedy jeszcze poza ozdobnymi ramami. Teraz w muzeum w Krynicy Zdrój. Potem pierwszy węzeł krawata. Marynarski. Płaski. Kiedy wypływaliśmy z portów wprost do urzędu stanu cywilnego. Kapłani rzymscy wróżyli nam z błyskawic. Węzeł małżeński nas oślepił kiedy wyruszaliśmy w poślubną podróż. Teraz jesteśmy kłębkiem nici. Splotem kordonków. Neurozą nieustępliwego losu. I wreszcie pętla. Pętla umierająca na naszych szyjach.
Sklepy zoologiczne - Ewa Lipska
Sklepy zoologiczne. Obóz internowanych z mojego dzieciństwa. Świnki morskie. Papugi. Knarki. Chorowity zapach niewoli. Trociny wydarzeń. W domu wypluwałam depresję. Kotka Antygona nie pokazała się więcej. Łapki na myszy pod Verdun i potem ciąg dalszy aż do Auschwitz. Nie wiedziałam czym to się skończy kiedy zgłaszałam się do życia. Na ochotnika.
Turyści Słów - Ewa Lipska
Turyści słów. W linowej kolejce. Mówimy coraz bardziej stromo. Malujesz usta nad przepaściami. Skąd ci przyszła do głowy ta aluzja? Przed nami droga. Szeptem w dół. Coraz krótszy oddech znaczeń. Życzliwy kamień potyka się o nas kiedy wracamy do miasta. Tak bardzo sobie bliskoznaczni. Niektórzy nazywają to miłością.
Ucz się śmierci - Ewa Lipska
Ucz się śmierci. Na pamięć. Zgodnie z zasadami pisowni wyrazów martwych. Pisz ją łącznie jak rzeczpospolita albo lwipyszczek. Nie dziel jej pomiędzy umarłych. Jesteś wybrańcem bogów. Ucz się śmierci wcześnie. Miłość do ojczyzny też bywa śmiertelna. Ucz się śmierci w miłości. Ucz się śmierci nie tylko dla zabicia czasu. Czas bywa samobójczy i wisi godzinami na drzewach. Przepytaj siebie. Przepytaj na żywo.
SZYMBORSKA WISŁAWA :
Głos w sprawie pornografii Nie ma rozpusty gorszej niż myślenie. Pleni się ta swawola jak wiatropylny chwast na grządce wytyczonej pod stokrotki. Dla takich, którzy myślą, święte nie jest nic. Zuchwałe nazywanie rzeczy po imieniu, rozwiązłe analizy, wszeteczne syntezy, pogoń za nagim faktem dzika i hulaszcza, lubieżne obmacywanie drażliwych tematów, tarło poglądów - w to im właśnie graj. W dzień jasny albo pod osłoną nocy łączą się w pary, trójkąty i koła. Dowolna jest tu płeć i wiek partnerów. Oczy im błyszczą, policzki pałają. Przyjaciel wykoleja przyjaciela. Wyrodne córki deprawują ojca. Brat młodszą siostrę stręczy do nierządu. Inne im w smak owoce z zakazanego drzewa wiadomości niż różowe pośladki z pism ilustrowanych, cała ta prostoduszna w gruncie pornografia. Książki, które ich bawią, nie mają obrazków. Jedyna rozmaitość to specjalne zdania paznokciem zakreślone albo kredką. Zgroza, w jakich pozycjach, z jak wyuzdaną prostotą umysłowi udaje się zapłodnić umysł! Nie zna takich pozycji nawet Kamasutra. W czasie tych schadzek parzy się ledwie herbata. Ludzie siedzą na krzesłach, poruszają ustami. Nogę na nogę każdy sam sobie zakłada. Jedna stopa w ten sposób dotyka podłogi, druga swobodnie kiwa się w powietrzu. Czasem tylko ktoś wstanie, zbliży się do okna i przez szparę w firankach podgląda ulicę. Ścięcie Dekolt pochodzi od decollo, decollo znaczy ścinam szyję. Królowa Szkocka Maria Stuart Przyszła na szafot w stosownej koszuli, Koszula była wydekoltowana I czerwona jak krwotok. W tym samym czasie W odludnej komnacie Elżbieta Tudor Królowa Angielska Stała przy oknie w sukni białej. Suknia była zwycięsko zapięta pod brodę I zakończona krochmaloną kryzą. Myślały chórem: ,,Boże, zmiłuj się nade mną’’ ,,Słuszność po mojej stronie’’ ,,Żyć czyli zawadzać’’ ,,W pewnych okolicznościach sowa jest córką piekarza’’ ,,To się nigdy nie skończy’’ ,,To się już skończyło’’ ,,Co ja tu robię, tu gdzie nie ma nic.’’ Różnica stroju – tak, tej bądźmy pewni. Szczegół Jest niewzruszony. Żona Lota Obejrzałam się podobno z ciekawości. Ale oprócz ciekawości mogłam mieć inne powody. Obejrzałam się z żalu za miską ze srebra. Przez nieuwagę – wiążąc rzemyk u sandała. Aby nie patrzeć dłużej w sprawiedliwy kark Męża mojego, Lota. Z nagłej pewności, że gdybym umarła, Nawet by nie przystanął. Z nieposłuszeństwa pokornych. W nadsłuchiwaniu pogoni. Tknięta ciszą, w nadziei, że Bóg się rozmyślił. Dwie nasze córki zniknęły już za szczytem wzgórza. Poczułam w sobie starość. Oddalenie. Czczość wędrowania. Senność. Obejrzałam się z trwogi, gdzie uczynić krok. Na mojej ścieżce zjawiły się węże, Pająki, myszy polne i pisklęta sępów. Już ani dobre, ani złe – po prostu wszystko, co żyło, Pełzało i skakało w gromadnym popłochu. Obejrzałam się z osamotnienia. Ze wstydu, że uciekam chyłkiem. Z chęci krzyku, powrotu. Albo wtedy dopiero, gdy zerwał się wiatr, Rozwiał włosy moje i suknię zadarł do góry. Miałam wrażenie, że widzą to z murów Sodomy I wybuchają gromkim śmiechem, raz i jeszcze raz. Obejrzałam się z gniewu. Aby nasycić się ich wielką zgubą. Obejrzałam się ze wszystkich podanych wyżej powodów. Obejrzała się bez własnej woli. Tylko głaz obrócił się warcząc pode mną. To szczelina raptownie odcięła mi drogę. Na brzegu dreptał chomik wspięty na dwóch łapkach. I wówczas to oboje spojrzeliśmy wstecz. Nie, nie. JA biegłam dalej, Czołgałam się i wzlatywałam, Dopóki ciemność nie runęła z nieba, A z nią gorący żwir i martwe ptaki. Z barku tchu wielokrotnie okręcałam się. Kto mógłby to zobaczyć, myślałby, że tańczę. Niewykluczone, że oczy miałam otwarte. Możliwe, że upadłam twarzą zwróconą ku miastu.
Wisława Szymborska - Na wieży Babel - Która godzina? - Tak, jestem szczęśliwa, i brak mi tylko dzwoneczka u szyi, który by brzęczał nad tobą, gdy śpisz. - Więc nie słyszałaś burzy? Murem targnął wiatr, wieża ziewnęła jak lew, wielką bramą na skrzypiących zawiasach. Jak to, zapomniałeś? Miałąm na sobie zwykłą szarą suknię spnaną na ramieniu. - I natychmiast potem niebo pękło w stubłysku. Jakże mogłam wejść, przecież nie byłeś sam. - Ujrzałem nagle kolory sprzed istnienia wzroku....
cris-57