Emil, czyli o wychowaniu.docx

(280 KB) Pobierz

 

PRZEDMOWA

 

Poniższy zbiór rozmyślań i spostrzeżeń, podany bez ładu i niemal bez związku, rozpoczęty był z tym zamiarem, by mógł oddać przysługę dobrej matce umiejącej myśleć. Zamierzałem początkowo ułożyć kilkustronicową notatkę, jednak przedmiot pociągał mnie mimo woli. coraz dalej i notatka ta stała się niepostrzeżenie czyimś w rodzaju dzieła, niewątpliwie zbyt obszernego jak na to, co zawiera, zbyt szczupłego jednak w stosunku do przedmiotu, który porusza. Długo wahałem się z jego ogłoszeniem i często, pracując nad nim, odczuwałem, że nie wystarcza być autorem kilku broszur, by umieć ułożyć książkę. Po daremnych wysiłkach lepszego opracowania uważam, że powinienem dać je takie, jakie jest, sądząc, że ważną jest rzeczą zwrócenie w tę stronę uwagi ogółu, i że choćby myśli moje były błędne, jednak nie straciłem czasu na próżno, o ile wywołam myśli słuszne u innych. Człowiek, który ze swego ustronia rzuca pomiędzy ogół swe pisma bez głosicieli ich zalet, bez stronnictwa, które by je popierało, nie wiedząc nawet, co o nich myślą i co o nich mówią, nie powinien się lękać, że w razie, jeżeli się myli, omyłki jego przyjęte będą bez rozpatrzenia.

Niewiele mówić będę o znaczeniu dobrego wychowania, nie będę się również trudził dowodzeniem, że wychowalnie obecnie przyjęte jest złe; tysiące innych uczyniło to przede mną, a nie pragnę bynajmniej zapełniać książki rzeczami, o których wszyscy wiedzą. Zwrócę tylko uwagę, że od nieskończenie dawna podnosi się ciągle krzyk przeciwko ustalonej praktyce, nikt jednak nie przedsiębierze trudu wskazania lepszej. Literatura i wiedza naszego wieku dążą znacznie usilniej do burzenia niż do budowania. Strofuje się tonem pouczającym; chcąc jednak wskazywać, należy przyjąć ton inny, do którego wyniosłość filozoficzna mniej się nadaje. Pomimo tylu pism mających pono na celu jedynie pożytek ogółu — najważniejszy ze wszystkich pożytków, to znaczy sztuka kształtowania ludzi, znajduje się dotychczas w zapomnieniu. Przedmiot, którym się zajmuję, był zupełnie nowy po ukazaniu się książki Locke a, i mocno się obawiam, że pozostanie taki również po wyjściu mojej pracy.

Nie znamy zupełnie dzieciństwa: wobec błędnych na nie poglądów im dalej się zapuszczamy, tym bardziej błądzimy. Najmądrzejsi przykładają się do tego, co człowiek powinien wiedzieć, nie zwracając uwagi na to, czego dziecko może się nauczyć. Szukają zawsze w dziecku człowieka nie myśląc o tym, czym jest ono, zanim jeszcze stanie się człowiekiem. Tym właśnie badaniom oddałem się z największą pilnością, ażeby można było korzystać z moich spostrzeżeń wówczas nawet, gdyby cała metoda moją była urojona i fałszywa. Być może, iż źle pojąłem, co trzeba robić, ale zdaje mi się, żem dobrze poznał istotę, na którą trzeba działać. Zacznij więc od lepszego poznania swego ucznia; z największą bowiem pewnością nie znasz go zupełnie; otóż o ile w tym właśnie celu czytać będziesz tę książkę, nie sądzą, by miała być dla ciebie bez pożytku.

Co najbardziej zbije z tropu czytelnika, to niewątpliwie sam system, który nie jest tutaj niczym innym, jak biegiem natury. Z tej również strony spodziewam się napadów, i to nie pozbawionych, być może, słuszności. Ludzie uważać będą moją pracę raczej za marzenia fantasty o wychowaniu niż za istotny traktat, o tym przedmiocie. Cóż zrobić? Pisząc nie opieram się na poglądach cudzych, ale na własnych.

Widzę rzeczy inaczej niż inni ludzie; dawno mi to już zarzucono. Jednak czyliż ode mnie zależy mieć inne oczy i inne myśli? Nie. Zależy ode mnie nie dufać zbytnio w Bobie, nie sądzić się mądrzejszym nad wszystkich; nie w mojej jest mocy zmienić swe poczucie; mogę tylko nie ufać mu całkowicie: oto wszystko, co mogę uczynić i co też czynię. Jeżeli tedy przemawiam czasami tonem pewności, to nie dlatego, bym chciał narzucić swoje zdanie czytelnikowi, ale żeby mówić tak, jak myślę. Dlaczegoż miałbym wykładać w formie wątpliwości to, o czym osobiście nic- wątpię bynajmniej? Wypowiadam ściśle to, co zachodzi w moim umyśle.

Swobodnie wyłuszczając swoje zdanie tak mało spodziewam się posłuchu, że dołączam zawsze swoje rozumowania, ażeby można było rozważyć je i osądzić mnie; ale jakkolwiek nie chcę upierać się przy słuszności swoich idei, poczuwam się tym niemniej do obowiązku ich wyłożenia; maksymy bowiem, co do których pogląd mój różni się od poglądu innych, nie są bynajmniej obojętne. Należą one do rzędu tych, których prawdziwość lub błędność winna być rozpoznana i które są podstawą szczęścia lub nieszczęścia rodzaju ludzkiego.

— Zalecaj to, co jest wykonalne — powtarzają mi nieustannie, Jest to tak, jakby mi mówiono: — Zalecaj, żeby czyniono to, co się czyni; albo przynajmniej zalecaj takie dobro, które dałoby się związać z istniejącym złem. Podobny pomysł jest w stosunku do pewnych przedmiotów bardziej chimeryczny od. mojego; w takim bowiem zlaniu dobro psuje się, a zło nie leczy. Wolałbym raczej stosować się stale do przyjętego ogólnie Sposobu postępowania niż sposób właściwy stosować połowicznie; mniej byłoby wówczas w człowieku sprzeczności: nie może on dążyć jednocześnie do dwóch przeciwnych sobie celów. Ojcowie i matki, wykonalne jest to, co chcecie wykonać. Czyliż mam być odpowiedzialny za wasze chęci?

We wszelkim pomyśle rozpatrywać należy dwie rzeczy: po pierwsze, bezwzględną słuszność pomysłu; po drugie, łatwość wykonania. .Pod pierwszym względem wystarcza — jeżeli zwłaszcza pomysł ma być sam w sobie do przyjęcia i zastosowania — ażeby to, co pomysł ten zawiera dobrego, leżało w naturze rzeczy; w tym na przykład przypadku — ażeby przedstawiony sposób wychowania był odpowiedni dla człowieka i zastosowany da ludzkiego serca.

Drugi wzgląd zależny jest od danych stosunków w pewnych okolicznościach; stosunków przypadkowych względem przedmiotu, a które wobec tego nie są bynajmniej nieodzowne i mogą zmieniać się do nieskończoności. Tak na przykład pewien sposób wychowania może się dać zastosować w Szwajcarii, a nie dać się zastosować we Francji; inny stosowny być może dla mieszczan, inny jeszcze dla osób wysokiego rodu. Większa lub mniejsza łatwość wykonania zależy od tysiącznych okoliczności, których nie można wytworzyć inaczej, jak przez odrębne stosowanie metody do tego a tego kraju, do tego a tego stanu. Otóż wszystkie te poszczególne sposoby zastosowania, jako nieistotne w stosunku do mego przedmiotu, nie wchodzą w zakres mego planu. Inni mogą zająć się tym, jeżeli chcą; każdy dla tego kraju i stanu, który ma na widoku. Co do mnie — wystarczy mi, jeżeli wszędzie, gdzie będą się rodzili ludzie, będzie można zrobić z nich to, co stawiam sobie za przedmiot, i jeżeli zrobiwszy z nich to, zrobi się co można najlepszego zarówno dla nich samych, jak i dla innych. Jeżeli nie wypełnię tego założenia, niewątpliwie nie mam słuszności; jeżeli je jednak wypełnię, nie byłoby słuszne wymagać ode mnie więcej; tyle tylko bowiem dać przyrzekam.

 

KSIĘGA PIERWSZA

Wszystko wychodząc z rąk Stwórcy jest dobre, wszystko wyrodnieje w rękach człowieka. Zmusza on glebę do karmienia płodów właściwych innej glebie, drzewo do wydawania owoców właściwych innemu drzewu; miesza i plącze klimaty, żywioły, pory roku; kaleczy swego psa, swego konia, swego niewolnika; wszystko przeinacza i wszystko oszpeca; -lubi zniekształcenia i potwory; nie chce niczego takim, jak je stworzyła natura, nawet człowieka: musi go tresować jak konia w ujeżdżalni; musi go urabiać ha swoją modłę jak drzewo w swoim ogrodzie. Inaczej jednak byłoby jeszcze gorzej. Rodzaj nasz nie chce być kształtowany połowicznie. W tym stanie, w jakim się obecnie rzeczy znajdują, człowiek, pozostawiony od urodzenia samemu sobie, byłby wśród innych najbardziej zniekształcony. Przesądy, autorytety, konieczność, przykład, wszystkie urządzenia społeczne, w których jesteśmy pogrążeni, zdusiłyby w nim naturę nie dając nic w zamian. Byłaby tam ona jako krzew wyrosły przypadkiem w pośrodku drogi i który przechodnie niszczą wkrótce, potrącając go zewsząd i zginając we wszystkie strony. Do ciebie to zwracam się, czuła i przewidująca matko, która potrafiłaś usunąć się z szerokiego gościńca i uchronić rosnący; krzew od ciosu ludzkich opinii!

Uprawiaj, podlewaj młodą latorośl, ażeby nie zamarła; jej owoce będą ci kiedyś rozkoszą. Otaczaj zawczasu wałem ochronnym duszę swego dziecka; ktoś inny może zakreślić jego obwód; ale ty jedna winnaś wznieść ogrodzenie. Rośliny kształtuje uprawa, ludzi wychowanie. Gdyby człowiek rodził się duży i silny, wzrost jego i siła byłyby mu niepotrzebne aż do czasu, kiedy nauczyłby się posługiwać nimi; byłyby dlań szkodliwe powstrzymując innych od udzielania mu pomocy; pozostawiony sani sobie umarłby nędznie, zanimby poznał własne potrzeby. Skarżymy się na stan dzieciństwa niewidząc, że rodzaj ludzki zginąłby, gdyby człowiek nie zaczynał od tego, że jest dzieckiem. Przychodzimy na świat słabi, potrzebna nam jest siła; rodzimy się pozbawieni wszystkiego, potrzebna nam jest opieka; rodzimy się bezrozumni, potrzebny jest nam rozsądek. Wszystko czego nie posiadamy rodząc się, a co jest nam potrzebne, kiedy dorośniemy, wszystko to zdobywamy przez wychowanie.

Wychowują nas i natura, i ludzie, i rzeczy. Rozwój wewnętrzny zdolności naszych i organów jest wychowaniem, które pochodzi od natury. Sposób korzystania z tego rozwoju, sposób którego nas uczą, jest wychowaniem otrzymanym od ludzi; zasób wreszcie własnego doświadczenia w stosunku do przedmiotów na nas działających jest wychowaniem otrzymanym od przedmiotów. Każdy z nas jest zatem kształtowany przez trojakiego rodzaju mistrzów. Uczeń, w którym różnorodne tych mistrzów nauki przeczą sobie nawzajem, jest źle wychowywany i nigdy nie będzie w zgodzie z samym sobą; jedynie uczeń, w którym nauki te zgodne są ze sobą i zmierzają do wspólnych celów, dąży we właściwym kierunku i żyje w sposób właściwy; tylko taki uczeń jest dobrze wychowywany. Otóż z trzech tych rodzajów — wychowanie, które pochodzi od natury, jest od nas zupełnie niezależne; wychowanie otrzymywane od przedmiotów zależne jest od nas pod niektórymi tylko względami. Jedynie wychowanie, które otrzymujemy od ludzi zależne jest w zupełności od nas, a i to w zasadzie tylko; któż bowiem liczyć może na to, że zdoła kierować całkowicie rozmowami i czynami wszystkich osób otaczających dziecko?

Wychowanie jest przeto sztuką, przy czym jest rzeczą niemożliwą prawie, aby się udało, ponieważ połączenie czynników, niezbędne do jego powodzenia, niezależne jest od nikogo. Można się co najwyżej mocą usilnych starań mniej lub bardziej zbliżyć do celu, ale trzeba szczęścia, aby cel ten osiągnąć. Jakiż jest ten cel? Jest to cel natury samej; dowiedliśmy tego przed chwilą. Ponieważ zaś współdziałanie trzech rodzajów wychowania niezbędne jest do jego doskonałości, przeto ku temu: z nich, na który nie mamy żadnego wpływu, nagiąć należy dwa pozostałe.

To słowo „natura" ma jednak, być może, znaczenie zbyt nieokreślone; spróbujmy tu oznaczyć je ściśle. Natura, powiadają nam, jest to tylko przyzwyczajenie. Cóż to znaczy? Czyż nie ma przyzwyczajeń, które nabywa się pod przymusem i które nigdy nie zagłuszają natury? Takim jest na przykład przyzwyczajenie roślin, którym przeszkadza się rosnąć pionowo. Roślina oswobodzona zachowuje co prawda pochylenie, do którego została zmuszona; soki jednak nie zmieniły przez to bynajmniej pierwotnego kierunku; jeżeli rozwija się w dalszym ciągu, rozrost jej znów przybiera kierunek pionowy. Toż samo dotyczy skłonności ludzkich. Dopóki stan nasz nie ulega zmianie, możemy zachować skłonności pochodzące z przyzwyczajenia i które nie są nam bynajmniej wrodzone; ale skoro tylko położenie zmienia się, przyzwyczajenie traci moc i skłonności wrodzone powracają. Wychowanie jest, oczywiście, jedynie przyzwyczajeniem. Otóż czy nie ma ludzi, którzy zatracają wychowanie, i innych, którzy je zachowują? Skąd pochodzi ta różnica? Jeżeli trzeba ograniczyć słowo „natura" do przyzwyczajeń zgodnych z naturą, to można oszczędzić sobie tej gmatwaniny.

Rodzimy się wrażliwi i od urodzenia odbieramy różnorodne wrażenia od otaczających nas przedmiotów. Skoro tylko zaczyniamy mieć, że tak powiem, świadomość swoich wrażeń, jesteśmy skłonni poszukiwać albo unikać wywołujących je przedmiotów — zależnie od tego, czy wrażenia te są przyjemne lub przykre, dalej od tego, czy przedmioty te odpowiadają nam lub nie odpowiadają, wreszcie w zależności od naszych wyrozumowanych poglądów na szczęście lub doskonałość. Skłonności te rozszerzają się i ustalają w miarę, jak stajemy się wrażliwsi i światlejsi; jednak pod naciskiem naszych przyzwyczajeń i opinii zniekształcają się bardziej lub mniej. Przed tym zniekształceniem są one tym, co nazywam w nas naturą. Do tych zatem skłonności pierwotnych należałoby wszystko stosować, i byłoby to możliwe, gdyby trzy nasze rodzaje wychowania były tylko różne; cóż jednak czynić, kiedy są one sprzeczne, kiedy zamiast wychowywać człowieka dla niego samego, chce się go wychowywać dla innych? Zgodność jest w tych warunkach niemożliwa. Zmuszeni do zwalczania bądź natury, bądź też urządzeń społecznych, musimy wybrać jedno z dwojga: urabiać albo człowieka, albo obywatela, nie można bowiem urabiać jednego i drugiego naraz. Grupa społeczna, jeżeli jest ścisła i zwarta, wyodrębnia się ze społeczności wielkiej. Każdy patriota jest surowy dla cudzoziemców: są oni tylko ludźmi, są przeto niczym w jego oczach. Rzecz ta jest nieunikniona, nie jest jednak groźna. Najważniejsze jest być dobrym dla ludzi, z którymi się żyje. Na zewnątrz był Spartanin ambitny, skąpy, niesprawiedliwy, ale w murach miasta panowała bezinteresowność, sprawiedliwość, zgoda. Strzeżcie się owych kosmopolitów, co  w swych książkach szukają dalekich (obowiązków, których nie uważają za stosowne spełniać dokoła siebie. Niejeden filozof kocha Tatarów, aby być zwolnionym od obowiązku miłości względem sąsiadów swoich.

Człowiek natury istnieje wyłącznie dla siebie; jest on jednością, całością bezwzględną, która uznaje jedynie siebie albo kogoś podobnego do siebie. Człowiek społeczny jest tylko jednostką ułamkową, zależną od mianownika, i której wartość polega na stosunku do całości, jaką jest społeczeństwo. Dobre są te urządzenia społeczne, które najlepiej umieją wypaczyć człowieka, odebrać mu jego istnienie absolutne, dając mu w zamian istnienie względne, i przenieść jego ja do jednostki zbiorowej tak, aby człowiek poszczególny nie czuł się więcej jednostką, ale częścią jednostki; i ażeby był wrażliwy tylko w łonie, tej całości. Obywatel rzymski nie był ani Kajusem, ani Lucjusem; był Rzymianinem; kochając swoją ojczyznę, kochał siebie. Regulus uważał się za Kartagińczyka, ponieważ słał się własnością swych panów. Jako cudzoziemiec odmówił zasiadania w senacie rzymskim; trzeba było, aby mu to nakazał Kartagińczyk. Oburzał się, że chciano mu ratować życie. Zwyciężył i powrócił triumfując, aby umrzeć w męczarniach. Mało to, jak mi się zdaje, przypomina, ludzi, których znamy.

Lacedemończyk Pedaretes zgłasza się o przyjęcie do rady trzechset; zostaje odrzucony; powraca pełen radości, że znalazło się w Sparcie trzystu mężów od niego godniej szych. Przypuszczam, że to zachowanie było szczere; i godzi się wierzyć, że było takie. Oto obywatel! Pewna Spartanka miała pięciu synów na wojnie i oczekiwała wiadomości z pola bitwy. Przybywa helota; Spartanka z drżeniem pyta go o wieści: „Twoich pięciu synów zostało zabitych". „Nędzny niewolniku, czyliż o to się pytałam?" „Zwyciężyliśmy!" Matka biegnie do świątyni i składa dziękczynienie bogom. Oto obywatelka. Kto chce, będąc członkiem układu społecznego, zachować pierwszeństwo uczuć przyrodzonych, ten nie wie, czego pragnie. Zawsze w przeciwieństwie z samym sobą, zawsze wahający się między swymi skłonnościami a obowiązkami, nie będzie nigdy ani człowiekiem, ani obywatelem; nie będzie dobry ani dla siebie, ani dla innych. Będzie to jeden z tych ludzi naszych czasów; będzie to jakiś Francuz, Anglik, mieszczanin, właściwie nic. Ażeby być czymś, żeby być samym sobą i być zawsze jednolitym, trzeba czynić tak, jak się mówi; trzeba być zawsze zdecydowanym co do wyboru postępowania, dokonywać go otwarcie i trwać przy nim stale. Pokażcie mi tak cudowną istotę; chciałbym wiedzieć, czy jest człowiekiem, czy obywatelem, albo jak: sobie poczyna, by być jednym i drugim jednocześnie.

Z tych założeń, z natury że sobą sprzecznych, wynikają, dwa rodzaje przeciwnych sobie ustrojów: jeden publiczny i wspólny, drugi prywatny i domowy. Jeżeli chcecie mieć wyobrażenie o wychowaniu publicznym, czytajcie Rzeczpospolitą Platona. Nie jest to bynajmniej dzieło polityczne, jak myślą ci, którzy sądzą o książkach jedynie na podstawie tytułów. Jest to najpiękniejszy traktat o wychowaniu, jaki został kiedykolwiek napisany. Chcąc określić coś jako, utopię mówi się o ustroju platońskim; gdyby Likurg ograniczył się był jedynie do napisania o swoim ustroju, uznałby go za nierównie bardziej urojony. Platon uszlachetnił serce ludzkie, Likurg wypaczył je.

Ustrój publiczny nie istnieje już dziś i istnieć nie może; tam bowiem, gdzie nie ma już ojczyzny, nie może być obywateli. Dwa te słowa: ojczyzna i obywatel wykreślone być winny z języków nowożytnych. Znam dobrze przyczynę tego zjawiska, ale nie chcę o niej mówić; nie ma ono żadnej styczności z moim tematem. Śmieszne zakłady, zwane kolegiami, nie mają przecież nic wspólnego z wychowaniem publicznym. Nie mogę również mówić o wychowaniu światowym, które, mając na uwadze dwa sprzeczne cele, nie osiąga żadnego; może jedynie wytworzyć dwoistego człowieka, który pozornie myśląc o innych myśli tylko o sobie. Zresztą te objawy, jako powszechne dzisiaj, nikogo w błąd nie wprowadzają, a zatem wszystko to stracone wysiłki. Z tych sprzeczności powstaje sprzeczność, którą odczuwamy stale w samych sobie. Pociągani przez naturę i przez ludzi w dwóch przeciwnych kierunkach, rozrywani przez dwie te różne pobudki, postępujemy w kierunku pośrednim, który nie prowadzi nas do żadnego z obu celów. W ciągłej walce z sobą, chwiejni w ciągu całego życia, dobiegamy kresu nie wiedząc, co to zgoda wewnętrzna, bez pożytku dla siebie i bliźnich.

Pozostaje wreszcie wychowanie domowe, czyli wychowanie naturalne; czym jednak stanie się dla innych człowiek wychowany jedynie dla samego siebie? A może te dwa cele, które sobie stawiamy, zlałyby się wtenczas w jeden i usuwając w człowieku sprzeczności usunęłoby się potężną zaporę do jego szczęścia? Żeby o tym sądzić, trzeba by widzieć człowieka tego całkowicie ukształtowanym, trzeba by zbadać jego skłonności, widzieć jego postępy, śledzić jego rozwój, trzeba by, jednym słowem, poznać człowieka naturalnego. Przypuszczam, że posuniemy się nieco w tych poszukiwaniach po przeczytaniu niniejszego pisma. Aby ukształtować tego wyjątkowego człowieka, cóż mamy czynić? Wiele, bez wątpienia; nie pozwolić mianowicie, aby cokolwiek czyniono. Kiedy trzeba płynąć pod wiatr, lawirujemy; kiedy jednak fala jest silna, a chcemy pozostać na miejscu - trzeba zarzucić kotwicę. Uważaj, młody sterniku, by lina nie pękła, by kotwica nie puściła. By statek, zanim się spostrzeżesz, nie poszedł z prądem.

W układzie społecznym, gdzie wszystkie miejsca są oznaczone, każdy musi być wychowany stosownie do miejsca, które ma zająć. Jeżeli jednostka opuszcza miejsce, do którego była ukształtowana, staje się niezdolna do niczego. Wychowanie pożyteczne jest o tyle tylko, o ile los zgadza się z powołaniem obranym przez rodziców; w każdym innym przypadku jest ono dla ucznia szkodliwe, chociażby z powodu przesądów, które mu zaszczepiło. W Egipcie, gdzie syn obowiązany był przejmować stanowisko po ojcu, wychowanie miało przynajmniej jasny cel; u nas atoli, gdzie stanowiska są stałe, ale ludzie na nich zmieniają się nieustannie, nikt nie wie, czy wychowując syna do zajęcia swego stanowiska nie działa na jego niekorzyść.

W układzie naturalnym, gdzie wszyscy ludzie są równi sobie, wspólnym ich powołaniem jest stan człowieczeństwa, i kto wychowany jest odpowiednio do tego stanu, ten nie może  źle  spełniać obowiązków dotyczących tego stanu.

Jest mi wszystko jedno, czy ucznia mego przeznaczają do stanu wojskowego, duchownego lub do palestry. Zanim go do czegoś przeznaczą rodzice, natura powołuje go do życia człowieczego. Rzemiosłem, którego pragnę go nauczyć, jest życie. Wychodząc z rąk moich nie będzie on, przyznaję, ani urzędnikiem, ani żołnierzem, ani księdzem; będzie przede wszystkim człowiekiem. Potrafi on być w potrzebie wszystkim, czym człowiek być powinien; na jakimkolwiek stanowisku los go postawi, dla niego będzie ono zawsze odpowiednie, on czuć się będzie zawsze na stanowisku właściwym. Occupavi te, fortuna, atque cepi; omnesque aditus tuos interclusi, ut ad me aspirare non posses.

Najistotniejszą naszą umiejętnością jest być człowiekiem. Ten, kto najlepiej potrafi znieść dobro i zło, które życie przynosi, jest, moim zdaniem, najlepiej wychowany. Stąd wynika, że prawdziwe wychowanie polega nie tyle na przepisach, ile na ćwiczeniach. Zaczynamy uczyć się zaczynając żyć; wychowanie nasze rozpoczyna się wraz z nami; pierwszym pedagogiem naszym jest nasza mamka. Toteż słowo „wychowanie" miało w starożytności inne znaczenie, którego mu już teraz nie nadajemy: znaczyło pierwotnie karmienie. Educit obstetrix — powiada Varron — educat nutrix, instituit paedagogus, docet magister Toteż hodowanie, wychowanie i nauczanie są to trzy rzeczy, tak w swej istocie różne, jak niańka, pedagog i nauczyciel. Różnice te atoli są źle  rozumiane; ażeby być dobrze prowadzone, dziecko iść powinno za jednym tylko przewodnikiem. Trzeba tedy uogólnić nasze poglądy i w uczniu naszym uwzględniać człowieka abstrakcyjnego, człowieka narażonego na wszelkie przygody ludzkiego życia. Gdyby ludzie rodzili się przywiązani do gleby danego kraju, gdyby jedna pora roku trwała przez rok cały, gdyby każdy związany był ze swą fortuną tak, żeby nie mogła nigdy ulec zmianie — przyjęty sposób wychowania byłby pod pewnymi względami dobry. Dziecko wychowane stosownie do swego stanu; nie wychodząc że nigdy nie mogłoby być narażone na niedogodności stanu innego. Mając jednak na uwadze zmienność rzeczy ludzkich, mając na uwadze niespokojny i ruchliwy duch obecnych czasów,: który z każdym nowym pokoleniem przewraca porządek — czyliż można wyobrazić sobie bezsensowniejszą metodę niż wychowanie dziecka tak, jakby nie miało nigdy opuścić swego pokoju jakby miało być nieustannie otoczone przez swoich ludzi? Jeżeli taki nieszczęśnik uczyni choć jeden krok po ziemi, jeżeli zejdzie z jednego stopnia, jest zgubiony. Me znaczy to uczyć go znoszenia przykrości; znaczy to ćwiczyć go, aby je odczuwał.

Myśli się o tym jedynie, żeby ochronić dziecko; to nie wystarcza: trzeba je nauczyć, jak się ma chronić, kiedy będzie człowiekiem, jak znosić ciosy losu, jak stawić czoło bogactwom i nędzy, jak żyć w razie potrzeby wśród lodów Islandii lub na palących skałach Malty. Będzie ono musiało umrzeć kiedyś, choćbyście przedsiębrali wszelkie ostrożności, by je ustrzec od śmierci; a choćby śmierć jego nie była wynikiem waszej troskliwości, to byłaby to niemniej troskliwość fałszywie pojęta. Chodzi nie tyle o to, aby dziecku przeszkodzić umrzeć, ile raczej o to, aby je nauczyć żyć. Żyć — nie znaczy to oddychać; żyć — to znaczy działać, to znaczy robić użytek ze swych narządów, uzdolnień, ze wszystkich części swego jestestwa, które dają nam poczucie istnienia. Nie ten człowiek żył najwięcej, który przeżył najwięcej lat, ale ten, który najwięcej odczuwał życie. Niejeden, którego pochowano w setnym roku życia, był już umarły od chwili narodzin. Lepiej by mu było zejść do grobu w młodości, gdyby był przynajmniej żył do owego czasu.

Wszystka mądrość nasza polega na niewolniczych przesądach; wszystkie nasze obyczaje są jedynie niewolą, przymusem i uciskiem. Człowiek uspołeczniony rodzi się, żyje i umiera w niewoli; przy urodzeniu zaszywają go w powijaki; po śmierci zamykają do trumny; dopóki zachowuje postać ludzką, skuty jest łańcuchami naszych urządzeń.

Powiadają, że wiele akuszerek uważa, jakoby ugniatając głowę dziecka nadawały jej właściwy kształt; i pozwala się na to! Głowy nasze miałyby więc być źle ukształtowane przez Stwórcę; trzeba by były ukształtowane z zewnątrz przez akuszerki, a z wewnątrz przez filozofów. Karaibowie nierównie szczęśliwsi są od nas. „Zaledwie dziecko wyszło z łona matki i zaledwie zaczyna używać swobody ruchów, już nakłada się na nie nowe więzy. Powija się je, kładzie się ze skrępowaną głową i z wyciągniętymi nogami, z rękami zwisającymi wzdłuż ciała; jest otoczone wszelkiego rodzaju bielizną i podwiązkami, które nie pozwalają; mu zmieniać położenia. Szczęście jeszcze, jeżeli je nie ściśnięto tak, by nie mogło oddychać, i jeżeli pamiętano położyć je na bok, by woda, którą musi oddawać, spływać mogła sama przez się; bo nie miałoby tyle swobody, by odwrócić głowę na bok dla ułatwienia spływania". Dziecko nowonarodzone ma potrzebę poruszania i wyciągania członków, aby je zbudzić z odrętwienia, w którym zwinięte w kłębek, tak długo pozostawały. Wyciąga się je, co prawda, ale przeszkadza się im poruszać; głowę nawet krępuje się czepkiem; zdaje się, jakby się obawiano, żeby nie wyglądało na istotę żyjącą. W ten sposób impuls narządów wewnętrznych rozwijającego się ciała do ruchu natrafia na nieprzezwyciężoną przeszkodę. Dziecko robi nieustannie wysiłki wyczerpujące jego siły i opóźniające rozwój. Było mniej ścieśnione, mniej skrępowane, mniej ściśnięte w łonie matki niż w swych powijakach; nie wiem doprawdy, co zyskało rodząc się. Bezczynność i więzy, w których trzyma się członki dziecka, mogą jedynie utrudnić krążenie krwi d soków, przeszkodzić mu w nabraniu sił i rozroście i skrzywić jego budowę. W krajach, gdzie nie przedsiębierze się tych przesadnych ostrożności, wszyscy ludzie są wysocy, silni i dobrze zbudowani. Kraje, gdzie powija się dzieci, roją się od wszelkiego rodzaju garbatych, kulawych, krzywonogich, podagrycznych, rachitycznych i kalek. W obawie, by ciała nie zniekształciły się skutkiem swobody ruchów, robi się wszystko, by je zniekształcać przez krępowanie w powijakach. Tu czyniono by je chętnie bezwładnymi, byle ustrzec od ułomności.

Czy więzy tak okrutne mogą pozostać bez wpływu na poczucie dzieci i na ich usposobienie? Pierwszym ich uczuciem jest uczucie bólu i cierpienia; znajdują one nieustanne przeszkody dla ruchów, których potrzebują: nieszczęśliwsze niż przestępcy w kajdanach, czynią daremne wysiłki, złoszczą się i krzyczą. Płacz, powiadacie, jest pierwszym ich głosem? Wierzę w to najzupełniej: sprzeciwiacie się im od samego urodzenia; pierwszym darem, który od was otrzymują, są kajdany; pierwsze zabiegi, którym podlegają, są męczarnią. Nie mając nic prócz głosu jakże nie. miałyby posługiwać się nim, by się poskarżyć? Płaczą z bólu, który im zadajecie; skrępowani tak jak one, krzyczelibyście głośniej jeszcze.

Skąd pochodzi ten nierozsądny zwyczaj? Ze zwyczaju przeciwnego naturze. Odkąd matki gardząc pierwszym swym obowiązkiem nie chcą karmić dzieci, trzeba je powierzać kobietom płatnym; a te, stając się w ten sposób matkami dzieci obcych, dla których nie mają żadnego przyrodzonego uczucia, starają się jedynie ulżyć sobie trudu. Trzeba by czuwać nieustannie nad dzieckiem będącym na swobodzie, ale kiedy jest dobrze związane, rzuca sieje w byle kąt, nie troszcząc się o jego krzyki. Aby tylko nie było dowodów niedbalstwa mamki, aby tylko niemowlę nie złamało ręki ani nogi — cóż to kogo obchodzi, jeżeli umrze albo pozostanie kaleką na resztę życia? Chroni się jego członki kosztem jego ciała; a cokolwiek by się zdarzyło, mamka jest wytłumaczona.

Czy jednak wiedzą te czułe matki, które pozbywszy się dzieci oddają się wesoło miejskim rozrywkom, w jaki sposób traktowane jest na wsi dziecko w swoich powijakach? Przy byle krzyku zawiesza się je na gwoździu jak kupę szmat i podczas gdy mamka. nie spiesząc się zajmuje się swymi sprawami, nieszczęsna istota. pozostaje w ten sposób ukrzyżowana. Wszystkie dzieci, które znajdowano w tym położeniu, miały twarz zsiniałą; skutkiem silnego ucisku klatki piersiowej krew, nie mogąc krążyć swobodnie, uderza do głowy i sądzi się, że pacjent jest bardzo spokojny, ponieważ nie ma siły krzyczeć. Nie wiem, jak długo dziecko pozostawać może w podobnym stanie przy życiu, ale wątpię, żeby to mogło trwać długo. Oto, jak sądzę, jedna z największych wygód powijaka.

Utrzymują, że dzieci pozostawione na swobodzie mogłyby przybierać niewłaściwe położenie i wykonywać ruchy szkodliwe dla właściwego ukształtowania ich członków. Jest to jedno z tych. opacznych rozumowań naszej fałszywej mądrości, których nie potwierdziło jeszcze żadne doświadczenie. Spośród mnóstwa dzieci które u narodów rozsądniejszych od nas chowane są w zupełnej swobodzie członków, nie widziano żadnego, które zraniłoby się lub nabawiło kalectwa: nie potrafiłyby one nadać swoim ruchom siły dostatecznej, by je uczynić niebezpiecznymi, a jeżeli przybierają nienaturalne położenie, ból zmusza je niezwłocznie do jego zmiany.

Nie wpadliśmy dotychczas na pomysł powijania szczeniąt i kociąt; czy widziano, żeby to zaniedbanie przynosiło im jaką szkodę? Dziecko jest cięższe, zgoda: ale jest w tym samym stosunku słabsze. Ledwie zdoła się ruszać, jakże mogłoby nabawić się kalectwa? Gdyby je położyć na plecach, umarłoby w tym położeniu jak żółw, nigdy nie zdoławszy się odwrócić.

Skoro stan macierzyństwa staje się uciążliwy, wynajduje się natychmiast środek zupełnego uwolnienia się odeń; pragnie się tylko wykonywać rzecz bezużyteczną, którą można ciągle powtarzać, i obraca się na szkodę gatunku pociąg stworzony ku jego rozmnożeniu. Obyczaj ten, łącznie z innymi przyczynami wyludnienia, jest zwiastunem bliskiego losu Europy. Nauki, sztuki, filozofia i moralność, które się zeń rodzą, nie omieszkają zamienić jej w pustynię. Będzie zamieszkała przez dzikie zwierzęta, będzie to zresztą nieznaczna zmiana mieszkańców.

Widziałem niejednokrotnie sztuczki młodych kobiet, które udają, że chcą same karmić. Potrafią one kazać się prosić o odstąpienie od tej zachcianki: zmuszają zręcznie do wmieszania się mężów, lekarzy, zwłaszcza zaś matki. Mąż, który śmiałby się zgodzić, żeby żona karmiła dziecko, byłby człowiekiem zgubionym; uczyniono by zeń mordercę, który chce się jej pozbyć. Ostrożni mężowie, dla spokoju poświęcić wam przychodzi miłość ojcowską. Wasze szczęście, że znajdują się na wsi kobiety mniej rozpasane od waszych żon. Szczęście większe jeszcze, jeżeli czas, który żony wasze zyskują w ten sposób, przeznaczony jest dla was, a nie dla innych.

Obowiązek kobiet nie ulega wątpliwości; wobec jednak ich pogardy dla tego obowiązku zachodzi pytanie, o ile obojętne jest dla dziecka, czy jest karmione mlekiem matki, czy innym. Skłonny jestem uważać tę sprawę, której właściwymi sędziami są lekarze, za rozwiązaną po myśli kobiet; co do mnie, sądziłbym, że lepiej jest, by dziecko ssało pokarm zdrowej mamki niż zepsutej matki, gdyby krew, z której powstało, grozić mu miała nową chorobą.

Ale czy pytanie to należy rozpatrywać jedynie ze strony fizycznej? I czy dziecko mniej potrzebuje opieki matki niż jej piersi? Inne kobiety, zwierzęta nawet, dać mu mogą mleko, którego mu ona odmawia: nic jednak nie zastąpi troskliwości macierzyńskiej. Ta, która karmi cudze dziecko zamiast swego, jest złą matką; jakże tedy będzie dobrą mamką? Będzie mogła stać się nią, ale powoli; trzeba będzie, aby przyzwyczajenie zastąpiło naturę, a tymczasem dziecko pod złą opieką zdąży sto razy umrzeć, zanim mamka nabierze dlań czułości macierzyńskiej. Dogodność posługiwania się mamką zawiera w sobie zresztą zło, które każdej czującej kobiecie odebrać powinno odwagę oddawania dziecka na karmienie innej kobiecie: jest to konieczność dzielenia się prawami, matki, a właściwie ustępowanie tych praw; jest to widok dziecka kochającego mną kobietę równie, a może więcej niż matkę; jest to poczucie, że czułość jego dla własnej matki jest łaską, a czułość dla matki przybranej - obowiązkiem; bo czyliż nie jestem obowiązany do synowskiego przywiązania względem tej, u której spotkałem się z macierzyńską troskliwością!

Sposób zaradzania temu złu polega na wpajaniu dzieciom pogardy dla mamek przez traktowanie ich jak zwyczajne służące. Kiedy służba jest ukończoną, odbiera się dziecko lub odprawia mamkę; źle ją przyjmując odbiera się jej chęć odwiedzania mlecznego syna. Gdy dziecko przez kilka lat nie widzi jej, nie zna jej już. Matka, która sądzi, że zajęła jej miejsce i że okrucieństwem naprawiła niedbalstwo, jest w błędzie. Zamiast uczynić dobrego syna z wypaczonego wychowanka, uczy go niewdzięczności; uczy go, by miał kiedyś wzgardzić tą, która mu dała życie, tak jak wzgardził tą, która wykarmiła go swym mlekiem.

Zatrzymałbym się chętnie dłużej przy tej sprawie, gdyby nie było rzeczą tak zniechęcającą na próżno powtarzać w kółko to, co jest użyteczne. A jednak sprawa ta wiąże się z obszerniejszym nierównie zakresem spraw innych, niż się to ogólnie przypuszcza. Chcecie, by każdy powrócił do swych podstawowych obowiązków? Zacznijcie od matek; zdziwieni będziecie zmianami, które sprawicie. Wszystko wynika kolejno z tego pierwszego zepsucia: cały porządek moralny paczy się; skłonności przyrodzone gasną we wszystkich sercach; ogniska domowe przybierają wygląd mniej ożywiony; wzruszający widok powstającej rodziny nie pociąga już mężów, nie nakazuje szacunku ludziom obcym; mniejszym szacunkiem otacza się matkę, której dzieci nie widzi się; rodzina traci swą spoistość; przyzwyczajenie nie wzmacnia związków krwi, nie ma już ani ojców, ani matek, ani dzieci, ani braci, ani sióstr; wszyscy znają się zaledwie, jakże więc mieliby się kochać? Każdy myśli wyłącznie o sobie. A skoro dom jest tylko smutną samotnią, trzeba iść szukać rozrywki gdzie indziej.

Niechaj tylko jednak matki zechcą same karmić, a obyczaje zmienią się same przez się, przyrodzone uczucia obudzą się we wszystkich sercach, państwo zaludni się; pierwszy ten węzeł sam przez się połączy wszystko. Powab życia rodzinnego jest najlepszym lekarstwem na złe obyczaje. Krzyk dzieci uważany za nieznośny staje się przyjemny; czyni on ojca i matkę niezbędnieszymi, droższymi sobie, zacieśnia między nimi węzły małżeństwa. Kiedy rodzina jest ożywiona i ruchliwa, troski domowe stają się najmilszym zajęciem żony i najsłodszą rozrywką męża. W ten sposób z naprawy tego jedynego nadużycia wynikłaby wkrótce ogólna przemiana; natura powróciłaby rychło do swych praw. Niechaj tylko kobiety staną się wreszcie na nowo matkami, a wkrótce mężczyźni staną się znów ojcami i mężami. Próżne słowa! Ci nawet, których znudziły rozrywki światowe, nie powracają nigdy do rozkoszy życia rodzinnego. Kobiety przestały być matkami i nie będą już nimi nigdy; nie pragną już tego; gdyby nawet chciały, nie wiem, czyby mogły. Dzisiaj, kiedy przeciwny zwyczaj jest ustalony, każda miałaby do zwalczania opór wszystkich tych, które się go  trzymają, sprzysiężonych przeciwko przykładowi, którego jedne z nich nie dały, inne zaś nie pragną naśladować.

Zdarzają się jednak czasem jeszcze młode kobiety, dobre z natury, które ośmielając się pod tym. względem stawić czoło potędze mody i oburzeniu całej płci niewieściej spełniają ze szlachetną odwagą ten tak słodki obowiązek, nałożony na nie przez naturę. Oby ilość ich zwiększyła się pociągnięta powabem rozkoszy będących udziałem tych, które im się poświęcają! Opierając się na wynikach najprostszego rozumowania i na spostrzeżeniach, których nikt nigdy nie obalił, śmiem przyrzec tym godnym matkom silne i trwałe przywiązanie ze strony mężów, tkliwość prawdziwie synowską ze strony dzieci, szacunek i poważanie ogółu, szczęśliwe połogi bez wypadków i następstw, zdrowie trwałe i tęgie, wreszcie przyjemność służenia za przykład własnym córkom i słyszenia, że się jest stawianą za wzór córkom innych. Jeżeli nie ma matki, nie ma również dziecka. Obowiązki ich są wzajemne i jeżeli są źle wypełniane przez jedną stronę, będą zaniedbywane również i przez drugą. Dziecko powinno kochać matkę, zanim wie, że powinno. Głos krwi, który nie jest wzmacniany przez przyzwyczajenie i opiekę, milknie w pierwszych latach i serce zamiera, że tak powiem, zanim się narodziło. Od pierwszych kroków jesteśmy wtedy poza granicami natury. Przestąpić je można również idąc drogą przeciwną, kiedy zamiast lekceważyć sobie starania macierzyńskie kobieta doprowadza je do przesady: kiedy czyni z dziecka bożka; kiedy zwiększa i podsyca jego słabość, ażeby nie dać mu jej odczuć i kiedy w nadziei wyjęcia go spod praw przyrody usuwa od niego wszelkie trudy i przykrości nie bacząc, ile wypadków i niebezpieczeństw gromadzi w przyszłości nad jego głową w zamian za chwilowe usunięcie drobnych dolegliwości; nie bacząc, jak barbarzyńską pieczołowitością jest przedłużać słabość dzieciństwa na trudy ludzi dojrzałych. Tetyda chcąc uczynić syna niedostępnym dla ran pogrążyła go, jak mówi bajka, w wodach Styksu Przenośnia ta jest piękna i jasna. Okrutne matki, o których mówię, czynią inaczej; pogrążając dziecko w gnuśności gotują je na cierpienia; otwierają pory jego ciała na męki wszelkiego rodzaju, których dorósłszy nie uniknie z pewnością.

Obserwujcie naturę i kroczcie drogami, które ona znaczy. Ćwiczy ona dzieci nieustannie, hartuje ich usposobienie wszelkimi próbami, uczy je zawczasu, czym jest trud i cierpienie. Przerzynanie się zębów przyprawia je o gorączkę; ostre boleści wywołują konwulsje; długi kaszel dusi je, robaka je dręczą; obfitość soków psuje ich krew; fermentują w nich różne kwasy powodując niebezpieczne wyrzuty. Pierwsze dzieciństwo jest jednym niemal pasmem chorób i niebezpieczeństw. Połowa przychodzących na świat dzieci umiera przed ósmym rokiem. Przeszedłszy te próby dziecko zyskało na siłach i skoro tylko może korzystać z życia, podstawa życia staje się w nim pewniejsza.

Jest to prawo natury. Po cóż jej się sprzeciwiać? Czy nie widzicie, że chcąc ją poprawiać niszczycie jej dzieło i przeszkadzacie skuteczności jej zabiegów? Czynić z zewnątrz to, co ona czyni z wewnątrz, znaczy to, waszym zdaniem, zdwajać niebezpieczeństwo; a tymczasem znaczy to właśnie przeszkadzać mu, znaczy to przezwyciężać je. Doświadczenie uczy, że więcej jeszcze umiera dzieci wychowanych miękko niż innych. O ile tylko nie przekracza się miary sił dziecka, naraża się je mniej, ćwicząc te siły niż oszczędzając. Zaprawiajcie je przeto do ciosów, które kiedyś będą musiały znieść. Hartujcie ich ciała przeciw surowości pór roku; klimatu, żywiołów, głodu, pragnienia, zmęczenia; zanurzajcie je w wodach Styksu. Zanim ciało nabyło przyzwyczajeń, przyzwyczaić je można do wszystkiego bez niebezpieczeństwa; skoro jednak stan jego ustalił się, wszelka zmiana...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin