Szmagier Krzysztof - 07 zgłoś się - 07. Brudna sprawa.pdf

(1557 KB) Pobierz
1039114079.001.png
Krzysztof Szmagier
07 zgłoś się
Brudna sprawa
Śnieg powoli zasypywał małe, otoczone obskurnymi kamienicami podwórze. Jego
jedyną ozdobę stanowiły metalowy trzepak i obłażąca z farby figura świętego. W
niektórych oknach zapalały się już światła.
Przed wejściem do oficyny stanął mężczyzna w średnim wieku. Niczym szczególnym
się nie wyróżniał. Ubrany skromnie w szarą jesionkę, wyglądał jak urzędnik lub majster.
Twarz miał skupioną, napiętą, nie mógł się zdecydować, co zrobić. Nerwowym ruchem
poprawił okulary. W końcu rozejrzał się i wszedł do kamienicy naprzeciwko. W ręku
ściskał dużą skórzaną teczkę, mocno wypchaną.
Ruszył na górę wytartymi drewnianymi schodami. Rozejrzał się uważnie i stanął na
półpiętrze. Spojrzał przez okno. W narożnym pokoju oficyny paliło się światło.
Niedokładnie zaciągnięta stora częściowo odsłaniała wnętrze. W pokoju dostrzegł młodą
kobietę. Miała jasne długie włosy i zgrabną sylwetkę. Akurat wkładała koronkowy
stanik. Po chwili usiadła, domyślił się, że przed lustrem, i zaczęła robić makijaż.
Mężczyzna uchylił okno, rękawiczką przetarł pokrytą szronem zewnętrzną stronę
szyby i znów obserwował mieszkanie.
Kobieta skończyła się malować. Wstała i zaczęła się ubierać. Obserwował ją z
napiętą twarzą. W pewnym momencie ruszył w dół. Wyszedł na podwórze i znów stanął
niezdecydowany. Na dźwięk kroków odwrócił się, przeszedł parę metrów i ponownie
zawrócił. Wszedł na klatkę, otworzył teczkę i wyjął z niej prostokątny pakunek owinięty
w papier. Rozluźnił krawat i wszedł schodami na górę.
Na dzwonek długo nikt nie odpowiadał. Wreszcie usłyszał szczęk klucza w zamku.
Przesunięcie zasuwy. Kobieta, którą podglądał, otworzyła drzwi, dopinając bluzkę.
Spieszyła się.
-
To ty - powiedziała niechętnie. W pierwszym odruchu chciała zamknąć drzwi.
Przeszkodził jej, wstawiając nogę. Spojrzała na niego wrogo.
- Napisałam ci, żebyś nie przyjeżdżał. Czego jeszcze chcesz? Spieszę się.
Mężczyzna patrzył na nią niepewnie, prosząco.
-
Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Może chociaż pozwolisz, że wejdę. Pięć
godzin stałem w pociągu.
Wzruszyła ramionami, ale zostawiła niedomknięte drzwi i odeszła w głąb mieszkania.
Mężczyzna zamknął drzwi, zdjął kapelusz, wytarł starannie buty i niezdecydowanie
podążył za nią. Trzymając przed sobą kapelusz, położył na stole pudełko i sięgnął do
teczki po kryształowy wazon. Niepewnie cofnął się do przedpokoju.
Dziewczyna, nie zwracając na niego uwagi, kończyła się ubierać. Miała może
dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy lata. Była wyjątkowo piękna. Mocny makijaż
nadawał jej wyglądowi wulgarności. Podkreślał ostrość spojrzenia dużych niebieskich
oczu. W jej sposobie bycia było coś agresywnego. Pozornie zajęta sobą, nie spuszczała
oka z przybysza. Mężczyzna stał w milczeniu i wodził za nią wzrokiem.
- Przywiozłem ci trochę łakoci. Wedlowskie.
Spojrzała przelotnie. Przy bluzce brakowało guzika. Zniecierpliwiona zmięła ją i
rzuciła na tapczan. Sięgnęła do szafy po sweterek.
Mieszkanie było małe. Jednopokojowe z niewielką kuchnią. Wnętrze stanowiło
mieszaninę pokoju sublokatorskiego z tandetnym zachodnim blichtrem. Dwa ogromne
plakaty rozebranych dziewczyn na ścianach zasłaniały jakieś dziury. Obok odrapanej
szafy stał kolorowy nadmuchiwany fotel. Na ogromnym tapczanie leżał biały pled. Na
stole walały się resztki po kolacji na dwie osoby. Mężczyzna nadal stał w drzwiach z
teczką i kapeluszem w ręku.
-
Ewciu, jak teraz dostałem już mieszkanie
-
zaczął niepewnie - to moglibyśmy zamieszkać razem... Z łazienką, obudowana
wanna, położyłem terrakotę, balkon wychodzi na ogródek, ciepła woda... - wyliczał
zachęcająco.
-
I pewnie dostałeś sto siedemdziesiąt pięć złotych podwyżki?
-
Tak - ucieszył się. - A gdy Janiszewska odejdzie na emeryturę, mam zostać
zastępcą kierownika działu. Na rękę cztery i pół tysiąca - dodał z dumą - plus premia
kwartalna. Stanęła na moment i spojrzała na niego.
-
I na raty kupiłeś wersalkę?
Dopiero teraz zorientował się, że dziewczyna z niego drwi.
-
Ewuniu, naprawdę moglibyśmy zacząć...
-
Myśmy już wszystko skończyli – przerwała - niepotrzebnie zaczynając.
Wyjęła z szafy piękne futro ze srebrnych lisów i zamszową torebkę. Już ubrana
sięgnęła po kryształowy flakon. Skierowała na siebie silny strumień perfum. Nagle
wpadło jej coś do głowy, odwróciła się w jego stronę i prysnęła.
-
Powąchaj, jak pachnie wielki świat. Jak dostaniesz podwyżkę, będziesz mógł
kupić taki jeden flakon. Zapamiętaj nazwę: Madame Rochas. A teraz spieprzaj stąd -
zakończyła. Odrzuciła torebkę na tapczan.
Mężczyzna spuścił głowę, przetarł twarz i cofnął się do drzwi. Ewa pierwsza wyszła
na schody, czekając z ręką na klamce. Kiedy powoli ruszył w dół, przekręciła klucz w
zamku. Mijając go, rzuciła przez ramię:
-
Nie pętaj mi się tu więcej. Nie potrzebuję ani ciebie, ani twojej dobroci i daj mi
raz na zawsze święty spokój.
Nie mówiąc do widzenia, szybko zaczęła schodzić po schodach. Na moment
zatrzymała się przy drzwiach piętro niżej, jakby nasłuchiwała. Kiedy zorientowała się, że
mężczyzna ją obserwuje, zeszła na dół.
Wyjrzał przez okno. Zniknęła w prześwicie bramy. Usta miał zaciśnięte. Zabolało go
to, co usłyszał. Ruszył za nią. Przez chwilę szedł ulicą. Z daleka migała mu jasna
sylwetka dziewczyny. Ewa skręciła za róg i stanęła na postoju taksówek.
Zatrzymał się koło sklepu, udając, że ogląda wystawę. Kolorowy Święty Mikołaj
jechał sankami z wózkiem pełnym kosmetyków.
Po chwili Ewa wsiadła w taksówkę. Gdy samochód ruszył, spojrzała przez tylną
szybę, sprawdzając, co zrobi mężczyzna. Bezradnie stał przed wystawą, głęboko nad
czymś zamyślony.
Ewa nachyliła się do kierowcy.
-
Niech pan tu stanie za rogiem - poleciła.
-
Już? - wykrzywił się i zatrzymał przy krawężniku. Podała mu banknot. Kierowca
sięgnął do metalowego pudełka i wydał resztę. Ewa spojrzała na monety.
- Jeszcze dwa złote - powiedziała stanowczo.
Kierowca wzruszył ramionami i podał jej dwuzłotówkę. Dziewczyna wysiadła.
Schowała pieniądze. Rozejrzała się uważnie i ruszyła z powrotem.
Mężczyzna nie zrezygnował. Z okna sąsiedniej klatki schodowej obserwował, jak
Ewa szybkim krokiem przeszła przez podwórze i weszła na schody. Jednak światło w jej
mieszkaniu długo się nie zapalało.
Ewa po ciemku odszukała torebkę, wyjęła z szafy szalik i wyszła z mieszkania,
zamykając drzwi na dwa zamki. Zeszła piętro niżej i zastukała do sąsiadów. Otworzyła
Zgłoś jeśli naruszono regulamin