Clark Mary Higgins - Zanim się pożegnasz.pdf

(835 KB) Pobierz
Before I say good-bye
Mary Higgins Clark
ZANIM SIĘ POŻEGNASZ
Przełożył Łukasz Praski
Dla Michaela Kordy, drogiego przyjaciela i wspaniałego wydawcy, z
wyrazami wdzięczności za dwadzieścia pięć cudownych lat
Podziękowania
Znów przyszedł czas na słowa wdzięczności: Jak mam wam wszystkim
podziękować? Spróbuję.
Niezmiennie i ogromnie jestem wdzięczna mojemu wieloletniemu
wydawcy Michaelowi Kordzie oraz jego współpracownikowi Chuckowi
Adamsowi. Zawsze mogę liczyć na ich wsparcie i cierpliwość, a także na to,
że dobiorą najodpowiedniejsze słowa.
Wielkie dzięki składam Lisi Cade, zajmującej się reklamą - życzliwej
przyjaciółce i uważnej czytelniczce.
Jak zawsze wdzięczna jestem moim agentom, Eugene'owi Winickowi oraz
Samowi Pikasowi. Udzielają mi odpowiedzi, zanim jeszcze zadam pytanie.
Oto przyjaciele co się zowie!
Zastępca kierownika zespołu redakcyjnego, Gypsy da Silva, jak zwykle ma
bystre oko i anielską cierpliwość. Ogromnie dziękuję, Gypsy.
Za staranną pracę dziękuję redaktorce Carol Catt i korektorowi Michaelowi
Mitchellowi.
Składam gorące podziękowania Lionelowi Bryantowi, starszemu
sierżantowi ze Straży Przybrzeżnej, za fachowe opinie i rady na temat
prawdopodobnych następstw eksplozji w nowojorskim porcie.
Sierżant Steven Marron i emerytowany detektyw Richard Murphy z
Departamentu Policji Nowego Jorku oraz Prokuratury Okręgu Nowy Jork
udzielili mi niezwykle cennych porad na temat procedury policyjnej i
wskazali, w jakim kierunku mogłoby się rozwinąć śledztwo, gdyby opisane tu
wydarzenia miały naprawdę miejsce. Dziękuję. Jesteście wspaniali.
Wyrażam głęboką wdzięczność architektom Erice Belsey i Philipowi Mahli
oraz projektantce wnętrz Eve Ardii za konsultacje i rozwianie moich
wątpliwości w dziedzinie architektury i projektowania.
Doktor Ina Winick zawsze chętnie odpowiada na moje pytania z zakresu
psychologii. Wielkie dzięki, Ino.
Bardzo dziękuję doktorowi Richardowi Roukemie za wyczerpujące
odpowiedzi na moje wyłącznie teoretyczne pytania.
Serdeczne podziękowania dla Dianę Ingrassii, dyrektor oddziału banku
Ridgewood Savings, za wyjaśnienie mi kwestii związanych ze skrytkami
bankowymi.
Jak zawsze jestem wdzięczna moim asystentkom i przyjaciółkom Agnes
Newton i Nadine Petry oraz Irenę Clark, jednej z pierwszych czytelniczek
książki w fazie powstawania.
Dziękuję mojej córce i pisarce Carol Higgins Clark, która znów odegrała
rolę papierka lakmusowego i konsekwentnie zabraniała mi używać języka
niezrozumiałego dla jej pokolenia.
Wyrażam także wdzięczność dopingującym mnie do pracy dzieciom i
wnuczętom. Jedno z nich pytało mnie: „Czy pisanie książki to takie duże
odrabianie lekcji, babciu?".
Szczególnie gorące podziękowania składam mojemu mężowi, Johnowi
Conheeny'emu, który z tym samym poczuciem humoru i nieskończoną
cierpliwością godzi się z faktem, że poślubił pisarkę stale ścigającą się z
napiętymi terminami.
Znów mogę zacytować słowa piętnastowiecznego zakonnika: „Książka
skończona. Dla pisarza nastał czas zabawy".
PS Do przyjaciół - już można umawiać się ze mną na kolację.
Prolog
Piętnastoletnia Neli MacDermott zawróciła i poczęła płynąć z powrotem do
brzegu. W całym młodym ciele czuła orzeźwiające mrowienie, rozkoszując
się wspaniałym widokiem słońca i bezchmurnego nieba, dotykiem lekkiego
wietrzyka i słonych, spienionych fal, które rozbryzgiwały się wokół niej. Była
na Maui dopiero od godziny, lecz już zdążyła uznać, że podoba się jej tu
znacznie bardziej niż na Karaibach, dokąd dziadek zabierał co roku rodzinę na
ferie świąteczne przez ostatnie kilka lat.
Słowo „rodzina" wydawało się jednak określeniem na wyrost. Już czwarty
rok cała rodzina dziewczynki składała się tylko z niej i dziadka. Pewnego dnia
pięć lat temu z sali obrad Izby Reprezentantów wywołano Corneliusa
MacDermotta, znanego i zasłużonego kongresmana z Nowego Jorku, by
przekazać mu wiadomość, że jego syn i synowa - antropologowie
uczestniczący w ekspedycji do Brazylii - zginęli w katastrofie małego
czarterowego samolotu.
Natychmiast wyruszył do Nowego Jorku, żeby zabrać Neli ze szkoły. To
on musiał jej przekazać ową tragiczną wiadomość. Po przyjeździe zastał
zapłakaną wnuczkę w gabinecie pielęgniarki.
- Kiedy rano wracaliśmy po przerwie do klasy, nagle poczułam, że są przy
mnie tatuś i mamusia, przyszli, żeby się ze mną pożegnać - powiedziała, gdy
ją przytulił. - Nie widziałam ich, ale czułam, jak mamusia mnie całuje, a
potem tatuś pogłaskał mnie po włosach.
Jeszcze tego samego dnia Neli wraz z gospodynią, która opiekowała się nią
podczas nieobecności rodziców, przeprowadziła się do szeregowego domu z
czerwonego piaskowca przy Wschodniej Siedemdziesiątej Dziewiątej, gdzie
urodził się jej dziadek i wychował jej ojciec.
Neli wspominała o tym wszystkim przelotnie, płynąc w kierunku brzegu,
gdzie na leżaku w cieniu parasola czekał na nią dziadek, który dał się uprosić,
by przed rozpakowaniem bagaży mogła trochę popływać.
- Tylko nie oddalaj się za bardzo - ostrzegał dziewczynkę, otwierając
książkę. - Już szósta i ratownicy schodzą z plaży.
Neli wolałaby zostać w wodzie dłużej, ale widziała, że na plaży nie ma już
prawie nikogo. Domyślała się też, że za parę minut dziadek poczuje, iż jest
głodny i zacznie się niecierpliwić, zwłaszcza że jeszcze się nie rozpakowali.
Dawno temu matka przestrzegała ją, by unikała wszelkich sytuacji, w wyniku
których Cornelius MacDermott mógł być głodny i zmęczony jednocześnie.
Mimo odległości Neli zauważyła, że dziadek nadal jest pochłonięty lekturą.
Wiedziała jednak, że to nie potrwa zbyt długo. No, dobrze, pomyślała, robiąc
zamach - pora zmącić mu ten spokój.
Nagle straciła orientację, jak gdyby coś obróciło jej ciało w wodzie. Co się
dzieje?
Brzeg zniknął jej z oczu i coś zaczęło nią szarpać we wszystkie strony, a
potem ciągnąć w dół. Oszołomiona otworzyła usta, by wezwać pomoc, lecz w
jednej chwili zaczęła połykać słoną wodę. Krztusząc się i prychając, chwytała
powietrze, usiłując utrzymać się na powierzchni.
Prąd wsteczny! Kiedy dziadek wypełniał formularz meldunkowy w
recepcji, podsłuchała rozmowę dwóch boyów hotelowych. Jeden z nich
mówił, że w zeszłym tygodniu po drugiej stronie wyspy w wyniku działania
prądu wstecznego utonęło dwóch ludzi. Powiedział, że zginęli, bo próbowali
walczyć z wciągającym ich nurtem zamiast dać się wynieść poza jego zasięg.
„Prąd wsteczny powstaje przy czołowym zderzeniu prądów pływowych o
różnych kierunkach". Wymachując rozpaczliwie ramionami, Neli
przypomniała sobie, że czytała coś takiego w „National Geographic".
Mimo to nie potrafiła bezwolnie się poddać sile, która wciągała ją w głąb
wzburzonych fal, coraz głębiej i dalej od brzegu.
Nie mogę dać się porwać nurtowi! - pomyślała w panice. Nie mogę! Jeżeli
odpłynę za daleko, nie zdołam wrócić.
Udało się jej w końcu zorientować i gdy spojrzała w stronę brzegu, przez
moment mignęły jej kolorowe paski parasola.
- Na pomoc! wykrztusiła słabym głosem. Gdy jednak usiłowała krzyknąć,
słona woda wdarła się do jej ust. Prąd, który znosił Neli w stronę morza i
wciągał pod powierzchnię, był za silny, by mogła go pokonać.
Zrozpaczona przewróciła się na plecy, rozkładając bezwładnie ramiona.
Chwilę później znów walczyła, czując z przerażeniem, jak oddala się coraz
bardziej od brzegu i nadziei na ratunek.
Nie chcę umierać! - powtarzała w duchu. Nie chcę umierać!
Fala unosiła jej ciało, odrzucając ją jeszcze dalej.
- Na pomoc! - powtórzyła cicho, po czym zaczęła płakać.
I nagle, równie niespodziewanie jak się zaczęło, wszystko się uspokoiło.
Niewidzialne łańcuchy puściły ją tak raptownie, że musiała zacząć pracować
rękami, by utrzymać się na powierzchni wody. O tym właśnie mówili chłopcy
w hotelu, pomyślała. Była poza zasięgiem prądu.
Nie wracaj tam, powiedziała sobie w duchu. Płyń dookoła.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin