Przeklęte miasto.docx

(302 KB) Pobierz

Zapomniane przez półtora tysiąclecia miasto wraca na mapę świata. Madain Salih w Arabii Saudyjskiej ze zdumieniem odkrywa swoją wspaniałą przeszłość. I chce się nią pochwalić zagranicznym turystom.

O zachodzie słońca światło muska skałę koloru miodu i owocu granatu, ożywiając Madain Salih. To dawna Hegra, po arabsku Al-Hidżr. O tej spokojnej porze, gdy zmęczeni ludzie i zwierzęta pragną odpoczynku, można zobaczyć w wyobraźni u stóp rysujących się na horyzoncie stromych gór z piaskowca biwakujące karawany Beduinów, którzy dwa tysiące lat temu stworzyli tu swój obóz.

 

 

 

 

W cieniu rozległego gaju palmowego stają namioty, osłonięte od wiatru żywopłotami z tamaryszku. Uwolnione od ciężkich ładunków wielbłądy napinają powrozy, by poskubać liście akacji. Dzbany napełniane są świeżą wodą ze studni, rozpala się wielkie ogniska, nad którymi pieczone będą barany i kozy, a czasem osioł lub gazela. Niebo roziskrzyło się już gwiazdami. Noc będzie krótka. Wędrowców czeka dalsza droga.

 

Są to oczywiście obrazy z dawnej epoki dobrobytu. Od V-VI wieku aż do naszych czasów, czyli na blisko półtora tysiąclecia, miasto Al-Hidżr popadło w zapomnienie, opuszczone w środku pustyni. Żyło tylko snami o swej dostatniej kupieckiej przeszłości. Jak gdyby dotknęła je klątwa Mahometa, który w jednej z sur Koranu nakazuje: "Nie pijcie ich wody i nie myjcie się w niej. A jeśli dodaliście ją do ugniatanej mąki, dajcie ciasto wielbłądom i nie jedzcie go". W ten sposób pokarano za bezbożność Samudejczyków, dawnych mieszkańców tej obfitującej w wodę oazy. Prorok Salih posłał im wielbłądzicę dającą cudowne mleko, by ich nawrócić na kult boga jedynego, lecz oni zabili zwierzę.

 

Dopiero teraz, ledwie od jakichś dziesięciu lat, archeolodzy usiłują wskrzesić Madain Salih. Odkryli tu rzeczy niezwykłe, uzasadniające wpisanie tego miejsca w 2008 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Z pozostałości znalezionych na północnym zachodzie Arabii Saudyjskiej wyłania się na nizinie napływowej o powierzchni 2 500 hektarów, chronionej przez skalistą przełącz i przeciętej suchym łożyskiem rzeki (wadi) siedlisko, które wiek przed i wiek po rozpoczęciu ery chrześcijańskiej było najważniejszym miastem królestwa nabatejskiego po jego stolicy Petrze, leżącej w dzisiejszej Jordanii.

 

Zabytki nie są tu tak okazałe jak w słynnym różowym mieście, zabudowa nie jest tak przemyślana. Miejsce to "stanowi jednak autentyczne świadectwo cywilizacji nabatejskiej, nawet w większym stopniu niż Petra, która ulegała licznym wpływom grecko-rzymskim" – zachwyca się profesor uniwersytetu Paris-I François Villeneuve.

 

– Było to nie tylko miejsce popasu na szlaku karawan z Arabii Szczęśliwej (dzisiejszy Jemen) do portu w Gazie, skąd ekspediowano do Grecji i Rzymu kadzidła, mirrę, przyprawy i pachnidła. To było wysunięte najbardziej na południe miasto w całej Nabatenii. Miało bardzo wyszukany system nawadniania i prowadziło intensywną działalność rolniczą – opowiada Laila Nehmé z Pracowni Wschodu i Morza Śródziemnego (CNRS-uniwersytety Paris-I i IV).

Na zwiedzającym natychmiast zrobi wrażenie zespół 111 monumentalnych grobowców wykutych w piaskowcu. Największe mierzą 20 metrów wysokości, wiele z nich ma zdobioną fasadę i są zwrócone ku miastu, tak by widzieli je żywi. Nabatejscy rzemieślnicy, wyposażeni w kilofy, dłuta, nożyce, rylce, gradziny, szpikulce i wiertła, nie mieli sobie równych w kuciu delikatnej skały.

 

Posuwali się od szczytu ku podstawie, bez rusztowania, rzeźbiąc wsporniki (powtarzające się motywy), gzymsy, szczeliny, pilastry i kartusze ku chwale szczęśliwego właściciela grobowca. Drążyli następnie komory grobowe, gdzie we wnękach lub skrzyniach składano ciała, owinięte kilkoma warstwami powleczonych żywicą tkanin w celu opóźnienia rozkładu. Tam chowano najmożniejszych. Inni zadowalali się zwykłymi jamami wydrążonymi w ziemi, których naliczono 2500.

 

 

 

Proste przejście (siq) powadzi do miejsca, które archeolodzy początkowo uznali za strefę świątynną. Jak jednak obecnie przypuszcza Laila Nehmé, służyło ono raczej organizowaniu uczt bractw religijnych, które odbywały się w wielkich, wykutych w skale salach o trzech ławach (triclinium), połączonych z basenami do ablucji. Badaczka sądzi, że nieco dalej odkryła jedno z autentycznych miejsc kultu, które właśnie jest odsłaniane.

 

Dla archeologów najbardziej ekscytujące nie wydaje się wcale to, co najbardziej spektakularne. Podobnie jak w Petrze wodę deszczową przechowywano w cysternach. Znaleziono tu około 130 takich zbiorników. Zostały wyżłobione w ziemi i piaskowcu, są szersze u podstawy, by zwiększyć powierzchnię kontaktu z poziomem wód gruntowych, i świadczą o wielkim mistrzostwie instalacji hydraulicznych. To właśnie obfitość wody pozwoliła koczowniczym karawaniarzom osiedlić się, posadzić palmy daktylowe, drzewa oliwne, granatowce i winorośl, uprawiać jęczmień, pszenicę, soczewicę i ciecierzycę, a także bawełnę i len.

Wykopaliska koncentrują się obecnie w strefie centralnej, gdzie znajdowały się siedziby ludzkie, jeszcze bardzo słabo zbadane. W tym mieście o powierzchni 60 hektarów i prostych ulicach, otoczonym przez wały obronne z ziemi, w różnych okresach żyło w domach z cegieł wzniesionych na kamiennym podłożu od 5 do 10 tys. osób.

 

Przed badaczami powoli wyłania się obraz Nabatejczyków. Ci znakomici kupcy i pomysłowi budowniczowie władali królestwem rozciągającym się na północy Arabii Saudyjskiej, w Jordanii i na południu dzisiejszej Syrii. Stworzyli hierarchiczną strukturę społeczną (król, stratedzy, duchowieństwo), byli politeistami, pisali alfabetem stanowiącym odmianę aramejskiego, z którego zrodziło się pismo arabskie, i mówili językiem… jakiego nie znamy.

 

Po zaanektowaniu ich królestwa przez Rzymian w 106 roku cywilizacja nabatejska powoli przestała istnieć. Madain Salih dopiero dziś budzi się do życia. "Witamy w stolicy historii i archeologii" – głosi transparent przy wjeździe do pobliskiego miasta Al-Ula. Powstaje już lotnisko i luksusowy hotel, zapowiadając w przyszłości nowe karawany. Turystów

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin