MUZYKA I WYCHOWANIE.pdf

(4251 KB) Pobierz
Sygnaly5-2010 26-03-2010.indd
MUZYKA MOJA MIŁOŚĆ?
Już stary Platon powiedział, że aby zmierzyć duchową temperaturę jednostki lub
społeczeństwa, należy sprawdzić, jakiej muzyki słuchają. Według św. Augus-
tyna muzyka ma nauczyć odwracać wzrok od rzeczy ziemskich i kierować spoj-
rzenie ku samemu Stwórcy, czyli pomagać w zbawieniu.
To, że temperatura muzyczna u młodzieży jest powyżej stanu gorączkowego,
to prawie każdy widzi i słyszy. Ale to, jak muzyka porywa duszę ku niebu, już
nie jest tak widoczne i doświadczalne. Nie znaczy to, że nie dzieje się tak tu i ów-
dzie. O jednym i drugim piszemy i mówimy w tym numerze, podkreślając, że:
Muzyka, idol, disc jockey mogą być jak medium, poprzez które przenika
do serc dzieci zarówno to, co pożyteczne i pożądane przez rodziców, jak i to,
co szkodliwe i zwracające dziecko przeciwko nim, Bogu i sobie samemu.
Wprowadzanie dziecka w świat muzyki klasycznej, kościelnej i tanecznej
oraz w samodzielne i wspólne muzykowanie i śpiewanie rozwija jego kulturę
duchową, wrażliwość estetyczną i więzi z innymi.
Trzeba chronić dzieci przed taką muzyką, która nie tylko niszczy słuch
i nerwy, ale i czyni dzieci głuchymi na treści subtelne, moralne i religijne,
a także na głosy tych, którzy pragną rozwoju i zbawienia dzieci.
Oddajemy te myśli Waszej trosce.
Redakcja
1
273690916.025.png 273690916.026.png
Krystyna Sztramska
Gdzie jest Bóg?
Hanna usłyszała odgłos głośnej muzyki już na
dole k latki schodowej. Są siadka z pier wszego piętra
uchyliła drzwi swojego mieszkania, ukazując głowę
w papilotach.
– I znów to samo – zaskrzeczała – ten hałas
wszystkich wykończy.
Hanna minęła ją bez słowa. Nerwowym ruchem
przekręciła klucz w zamku. Z pokoju Pawła docho-
dziło teraz prawdziwe wycie. Wpadła bez pukania,
choć tego nie lubił.
– Paweł, czyś ty oszalał? – podbiegła do ma-
gnetofonu, wyrwała kabel z gniazdka. W pokoju
zaległa cisza. Paweł popatrzył na nią wrogo.
– Włącz, bo zabiję – usłyszała nagle. Nie zro-
zumiała. Nie pomyślała, że on może tak do niej, do
matki.
– Kowalska się skarży, że za głośno…
– Tę starą jędzę też zabiję.
– Paweł, jak ty się odzywasz, co ty w ogóle mó-
wisz? – nagle zrozumiała sens jego słów.
– Włącz to pudło! – krzyknął. Spojrzała na jego
twarz. Przestraszyła się błyskających złością oczu
i wykrzywionych ust. Podniosła kabel trzęsącymi
rękami, z trudnością włożyła wtyczkę do kontaktu.
Fala metalicznych dźwięków goniła ją do samej
kuchni. Hanna usiadła przy stole, objęła głowę rę-
kami. Rozpłakała się.
Siedzieli w mroku nadchodzącego wieczoru.
Hanna przestała płakać. Opiekuńcze ramię męża
zatrzymało w niej rodzącą się rozpacz, a później
wściekłość. Po awanturze, jaka przetoczyła się
przez ich dom, Hanna nie mogła się pozbierać.
Dziś ich ukochany jedynak zwalił na ich ramiona
niewyobrażalny ciężar. Wpadł w furię, w amok
jakiś, w stan dziwnego podniecenia i wymachując
nad nimi rękami, groził, że ich zniszczy, podpali,
zabije, udusi…
– Bóg wszystkich nie zbawi, nie uratuje! –
wrzeszczał, aż mu czerwone plamy wyskoczyły na
twarzy. – On, jeśli jest, to taki jak na obrazie, przed
2
273690916.027.png 273690916.028.png 273690916.001.png 273690916.002.png 273690916.003.png 273690916.004.png 273690916.005.png 273690916.006.png 273690916.007.png
którym codziennie klękacie. Bezduszny, nieru-
chomy i martwy. Jego nie ma, po prostu nie ma!
– Jak to: nie ma? – Hanna złapała się za serce.
– Jak to: nie ma? – zapytała zbielałymi nagle
wargami.
– Gdyby był Marta, by nie umarła – rzucił jej
w twarz. Potem już był tylko tupot ciężkich butów
zbiegających po schodach. I ta okropnie boląca ci-
sza. Jakby się cały świat zatrzymał.
Hanna wpatrzyła się w obraz wiszący na ścia-
nie. Z zegarmistrzowską dokładnością badała Je-
zusową twarz. Bezduszny, nieruchomy, martwy.
Tak Go widział ich syn. Tak Go oskarżał, miotany
jakimś dziwnym bólem. Od kiedy tak się zmienił?
Przecież był z niego wzorowy syn, ministrant. Klę-
kał z nimi do modlitwy, zaznaczał w kalendarzu
święta, układał religijne piosenki. Teraz jak jakiś
nieznany huragan wtargnęła do ich domu hała-
śliwa muzyka, ordynarne słowa i te odrażające pla-
katy na ścianach. Zamknięty godzinami w swoim
pokoju Paweł nie rozmawiał z nimi, rodzicami,
prawie wcale. Jakby nagle wyrósł między nimi nie-
widzialny mur.
– To przez Martę – westchnął mąż. – On chyba
się w niej kochał.
Marta? Nigdy o niej z nim nie rozmawiali.
Ani wtedy, gdy żyła, ani później, gdy wrócili z po-
grzebu, komentując jej głupią, nikomu niepotrzebną
śmierć. Marta mieszkała w sąsiedniej klatce, brała
narkotyki, przedawkowała. Byli oszołomieni tym
wydarzeniem. Współczuli rodzicom, rodzinie.
Płakali nawet. Ale co wspólnego miał z tym Bóg?
Co wspólnego miał z tym Paweł?
– Gdzie On był? Gdzie On był? – chłopak
patrzył na nią błagalnie, wierząc, że otrzyma
odpowiedź.
– Kto gdzie był? – zapytała, wiążąc
mu rękę ściągniętą z głowy chustką. Krew
szybko wsiąkała w wełniany materiał, two-
rząc ciemną plamę.
– Bóg gdzie był, gdy umierała.
– Bóg zawsze jest przy człowieku – odpo-
wiedziała, choć nie bardzo wiedziała, o co
chodzi.
– Przy każdym?
– Przy każdym – potwierdziła, próbując
go podnieść.
– Nie widzę Go – zajęczał znowu.
– Może nie widzisz, ale On jest – pogłas-
kała go czule po włosach – właśnie mnie do
ciebie przysłał.
– Panią? – nie wierzył w jej słowa.
– A cóż to, Kowalska gorsza od innych? –
żachnęła się, stawiając go na nogi.
Uśmiechnął się mimo bólu. Pozwolił się
poprowadzić do bloku. Oparł głowę na jej
ramieniu. Jakiś miękki kosmyk włosów
rozplątał się z papilota i pogłaskał chłopaka
po twarzy.
Paweł rozpłakał się. Z każdą łzą jego serce
stawało się lżejsze, coraz lżejsze. Jakby chciało
się unieść do nieba. Jakby Bóg chciał je na
nowo do siebie przyciągnąć…
Szła cicho w kierunku śmietnika. Szarzało do-
piero, ale nie mogła spać, więc wzięła się do domo-
wych porządków. Jak zwykle zaczęła od wyrzucenia
śmieci. Przystanęła, by zmienić rękę, gdy usłyszała
kwilenie. Zbliżyła się do kubła i zmartwiała. Przy
murze leżał jakiś chłopak. Jęczał cicho, zaciskając
palce na przegubie dłoni, z którego wąską strużką
sączyła się krew.
– Paweł, co ci? – wyszeptała, rozpoznając syna
sąsiadów. Nachyliła się nad nim wystraszona.
3
273690916.008.png 273690916.009.png 273690916.010.png 273690916.011.png 273690916.012.png 273690916.013.png 273690916.014.png 273690916.015.png 273690916.016.png 273690916.017.png 273690916.018.png
Anna Czerwińska-Rydel
Dzieci są jak posiane nasiona.
Trzeba je codziennie podlewać,
Poświęcać im uwagę i pielęgnować.
W takich warunkach nasiona kiełkują,
Rośliny rosną, a potem zakwitają.
Shinichi Suzuki: „Karmieni miłością”
noworodka. Również piosenki, które matka śpie-
wała przed urodzeniem, a także muzyka, której
w tym czasie słuchała, mają ogromny wpływ na
dziecko zarówno w okresie prenatalnym, jak i po
narodzinach.
Nie bez znaczenia dla rozwoju małego czło-
wieka jest więc rodzaj muzyki słuchanej przez
jego mamę w ciąży. Dźwięki o niskiej często-
tliwości, a więc te, które są obecne w hałasie,
muzyce rockowej, heavy metalowej, na lotni-
skach i placach budowy, działają niekorzyst-
nie zarówno na mamę, jak i na jej maleństwo.
Przeciwnie – dźwięki o wysokiej częstotliwości
wywierają ogromnie korzystny wpływ na rozwój
słuchu, inteligencji, a także wykazują działanie
relaksujące. Dźwięki te możemy spotkać w mu-
zyce mistrzów barokowych takich jak: Bach,
Vivaldi, Haendel i in. oraz w muzyce Mozarta.
Szczególnie doskonale uporządkowana, a zara-
zem pełna lekkości muzyka Mozarta wpływa na
rozwój muzyczny, intelektualny i emocjonalny
małego dziecka. Muzyka tego kompozytora jest
jakby stworzona dla rozwijającego się dopiero
umysłu i słuchu dziecka.
Dobrze dobrana muzyka powinna być więc
obecna w życiu dziecka od pierwszych chwil
Muzyka jest podstawą ludzkiego rozwoju
i egzystencji w takim samym stopniu jak mowa,
ponieważ zarówno muzyka, jak i mowa należą
do świata dźwięków. Poprzez dźwięki mały czło-
wiek zyskuje wgląd w siebie i kontaktuje się z in-
nymi, muzyka umożliwia mu rozwój i pobudza
wyobraźnię.
Słuch dziecka rozwija się już od szesnas-
tego tygodnia ciąży. W tym czasie odbiera ono
dźwięki zarówno z organizmu matki, jak i ze
świata zewnętrznego. Dziecko w szóstym mie-
siącu życia płodowego potra już reagować na
muzykę poprzez mruganie powiekami i poru-
szanie całym ciałem. Zapamiętuje muzykę, która
towarzyszyła mu przed urodzeniem, i uspokaja
się, słysząc ją po urodzeniu. Bicie serca matki,
jej głos, dźwięki podobne do tych, jakie wytwa-
rzają organy wewnętrzne, a więc uspokajające
„ciiiiiii” lub „szyyyyyyy”, działają kojąco na
4
Dziecko powinno przyswajać sobie dźwięki muzyki tak jak dźwięki mowy.
273690916.019.png 273690916.020.png 273690916.021.png 273690916.022.png 273690916.023.png
jego życia. Wiedzą o tym matki we wszystkich
miejscach świata, epokach i kulturach, kiedy in-
stynktownie śpiewają swoim dzieciom, kołysząc
je w ramionach, uspokajając i usypiając. Bycie tu-
lonym w ramionach matki i słuchanie śpiewanej
przez nią kołysanki to dla noworodka przedłu-
żenie cudownego okresu sprzed narodzin – po-
czucia bezpieczeństwa, bliskości i wszechogar-
niającej miłości. Przeżycia tej jedności nie sposób
przecenić, jeżeli pragniemy, żeby nasze dziecko
rozwijało się prawidłowo intelektualnie, społecz-
nie i emocjonalnie.
Edwin E. Gordon – twórca koncepcji umu-
zykalniania niemowląt i małych dzieci – uważa,
że dom jest najważniejszą szkołą, z jaką dziecko
kiedykolwiek będzie miało okazję się spotkać,
a rodzice są najważniejszymi nauczycielami.
Aby kierować dziećmi w rozwijaniu zdolności
muzycznych, rodzice nie muszą być muzykami,
tak jak nie muszą być pisarzami, mówcami czy
matematykami, aby nauczyć swoje dzieci czytać,
pisać czy liczyć. Rodzice, którzy dużo śpiewają
dziecku i tańczą z nim w rytm słuchanej muzyki,
mają dostateczne przygotowanie do rozwijania
jego umiejętności muzycznych. Dziecko we-
dług Gordona powinno doświadczać bogatych
i różnorodnych prezentacji muzycznych, zanim
ukończy 18 miesięcy, aby w późniejszym wieku
rozwinąć potrzebną do nauki muzyki gotowość.
W tym czasie dzieci uczą się muzyki tak samo jak
języka. Niestety, do przeciętnego noworodka
zazwyczaj więcej się mówi, niż śpiewa. Gordon
uważa, że dziecko powinno przyswajać sobie
dźwięki muzyki, tak jak przyswaja dźwięki
mowy, a rodzice powinni nauczyć je posługiwa-
nia się głosem śpiewu, tak jak uczą je używać go
w mowie.
Podobną koncepcję uczenia małych dzieci
muzyki przedstawia japoński twórca metody gry
na skrzypcach Shinichi Suzuki. „Moim celem
w nauczaniu gry na skrzypcach – pisze Suzuki
– jest pozwolić dzieciom doświadczyć radości
obcowania z jedną z najpiękniejszych i ubogaca-
jących duchowo rzeczy w świecie. Muzyka ma
moc otwierania serc dzieci i uczy je lepiej doce-
niać dar życia”. Według niego talent muzyczny
nie jest wrodzony ani odziedziczony. W każdym
dziecku można rozwinąć umiejętności, wszystko
sprowadza się tylko do metody uczenia. Suzuki
opracował własną metodę uczenia małych dzieci
gry na skrzypcach, którą nazwał Metodą Języka
Ojczystego. Dziecko prowadzone tą metodą
jest otoczone muzyką tak samo jak językiem
ojczystym. Nauczyciel w tej metodzie pełni rolę
przewodnika. Na początku zachęca dziecko do
gry poprzez zabawy z użyciem instrumentu,
później uczy je grać, rozpoczynając od obserwo-
wania przez dziecko grającego nauczyciela. Stop-
niowo dziecko samo zaczyna grać na skrzypcach,
naśladując postawę nauczyciela, jego sposób
trzymania instrumentu i wykonywane ruchy.
We wszystkich tych działaniach cały czas towa-
rzyszą maluchowi rodzice. Tak kształcone małe
dzieci niekiedy wielokrotnie przewyższają swo-
imi umiejętnościami muzycznymi rówieśników
uczonych w sposób tradycyjny. Metoda ta znala-
zła uznanie i miejsce w edukacji muzycznej w po-
nad 40 krajach świata, gdzie około 30000 dzieci
uczy się grać na skrzypcach, altówce, wiolonczeli,
kontrabasie, ecie, har e, gitarze i fortepianie.
Dzieci nie są poddawane egzaminom wstęp-
nym, żadnym testom zdolności muzycznych
czy innym zabiegom egzaminacyjnym. Suzuki,
wychodząc z założenia, że wszystkie dzieci mają
równe możliwości i szanse kształcenia, tworzy
atmosferę akceptacji i radości muzykowania.
Wc z e s ne s t y mu low a n i e mu z yc z ne w p ł y w a
również na ogólny rozwój dziecka, jego procesy
poznawcze, koordynację ruchową, orientację
przestrzenną, równowagę emocjonalną. Dzieci
obcujące z muzyką od pierwszych chwil życia
szybciej uczą się mówić, a te, które muzykują na
instrumentach, często lepiej uczą się w szkole.
Edukacja muzyczna pobudza sfery intelektual-
ne, które nie są w takim stopniu wykorzysty-
wane w żadnej innej dziedzinie. Muzyka uczy
ścisłego myślenia, ponieważ sama jest nauką
i matematyką – jest dokładna, wyróżnia para-
metry akustyczne, a pełna partytura dyrygenta
stanowi jakby graficzną kartę, która określa
Dzieci, które grają na instrumentach, często lepiej uczą się w szkole.
5
273690916.024.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin