Rose Weasley.doc

(607 KB) Pobierz
1

1. Jak rozpętałam III wojnę światową

 

-         ROSE!!!

No tak. Czy spokojny człowiek nie może choćby przez chwilę posiedzieć nad książką?! O nie! Ja zaczynam gadać jak Hugo! (Ok., poprawka. On powiedziałby „Czy spokojny człowiek nie może zjeść kawałka ciasta?!) Łeeeeeeeeeeeee! Kolejny dowód na to, że głupota jest zaraźliwa. Wystarczyło tylko spędzić dwa miesiące z tym głąbem pod jednym dachem… Wiedziałam, że w końcu to nastąpi.

Zatrzasnęłam „Autoryzowane i absolutnie kompletne kompendium kapitalnych czarów i wywrotowych wywarów od zarania dziejów. Pióra  Natalii Magdaleny Victorie Kiry De Wongolf.” Zbiegłam ze starych, spróchniałych schodach domu Weasley’ów. Stanęłam przed zdenerwowaną mamą, Hemrioną Granger-Weasley we własnej osobie.

-         Spakowałaś wszystko? Jesteś pewna? Za 10 minut wyjeżdżamy. Jeśli czegoś zapomnisz, to koniec. Sprawdź jeszcze raz. Albo nie. Nie rób bałaganu w kufrze. A gdzie jest twój brat?! HUGO!!! Zachowuje się zupełnie jak Ronald…- westchnęła. Na myśli miała oczywiście czcigodnego tatusia Rosie, Ronalda Weasleya.- Przynajmniej wiadomo, po kim to ma…

Właśnie miałam przerwać jej monolog, kiedy do domu wszedł mój rudy ojciec razem z moim rudym, młodszym o dwa lata (ha, ha!) bratem. Obydwaj wyglądali na szczęśliwych. Obydwaj…

Jęknęłam. Cali byli uwalani błotem. Cali. Od świeżo upranych sportowych bluz, przez  niegdyś czyste spodnie, do teraz brunatnych adidasów. Zerknęłam na mamę. Zbledła, chwilę później poczerwieniała. No to koniec.

- RONALDZIE WEASLEY!!!- wrzasnęła. Tata stał ciągle w drzwiach. W tej chwili wyglądał jak pięcioletnie dziecko karcone za podjadanie ciastek Molly Weasley. Hugo szybko załapał, o co chodzi i wślizgnął się do swojego pokoju. Popatrzyłam na rodziców i błyskawicznie wybiegłam na zewnątrz. Tam wybuchnęłam śmiechem. Nigdy nie mogłam patrzeć w spokoju, kiedy moi rodzice zaczynali się „kłócić”. Efektem tego było to, że zawsze mama łamała się, kiedy ojciec patrzył na nią tymi wielkimi błękitnymi ślepiami. Byli niemożliwi. Z opowieści Albusa Severusa wynikało, że to rodzinne.

Pomińmy teraz następne zdarzenia, nie godne poświęcenia zbytnio Waszej, drodzy Czytelnicy, uwagi. Przenieśmy się do pełnego „świeżego powietrza” Londynu. A dokładniej na dobrze wszystkim znany dworzec King’s Cross. Tam też, na peronie dziewięć i trzy czwarte, dwie z pozoru normalne rodzinki tłumaczyły coś swoim dzieciom.

-         I pamiętaj: jeśli ktoś cię wyzwie od „cykora’ nie reaguj. Przejdź spokojnie obok- powtarzała jeszcze raz Ginevra Potter Albusowi Severusowi.

-         Tak, mamo- powiedział znudzonym głosem chłopak. Ze niezbyt przychylną miną wpatrywał się w dwie chichoczące dziewczyny. Ale czcigodna twarzyczka Ala rozpromieniła się na widok rudej osóbki przeciskającej się przez tłum wprost do niego.

-         Cześć Al., ciemnoto!- zawołała dziarsko Rosie Weasley.- Cześć ciociu, hej wujku, jak  się masz, Lilly?

-         Hej Rosie, złośnico- odpowiedział, szczerząc swoje szkaradne zębiska Al. Wyswobodził się z objęć matki i podszedł do kuzynki. Jej piegowata twarz wzbudziła w nim niepohamowany zachwyt. Rosie była… Inna. Inna niż te wszystkie landrynowate panienki, chichoczące i obgadujące wszystkich dokoła. Albus nigdy nie myślał o niej tak jak reszta głąbów w jego otoczeniu. Oni widzieli w niej tylko potwornie ładną, miłe piątoklasistkę, u której nie mają szans. Albus Severus oraz jego brat James traktowali ją jak… Kumpla. Nie „KUMPELKĘ”. KUMPLA. Chłopaka. Trochę oryginalnego chłopa.

-         Siema Rose!- zawołał zza pleców Ala James. Ręce trzymał w kieszeniach swoich niebieskich gatek. Gatek w Hawajskie kwiaty.

-         Hej James. Cudowne gatki w kwiatki- stwierdziła dziewczyna. Odrzuciła rude włosy do tyłu.- No, to na co czekacie. Idziemy do pociągu!

Nie czekając na odpowiedź, ruszyła w stronę zaparkowanego Expressu Londyn-Hogwart. Dwóch, jakże porąbanych i jakże cudownych, braciszków wymieniło spojrzenia. Dźwigając swoje kufry typu Hogwart ruszyli za nią.

I tak rozpętała się III wojna światowa…

 

 

2. Pierwszy krok jest najważniejszy…

 

 

Nie jest tak źle. Mogło być gorzej. Przez dwa miesiące się tego bałam: kilka godzin jazdy pociągiem w jednym przedziale z Albusem Severusem, Hugonem oraz JaF (James and FunClub). Lily się nie liczy. Ona, jak na rodzinkę Potterowo-Weasleyową jest w miarę normalna. Ale nie jest tak tragicznie jak się spodziewałam.

Hugo właśnie wdarł się w dyskusję z Alem na temat książki naszego taty, Ronalda Weasleya, „Dziewczyny i inne zwierzęta”. Ta. Jakby nie mieli o czym rozmawiać. Lily zawzięcie bazgroliła coś w  grubym zeszycie. W kolejnym tomie swojego pamiętnika. Zapisała już takie cztery. Naprzeciwko JaF w składzie:

Vanessa Vane – tęga, mała brunetka ze świńskimi oczkami godnymi Vernona Dursley’a;

Sheila Zabini- chyba najładniejsza, najmilsza i najnormalniejsza dziewczyna z tej bandy. Wysoka mulatka z brązowymi włosami i orzechowymi oczami;

Bethany Smith- blondyna o niebieskich oczach. Najbardziej pokręcona

Oraz

James Potter! – rudy, piegowaty, z brązowymi oczami chowającymi się pod prostokątnymi okularami. W Quidditchu gra na pozycji obrońcy. Doprawdy, gorzej być nie może.

JaF właśnie wdarł się w pasjonującą dyskusję o tym, co czcigodny James robił w wakacje. Żenujące. Ja zajęłam się bardzo pasjonującym zajęciem. Wgapiałam się w okno. O, jakie fajne pole słoneczników! A tu łąka! Pasjonujące relacje z otoczenia przerwał mi Al.

-         Rosie…- zaczął.

-         Nie.

-         Ale…

-         Nie.

-         A…

-         Nie.

-         Kiedy…

-         Nie!

-         Wiesz w ogóle o co mi chodzi!- ryknął, w końcu przedzierając się przez moje „nie”.

-         Nie- wzruszyła ramionami. A bo mnie to obchodzi?

-         A skąd wiesz, że coś chcę?!- zapytał wzburzony.

-         No cóż… Jeśli zwracasz się do mnie per „Rosie”, a nie „Ty podła, ryża wiewióro!” to jest niepokojące- odparłam. Lily wybuchnęła szczerym śmiechem.

-         Rose…- a jednak nie dał się spławić.- Słuchaj…Ty, jesteś dziewczyną…Chyba…(Dla jasności: ten tekst NIE POCHODZI z filmu HPiCO. Pochodzi z mojego życia- Autorka).

-         Bystry jesteś.

-         A jak! No więc… Co lubią dziewczyny?

Zatkało mnie. Zatkało, ale nie tylko mnie. Wszystko jakby stanęło w miejscu. Lily wpatrywała się we mnie z zainteresowaniem, dziewczyny z JaF’u patrzyły na Ala, który nagle zrobił się czerwony, James zaniemówił, Hugo… Zaraz, zaraz, wróć. James ZANIEMÓWIŁ?! JAMES zaniemówił?!  James zaniemówił. O mój Boże. Cuda się zdarzają!

Ale wróćmy do pytania. Co lubią dziewczyny?! Co go napadło! Od kiedy on wie o istnieniu takiego rodzaju jak „dziewczyna”?!

-         Zależy, o kogo ci chodzi…- powiedziałam ostrożnie. Nie chciałam narazić się na złość Ala, ale nie mogłam też wyjawić sekretów dziewczyn.

-         Uważaj, bo ci powiem- burknął zmieszany. Odwrócił się do nas plecami, otworzył książkę i zaczął „czytać”. Oczy utkwione miał cały czas w jednym miejscu. Tytule rozdziału trzynastego „Jak poderwać dziewczynę- 200 różnych sposobów!!!”. Uśmiechnęłam się. No tak. Ktoś tu się zakochał. Uuuuu. Tylko w kim? Ciekawe, ciekawe. Jak zwykle, kiedy otworzyła usta, z zamiarem powiedzenia czegoś mądrego, drzwi przedziały otworzyły się i stanął w nich w całej swej jedenastoletniej osobie… Case Weasley. Rude włosy miał zmierzwione, niebieskie oczy błyszczały. I na tym kończył się jego urok osobisty. Uśmiechnął się szeroko, pokazując złoty aparat na zęby, który błyszczał oślepiająco w świetle jesiennego słońca. Chyba wszyscy znają powiedzenie „Pierwszy krok jest najważniejszy…”. Oto, jak wyglądał pierwszy krok Case’a. Przestąpił próg i… ŁUBUDU! Potknął się o swoją własną sznurówkę.

Jęknęłam. Boże, co za oferma! I pomyśleć, że ja jestem z nim spokrewniona… Nie!!! No, ale rodziny się nie wybiera. Litości.

Lily jęknęła, Al westchnął, James spojrzał na kuzyna z rozpaczą, Hugo ukrył twarz w dłoniach.

Case podniósł się i bohatersko otrzepał spodnie.

-         Nicz mi nie jezd!- powiedział. Złoty drut, wywodzący się z aparatu, okalający jego rudą głowę, za sprawą promieni słonecznych, oślepił mnie. Zmrużyłam oczy. Czy naprawdę musiałam się do niego przyznawać? To co, że jest synem brata taty, tata nigdy nie lubił tego brata(wiecie już, o kogo chodzi? - Autorka). Zawsze powtarzał, że to zakała rodziny. Ale gdzie wujek Percy miał się do swojego syna. Przy nim, Percy był najwspanialszym człowiekiem tego świata.

Dobra, ale ktoś musi się zlitować nad tą ofermą. Chyba muszę to być ja… Nie. Dlaczego zawsze ja? Teraz nic nie mogło mnie wybawić. Chyba, że…

-         Prefekci proszeni są o przejście do ich wagonu- rozległo się w głośnikach. Tak! Popatrzyłam na Ala. Wyglądał, jakby zaraz miał ryknąć ze szczęścia.

-         To, my już lecimy- powiedziałam szybko, wypychając czcigodnego kuzyna.

-         „Wykrzykuję swoje barbarzyńskie JUP! Nad dachami świata”*- trafnie zacytował Albus. Spojrzałam na niego. On spojrzał na mnie. Nie mogliśmy się powstrzymać.

-         JUUOOHP!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Z takim okrzykiem pobiegliśmy do wagonu prefektów. Nie miałam pojęcia, że ktoś z tyłu gapi się na mnie…

CDN.

* Walt Whitman

 

3. „Dziwny jest ten świat...”

 

-         Siema Wiedźmy!!!- wrzasnęłam chwilkę później wpadając do przedziału prefektów. Reakcja reszty... No cóż, była dość ‘umiarkowana’. Właściwie nikt nie zareagował prawidłowo. Szanowna pani Herietta Derkure’s, prefekt Huflepuffu spojrzała na mnie znad swoich okularów. Jej kolega z domu, Roven Sotch, rzucił mi przelotny uśmiech. No, nareszcie. Ktoś w miarę normalny. Obok niego siedziała Eva Marx, która wyszczerzyła do mnie swoje zębiska. Eva, Krukonka, była zawsze uśmiechnięta, więc nawet mnie to nie zdziwiło. Obok niej siedział Steven Sharpey. Boże, czy on naprawdę myśli, że chłopak powinien ubierać się w obcisły, różowy golfik?! No cóż... Jakby to stwierdziła moja mama: „Są różne zboczenia...”*. Scorpiusa Malfoya oraz jego partnerki, Vanessy Holward, jeszcze nie było. Yupi!!! Nareszcie coś dobrego. W sumie nie są tak bardzo źli... To jest... Nie są też dobrzy, czy cuś, ale obleci. Gorszych się widywało. Przyklapnęłam sobie na wolnym miejscu. Za mną wślizgnął się Al. Westchnął. Wow, czyżby nie tylko mi nie podobało się zaistniałe towarzystwo? To coś nowego. Doprawdy. Czuję lekkie przygnębienie. Po raz pierwszy muszę się 100 % zgodzić z Albusem Severusem Potterem! Dziwny jest ten świat...

***

-         Co wy tu robicie?!- zapytałam jakąś godzinę później. Po patrolowaniu dwóch wagonów myślałam, że nie spotkam nic gorszego niż Scorpiusa obśliniającego się z jakąś biedną dziewczyną. Ale nie! Weszłam do przedziału, który wcześniej z ulgą opuściłam. I kogo zobaczyłam? Jamesa Pottera, Hugona Weasley’a oraz Ryan’a Marksa, brata Evy. James siedział w samych gaciach w stylu moro na jednym siedzeniu, naprzeciwko mając mojego brata bez butów( aż mi się nie dobrze zrobiło, kiedy poczułam woń jego skarpetek) oraz Ryan’a bez koszuli. Między nimi stał drewniany, przenośny stolik, na którym leżały karty. No tak. Czyli głąby grały w pewien rodzaj pokera. Litości. Spojrzałam na nich z nieskrywanym obrzydzeniem. Ryan chyba miał coś powiedzieć, kiedy rzucił się na niego Al. Taaa... Spotkanie po wakacjach.

Ryan chodził do mojej klasy. W przeciwieństwie do Evy, był gryfonem, w drużynie Quidditcha ścigającym (Ha! Ja sem szukająca!). Długie, czarne włosy spadały na obnażone ramiona, zielone oczy połyskiwały wesołym blaskiem. Właśnie odepchnął od siebie Albusa i zmrużył ślepia.

-         A co ty tu robisz, hę?! Nie widzisz, że gramy w niezwykle pasjonującą i  inteligentną-spojrzał na mnie- grę? Którą, nawiasem mówiąc, wymyślił twój czcigodny braciszek?!

-         Hej, to może ja się przyłączę!- zaoferował się Al. Chwycił karty i już popadł w wir. Przecisnęłam się jakoś koło 4 wspaniałych i opadłam na siedzenie koło Marksa. I dopiero teraz zauważyłam kogoś, kto przyprawił mnie o zawrót głowy. Kai Parker. Kai Parker, moja najlepsza przyjaciółka. Średniej długości fioletowe, tak jest, fioletowe, włosy opadały w kręconych anglezach na ramiona, a jaskrawo-niebieskie oczy błyskały szelmowsko. Kai była świetna. Gdyby tylko nie jeden szczegół... Eh, ale to też nic. Da się przeżyć. Gdyby tylko nie była zakochana po uszy w tym kretynie, Albusie. Przepraszam, ale to jest kretyn. On jej nie zauważa. Kretyn nie widzi, że dziewczyna za nim szaleje. Teraz rzuciłam się na nią.

-         NARESZCIE!!!!- wrzasnęłyśmy zgodnym chórkiem. Uścisnęłyśmy się. ŁUHUUUUU!!! No i super, i gra miotła! A Hipogryf nie nawala! Zaczęłyśmy trajkotać naraz. Mwahahaha! Nareszcie! Nagle, niechcący, zahaczyłam wzrokiem o chłopaków. Ekhem... No… Nie wiem dlaczego, ale patrzyli na nas jak na wariatki. Phi! I kto tu jest wariatem?! Czy to my gramy w pokera rozbieranego?! Nie. My tylko se gadamy. No, czy nie mam racji?!

Ryan spojrzał na nas bacznym spojrzeniem. Westchnął. Później powiedział tylko cztery wyrazy. Cztery, proste słówka. Wkurzające słówka.

-         Dziwny jest ten świat...

* Ten zwrot jest bardzo często używany przez matkę autorki. Prawdziwą.

 

4. „Było za późno. Case rozwalł Tiarę Przydziału...”

 

-         NARESZCIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!- ryknęli Hugo, James, Albus oraz Ryan wpadając do Wielkiej Sali. Rzucili się na biedne, niczemu nie winne skrzydełka kurczaka. Westchnęłam. Czy oni naprawdę musza być aż tak obrzydliwi?! Ile można!!!? Kai wysłała mi porozumiewawcze spojrzenie, głoszące, ni mniej ni więcej, „Co za ćwoki!”. Powoli, spokojnie, bo przecież nie ma po co lecieć, podeszłyśmy do stołu. Chłopaki w tym czasie zeżarli:

-         10 skrzydełek kurczaka;

-         2 duże porcje frytek;

-         15 cukierków-niespodzianek;

-         13 porcji lodów waniliowo-cukierkowych.

Taa, potem mogą mi wmawiać, że oni tak dużo nie jedzą, nie, w ogóle!!! A ja to być Lordzio Voldzio, co? Usiadłam wraz z czcigodną Kai Parker przy stole i zjadłyśmy powoli dzieło skrzatów domowych czyli pieczone ziemniaki i popiłyśmy to sokiem dyniowym (o...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin