rozdział 10.pdf

(258 KB) Pobierz
274402339 UNPDF
Shea uniosła szmaragdowe oczy i napotkała niepokojące spojrzenie czarnych oczu Jacquesa. 
Był tak blisko że czuła jego ciepło na swojej skórze. Palcami badał krzywiznę jej policzka i szyi. 
Wielkość pożądanie odzwierciedlała siła burzy. Płonęło w nim z elektrycznymi trzaskami, 
rozprzestrzeniało się niczym płynna lawa. 
­ Pożądaj mnie. ­ Jego głos był zobolały uczuciem. ­ Pożądaj mnie tak, jak ja ciebie. 
Oddałbym za ciebie życie. Żyj dla mnie. Znajdź powód by żyć dla mnie. Kochaj mnie.
Jej rzęsy opadły niczym pierzaste półksiężyce na których końcach lśniły krople deszczu.
­ Nie wiesz, o co mnie prosisz. 
Ujął jej twarz w dłonie, kciukiem gładząc szalony puls na szyi. Każda delikatna pieszczota 
wysyłała przez jej ciało tańczące płomienie. 
­ Oczywiście, że wiem, ile cię to kosztuje, maleńka. Czuję twoją niechęć, obrzydzenie do 
naszego sposobu żywienia i nawyków.  ­ Jego dłoń ześlizgnęła się na jej kark i przyciągnął ją bliżej. 
­ Próbowałam się dostosować – zaprotestowała, ­ ale potrzebuję więcej czasu. 
­ Wiem o tym, Sheo. Powinienem znaleźć inny sposób byś wyzdrowiała. Próbuję się 
dowiedzieć, jakiego partnera być chciała. Chciałbym być tym, kogo potrzebujesz, kogo szanujesz i 
kochasz a nie kimś, kto narzuca ci swoją wolę i wskazuje drogę. Są sposoby, kochanie, byś 
pożywiała się bez obrzydzenia. ­ Odnalazł ustami puls na jej szyi, poczuł jak uderza mocno pod 
aksamitnym dotykiem języka. 
Powędrował ustami do jej brody, potem kącika ust. Jego głos był ochrypły, zbolały. 
­ Pragniesz mnie wystarczająco, Sheo. Pożądaj mnie więcej, niż tylko ciałem. Wpuść mnie 
do swojego serca. Złączył ich usta w pocałunku, ale nie delikatym lecz dzikim i zachłannym. 
Zobaczyła pragnienie w jego oczach, gdy na chwilę podniósł głowę by na nią spojrzeć.  ­ Otwórz 
dla mnie swój umysł. Pożądaj mnie w nim tak samo, jak pożądasz mnie w swoim ciele. Pozwól, 
bym przychodził z dziką potrzebą, którą jedynie ty możesz zaspokoić. Wpuść mnie do swej duszy i 
pozwól tam zostać. ­ Ustami badał każdy cal jej twarzy, gładkość szyi, by na chwilę skupić się na 
zagłębieniu ramienia. 
Jego ciało płonęło potrzebą i bólem. Serce biło w tym samym rytmie co jej. Jego umysł 
przesłaniała mgła pożądania, przesuwały się erotyczne obrazy i zmysłowe potrzeby. Był pełen 
miłości i czułości, tak intensywnej, że spalała go mocniej niż głód. Jego ciepłe usta odnalazły jej 
pierś przez delikatną bawełnianą tkaninę, pragnął jej. Jego ciało natychmiast zareagowało, brutalnie 
i boleśnie sprawiając, że dżinsy stały się ciasne i niewygodne. Jacques przyciągnął ją jeszcze bliżej. 
Burza szalała w nim, dookoła niego, była jego częścią. 
­ Miej mnie całego, Sheo. Nie zostawiaj mnie tak. Bądź ze mną ponownie. Pożądaj mojego 
ciała w sobie, mojego dotyku, tak jak ja potrzebuję twojego. 
Shea czuła w nim dzikie, szaleńcze pożądanie, ciemny, zmysłowy głód. W jego oczach była 
tak ogromna potrzeba, że nawet nie pomyślała, by mogła mu odmówić. Jej dłonie błądziły po jego 
silnych, wyrzeźbionych mięśniach a dzikość eksplodowała tak samo, jak burza wokół nich. 
Pocałowała go, zachłannie, mocno. Rękoma szarpała jego ubranie, swoje, by jak najszybciej 
pozbyć się zbędnego odzienia. Nigdy nie była wystarczająco blisko niego; skóra przy skórze już nie 
dawała zadowolenia. Jacques szybko ściągnął jej przez głowę koszulkę, odrzucił daleko od siebie 
po czym pochylił się nad jej wygiętym mocno w tył ciałem, i zachłannie zanurzył twarz w jej 
piersiach. Gładził rękoma jej ciało, szczupłą talię, łagodny łuk bioder. 
­ Wpuść mnie do swojego serca, Sheo. ­ mruknął pomiędzy pocałunkami składanymi na 
kremowej skórze jej piersi, tuż nad sercem, bijącym w tym samym rytmie co jego. ­ Tutaj, maleńka, 
wpuść mnie. ­ Zębami drasnął jej satynową skórę, pieszcząc i gładząc ją językiem. 
Zsunął spodnie z jej talii na biodra. Uklęknął, obejmując ją ramionami, odnalazł delikatną 
jedwabną bieliznę, dotychczas schowaną przed jego wzrokiem. Krzyknęła jego imię, które porwał 
wiatr i rozniósł po okolicy. Powrócił do niej, otoczył ją, niosąc jego zapach i siłę pożądania. 
­ Pożądaj mnie. Tak. Właśnie tak. Dokładnie tak. Muszę cię mieć. Teraz, tutaj, w środku 
burzy muszę cię mieć. ­ Rozdarł jedwabną bieliznę i odrzucił daleko. Przyciągnął ją do siebie i 
smakował wypływające z niej ciepło i słodycz. Zadrżała z przyjemności, wiła się pod jego 
nienasyconym ustami, ale on nie zaprzestał pieszczot cały czas trzymając ją na granicy spełnienia. 
Mogła jedynie zanurzyć dłonie w jego gęste włosy i trzymać, gdy pod stopami drżała jej ziemia a 
deszcz uderzał mocno w liście drzew. Jacques w jakiś sposób sprawił że zniknęły jej buty, a dżinsy 
zsunęły się z jej ciała. Stała nago w strugach deszczu, tak rozpalona, że bała się, że woda zacznie 
parować w kontakcie z jej skórą.
­ Pragniesz mnie? ­ Tym razem jego głos brzmiał niepewnie. Jakby całą siłę i moc, mogło 
zniszczyć jej jedno słowo. Klęczał u jej stóp, przystojny, zmysłowy mężczyzna, Karpatianin i z 
uniesioną, piękną twarzą zniszczoną przez tortury, przyglądał się jej. Bez niej był zgubiony, 
widziała to wyraźnie. Surowy. Silny. Wrażliwy. Na jeden moment wiatr i burza ucichły jakby 
również czekały na jej odpowiedź.
­ Nawet jeśli czytasz moje myśli, nie możesz wiedzieć jak bardzo cię pragnę, Jacques. ­ 
Zmusiła go, by wstał i musnęła wargami jego usta. ­ Mam cię w swoim sercu. Zawsze miałam. ­ 
Ciepło jej oddechu czuł na swoich piersiach. Językiem smakowała jego skórę, czując podrywające 
się w odpowiedzi serce. Jej dłonie wolno przesunęły się do guzików jego dżinsów by uwolnić go z 
ich ciasnoty. 
Błyskawica rozbłysła na niebie na chwilę oświetlając jego profil. Jego ciemne ciało, napięte 
mięśnie i straszliwe pożądanie uwidoczniły się w przebłysku. Jego czarne, intenywne, głodne 
spojrzenie nawet na chwilę nie opuściło jej twarzy. Dłonie Shei delikatnie badały jego ciało, drgnął, 
gdy ustami musnęła twardy, płaski brzuch. Głaskała kontury silnych pośladków, zatrzymując się na 
chwilę, jakby chciała dokładnie je zapamiętać. Uklękła przed nim. Zacisnęła dłoń na jego 
nabrzmiałej pożądaniem męskości, głaszcząc i pieszcząc aksamitną skórę. Każdy jej ruch wysyłał 
przez jego ciało rozkoszne dreszcze, płomienie go pochłaniały. 
Jacques zacisnął pięść na jej włosach, pociemniałych i poplątanych od deszczu. Namawiał ją 
do kolejnego kroku, mocno i agresywnie wypychając biodra, wprost pożerany potrzebą jej dotyku. 
Zaśmiała się cicho, lekko szydeczo, zanim otoczyła go ciepłym i wilgotnym wnętrzem ust.
Jęknął, przyciągając ją co siebie. Uniósł twarz ku dzikiej burzy. 
­ Musisz to nazwać, Sheo. Nie możesz tego robić, i nie nazwać tego. ­ Słowa wyrwały się z 
jego duszy, surowe i raniące. 
Zacisnęła mocniej usta, po jego przypadkowym pchnięciu, celowo wabiąc go głębiej. 
Podciągnął ją do góry i ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi, starając się zachować pozory kontroli. 
Objął ją w pasie i podniósł do góry.
­ Obejmij mnie nogami w pasie, kochana. ­ Delikatnie podgryzał skórę na jej gardle 
niecierpliwymi zębami, a jednocześnie językiem pieścił kojąco. 
Owinęła ramionami jego szyję, zaciskając uda na jego pasie. Jednocześnie poczuła jak jego 
twardy członek naciska agresywnie na jej kobiecość. 
Czuła zdecydowanie zbyt intensywnie, zbyt dużo, była tak gorąca, że obawiała się, że oboje 
staną w płomieniach. Zanim poruszyła się nad nim, pchnął mocno w górę, nabijając ją na siebie, 
wypełniając tak ściśle, ze krzyczała jego imię w rozkoszy. Dźwięk zaginął w panującej dookoła 
nich burzy. 
Deszcz spływał w dół po jej twarzy, po bladych ramionach, po jasnych, pełnych piersiach, 
zatrzymywał się lśniącymi kropelkami na końcach różowych sutków.  Jacques zlizał te lśniące 
perełki z jej ciała, jednocześnie mocno się w nią zagłębiając. Spalali się w płomieniach, które 
pożerały ich, łączyły ich ciała. Trzymała go w sobie, otaczała ognistym ciepłem, wciągała głębiej i 
głebiej w siebie, w magię swojego czaru. 
Jacques po raz kolejny odnalazł jej usta, całował odrobinę brutalnie i żarłocznie, 
dominująco, żądał swoich praw do niej, wypalał na niej swe piętno na wieczność. 
­ Otwórz dla mnie swoje myśli. ­ Wyszeptał po raz kolejny z ustami na jej gardle.
Czuła jego usta w zagłębieniu ramienia, zęby i ciepło przyzywającego głodu. 
­ Oddaj mi swe myśli, Sheo. Pozwól mi wejść, poprowadź mnie. ­ Szept był niczym 
czarodziejska pajęczyna. Tkał swój czar, tak silny, by nie mogła odmówić mu niczego. 
Wzbierał się w jej ciele, odepchnął na bok barkiery jej umysłu, pochłaniał jej serce. Po raz 
pierwszy wszystko było inne. Czuł jej rozkosz, tak ogromną że była blisko by w niej spłonąć. Ona 
odczuwała jego przyjemność, jak sięga do gwiazd, jego ciało tak bliskie osiągnięcia szczytu, ale 
czekające na nią, przedkładające jej spełnienie nad własne. Chciał rzucić jej do stóp cały świat, 
bolało go, że kocha go pomimo tego, czym się stał, zniszczonym i rozbitym, bliskim szaleństwa 
mężczyzną. Mogła wejrzeć w głąb jego duszy, ujrzeć bestię dążącą do dominacji nad którą ledwie 
panował, nigdy całkowicie zniewolonej. Mogła zbaczyć strach przed jej utratą, przed przemianą w 
wampira, na którego będzie polowała cała jego rasa. Znalazła również straszliwą potrzebę 
chronienia jej, zapewnienia jej bezpieczeństwa, potrzebę bycia z nią. Chciał zasłużyć na jej 
szacunek i miłość, być ich godnym. Nie próbował ukrywać przed nią demona, mrocznego i 
okropnego, głodnego zemsty. Dlatego potrzebował opiekuna. 
Shea pozwoliła by jej dzieciństwo, twarde i samotne, wypłynęło z najgłębszych 
zakamarków umysłu, jej obawa przed dzieleniem z kimś życia, potrzeba kontrolowania i 
dyscypliny, jej całkowite pożądanie wobec niego i skryte marzenia o dziecku i rodzinie. 
Ramiona Jacquesa zatrzęsły się a on zaśmiał się cicho, triumfalnie. Zobaczyła w nim 
wszystko co najgorsze, a pomimo to jej ciało coraz mocniej wychodziło mu na spotkanie, tarcie 
było coraz szybsze, wzniecało połomienie. W jej umyśle dominowały głód i pożądanie, delikatne 
zobowiązanie któremu całkowicie się poddawała. Całował ją tak samo, jak brał jej ciało, z 
dzikością, szaleństwem, bez skrępowania. Grzmot rozwinął się i uderzył gdy jęknęła cicho, lecz 
namiętnie, zacisnęła się wokół niego swym wilgotnym wnętrzem i gdy ekstaza eksplodowała w niej 
do gwiazd. Jego chrapliwy krzyk pochłonęła burza, gdy jego ciało rozpadało się i wznosiło, 
wybuchało niczym erupcja wulkanu. 
Wyczerpana i spełniona Shea położyła głowę na jego ramieniu, podczas gdy on opierał się 
plecami o najbliższe drzewo. Deszcz chłodził ich rozgrzane ciała, a dzikie pragnienie i gorący głód 
bliskości zostały zaspokojone. 
Bardzo delikatnie Jacques oparł jej stopy o ziemię, trzymając dłonie na jej talii, aby pomóc 
jej ustać na drżących nogach. Shea podniosła rękę by przeczesać śliskie od deszczu włosy. Złapał 
jej palce i podniósł do swych ust.
­ Jesteś najpiękniejszym obrazem, jaki widziałem w życiu. 
Shea uśmiechnęła się i potrząsnęła głową.
­ Jesteś szalony, wiesz? To jest najpiękniejsza burza jaką kiedykolwiek widziałam, ale 
zauważyłam ją dopiero teraz. 
Uśmiechnął się do niej sugestywnie pocierając grzbiet nosa.
­ Powiedz coś.
­ Dokładnie. ­ Przytaknęła. ­ Jesteś szalony, i ja też muszę być. 
Złączył ręce i przyciągnął ją do siebie, ukrywając twarz w zagłębieniu jej szyi delektował 
się tą chwilą. Nigdy nie mógłby zapomnieć co czuł, jak wyglądała taka dzika i piękna w środku 
burzy, jej całkowitej akceptacji jego, razem z potrzaskanym umysłem i uwięzionym demonem. 
­ To nigdy nie odejdzie, Sheo, to co czujemy do siebie wzajemnie. Nigdy. Za to będzie rosło 
z każdym wiekiem. Nigdy nie będziesz musiała obawiać się utraty intensywności uczuć. 
Czuł jej uśmiech na swej nagiej skórze, maleńki pocałunek który złożyła na jego piersiach. 
­ Mogę tego nie przetrwać. W tej chwili nie jestem nawet pewna, czy mogę stać 
samodzielnie. 
­ Mogę ci pomóc. ­ W jego głosie był nuta złośliwości, czuła jak rośnie i twardnieje na 
wysokości jej żołądka. 
­ Naprawdę oszalałeś. Nienawidzę moknąć, a pada na nas cały czas. ­ Mimo protestu śmiała 
się cały czas. Jej ciało poruszało się uwodząco naprzeciw niego, choć ledwie mogła uwierzyć, że po 
tym co się przed chwilą stało, byli w stanie coś na coś więcej niż tylko podtrzymywanie się 
wzajemnie. 
Odwrócił ją, tak, że teraz to ona opierała się o drzewo. Silnymi ramionami osłaniał ją przed 
deszczem. Dłonie Jacquesa otaczały jej twarz, gdy pochylił ku niej głowę i pocałował czule i z 
miłością jej lekko opuchnięte wargi. 
­ Nigdy nie będę miał cię dość, nawet jeśli będziemy żyli wieki. ­ Przesunął dłonie zaborczo 
przez jej piersi, by położyć je na jej płaskim brzuchu z szeroko rozłożonymi palcami. ­ Nie mogę 
się doczekać kiedy nasz dzieci będą rosły w tobie. ­ Oczy mu ściemniały niczym czarny lód. ­ 
Nigdy nie pomyślałem, że mógłbym dzielić się tobą z kimś innym, ale myśl o dzieciach, powoduje 
że pragnę cie jeszcze mocniej. 
­ Zwolnij trochę, dzikusie, myślę, że najpierw powinniśmy się troche lepiej poznać. 
Jesteśmy parą emocjonalnych kalek, a to nie jest najlepsza podstawa do rodzicielstwa. 
Zaśmiał się cicho, zanim kolejny raz ją pocałował. 
­ Wiem, co jest w twoich myślach i sercu, maleńka. Nie przeraża mnie to. Kiedy 
podejmujesz jakąś decyzję, trzymasz się jej uparcie. To sprawia, że jesteś wspaniałym naukowcem. 
­ Nie myśl sobie, że uda ci się ułaskawić mnie seksem. Gdy ty byłeś w moich myślach, ja 
byłam w twoich. Niech ci się nie wydaje, że umknęła mi twoja tendencja do dominacji. 
Jego ręce błądziły po wszystkich cieniach i zagłębieniach jej ciała, odkrywały wszystkie 
sekrety, tajemnice i wrażliwe miejsca. Usta ponownie zaznaczyły jej gardło mokrym pocałunkiem, 
zlizywał krople deszczu z jej ciała, by zatrzymać się dłużej na piersiach. 
­ Nie sądzisz, że seks w tej sytuacji jest dobrym pomysłem? ­ Językiem okrążył sutek w 
szybkim tańcu, zębami zaznaczał granice pomiędzy kremową a różową skórą, by po chwili zejść 
ustami ku dolinie, w której biło jej serce.  ­ Ale smakujesz tak cudownie. ­ Dłonią nakrył miękkie 
sprężyste loczki, pod palcami poczuł ciepło i wilgoć, posunął się głębiej testując żar w jej wnętrzu. 
­ I jest ci tak dobrze. 
­ Jesteś szalony. ­ Nie mogła przestać się śmiać, wychodząc naprzeciwko jego ręce i 
używając własnej do pogłębienia pieszczoty, głaskając i pobudzając go dalej. ­ Przysięgam, 
Jacques, żadne z nas nie będzie mogło stać o własnych siłach. ­ Powinna odczuwać zimno, ale 
deszcz jedynie pogłębiał jej doznania, podsycał żar płomieni igrających między nimi. 
Śmiejąc się ze szczęścia Jacques przyparł ją do przewróconego pnia, obracając tak, że stała 
tyłem do niego. Ułożył jej dłonie tak, by podtrzymywały ciało, pochylił ją ta,k by móc pocałować 
podstawę kręgosłupa. Dreszcze podniecenia przebiegały po jej ciele niczym spiralne światła, a 
drgawki z rozkoszy jaką sprawiły jego palce, udowodniły mu, że jest gotowa by w nią wszedł. 
Ujmując jej delikatne biodra w potężne dłonie przerwał na chwilę by podziwiać doskonałość 
kobiecego ciała, jej ciała. Jej tyłek był kształtny sprężysty, umięśniony i zapraszający. 
­ Jesteś taka piękna, Sheo, niewobrażalnie piękna. ­ Dotknął jej wejścia, celowo 
przedłużając moment wsunięcia się w nią, patrząc jak deszcz spływa po jej bladej satynowej skórze, 
dotykającej jego twardej męskości. 
­ Jacques – zaskomlał podniecona, przesunęła się bliżej, jej wnętrze było mokre, ciepłe, 
miękkie i zapraszające. 
Wsunął się do ciasnego, gorącego, aksamitnie gładkiego wnętrza tak idealnie dopasowanego 
do jego ciała. Czuł jej ekstazę od nowa, uczucie, którego nigdy nie będzie miał dość. Pchnął 
głęboko i mocno, chciał wypełnić ją całkowicie, chciał usłyszeć jej miękki, przenikliwy krzyk 
rozkoszy. Dźwięki które wydawała budziły w nim dzikość. Przesunęła swe ciało tak, by jak 
najściślej mógł ją wypełniać. Deszcz był jakby częścią ich spełnienia, zamykał ich w swoich 
zasłonach, slizgał się po rozgrzanych ciałach, powodując zwiększenie wrażliwości skóry. Czuł ją 
dookoła siebie, jej ciało zlewające się z jego w jedność, prawdziwie razem, z ziemią dookoła i 
niebem rozrywanym przez ich namiętność. Czuł każdy mięsień w swoim ciele, napięty i gotowy, 
czekający i czekający na ten idealny moment, gdy jej ciało zaciśnie się wokół niego. Wsuwał się w 
nią coraz mocniej i głębiej, niesamowita rozkosz wirowała pięknem i tysiącem kolorów, czekał na 
moment by wytrysnąć w nią całym sobą. Czuł jak się przed nim otwiera, duszą, ciałem i sercem, 
delikatnie kobieca, wspaniała, jego. Jej rozkosz wchłonęła go, pociągnęła za sobą, uderzenie po 
uderzeniu, jeden rytm. Musiał utrzymać siebie i ją, ale miękko upadli na mokrą roślinność. 
Pozostając w objęciach gdy deszcz chłodził ich ciała, śmiali się jak dzieci. 
­ Tym razem myślę że parujemy. ­ powiedział, przyciągając ją do siebie. 
­ Naprawdę? ­ Shea oparła tył glowy o jego mostek, a jedną dłonią gładziła silne mięśnie na 
jego klatce.   
­ Tak nas rozgrzałem, że nawet deszcz na nas paruje. ­ Uśmiechnął się zadziornie niczym 
chłopiec, po raz pierwszy tak beztroski, że zapomniał o cierpieniach, których doznał. To ona dała 
mu siły do walki, przywróciłam mu wrażliwość, sprawiła że żyje. 
­ Nie, naprawdę, ­ a tamci, co robili? Byli niczym jakiś opar, jak mgła. Naprawdę tak 
potrafisz? ­ kontynuowała. ­ Chodzi mi o to, że mówiłeś o tym kiedyś, ale myślałam że masz jakieś 
urojenia.
Brwi Jacquesa podniosły się.
­ Urojenia? ­  błysnął zębami w uśmiechu zrozumienia, wyciągnął przed siebie rękę i patrzył 
jak pokrywa się futrem, palce wydłużają się a paznokcie zmieniają w długie szpony. Chciał 
chwycić Sheę, ale ona odtoczyła się od niego z ogromnymi oczami. Jacques bardzo uważał, by nie 
zranić jej przez swoją siłę. 
­ Przestań się ze mnie śmiać, bydlaku. To nie jest normalne. ­ delikatny uśmiech wpełzał na 
jej miękkie usta. Nie mogła mu pomóc, ale ogromną radość sprawiał jej każdy dar, który sobie 
przypominał. 
­ To jest normalne dla nas, kochana. Możemy zmieniać kształty kiedy tylko chcemy. 
Shea zrobiła zdziwioną minę.
­ To znaczy, że te wszystkie odrażające historie się prawdziwe? Nietoperze, szczury i inne 
oślizgłe robactwo. 
­ Nie, dlaczego miałbym się zamieniać w coś oślizgłego? ­ śmiał się głośno i szczerze. 
Dźwięk zaskoczył go, nie pamiętał własnego, głośnego smiechu.
­ Bardzo zabawne, Jacques. Cieszę się, że cię to tak rozbawiło. Ci ludzie naprawdę zmieniali 
się w mgłę, całkiem jak w filmie. ­ Uderzyła go w ramię w udawanej złości. ­ Wyjaśnij to. 
­ Zmiana kształtu jest łatwa, kiedy jesteś w pełni sił. Kiedy mówiłem o bieganiu w postaci 
wilka dokładnie to miałem na myśli. Poruszamy się w stadzie. Latamy jako sowy i zmieniamy się w 
powietrze. ­ Odsunął na bok mokre włosy przysłaniające jej twarz. ­ Dlaczego  nie jesteś 
zmarznięta?
Shea usiadła, zdziwiona zaskakującym odkryciem. Nie było jej zimno, w każdym razie nie 
do końca odczuwała chłód. Powinna poczuć zimno, gdy o nim pomyślała, jednak tak nie było.
­ Dlaczego?
­ Karpatianie w naturalny sposób dostosowują temperaturę ciała do otoczenia. Iluzja jest 
łatwą rzeczą do opanowania. Nie musimy kupować ubrań, jeśli ich potrzebujemy. Przez większość 
czasu bardzo uważamy i staramy się żyć tak jak ludzie. ­ Pocałował ją w czubek głowy. ­ Możesz 
udawać, że jest ci zimno, jeśli przez to poczujesz się lepiej. 
­ Nie podoba mi się pomysł pozostawania tutaj, Jacques, tak blisko tamtych. Czuję jakbym 
nie mogła oddychać. Może tylko dlatego, że nie przywykłam do widoku ludzi zmieniających się w 
mgłę każdego dnia. Może powinniśmy zostać trochę dłużej i nauczyć się od nich jak najwięcej. 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin