wychowanie a miłość (1).doc

(238 KB) Pobierz
Ks

Ks. dr Marek Dziewiecki (Radom)

WYCHOWANIE A MIŁOŚĆ (1)

pkt. 1 - 3.1.

WYCHOWANIE A MIŁOŚĆ (1)

1. Miłość i jej imitacje

2. Fazy uczenia się miłości

2.1. Więź dziecka z rodzicami

2.2. Więź między zakochanymi

2.3. Typowe przejawy niedojrzałej miłości

3. Więzi oparte na dojrzałej miłości

3.1. Przyjaźń z Bogiem.

WYCHOWANIE A MIŁOŚĆ (2)

3.2. Przyjaźń wobec samego siebie

3.3. Przyjaźń wobec drugiego człowieka.

4. Przygotowanie do miłości małżeńskiej i rodzicielskiej



1. Miłość i jej imitacje

Pomoc wychowawcza ze strony dorosłych okazuje się odpowiedzialna wtedy, gdy pomaga wychowankom, by zrozumieli i pokochali Boga, samych siebie i drugiego człowieka. Życie w ignorancji, fałszu, w iluzjach czy w świecie fikcji uniemożliwia prawidłowy rozwój. Jednak zdobycie samej tylko wiedzy o sobie i świecie zewnętrznym nie wystarczy, aby wychowanek mądrze pokierował swoim życiem. Konieczne jest także to, by nauczył się kochać. Życie poza miłością - w obojętności, osamotnieniu, krzywdzie, agresji czy nienawiści - blokuje bowiem rozwój wychowanka oraz uniemożliwia mu zbudowanie pozytywnych więzi z Bogiem, z samym sobą i z drugim człowiekiem. Uczenie się miłości nie jest procesem spontanicznym ani łatwym. Miłość jest bowiem najtrudniejszą ze wszystkich życiowych postaw. Stawia największe wymagania. Z tego względu uczenie się dojrzałej miłości nie może nastąpić nagle czy bez wysiłku. Obejmuje konkretne fazy rozwoju i wiąże się z określonymi doświadczeniami, które określają proces dorastania (lub nie) do dojrzałej miłości. Warto przyjrzeć się bliżej tej niezwykłej i fascynującej historię rozwoju, która sprawia, że bezradne początkowo dziecko, będzie mogło któregoś dnia założyć własną rodzinę i otoczyć dojrzałą miłością swoich bliskich.

Miłość jest tajemnicą, która wymyka się prawom materii i przyrody. Jest ona osiągalna tylko w świecie osób. Każda roślina czy zwierzę rozwija się na zasadzie walki o byt, na zasadzie dostosowania się do środowiska zewnętrznego oraz na zasadzie posługiwania się wszystkim dokoła dla własnych potrzeb. Tymczasem miłość oznacza między innymi zdolność życia dla innych, oznacza bezinteresowną troskę i wymaga daru z samego siebie. Tak rozumiana miłość jest nie tylko nieznana w prawach przyrody lecz obca tym prawom. Jest wręcz sprzeczna z nimi. Jednak tajemnica miłości podważa nie tylko logikę praw natury. Podważa w ogóle logikę tej ziemi. Poddana chłodnej analizie, miłość odsłania różne oblicza i może się wydawać wewnętrznie sprzeczna. Z jednej strony miłość wymaga niezależności od osób, które chcemy kochać a nawet niezależności od nas samych. Z drugiej strony miłość prowadzi do pewnego typu zależności. Łączy nas z innymi osobami więziami tak ścisłymi, że nawet śmierć nie może ich pokonać. Miłość wymaga byśmy stawali się darem dla innych, wymaga od nas ofiarności, bezinteresowności. Czasem wiąże się z heroizmem i oddaniem życia. Z drugiej strony to właśnie miłość skierowana do innych osób, okazuje się drogą do najpełniejszej realizacji samego siebie i własnego powołania. Miłość bliźniego, ofiarna i wierna, przynosi zaskakującą i trwałą radość a jednocześnie okazuje się najpewniejszym potwierdzeniem dojrzałej miłości wobec samego siebie.

Z powodu swojej niezwykłości i złożoności a także z powodu twardych wymagań, jakie stawia człowiekowi, dojrzała miłość nie jest zdolnością, której uczymy się w sposób samoczynny i automatyczny tak, jak samoczynnie i automatycznie uczymy się np. spożywania pokarmów, rozpoznawania osób, poruszania się czy posługiwania się językiem ojczystym. Zdolność do kochania rozwija się wraz z rozwojem całego człowieka: wraz z rozwojem jego sfery fizycznej, psychicznej, duchowej, społecznej, moralnej i religijnej. Jest efektem końcowym osiągania ludzkiej dojrzałości we wszystkich sferach rzeczywistości człowieka. Miłość stanowi najcenniejszą wartość w życiu człowieka a jednocześnie jest trudno osiągalna, gdyż stawia wysokie wymagania. Z tego właśnie względu jest możliwa sytuacja, w której dany człowiek zadowoli się - zwykle nieświadomie - imitacją miłości. Imitacja miłości to każde zachowanie, które przez kogoś uważane jest za miłość, a które nie spełnia podstawowych kryteriów i wymagań miłości. Do takich wymagań należy bezinteresowność, bezwarunkowość oraz dostosowanie miłości do niepowtarzalnej sytuacji osoby, którą kochamy. Wystarczy, że w danym przypadku nie jest respektowana choćby tylko jedna z tych cech, by mieć do czynienia z imitacją miłości. Każda imitacja oszukuje i jest czymś fałszywym. Imitacja miłości jest nie tylko czymś boleśnie fałszywym, ale może powodować bardzo niebezpieczne szkody psycho-społeczne. Tym bardziej, że zwykle okazuje się trudna do zdemaskowania. By się o tym przekonać, popatrzmy na kilka typowych przykładów imitacji miłości.

Przykład pierwszy to miłość interesowna. Zilustrujmy ją postawą matki, która z jakiegoś względu nie jest pewna swojej miłości do dziecka. Grozi wtedy sytuacja, w której wszystko, co czyni ona wobec dziecka, będzie odpowiedzią na jej własną potrzebę upewniania się, że potrafi kochać. Jej zachowania wobec dziecka będą zatem motywowane czymś innym niż po prostu bezinteresowną miłością. Zwykle matka stara się wtedy kochać "bardziej" swoje dziecko niż czynią to inne matki, aby łatwiej przekonać samą siebie, że jest naprawdę kochającą mamą. Chcąc "bardziej" kochać, może np. postanowić, że będzie zawsze uśmiechnięta wobec swojego dziecka. Wbrew jej nadziejom skutki takiego zachowania mogą być odwrotne od zamierzonych. Dziecko uczy się bowiem głównie od własnej matki odkrywania i wyrażania tego, co przeżywa. Jeśli jest zaniepokojone lub coś je boli, to własny ból czy niepokój powinno wyczytać w mimice twarzy, w spojrzeniu i głosie mamy. Jeśli ona jest zawsze uśmiechnięta, to nieświadomie wprowadza swe dziecko w błąd! Jej stereotypowe zachowanie, które nie uwzględnia aktualnych przeżyć dziecka, może doprowadzić do poważnych zaburzeń psychicznych u tego dziecka, ze schizofrenią włącznie. Jeśli nawet to nie nastąpi, to dziecko dochodzi stopniowo do przekonania, że mama go nie kocha, gdyż jest jej obojętne to, co ono przeżywa. Ma przecież zawsze uśmiechniętą twarz, niezależnie od jego przeżyć. A być obojętnym na przeżycia drugiej osoby, to znaczy nie kochać.

A oto inny przykład miłości interesownej. Wyobraźmy sobie, że jakaś osoba twierdzi, iż czuje się zbyt niedoskonała, by zasługiwać na miłość ze strony innych ludzi czy na szacunek wobec samej siebie. Jednocześnie osoba ta deklaruje, że chce poświęcić swe życie, by ofiarnie kochać bliźnich. Będziemy wtedy mieli do czynienia z nieświadomą imitacją miłości, gdyż w rzeczywistości nie może kochać drugiego człowieka ktoś, kto nie potrafi być przyjacielem dla samego siebie. Prawda ta wynika zarówno z obserwacji życia jak i z badań psychologicznych. Także Pismo Święte stwierdza jednoznacznie, że możemy kochać innych najwyżej tak, jak samych siebie: "Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego" (Mk 12, 31). W opisywanym tu przykładzie grozi tak zwana projekcja psychiczna, czyli kochanie samego siebie pod pretekstem miłości bliźniego. Poświęcenie dla drugiej osoby jest wtedy interesowne, gdyż służy zaspokojeniu własnych potrzeb. W tym przypadku chodzi o nieświadomą potrzebę przezwyciężania własnego poczucia małości i odrzucenia..

Popatrzmy teraz na przykład miłości warunkowej. Klasyczną ilustracją takiej miłości jest postawa rodziców, którzy szantażują swoje dzieci wycofaniem miłości: "jeśli będziesz niegrzeczny, to przestanę cię kochać". W takim klimacie jedynie warunkowej miłości dziecko doznaje silnych lęków i nie może zaspokoić podstawowej potrzeby bezpieczeństwa. Nawet jeśli sami rodzice nie traktują poważnie cytowanej tutaj groźby, to w subiektywnym odczuciu dziecka staje się ona źródłem cierpienia i niepewności nieraz do końca życia. Tymczasem rodzice, którzy potrafią dojrzale kochać, potrafią też w sposób dojrzały i stanowczy egzekwować przykre konsekwencje błędów swoich dzieci, ale nigdy nie szantażują ich wycofaniem miłości. Warunkowość miłości przybiera wiele form. Dla przykładu może się zdarzyć, że rodzice pragną zrealizować w swoich dzieciach aspiracje, których sami nie zdołali osiągnąć we własnym życiu. Wywierają wtedy różne naciski, by formować dziecko na wzór ich własnych nadziei i aspiracji, zamiast pomagać mu w odkryciu jego własnej drogi życiowej i niepowtarzalnych uzdolnień. Sami rodzice mogą być w takiej sytuacji przekonani, że ich naciski i oczekiwania służą dobru dziecka i że wyrażają rodzicielską miłość i troskę. W rzeczywistości wyrażają one dążenie rodziców do zaspokojenia ich własnych potrzeb. Dzieci są wtedy kochane jedynie warunkowo: o ile spełniają plany i nadzieje rodziców.

Ostatni przykład imitacji miłości to miłość niedostosowana do niepowtarzalnej sytuacji i zachowania drugiej osoby. W Polsce mamy około dwóch milionów osób uzależnionych od alkoholu. Byłoby o wiele mniej tego typu dramatów, gdyby najbliższe środowisko bardzo stanowczo reagowało już na pierwszy epizod nadużycia alkoholu, np. w takiej formie: "Niepokoję się, że nadużyłeś wczoraj alkoholu. Sądzę, że masz jakieś problemy i chętnie ci pomogę rozwiązać twoje trudności. Jeśli jednak jeszcze raz tak się zachowasz, to nigdy już nie pójdę z tobą na żadne przyjęcie, chyba że postanowisz zachować całkowitą abstynencję". Niestety wiele osób przez dłuższy czas nie reaguje na nadużywanie alkoholu przez kogoś z bliskich a nawet stara się go chronić przed bolesnymi konsekwencjami sięgania po alkohol. Taka ochrona jest właśnie jaskrawym przykładem miłości niedostosowanej do sytuacji drugiej osoby, a więc będzie szkodliwa. Będzie zaprzeczeniem miłości. W omawianym przykładzie dojrzała miłość polega na tym, że pozostawia się pijącemu ponoszenie wszystkich konsekwencji jego zaburzonego zachowania. Jeśli bowiem ktoś pije, a ktoś inny ponosi konsekwencje (np. ukrywa, usprawiedliwia, pożycza pieniądze), to ten pierwszy będzie nadużywał alkoholu tak długo, aż umrze. Skoro bowiem nie cierpi, to nie ma powodu, by zmieniać swoje zachowanie. Tymczasem dojrzała miłość oznacza takie zachowanie wobec błądzącego, które stwarza mu szansę na refleksję i zmianę postępowania. Nawet jeśli ceną za taką miłość jest ogromne cierpienie obu stron.

2. Fazy uczenia się miłości

Wniosek z dotychczasowych analiz jest oczywisty: nie ma nic cenniejszego niż miłość i nic bardziej niebezpiecznego niż imitacja miłości. By kochać naprawdę, nie wystarczy jedynie dobra wola czy poleganie na subiektywnych odczuciach. Potrzeba konkretnych kompetencji a także nieustannego wysiłku, by stawiać sobie wymagania miłości. Potrzeba też pokornej odwagi, by weryfikować czy moja miłość do innych nie jest jedynie jej imitacją? Tego typu pytania są tym bardziej potrzebne, im bardziej jest ktoś przekonany, że one go nie dotyczą. Tylko prawda może wyzwalać z imitacji. Także z imitacji miłości. Spróbujmy zatem raz jeszcze poszukać prawdy o dojrzałej miłości. Zacznijmy od analizy charakterystycznych faz i procesów związanych z dorastaniem do takiej miłości.

2. 1. Więź dziecka z rodzicami

Sposób uczenia się miłości zależy od całej historii danego człowieka, począwszy od pierwszych chwil jego życia. Największą szansę na optymalny rozwój i na dorastanie do dojrzałej miłości ma to dziecko, które zostaje obdarzone życiem z miłości, które jest otoczone miłością swoich rodziców zanim jeszcze się pocznie i urodzi, które jest radośnie zaakceptowane i z miłością wyczekiwane, które jest pokochane i zaakceptowane zanim rodzice przekażą mu życie, zanim je poznają, zanim zobaczą jak ich dziecko wygląda, jakie ma cechy, jakie posiada specyficzne możliwości rozwoju a jakie ograniczenia. Innymi słowy dziecko ma optymalną szansę na rozwój wtedy, gdy od początku swej historii okazuje się kochane w sposób bezwarunkowy i nieodwołalny. Gdy historia jego życia jest jednocześnie historią miłości.

Dlaczego jest tak ważne dla dziecka, by zaistniało ono w klimacie miłości i akceptacji ze strony rodziców? Otóż wiąże się to z faktem, że punktem wyjścia ludzkiego życia nie jest samotność czy niezależność lecz intensywna więź z rodzicami. Z całą świadomością mówię tu o więzi dziecka ze swymi rodzicami a nie tylko ze swoją matką. Oczywiście najpierw i najbardziej bezpośrednio dziecko związane jest ze swoją mamą, ale sposób odnoszenia się matki do dziecka wiąże się w dużym stopniu ze sposobem, w jaki jej mąż odnosi się do niej samej a także do dziecka, któremu obydwoje przekazali życie. Z tego właśnie powodu już od chwili poczęcia na sytuację dziecka wywiera istotny wpływ postawa obydwojga rodziców. Ewentualny konflikt między rodzicami lub brak jednego z nich ogromnie utrudnia dziecku nabycie zdrowego poczucia bezpieczeństwa oraz doświadczenie, że jest kimś kochanym. Warto poddać bliższej analizie typowe fazy i procesy towarzyszące kontaktowi dziecka z rodzicami.

Od momentu poczęcia dziecko znajduje się i rozwija w organizmie swojej mamy. To jest jego jedyne naturalne, a przez to bezpieczne środowisko zaistnienia. Trzeba zatem zdawać sobie sprawę z tego, że zapłodnienie in vitro narusza powyższą zasadę i że nie zostało dotąd udokumentowane, na ile poczęcie poza organizmem matki może niepokoić dziecko oraz utrudniać w przyszłości jego harmonijny rozwój. Jedynym bezpiecznym punktem wyjścia ludzkiego życia jest psycho-fizyczna więź z matką. W więzi tej dziecko okazuje się stroną całkowicie zależną. Jest powiązane z organizmem matki więzią fizyczną dzięki pępowinie oraz więzią psychiczną poprzez zdolność odczuwania i rejestrowania przeżyć, których doświadcza jego matka. Tak wielka zależność a jednocześnie jedność losów i przeżyć sprawia, że w okresie ciąży sytuacja dziecka całkowicie i bezpośrednio zależy od sytuacji matki: od jej zdrowia fizycznego, od jej samopoczucia psychicznego, od jej więzi z samą sobą, ze współmałżonkiem, z innymi ludźmi oraz od jej więzi z Bogiem. Im bardziej sytuacja matki jest w tych wszystkich sferach korzystna, tym lepiej rozwija się jej dziecko. Z kolei jakiekolwiek trudności zdrowotne, napięcia psychiczne, niepokoje moralne czy zaburzenia w kontaktach z otoczeniem powodują pojawienie się stresu i cierpienia zarówno u matki jak i u dziecka. Szkody ponoszone przez dziecko są jednak w takiej sytuacji dużo większe niż szkody czy trudności doświadczane przez matkę, gdyż nienarodzone dziecko z natury rzeczy jest zdecydowanie bardziej wrażliwe i mniej odporne na wszelkie negatywne czynniki i przeżycia niż osoba dorosła.

Skoro początkiem historii dziecka jest jego intensywna więź z matką, to nic dziwnego, że proces rodzenia jest przeżywany przez dziecko ogromny stres, jako bezpośrednie zagrożenie dla dalszego istnienia. Psychologowie, którzy badają wczesny okres ludzkiego życia, są zgodni, że narodziny stanowią dla każdego dziecka moment największego lęku i poczucia zagrożenia w całej historii życia. Jest to dla niemowlęcia doświadczenie opuszczenia przyjaznego środowiska w organizmie matki, doświadczenie bycia "wyrzuconym z domu" i "wrzuconym" w nowe środowisko, w którym dziecko jest całkowicie bezradne i w którym nie może przetrwać własną mocą. Największym więc pragnieniem dziecka po urodzeniu jest przywrócenie poprzedniego stanu życia, czyli ponowne połączenie się ze swoją matką. Ponieważ nie jest już możliwe złączenie wewnętrzne z organizmem matki, więc dziecko dąży wszystkimi siłami fizycznymi i psychicznymi do odzyskania możliwie najściślejszej więzi przynajmniej w kontakcie zewnętrznym.

Z tego właśnie powodu całym swoim zachowaniem, każdym spojrzeniem i gestem -włącznie z przeraźliwym płaczem - dziecko woła o kontakt z matką. Przywołuje ją do siebie całym sobą i wszystkimi energiami, jakimi dysponuje. Od chwili urodzenia dziecko najusilniej pragnie powrócić do matki i uspakaja się tylko wtedy, gdy jego wołanie zostanie uwzględnione a pragnienie kontaktu i bezpieczeństwa zaspokojone. Dzieje się tak, gdy matka z miłością i czułością bierze dziecko w ramiona, gdy je przytula, głaszcze, pieści, gdy czułym głosem wypowiada uspakajające słowa. Wszystko to zostaje automatycznie odnotowane i zarejestrowane w organizmie dziecka, prowadząc do uspokojenia, do wyciszenia bólu i lęku, do nadziei przetrwania. Każde pozostawienie dziecka ponownie w samotności powoduje kolejną falę niepokoju i poczucia wielkiego zagrożenia. Małe dziecko nie ma jeszcze wyobraźni czasowej i poczucia ciągłości więzi. Z tego powodu każde pozostawienie go przez matkę, choćby na chwilę, przeżywa jako ostateczne porzucenie i osamotnienie. A to powoduje nową falę przerażenia i poczucia radykalnego zagrożenia. Intensywność i bolesność przeżyć w takich sytuacjach jest porównywalna ze stanem agonii. Świadczą o tym zarówno zdesperowane reakcje fizjologiczne pozostawionego samotnie dziecka (niemal konwulsyjne ruchy całego ciała) jak i jego reakcje psychiczne (dramatyczny płacz, przerażenie w oczach).

Szczególnie bolesnym doświadczeniem dla noworodka jest ograniczony, a tym bardziej zerwany kontakt z matką w pierwszych tygodniach czy miesiącach życia. Taka sytuacja ma miejsce np. w wypadku porzucenia dziecka przez matkę albo w wypadkach losowych. Najczęściej rozłąka z matką w pierwszym okresie po urodzeniu jest wynikiem problemów zdrowotnych matki albo dziecka, gdy jedno z nich musi przebywać w szpitalu. Psychologowie zgodnie podkreślają, że tego typu nawet kilkudniowa rozłąka bardzo utrudnia dziecku nabycie w przyszłości poczucia bezpieczeństwa a także zbudowania zaufania do ludzi i do świata zewnętrznego. Konsekwencją rozłąki jest zwykle intensywne poczucie zagrożenia u dziecka a także lęk, że w przyszłości będzie się znowu porzuconym i osamotnionym. Z tego względu opieka zdrowotna nad matką i dzieckiem powinna być tak zorganizowana, żeby umożliwić ich wzajemny kontakt także wtedy, gdy konieczna okaże się hospitalizacja jednej ze stron.

Jeśli więź matki z dzieckiem rozwija się prawidłowo, to po szoku związanym z urodzeniem i opuszczeniem organizmu matki, niemowlę stopniowo coraz bardziej się uspakaja i upewnia, że zmienił się wprawdzie sposób jego powiązania z matką, ale sama więź trwa nadal. Dzięki temu odkryciu dziecko powoli zaczyna akceptować nowe środowisko życia i odzyskiwać poczucie bezpieczeństwa, jakie miało przed urodzeniem. Ponadto w miarę upływu kolejnych miesięcy życia dziecko odkrywa i doświadcza, że staje się coraz bardziej niezależne od innych osób. Potrafi się coraz łatwiej poruszać, odkrywać nowe środowisko, sięgać po pokarm, rozumieć coraz więcej z tego, co dzieje się wokół niego. Wszystko to sprawia, że dziecko zaczyna się czuć coraz bardziej bezpieczne i samodzielne. Przechodzi nawet fazę, w której ma poczucie wszechmocy i całkowitego panowania nad otaczającym go środowiskiem.

Proces stopniowego uniezależniania się od matki i od najbliższego otoczenia jest związany nie tylko z uzyskiwaniem rosnącej niezależności i pewności siebie lecz także z faktem, że dziecko coraz bardziej świadomie odkrywa cenę, którą przychodzi mu płacić, gdy pozostaje w sytuacji intensywnej zależności od innych osób. Jest wprawdzie bardzo szczęśliwe i spokojne w ramionach mamy czy taty, ale przeżywa tym większe cierpienie, bunt i niepokój, gdy rodzice wypuszczają go ze swoich ramion, gdy zostawiają go samego i odchodzą do innych zajęć. Dziecko odkrywa więc coraz wyraźniej i dotkliwiej, że im bardziej cieszy się obecnością rodziców, tym intensywniej cierpi, gdy oni odchodzą. A ponieważ w miarę upływu miesięcy i pierwszych lat życia dziecko staje się coraz bardziej niezależne od dorosłych w zaspakajaniu swych podstawowych potrzeb fizycznych i psychicznych, więc jego więzi z rodzicami zaczynają podlegać spontanicznej ewolucji ku coraz większej niezależności emocjonalnej. Tego typu stopniowe uzyskiwanie rosnącej autonomii psycho-fizycznej stanowi potwierdzenie prawidłowego rozwoju dziecka. Z kolei poszerzająca się niezależność umożliwia mu nieustanne intensyfikowanie kontaktu z otaczającym światem a także tworzenie więzi z nowymi osobami, począwszy od rodzeństwa i krewnych, a skończywszy na osobach z przedszkola czy z sąsiedztwa. Ten naturalny proces rozwoju ku coraz większej niezależności może jednak zostać zakłócony lub niemal zablokowany na skutek błędnej postawy któregoś rodziców lub innych osób z najbliższego środowiska danego dziecka. Istnieją dwa podstawowe źródła zagrożeń w tym względzie. Jednym z nich jest odrzucenie emocjonalne dziecka a drugim patologiczne uzależnienie dziecka od osób dorosłych. Przypatrzmy się bliżej obu tym zagrożeniom.

Pierwszą sytuacją, która powoduje zaburzenia w rozwoju więzi międzyosobowych i która będzie w przyszłości blokować uczenie się dojrzałej miłości, jest każda forma emocjonalnego odrzucenia dziecka przez rodziców. Zranienie emocjonalne dziecka może dokonywać się na różne sposoby i może mieć różną skalę intensywności: od obojętności i niechęci aż do nienawiści wobec dziecka i do jego faktycznego porzucenia (np. poprzez oddanie do domu dziecka). Może zdarzyć się też tak, że dziecko zostaje początkowo przyjęte z miłością i akceptacją a następnie z jakichś racji (np. kryzys jednego z rodziców czy kryzys ich małżeństwa) odrzucone i zranione w swej potrzebie więzi, miłości i czułej troski. W polskich warunkach poczucie odrzucenia doświadczane jest najczęściej przez dzieci, których rodzice nadużywają alkoholu. Tego typu sytuacje prowadzą do głębokiej frustracji u dziecka, które nieustannie doświadcza przemożnej potrzeby, by być blisko swoich rodziców i by czuć się z nimi bezpiecznie. W okresie niemowlęctwa i pierwszych lat życia dziecko może bowiem zapewnić sobie rozwój i wzmacniać poczucie bezpieczeństwa jedynie poprzez silne i pozytywne więzi z rodzicami. Jeśli rodzice respektują potrzeby dziecka i obdarzają je swoją obecnością, czułością i troską, to tworzą podstawy jego harmonijnego rozwoju. Jeśli jednak wołanie dziecka o bliskość i więź zostanie przez rodziców odrzucone, zignorowane czy niedostatecznie zaspokojone, to dziecko przez wiele lat - a czasem do śmierci - będzie czuło się zagrożone i będzie przeżywało poważne trudności w nawiązywaniu kontaktów z innymi ludźmi oraz w uczeniu się dojrzałej miłości.

Może być i tak, że rodzice nie odrzucają wprawdzie swego dziecka lecz z jakichś względów nie potrafią otoczyć go wystarczającą miłością i wsparciem. Dziecko czuje się zranione i odrzucone nie tylko wtedy, gdy rodzice wyrządzają mu krzywdę czy odmawiają mu miłości, ale także wtedy, gdy nie czynią mu dobra, którego ono potrzebuje. Wszelkie przejawy ignorowania dziecka i jego potrzeb a także brak troskliwej opieki to sytuacje, które dziecko przeżywa jako ostateczne odrzucenie go ze strony rodziców i jako brak miłości. Ma to miejsce np. w sytuacji, gdy rodzice za mało czasu poświęcają na fizyczną obecność i na fizyczny kontakt z dzieckiem, albo gdy ignorują jego subiektywne odczucia i przeżycia. Oczywiście rodzice nie muszą a czasem wręcz nie powinni uwzględniać wszystkich pragnień i oczekiwań małego dziecka, gdyż część z nich to pragnienia i oczekiwania, które są niedojrzałe a nawet groźne. Rodzice powinni jednak nieustannie dawać dziecku znaki, że wiedzą, co się w nim dzieje, co ono przeżywa, czym się cieszy a czego się lęka. Powinni też nieustannie komunikować dziecku, że jego przeżycia, myśli i pragnienia są ważne i cenne w ich oczach.

Każda forma zranienia dziecka w jego elementarnych potrzebach, każda forma odrzucenia - od emocjonalnej obojętności aż do fizycznego porzucenia - dramatycznie zaburza nie tylko jego aktualne więzi z rodzicami ale także jego sposoby budowania więzi międzyludzkich w przyszłości. Dziecko zranione przez rodziców w swej potrzebie bliskości i miłości, będzie z natury rzeczy bardzo tęsknić za miłością, będzie dosłownie głodne miłości i czułości a jednocześnie będzie się bało szukać więzi z innymi ludźmi. Pozostanie zwykle przez długie lata, a czasem aż do śmierci, sparaliżowane strachem, że nowe więzi zakończą się tak samo jak pierwsze: ogromnym rozgoryczeniem, porzuceniem i bólem. Tego typu paraliżujący lęk prowadzi do życia w samotności, do izolacji, nieufności, podejrzliwości. Powoduje pojawienie się postaw obronnych, negatywnych oczekiwań, bolesnego niezdecydowania, tendencji do ucieczki od głębszych więzi.

W takiej sytuacji cierpi nie tylko sam zainteresowany. Jego lęk i nieufność prowadzi do nieporozumień i cierpień również u osób z otaczającego go środowiska. Im większą bowiem okaże ktoś miłość i troskę osobie porzuconej czy zranionej w swych pierwotnych więziach, z tym większą spotka się z jej strony nieufnością i ostrożnością. Osoba zraniona nie wierzy bowiem, że może ktoś otoczyć ją miłością i troską, która okaże się stała i wierna. Boi się doświadczenia kolejnych porzuceń i rozczarowań. Z tego właśnie powodu osoba ta będzie czynić wszystko (zwykle nieświadomie lub świadomie lecz wbrew swej woli!), by zniechęcić innych do okazywania jej miłości i do budowania z nią pogłębionych więzi mimo, że doświadczenie trwałej miłości i bliskości pozostaje jej największą tęsknotą i pragnieniem. Taka sytuacja ogromnie utrudnia a czasem nawet uniemożliwia zawarcie małżeństwa i założenie własnej rodziny.

Równie bolesne konsekwencje ma przeciwna forma zaburzeń w więzi dziecka z rodzicami, a mianowicie nadmierne uzależnienie dziecka od swoich bliskich. W pierwszym przypadku dramatem było to, że rodzice nie objęli dziecka taką troską i miłością, której ono potrzebowało. W tym przypadku dramatem jest to, że rodzice na stałe uzależnili dziecko od siebie poprzez przesadną troskę i poprzez tworzenie niedojrzałych więzi. W pierwszym przypadku więzi były zbyt słabe lub zostały zerwane, w tym przypadku więzi są przesadnie mocne i okazują się one drogą do psychicznego uwięzienia. Nadmierne uzależnienie się dziecka od rodziców może dokonywać się na różne sposoby. Punkt wyjścia jest jednak w każdym przypadku podobny, a jest nim jakaś niedojrzałość czy nieodpowiedzialność rodziców. Może się ona wiązać z trudnościami zewnętrznymi i wewnętrznymi rodziców, a zwłaszcza z ich niezaspokojonymi potrzebami emocjonalnymi. W takiej sytuacji dziecko jest psychicznie szantażowane i zmuszane, by przejąć rolę ich "wybawiciela". Zwykle tego typu rodzice są zupełnie świadomi tej sytuacji, np. gdy zdają sobie sprawę, że ich dziecko jest dla nich osłodą cierpień doświadczanych w innych wymiarach życia albo, że stało się ono źródłem zaspokojenia potrzeb, nadziei i aspiracji, których sami rodzice z jakichś względów nie mogli czy nie potrafili zaspokoić we własnym życiu. Częściej jednak rodzice nie są świadomi, że posługują się dzieckiem, aby zaspokoić własne potrzeby albo przezwyciężyć osobiste trudności. Niezależnie od tego, czy i na ile rodzice są świadomi, że w jakimś stopniu oni sami potrzebują własnych dzieci do radzenia sobie z życiem, będą tak postępować, by te dzieci zatrzymać przy sobie, by je od siebie psychicznie uzależnić, by odtąd już na zawsze mieć przy sobie swego "wybawiciela". W tym celu rodzice posługują się (znowu z różnym stopniem świadomości!) dwoma podstawowymi strategiami: zniechęcaniem dziecka do osiągania niezależności oraz sprzyjaniem temu, co czyni dziecko zależnym od nich. Przyjrzyjmy się po krótce obu tym mechanizmom.

W bardzo różny sposób można zniechęcać dziecko do uczenia się niezależności. Jednym ze sposobów jest sugerowanie mu, iż pozostanie ono na zawsze bezradne, naiwne i zupełnie bezbronne wobec świata zewnętrznego. Innym sposobem jest sugerowanie dziecku, że za progiem domu rodzinnego czyha na nie świat pełen wrogości, zła, agresji, krzywdy i że należy tego świata za wszelką cenę unikać a najlepiej w ogóle ku niemu nie wychodzić. Chyba, że wyłącznie w obecności i z pomocą rodziców. Jeszcze innym sposobem zniechęcania dziecka do osiągania niezależności jest karanie go i sugerowanie mu poczucia winy za każdy przejaw niezależności wobec rodziców oraz za każdy znak zaufania we własne siły. W tym samym kierunku zmierza okazywanie dziecku przesadnego lęku i niepokoju czy wręcz cierpienia w obliczu każdego przejawu jego samodzielności.

Obok zniechęcania dziecka do uczenia się niezależności, drugą grupą strategii, zmierzających do zatrzymania go na zawsze przy sobie, stanowią zachowania, które sprzyjają podtrzymywaniu zależności dziecka od rodziców. Można to osiągnąć, np. stosując pochwały i nagrody wobec dziecka za każdy przejaw jego zależności i braku samodzielności. A także pokazując plusy i korzyści (rzeczywiste lub choćby tylko pozorne), płynące z poczucia bezradności i stałej zależności od rodziców. Dla osiągnięcia tego celu rodzice potrafią nawet zrezygnować z wymagań stawianych dziecku, np. w odniesieniu do obowiązków domowych czy szkolnych, byle tylko zachęcić je do trwania w pożądanej przez nich zależności. Skutecznym sposobem podtrzymywania poczucia zależności u dziecka są wszelkie formy nadopiekuńczości ze strony rodziców a także sugerowanie synowi czy córce, że najważniejszym sposobem wyrażania przez dzieci miłości wobec rodziców jest całkowita uległość i trwanie w zależności.

Tego typu próby zatrzymania dzieci przy sobie nie tylko utrudniają ich rozwój ale jednocześnie kończą się rozczarowaniem ze strony samych rodziców. I to w każdej sytuacji. Gdy dzieci wyzwalają się z niedojrzałej zależności od rodziców, albo gdy nie realizują biernie ich oczekiwań, wtedy rodzice są przekonani, że cierpią na skutek rozczarowania się postawą własnego potomstwa. Gdy natomiast dzieci próbują wiernie realizować oczekiwania i potrzeby swoich rodziców, gdy trwają w patologicznym podporządkowaniu się oraz gdy szukają szczęścia według reguł, które rodzice im narzucają, wtedy ci ostatni przeżywają zwykle jeszcze większą frustrację i rozgoryczenie. Z czasem stają się bowiem coraz bardziej świadomi, że podporządkowanie sobie dziecka i manipulowanie nim nie jest drogą do osiągnięcia szczęścia. Szczęście jest konsekwencją osobistej dojrzałości i szlachetności postępowania danej osoby a nie rezultatem podporządkowania sobie innych ludzi czy uszczęśliwiania ich według własnych wzorców lub potrzeb.

Próba podtrzymywania dziecka w ciągłej zależności od rodziców, nie może więc przynieść satysfakcji dorosłym a jednocześnie boleśnie zaburza rozwój dziecka. Pozostaje ono emocjonalnie uwięzione w kręgu rodzinnym. Nie ufa samemu sobie i boi się świata zewnętrznego. A najbardziej boi się uniezależnić od rodziców. W konsekwencji nie nawiązuje bliższych kontaktów z nikim poza kręgiem rodzinnym. Stara się maksymalnie ograniczać jakiekolwiek więzi z "obcymi" a jednocześnie dosyć biernie poddaje się sugestiom rodziców co do swego życia i postępowania. To rodzice - a nie dorastające dziecko - decydują wtedy, czym ono się interesuje, jaką ukończy szkołę, jaką obierze drogę w dorosłym życiu. Tymczasem to wszystko może odkryć naprawdę tylko sam zainteresowany, bo żadne dziecko nie zostało stworzone na obraz i podobieństwo rodziców. Ani dla zaspokojenia ich potrzeb, fantazji, marzeń czy najpiękniejszych nawet oczekiwań.

Na szczęście wyżej opisane zagrożenia i zaburzenia w rozwoju dziecka nie są zjawiskiem częstym i rzadko przybierają formy ekstremalne. Większość dzieci stopniowo uczy się rosnącej samodzielności i nabiera coraz mocniejszego zaufania do samych siebie oraz do własnych możliwości. Z kolei rodzice na ogół rozumieją, że powinni respektować rosnącą autonomię ich dzieci i pomagać im w wyjściu na spotkanie ze światem ludzi i rzeczy, który nie mieści się w granicach rodzinnego domu. W ten sposób kilkuletnie dzieci intensywnie poszerzają krąg więzi i znajomości. Zwłaszcza pójście do przedszkola i szkoły powoduje gwałtowne poszerzenie kontaktu ze środowiskiem poza rodzinnym a także konieczność przebywania bez rodziców przez wiele godzin dziennie. Początkowo dla większości dzieci wiąże się to z poczuciem zagrożenia i z tęsknotą za rodzicami. W miarę jednak upływu czasu niepokój i tęsknota maleją. Kilkunastoletni chłopcy i dziewczęta mają szansę sądzić, że oto są już kimś dorosłym i niezależnym. Wtedy właśnie stają się emocjonalnie gotowi na przeżycie doświadczenia, które pomoże im odkryć, że się pomylili i że przecenili własną niezależność. Doświadczenie to określamy mianem zakochania. Przyjrzyjmy się teraz głębiej tej fazie uczenia się miłości.

2. 2. Więź między zakochanymi

Zakochanie oznacza sytuację, w której ktoś - najczęściej w wieku rozwojowym - związał się bardzo silnie emocjonalnie z drugą osobą. W dużym stopniu zakochanie jest powtórzeniem sytuacji z dzieciństwa, gdy dziecko było związane ze swymi rodzicami bardzo intensywnymi więziami emocjonalnymi. Zakochanie różni się jednak kilkoma istotnymi elementami od więzi dziecka z rodzicami. Po pierwsze, zakochanie nie prowadzi do aż tak skrajnej zależności jak w dzieciństwie, gdyż zakochany może przeżyć - przynajmniej w wymiarze fizycznym - bez obecności osoby, w której się zakochał, podczas gdy dziecko nie może przeżyć bez obecności rodziców czy innych dorosłych, od których jest zależne. Po drugie, zakochany jest na ogół od początku dosyć świadomy swego przywiązania do drugiej osoby podczas, gdy dziecko początkowo nie zdaje sobie zupełnie sprawy ze swego przywiązania emocjonalnego do rodziców. W pierwszych miesiącach życia dziecko w ogóle nie odróżnia siebie od otaczających go osób a nawet rzeczy. Po trzecie, zakochanie oznacza intensywną więź emocjonalną z kimś spoza grona rodzinnego, podczas gdy dziecko swe pierwsze więzi przeżywa w odniesieniu do rodziców i osób z najbliższego otoczenia. Po czwarte, zakochanie wiąże się nie tylko z potrzebami emocjonalnymi ale także z zauroczeniem osobą drugiej płci, z budzącymi się potrzebami seksualnymi a także z marzeniami o założeniu własnej rodziny. Tymczasem pierwsze zauroczenie dziecka skierowane do własnych rodziców, wynika wyłącznie z jego potrzeby szukania nieustannej obecności dorosłych, bez których dziecko skazane byłoby na śmierć. Wspólną natomiast cechą zakochania oraz więzi dziecka z rodzicami jest fakt, że obydwa te przeżycia stanowią potrzebne i ważne fazy rozwoju psycho-społecznego. Są miejscem uczenia się coraz dojrzalszych więzi oraz coraz dojrzalszej miłości.

Przypatrzmy się teraz typowemu przebiegowi procesu, który nazywamy zakochaniem. Otóż zakochanie jest doświadczeniem, które rodzi się spontanicznie. Przychodzi nieoczekiwanie. Nie wynika z decyzji danej osoby. Nie jest czymś zaplanowanym. Wystarczy, że nadejdzie właściwy czas i pojawi się właściwa osoba. Jakże poetycko a zarazem realistycznie opisuje początki zakochania Exupery. W książce "Ziemia, planeta ludzi" wspomina on wieczór spędzony u znajomych, którzy mieszkali gdzieś na odludziu w Argentynie, w starym domu pełnym szpar, tajemnic i żmij. Dwie nastoletnie córki gospodarzy bardzo bacznie przyglądały się pisarzowi i we wnętrzu dziewczęcego serca stawiały mu raczej negatywne oceny. Najwyżej trójkę z minusem. Exupery domyślał się tego, gdyż w dzieciństwie jego dwie siostry wtajemniczyły go w podobne zwyczaje. Na tle spotkania z tamtymi dziewczętami pisarz snuje następującą refleksję: "Nadchodzi dzień, kiedy w dziewczynie budzi się kobieta. Marzy, by wreszcie postawić komuś piątkę. Ta piątka leży na sercu. Wtedy właśnie zjawia się jakiś głupiec. Po raz pierwszy przenikliwe oczy mylą się i stroją przybysza w piękne piórka. Jeśli głupiec mówi wiersze, dziewczyna ma go za poetę. Sądzi, że ma on zrozumienie dla szpar w podłodze, że lubi mangusty, że pochlebia mu ufność żmii, która pod stołem, koło jego nóg, się kołysze. I oddaje serce, które jest zdziczałym sadem temu, kto lubi tylko strzyżone parki. I głupiec bierze księżniczkę w niewolę." Na szczęście nie zawsze zakochani mają takiego pecha a ponadto nawet jeśli zakochanie jest pewnego rodzaju niewolą, to przecież tego typu niewola nie trwa wiecznie.

Początkom zakochania towarzyszą na ogół bardzo radosne przeżycia i doświadczenia. Oto on czy ona czują się coraz lepiej w obecności tej drugiej osoby. Chcą o tej drugiej osobie coraz więcej wiedzieć a jeszcze bardziej pragną z nią coraz dłużej przebywać. Gdy zakochanie osiąga szczyt zauroczenia emocjonalnego, wtedy osoba zakochana czuje się ogromnie szczęśliwa i wruszona. Czasem wręcz "porażona" uczuciem do drugiej osoby. Potrafi już tylko o niej myśleć, tylko za nią tęsknić a największym marzeniem jest pozostać z tą osobą na zawsze. Tego typu intensywna więź emocjonalna owocuje wielkim entuzjazmem, wielką energią psychiczną. Zakochany chłopak może nagle zacząć solidnie się uczyć, słuchać muzyki albo pisać wiersze, w zależności od tego, czego oczekuje jego wybranka lub czym może jej zaimponować. Z kolei zakochana dziewczyna może nagle porzucić swe serdeczne przyjaciółki czy wejść w bolesny konflikt z rodzicami, byle tylko być blisko swego chłopaka. Tę właśnie fazę radosnych uniesień opisują najczęściej filmy, opowiadania czy poezje, które ukazują osoby zakochane.

Z czasem jednak zakochanie odsłania inne, bolesne oblicze, które rzadziej ukazywane jest na ekranach kin czy w popularnych czasopismach dla młodzieży. Stopniowo zakochany odkrywa ze zdumieniem, że zakochanie nie oznacza jedynie uniesień, wzruszeń i godzin szczęścia. Po tajemnicach radosnych zaczynają pojawiać się tajemnice bolesne. Zakochani przeżywają pierwsze nieporozumienia i rozczarowania. Pojawiają się wzajemne pretensje i emocjonalne zranienia. Zakochany ma coraz większą świadomość, że ta druga osoba wcale nie jest absolutnym ideałem i samą doskonałością. Następują pierwsze sprzeczki, łzy i rozstanie na całe życie. A następnie pojednanie ... po pięciu minutach i kolejne rozstanie. Największe jednak cierpienie przynosi zazdrość, która okazuje się nieodłącznym elementem tej fazy zakochania. Zazdrość towarzysząca zakochanym okazuje się wyjątkowo intensywna i bolesna. Czasem jest aż tak bolesna, że prowadzi do całkowitego załamania psychicznego i do stanów samobójczych. Nie powinno to być zaskoczeniem, jeśli uświadomimy sobie, że istotą zakochania nie jest miłość lecz ogromna, dziecięcia niemal zależność emocjonalna od drugiej osoby. Zakochany chce mieć tę drugą osobę tylko dla siebie. Intensywnie cieszy się jej obecnością i jeszcze bardziej intensywnie cierpi, gdy ona odchodzi lub choćby tylko rozmawia z kimś innym. W ten sposób w całej pełni odsłania się analogia między zakochaniem a przywiązaniem dziecka wobec rodziców. Ono także chce mieć swoich rodziców tylko dla siebie i staje się zazdrosne o każde ich słowo czy gest skierowany do kogokolwiek innego.

Pod wpływem własnej zazdrości, a zwłaszcza pod wpływem towarzyszącego jej cierpienia, zakochany uświadamia sobie stopniowo, że nie może w tym stanie pozostać do końca życia. Nie może być tak, że funkcjonuje dobrze jedynie w obecności osoby, w której się zakochał, a bez niej nie potrafi normalnie żyć, pracować, skupić się a nawet spożyć posiłku. W obliczu rosnącego cierpienia zakochany próbuje zwykle uniknąć prawdy o swym uzależnieniu od drugiej osoby. Swoje cierpienie tłumaczy tym, że ta druga osoba nie kocha go wystarczająco, że go nie rozumie, że nie jest tylko dla niego, tak jak on chce być tylko dla niej. Z czasem jednak cierpienie jest zbyt mocne, by nadal się łudzić i zakochany zwykle nie ma innego wyboru jak tylko powiedzieć sobie któregoś dnia całą prawdę: cierpię głównie dlatego, że uzależniłem się emocjonalnie od drugiej osoby aż tak intensywnie, jak w dzieciństwie byłem przywiązany do mojej mamy czy do mojego taty. Teraz, tak jak i wtedy, mam do wyboru: albo nadal intensywnie cieszyć się tą osobą i równie intensywnie cierpieć, albo stopniowo się od niej uniezależniać." Od momentu uzyskania tego typu świadomości zakochany zaczyna zwykle odzyskiwać więzi z innymi ludźmi i staje się stopniowo coraz bardziej niezależny od osoby, w której się zakochał. Nie musi to oznaczać zerwania więzi z tą osobą, ale dalszy z nią kontakt będzie już dojrzalszy i oparty na rosnącej niezależności. Proces zakochania zakreśli wtedy pełny cykl: od tajemnic radosnych, przez tajemnice bolesne poprowadzi do tajemnic chwalebnych, które oznaczają rosnącą niezależność i dojrzałość danej osoby w budowaniu więzi z innymi ludźmi.

W ten sposób zakochanie staje się drugą, obok więzi dziecka z rodzicami, ważną lekcją życia, gdy chodzi o kontakt z drugim człowiekiem i uczenie się miłości. Poprzez tę lekcję młody człowiek odkrywa, że pomylił się sądząc, iż jest już całkiem dorosły i niezależny. Jego rosnąca niezależność emocjonalna od rodziców okazała się raczej pokonaniem pewnego etapu zależności niż osiągnięciem całkowitej niezależności. Cierpienie, którego doznał w drugiej fazie zakochania, pozwala mu odkryć tę prawdę, która znajdowała się poza jego zasięgiem, gdy był jeszcze dzieckiem i gdy stopniowo uniezależniał się od swoich rodziców. Prawdę, że więzi oparte na silnej potrzebie emocjonalnej lub na zauroczeniu emocjonalnym nie przyniosą mu nigdy pełnego szczęścia, że takie więzi będą go ciągle na nowo niepokoiły i utrudniały uczenie się dojrzałej miłości. Innymi słowy przeżycie zakochania pozwala na wyciągnięcie wniosku, że człowiek tęskni za miłością, która jest czymś więcej niż uczuciem czy fascynacją emocjonalną. Przytulenie się do drugiej osoby nie jest sposobem na życie a zauroczenie emocjonalne wprowadza wprawdzie w przyjemny nastrój, nie przynosi jednak trwałego szczęścia ani wewnętrznego pokoju. Trwanie w silnej zależności emocjonalnej prowadzi do rosnącej frustracji. I to tym większej, im ktoś jest starszy i im bardziej aspiruje do życia w miłości i wolności wewnętrznej.

Pozostawanie na etapie zakochania nie jest więc sposobem na osiągnięcie szczęścia. Tym bardziej nie może być sposobem na szczęśliwe małżeństwo czy na odpowiedzialne życie rodzinne. Jednak nie wszyscy młodzi wyciągają ten oczywisty wniosek, gdyż stawia on przed człowiekiem trudne zadania. Wymaga przecież nabywania coraz większej samodzielności a także dorastania do bezinteresownej miłości. Kto z jakichś względów nie chce czy też nie potrafi sobie takich wymagań postawić, ten nie dopuści do swej świadomości prawdy, że potrzebuje czegoś więcej niż zauroczenia emocjonalnego. Będzie raczej szukał kolejnych więzi, które nadal oparte będą głównie na zauroczeniu i na zależności emocjonalnej. Początkowo będzie znowu przeżywał fascynację, by następnie jeszcze większe rozczarowanie niż w poprzednim zakochaniu. I może ulegać tym samym złudzeniom oraz powtarzać te same błędy aż do śmierci. Chyba, że któregoś dnia miara cierpienia będzie tak wielka, iż wreszcie otworzą mu się oczy i zacznie wymagać od siebie uczenia się dojrzałej miłości. Wtedy jednak może pojawić się kolejne niebezpieczeństwo. Dana osoba może zadowolić się więziami, które nie ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin