Coś musiało się staćIDojrzały sady do zbierania jabłek.Coś musiało się stać.Spadkobiercy gatunku wzrok ćwiczą uważnie.Dzień z nocą ożenionystał się nagle moim krewnym.I cała rodzina zarosłych trawników.Nie wyplewione gesty.Ktoś nakłania do ukłonów klony rozłożyste- aż śmiechy.Śmiechy na wagę złota.Na wagę złotabo zupełnie puste.Drzewa czekają pozapinane wysoko pod szyję.Powiało trzaskaniem drzwi. Spaloną zupą powiało.Na pustym talerzu pusty śmiech.Kto z nichkogo przeżyje.Przechodzę z jednego dnia na drugi dzień.Przechodzę z czasu na czaszawsze na czas.Uważnie. By przypadkiem nie pomylić się.I choćby chciało się upadaći czekać - leżąc - by czas dalej szedł: nic z tego. Dalej z dnia na drugi dzień. Z ziemi przekonań. Z geometrii czasu. Z wiedzy czytelnej. Z nadmiaru wymiaru.IIZ mojego domu wszystkie drzwi odeszły.W moim domu nie było Larów i Penatówani szafek z woskowymi maskami przodków.Przez mój dom przeszedł anioł. Wszystkie grzechy przeszły.Z mojego domu okna wychodziły na deszcze.W moim domu próbowano wyhodować twarz.Wszystkim było nienormalnie. Mieli myśli i dreszcze.Od nadpsutych futryn okiennych aż po Ojcze Nasz.W moim domu nie było nikogo. Byli wszyscy.Siedzieli tak cicho że nie było ich widać.Albo tak głośno huczeli. Tupali. Krzyczeli.Przewracali garnki. Głowy zawracaliaż bolały i opadały w sen już przygotowany- opowiadany przy stole. Wszyscy z góry wiedzielikto więcej pomyśli. Kogo zabije życie- prywatne- polityczne- apokaliptyczna.IIIW moim domu spojrzenia do dziś nie wyjaśnionezostały jeszcze. Wyschnięteopadają ustawiczniesamotne i półprzytomne jak lampy uliczne.Nikt w domu moim nie wierzy nikomu.Nawet krzesło odsuwa się od swoich nóg.Niekiedy wychodzę tak gwałtownieże wszyscy stają na baczność.Garnki talerze i dziecimają uciechę.Oczy na baczność przypominają dwa duże guziki.Dzieci grają w guziki. Czerwone zielone guziki.I śmieją się. Śmieją się. Śmieją sięz niespodziewanej gry.Aż nagle nie ma guzików. Aż nagle z guzików są łzy.I dzieci płaczą i płaczą. I dom się obala nocą.I nowe nowe wichry...Wtedy odchodzę spokojnie na przeciwległy bok.
eli1313