Goudge Eileen - Serce matki.pdf

(1887 KB) Pobierz
5477102 UNPDF
EILEEN
GOUDGE
SERCE MATKI
Wszystkie szczęśliwe rodziny są takie same,
każda nieszczęśliwa jest nieszczęśliwa inaczej.
Lew Tołstoj Anna Karenina
PROLOG
Nowy Jork, 1972
Ellie zadrżała, podnosząc kołnierz pożyczonego
płaszcza, kiedy pędziła z pracy do domu. Tyle tu
świateł, pomyślała. Neony jarzące się nad markizami
sklepów, wabiące blaskiem wejścia do nocnych klu­
bów, łuna świateł samochodów mknących strumie­
niem ku Broadwayowi. Jednak to światło było zimne.
Nawet w białym sercu zimy w Euphrates w stanie
Minnesota, kiedy zamarzały sadzawki, w których po­
jono krowy, a pastwiska pokrywał śnieg, nigdy nie
czuła takiego chłodu. W tandetnym nylonowym uni­
formie i zbyt ciasnym płaszczu swojej siostry wyobra­
żała sobie, że jej kości trzaskają jak gałązki na mrozie.
Tylko piersi nabrzmiałe mlekiem zdawały się pro­
mieniować stłumionym ciepłem. Czuła, jak pokarm
wzbiera, odzywając się ukłuciami cieniutkich igiełek
- zbliżała się pora karmienia. Skręcając w Czterdzies­
tą Siódmą Ulicę, przyśpieszyła kroku. Dojmująca tęs­
knota za dzieckiem ogarniała całe jej ciało, to ona
kierowała jej kroki ku staremu domowi na końcu
przecznicy, gdzie wraz z siostrą zajmowały maleńkie
mieszkanie na poddaszu.
5
Czy zostawiłam Nadine wystarczająco dużo mleka?
Mojej siostrze, pomyślała z mimowolnym westchnie­
niem, nie przyjdzie do głowy wyjść i kupić więcej.
Przed oczyma Ellie zamajaczył obraz grymaszącej
Bethanne, o słodkiej twarzyczce laleczki, poczerwie­
niałej i pomarszczonej, kiedy wrzeszczała w ramio­
nach Nadine. Ellie otuliła się mocniej płaszczem, jak­
by w ten sposób mogła utulić córeczkę, uciszyć jej
płacz. W gruncie rzeczy przez cały wieczór dręczyły
ją niespokojne myśli. Kiedy siedziała na wysokim sto­
łku w dusznej kabinie bileterki w kinie Loew State na
rogu Broadwayu i Pięćdziesiątej Piątej Ulicy i wyry­
wała bilety z bloczku oraz wysuwała szczeliną pod
okienkiem resztę, cały czas czuła pulsujący niepokój
jak drzazgę za paznokciem.
A jeśli ten lekki rumieniec, który jej córeczka dzi­
siaj rano miała na buzi, oznacza, że Bethy zachoruje?
Może ma odrę, świnkę... a może nawet ospę? Ellie
poczuła, jak serce osuwa jej się w dół w przerażeniu,
jednak natychmiast wzięła się w garść.
W dzisiejszych czasach ludzie nie chorują na ospę,
tłumaczyła sobie rzeczowo. Zresztą Bethy była szcze­
piona. Uspokój się i przestań się trząść jak idiotka.
Masz większe problemy na głowie - na przykład, jak
do cholery uda ci się zaoszczędzić tyle pieniędzy, że­
by wynająć jakiś samodzielny kąt.
Zarobki bileterki były takie, że - choć skrzętnie
odkładała każdego centa, który nie szedł na jedzenie
ani jej udział w opłatach za mieszkanie - może na
początku przyszłego stulecia udałoby jej się zawiesić
firanki we własnej kuchni. Myśl o mieszkaniu, które
sama urządzi, o używanej kołysce, którą ustawi w po­
koju dziecinnym, o uczciwym materacu, na którym
będzie spała (a nie na zarwanej leżance z wystającymi
sprężynami w mieszkaniu Nadine) dodała jej nieco
6
energii. Przyśpieszyła kroku, unosząc stopy wysoko
nad chodnikiem, jakby nagle sportowe buty zaczęły ją
same nieść.
Musi jakoś do tego dojść. Znaleźć lepszą pracę.
Znaleźć jakiś sposób, żeby zacząć naukę w college'u.
A może nawet poszukać sobie męża (choć akurat
w tym kierunku nie robiła niczego). To pewnie zajmie
jej trochę czasu, ale też nie musi się śpieszyć. Rany
boskie, przecież ledwo skończyła osiemnaście lat! No
cóż, mimo to nie mogła sobie przypomnieć, kiedy po
raz ostatni czuła się beztroska jak nastolatka.
Przechodząc pod uliczną latarnią, Ellie kątem oka
dostrzegła swoje odbicie w szybie wystawowej. Zoba­
czyła wysoką dziewczynę o pełnej twarzy, wystają­
cych kościach policzkowych i włosach tak jasnych,
jakie mieli jej skandynawscy przodkowie - można się
spodziewać, że taka dziewczyna, ubrana w kwiecistą
spódnicę i bluzkę z bufkami, uśmiechać się będzie
z tablicy przy autostradzie 1-94 na granicy stanów
Minnesota i Wisconsin i przypominać kierowcom
o zapięciu pasów bezpieczeństwa.
Uśmiechnęła się ponuro, omijając odpryski szkła
z rozbitej butelki na chodniku. Mój Boże, tak daleko
jej do roześmianej rumianej dojarki, że to wcale nie
było śmieszne. Zaledwie przed rokiem zdawała matu­
rę, a teraz kim jest? Matką. Kochała Bethanne bardzo,
ale niejednokrotnie myślała, że to niemożliwe, by była
czyjąkolwiek matką.
Jej wspomnienia przeskoczyły do dnia porodu i kot­
łowały się w rozgorączkowanych myślach. Zatłoczo­
ne pogotowie, jęki i ścisk, a potem porodówka - rzędy
łóżek przesłoniętych kotarami i bezpardonowo wdzie­
rające się w nią ręce badających oraz zimne instru­
menty. A potem nabrzmiewający rytm bólu i wreszcie
dziecko litościwie się z niej wyślizgnęło.
7
Kiedy tylko wzięła na ręce swą maleńką córeczkę,
pieczołowicie owiniętą w biały bawełniany kocyk jak
drogocenny dar, Ellie zaniosła się szlochem. Narodzi­
ło się w niej uczucie gwałtowne jak huragan, który od
czasu do czasu szalał nad Euphrates, zdzierając dachy
z kurników i odrzucając na kilka metrów furgonetki
niczym zabawki z klocków. Radość, którą ją ogarnęła,
łączyła w sobie bezmierne szczęście i takież samo
przerażenie.
W tym momencie przyszłość Ellie wydawała się
zapieczętowana, zupełnie jak słoik z konfiturami, któ­
ry się zagotuje w wodzie. Jest dorosłą kobietą, więc
nie czas płakać nad rozlanym mlekiem. Jesse się z nią
nie ożeni, rodzice nie poproszą, żeby wróciła do do­
mu, nie po tym, kiedy mama dostała ataku wście­
kłości, przekleństwa przeplatając cytatami z Biblii,
i dosłownie cisnęła w nią Pismem Świętym. Nie licząc
Nadine, która z trudem radziła sobie z własnym ży­
ciem, Ellie nie miała na tym świecie nikogo, kto by
jej pomógł.
I chociaż Ellie wiedziała, że może polegać tylko na
sobie, z każdym mijającym dniem pęczniało w niej
ziarno strachu. Co to za życie - sześć dni w tygodniu
zostawiać małą z Nadine, a samej chodzić na wieczor­
ną zmianę do pracy. A czy ma inny wybór? Za mało
zarabia, żeby móc sobie pozwolić na zatrudnienie
opiekunki do dziecka, a Nadine przynajmniej przypil­
nuje, żeby się małej nic nie stało.
Czyżby? A co wtedy, kiedy Nadine jest z jakimś
mężczyzną? Czy przynajmniej słyszy, że Bethanne
płacze?
Ellie poczuła w ustach nieprzyjemną gorycz i jesz­
cze przyśpieszyła kroku. Próbowała się uspokajać,
przywołując w myślach obraz swojej czteromiesięcz­
nej córeczki, słodko śpiącej w prowizorycznej kołysce
8
Zgłoś jeśli naruszono regulamin