Jan Brzechwa-Za króla Jelonka.pdf

(91 KB) Pobierz
10289830 UNPDF
Jan Brzechwa
BAŚNIE I POEMATY
ZA KRÓLA JELONKA
Był sobie pień, a w pniu siekiera...
Drwal na wyręby się wybiera
I do swej żony tak powiada:
"Z robactwem kłopot mam nie lada;
Prusaki w kuchni, w szafach mole,
Muchy aż roją się w rosole,
Komary spać nie dają przy tym,
Trzeba to raz wytępić flitem!
Niech zaraz Stefek i Janeczka
Po flit pojadą do miasteczka
I do porządków się zabierzcie,
Żeby z tą plagą skończyć wreszcie."
To rzekłszy drwal, nie tracąc czasu,
Z siekierą udał się do lasu,
A ja was bajką tą zabawię,
Bo dobrze wiem, co piszczy w trawie.
Co w trawie piszczy? To owady,
Wchodzące w skład królewskiej rady
Spieszą na tajne posiedzenie.
Król niecierpliwi się szalenie,
Bo jak doniosły mu stonogi,
Drwal powziął właśnie zamiar srogi
Owady tępić co do nogi.
Sprowadził tedy papier lepki,
Perskiego proszku dwie torebki,
Stos muchołapek, flaszkę flitu
I bój rozpoczął już od świtu.
Siedzi na tronie król Jelonek
I w otoczeniu stu biedronek
Sprawuje rządy. Z miną hardą
Straż pełni Krzyżak z halabardą,
Tłum dworzan kornie chyli głowy,
A trzmieli szwadron honorowy
Stoi przy królu na polance
I prezentuje przed nim lance.
Król słucha pełen niepokoju
Ostatnich wieści z placu boju.
Marszałek Bąk z wysiłku sapie,
Gestykuluje i na mapie
Objaśnia przebieg całej wojny.
Generał Żuk jest niespokojny
I tylko czeka na rozkazy.
Król słuchał, ziewnął parę razy,
Szerszeniom kazał grać pobudkę
I tak przemówił z wielkim smutkiem:
"My, z bożej łaski król owadów,
Jelonek Szósty, władca sadów,
Ogrodów, łąk i pól, i lasów,
Największy rycerz wszystkich czasów,
Tak jak to każe zwyczaj stary,
Wzywamy wojsko pod sztandary.
Wojna na dobre się rozpala.
Nadeszła wieść, że w domu drwala
Już się szykują do ataku
Na ród owadów i robaków.
Jeżeli wierzyć mamy słuchom,
Zagłada straszna grozi muchom,
Prusakom, pchłom i karaluchom.
To samo czeka ćmy i mole.
A ja was tępić nie pozwolę!
Niech armia zaraz rusza w pole.
Marszałkiem polnym oraz wodzem
Zostanie Bąk, waleczny srodze.
Marszałkiem leśnym Chrabąszcz będzie.
I niechaj świerszcze to orędzie
Co tchu otrąbią wszem i wszędzie."
Marszałek Bąk z buławą w dłoni
Odbywa przegląd wszystkich broni.
Lotnictwo stoi już na łące:
Komarów lekkich trzy tysiace,
Następnie osy pikujące,
Eskadra chrząszczy transportowych
I oddział pcheł spadochronowych.
Koniki polne w polu stoją
Kawaleryjską błyszcząc zbroją,
Z daleka dzwonią ich ostrogi.
Obok zebrały się stonogi
Uszykowane w pułk piechoty,
A dalej stoją dzielnie roty
Pancernych trzmieli, much, prusaków
I karaluchów-zabijaków.
Wymienić tu należy jeszcze
Torpedy żywe, czyli kleszcze,
Motyli pułk niezwykle karny
I moli oddział sanitarny.
Marszałek Bąk dał znak buławą.
Generał Żuk z niezwykłą wprawą
Prowadzi mężne swe oddziały.
Już bębny werblem zawarczały,
Zagrały trąbki i fanfary,
Zakołysały się sztandary,
Zadudnił równy marsz piechoty,
Poszybowały samoloty,
Zasalutował król im wszystkim
I otarł łzę dębowym listkiem.
Gdy słońce znikło z horyzontu,
Owady przeszły linię frontu.
Na zwiady najpierw poszły świerszcze
I rozstawiły czujki pierwsze.
Za nimi cicho, po kryjomu
Prusaki wdarły się do domu,
A cztery muchy i stonoga
Wyśledzić chcą pozycję wroga.
Są przy tym bardzo im pomocne
Mechate ćmy - myśliwce nocne,
Bo tłumiąc warkot swych motorów,
Spuszczają oddział reflektorów,
Czyli robaczków świętojańskich.
Z daleka odgłos trąb ułańskich
Konnicę wzywa na biwaki,
Lecz spać nie wolno. Rozkaz taki.
A nieprzyjaciel śpi spokojnie,
Jakby nie wiedział nic o wojnie.
Spod kołder sterczą cztery nosy
I chrapią, śpiąc, na cztery głosy.
Generał Żuk dowódców wzywa:
"Zaraz się zacznie ofensywa!
Niech karaluchy idą karnie
Szturmować kredens i spiżarnię,
Dwudziesty trzeci pułk prusaków
Za nimi pójdzie do ataku,
A na piwnicę, jak należy,
Dywizja stonóg niech uderzy.
Musimy zniszczyć bez litości
Zapasy jadła i żywności."
Oficerowie w cnym zapale
Krzynęli: "Rozkaz, generale!"
I wnet, ogromne dając susy,
Ruszyły pułki i korpusy,
Szły stutysięczne roty zuchów
I lśniły wąsy karaluchów.
Od strony łąki, od moczarów,
Z bzykaniem leci pułk komarów.
Wróg jedno okno ma otwarte -
Przy oknie pająk pełni wartę.
Przez okno prosto do pokoju
Komary lecą na plac boju,
Drwalowi krążą ponad głową
I rażą bronią pokładową.
Spod kołdry sterczy czyjaś noga,
Komary w nogę kłują wroga,
Tną bez pardonu w usta, w uszy,
I tylko nosów nikt nie ruszy -
Do tego inna broń się nada,
Którą najlepiej osa włada:
Eskadra os przez okno wpada
I na komendę cztery osy
Wbijają żądła w cztery nosy.
Wróg się na równe nogi zrywa,
Zacznie się wnet kontrofensywa.
Drwal porwał ręcznik i wywija,
Komary tłucze i zabija,
A dzieci drwala biegną boso
I uganiają się za osą.
Drwal os bynajmniej nie unika,
Tylko je łapie do słoika.
"Jesteście podłe i okrutne,
Więc wam siekierą żądła utnę."
Jak tu ratować biedne osy?
Widząc, że ważą się ich losy,
Biedronka wzbija się wysoko
I wpada wprost drwalowi w oko.
Drwal z bólu krzyknął wniebogłosy
I powypuszczał wszystkie osy,
Które, cudownie ocalone,
Poszybowały w inną stronę.
Za dzielny wyczyn ten Biedronka
Dostała z rąk marszałka Bąka
Order Jelonka trzeciej klasy _
I srebrny grosz z królewskiej kasy.
Marszałek śledząc walkę z lotu
Wezwał owady do odwrotu
I korzystając z chwili przerwy
Zaczął gromadzić swe rezerwy.
Drwal po pokoju chodzi blady,
Robi kompresy i okłady,
Smaruje nosy opuchnięte,
A nosy puchną jak najęte.
Drwal po pokoju chodzi senny
I w myślach snuje plan wojenny:
"Ja wam pokażę, zobaczycie!
Porachujemy się o świcie."
Tymczasem lotny szpital moli
Do rannych bierze się powoli:
Sanitariuszki - małe muszki -
Komarom bandażują nóżki,
Ostrożnie kładą je na nosze,
Na skrzydła sypią biały proszek,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin