Quinnell A.J. - Misja specjalna.txt

(639 KB) Pobierz
A.J.Quinnell
MISJA SPECJALNA
In The Name Of The Father
Przekład MAŁGORZATA DORS
Wydanie oryginalne: 1987
Wydanie polskie: 1999


CHRISOWI


Nie można zarzšdzać Kociołem
poprzez odmawianie zdrowasiek

Arcybiskup Paul Marcinkus


PROLOG
Najpierw doprowadził do porzšdku pistolet, a potem siebie, wykonujšc obydwie 
czynnoci równie skrupulatnie. Broń należała do rodzaju rosyjskich pistoletów typu 
Makarow. Czycił jš przy stole w maleńkiej kuchni, a ponieważ miał w tym wprawę, robił to 
automatycznie. Najpierw wytarł broń miękkš szmatkš nasšczonš dobrym olejem silnikowym, 
a potem wypolerował jš kawałkiem irchy. Choć słońce wzeszło już godzinę temu, wiatło w 
kuchni wcišż się paliło. Od czasu do czasu podnosił głowę, żeby wyjrzeć przez małe okienko. 
Niebo nad Krakowem było zachmurzone. Zaczynał się kolejny szary, zimowy dzień. Opróżnił 
magazynek i sprawdził sprężynę. Była w porzšdku, wcisnšł więc naboje z powrotem i 
zatrzasnšł.
Następnie ujšł dłoniš kolbę  broń była wyważona i poręczna, ale kiedy przykręcił 
tłumik, lufa zaczęła trochę cišżyć. Nie przejšł się tym zbytnio, przecież cel będzie blisko.
Ostrożnie położył pistolet na porysowanym drewnianym blacie i wstał, rozprostowujšc 
nogi i ręce.
Potem umył się pod wciniętym w kšcik prysznicem. Łazienka była zbyt mała, aby mogła 
pomiecić wannę, ale mimo to pamiętał jeszcze, jak się cieszył, gdy wraz z awansem na 
stopień majora przyznano mu mieszkanie. Po raz pierwszy w życiu mógł mieszkać sam  był 
to dla niego prawdziwy powód do radoci.
Namydlił całe ciało i włosy francuskim szamponem, który kupił w specjalnym 
wydzielonym sklepie. Potem opłukał się i dwukrotnie powtórzył obie czynnoci  tak jakby 
chciał zmyć brud nawet w rodku. Następnie ostrożnie się ogolił nie patrzšc w lustro. Na 
łóżku leżał starannie wyprasowany mundur. Pamiętał, że kiedy pierwszy raz go włożył, 
odczuł niemal erotycznš przyjemnoć. Ubierał się powoli, a każdy jego ruch był przemylany, 
jakby stanowił częć jakiego rytuału. Potem wycišgnšł spod łóżka płóciennš torbę. Włożył 
do niej parę czarnych butów, dwie pary czarnych skarpetek, dwie pary ciemnoniebieskich 
slipek, dwie wełniane, gładkie koszule, anorak w kolorze khaki i dwie pary niebieskich 
sztruksowych spodni. Na wierzchu położył saszetkę z przyborami toaletowymi.
Następnie poszedł do przedpokoju po czarnš skórzanš walizeczkę. Przyniósł jš do kuchni 
i położył na stole obok pistoletu. Zamki miały jednakowy szyfr  1951  rok jego urodzin. W 
rodku nie było nic poza dwoma skórzanymi paskami przymocowanymi do dna. Ułożył 
pomiędzy nimi broń i ciasno je zapišł.
Dwie minuty póniej, niosšc walizeczkę i płóciennš torbę, wyszedł z mieszkania nie 
oglšdajšc się za siebie.

Minęły godziny szczytu i na ulicach już się rozluniło, dojechał więc do mieszczšcej się 
w pobliżu centrum miasta siedziby SB w cišgu zaledwie dwunastu minut. Przez całš drogę 
słyszał stukot w silniku swojej małej skody; w przyszły poniedziałek miał jš odstawić na 
przeglšd generalny. Automatycznie spojrzał na deskę rozdzielczš. Zobaczył, że od chwili gdy 
z okazji swojego awansu otrzymał asygnatę na nowiutki samochód, zrobił już ponad 
dziewięćdziesišt tysięcy kilometrów.
Normalnie zaparkowałby na dziedzińcu za budynkiem, ale tego ranka zostawił wóz w 
bocznej uliczce tuż za rogiem, blisko głównego wejcia. Wysiadł z walizeczkš nie zamykajšc 
drzwi, choć zwykle to robił. Upewnił się jednak, że bagażnik, w którym leżała płócienna 
torba, jest dobrze zamknięty. Na widok jego munduru przechodnie odwracali wzrok.
Nie wzišł ze sobš płaszcza i teraz było mu chłodno. Idšc energicznym krokiem skręcił za 
róg i wszedł po schodach do budynku.

Miał ostatnio znacznie więcej pracy, więc przydzielono mu sekretarkę na pełny etat. 
Budynek był przepełniony, ale znalazł dla niej miejsce w niszy na wprost swojego biura. Była 
kobietš w rednim wieku, przedwczenie posiwiałš i wiecznie zatroskanš. Patrzyła na niego, 
kiedy szedł korytarzem, a gdy znalazł się dostatecznie blisko, powiedziała niespokojnie:
 Dzień dobry, obywatelu majorze. Próbowałam dodzwonić się do pana do domu, ale 
musiał pan włanie wyjć. Telefonowała sekretarka generała Mieszkowskiego. Zebranie 
odbędzie się nieco wczeniej.  Spojrzała na zegarek.  Zacznie się za dwadziecia minut.
 Dobrze. Skończyła pani pisać raport?
 Oczywicie, obywatelu majorze.
 Proszę go przynieć.
cibor wszedł do biura, położył walizeczkę na pustym biurku i odsunšł zasłony. Szare 
wiatło przeniknęło do rodka.
Sekretarka weszła za nim niosšc zawišzanš bršzowš tekturowš teczkę i położyła obok 
walizeczki.
 Ma pan jeszcze czas, żeby to sprawdzić. Pozwolę sobie powiedzieć, że to znakomity 
raport, obywatelu majorze... Zaraz przyniosę panu kawę.
 Nie, dziękuję. Nie będę dzisiaj pił kawy.
Na jej twarzy odmalowało się zdziwienie. Przyzwyczaiła się już, że cibor zawsze 
przestrzega ustalonego porzšdku.
 Dziękuję  powtórzył.  Nie chcę, żeby cokolwiek rozpraszało mnie przed spotkaniem.
Skinęła głowš i wyszła.
cibor pokręcił szyfrowymi zamkami walizeczki, otworzył jš i przez chwilę stał 
spoglšdajšc na pistolet, po czym go odpišł. Na bršzowej tekturowej teczce wydrukowany był 
czarnymi literami napis SŁUŻBA BEZPIECZEŃSTWA. Kiedy rozwišzał tasiemki, zobaczył 
kilkanacie kartek maszynopisu, ale nie zawracał sobie teraz głowy czytaniem.
Na pierwszej stronie ułożył broń i tłumik, a potem usiadł. Odwrócił teczkę tak, żeby 
otwierała się w przeciwnš do niego stronę. Prawš rękš ujšł kolbę i przesunšł palec na spust. 
Dwukrotnie podnosił pistolet, po czym położył go i zawišzał teczkę. Wyglšdała na wypchanš. 
Wsunšł jš do walizeczki i zatrzasnšł zamki.
Przez następne piętnacie minut siedział nieruchomo, wpatrujšc się przez okno w szary 
budynek po drugiej stronie ulicy. Zaczšł sišpić drobny deszczyk.
Wreszcie spojrzał na zegarek, wstał i wzišł walizeczkę. Na cianie po lewej stronie wisiał 
dokładny plan miasta. cibor zatrzymał na nim wzrok przez kilka sekund, a potem stawiajšc 
duże kroki skierował się do drzwi.

Biuro generała Mieszkowskiego znajdowało się na najwyższym piętrze. W pokoju przed 
gabinetem szefa siedziała jego sekretarka. Była atrakcyjnš kobietš o długich kasztanowatych 
włosach. Mówiło się, że łšczš jš z generałem stosunki nie tylko służbowe. Rękš wskazała 
stojšcš naprzeciwko skórzanš sofę i powiedziała:
 Pułkownik Konopka już jest. Generał niedługo pana poprosi. Napije się pan kawy?
Usiadł i potrzšsnšł przeczšco głowš, kładšc walizeczkę na kolanach.
Sekretarka umiechnšwszy się powróciła do pisania na maszynie. Od czasu do czasu 
zerkała na niego. Za każdym razem wzrok miał utkwiony w jakim punkcie wysoko nad jej 
głowš.
Uznała, że tego ranka jest bardzo spięty  ciekawa była dlaczego. Zebranie nie mogło być 
powodem  nie miał się czego obawiać. Nawet przeciwnie, należała mu się pochwała.
Znów rzuciła na niego spojrzenie. Patrzył wcišż w to samo miejsce. Tak na oko był tuż 
po trzydziestce. Bardzo młody jak na majora. cibor był atrakcyjnym mężczyznš, choć 
ponurym i sardonicznym. Miał czarne włosy, nieco dłuższe niż przewidywał to regulamin, i 
ciemnobršzowe oczy osadzone w szczupłej, niemal ascetycznej twarzy. Lekko cofnięty 
podbródek podkrelał pełne, ładnie wykrojone usta.
Piwne oczy zwykle nadajš spojrzeniu ciepło, ale jego wzrok był zimny jak lód.
Zastanawiała się włanie, dlaczego nigdy wczeniej tego nie zauważyła, kiedy zadzwonił 
brzęczyk telefonu. Podniosła słuchawkę, a przykładajšc jš do ucha, przechyliła głowę na bok. 
Przy tym ruchu kaskada włosów spłynęła jej na ramię.
 Tak, obywatelu generale... Tak, jest tutaj... Tak, obywatelu generale.
Odłożyła słuchawkę i skinęła do niego głowš. Patrzyła, jak wstaje, automatycznie 
poprawiajšc krawat.

Jak przystało na biuro generała, pokój był bardzo obszerny z solidnym, grubym dywanem 
na podłodze i czerwonymi zasłonami w oknach. Sam generał siedział za orzechowym 
biurkiem, przed którym stały dwa krzesła. Jedno z nich zajmował pułkownik Konopka. 
Pułkownik był szczupły i kocisty, a generał rumiany i otyły. Umiechnšł się i wskazał puste 
krzesło.
 Mirek, cieszę się, że cię widzę. Czy moja sekretarka poczęstowała cię kawš?
cibor potrzšsnšł głowš.
 Dziękuję, ale nie miałem ochoty.
Skinšł głowš pułkownikowi i usiadł, kładšc walizeczkę na biurku.
 Znakomicie rozpracowałe tę grupę z Tarnowa  zabrał głos Konopka.  Problem tylko, 
czy twój raport wystarczy do wniesienia oskarżenia.
 Jestem pewien, że tak.  cibor skinšł głowš.  Ale pan i generał musicie sami go 
ocenić. Jest krótki i rzeczowy.
Pochylił się do przodu i błyskawicznie ustawił szyfr w zamkach. Wszyscy milczeli. 
Generał patrzył wyczekujšco. Umiechnšł się na widok grubej teczki.
 Chyba mówiłe, że jest zwięzły.
cibor położył teczkę przed sobš, a walizeczkę postawił na podłodze tuż przy krzele.
 Bo jest. Ale chcę wam pokazać co jeszcze.
Powoli odwišzywał tasiemki tekturowej teczki. Oddychał teraz głębiej, ale nikt tego nie 
zauważył. Obydwaj mężczyni skupili wzrok na jego dłoniach. cibor odezwał się do nich, 
gdy przecišgał tasiemkę przez ostatni węzełek.
 Obywatelu generale, obywatelu pułkowniku, pamiętacie, jak przyjmowano mnie do 
bractwa  do "szyszek"? Wiedzielicie o tym wszystko. A ja odkryłem to dopiero wczoraj... I 
oto moja odpowied...
Otworzył teczkę. Zacisnšł rękę na kolbie pistoletu i spojrzał na nich.
Zaskoczony generał szeroko rozdziawił usta i wstał z krzesła. cibor lewš rękš zamknšł 
teczkę, po czym wycelował w niego i nacisnšł spust.
Wyranie rozległ się głuchy odgłos. Głowa generała odskoczyła do tyłu, kiedy pocisk 
wleciał przez otwarte usta, przeszedł przez mózg i wyszedł z tyłu czaszki.
Teraz cibor skierował broń w stronę Konopki, który podnosił...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin