Nathan Long - Przygody Gotreka i Felixa 10 - Zabójca elfów.docx

(393 KB) Pobierz
Zab?jca elf?w

ZABÓJCA ELFÓW

 

 

Wyruszywszy do Marienburga, aby spełnić ostatnie życzenie umierającego ojca, Felix Jaeger w towarzystwie krasnoludzkiego Zabójcy Trolli, Gotreka, spotyka starego znajomego, Maxa Schreibera, podróżującego z piękną wróżbitką, Claudią Pallenberger. Dwoje imperialnych czarodziei wysłanych na północne wybrzeże Imperium, aby zbadać pewne niepokojące znaki, prosi Gotreka i Felixa, żeby towarzyszyli im w wyprawie. Wkrótce potem czwórka bohaterów wypływa na Morze Szponów, gdzie wpada na ślad przerażającej intrygi, mogącej zagrozić Imperium, a nawet całemu światu.

Czy Gotrek i Felix zdołają się w porę wydostać z Czarnej Arki Mrocznych Elfów, aby powstrzymać sabat czarownic przed uwolnieniem zaklęcia mogącego zatrząść światem w posadach?


Przygody Gotreka i Felixa tom X

 

 

ZABÓJCA ELFÓW

 

 

Nathan Long

 

Tłumaczenie Katarzyna Pleskot

 


SPIS TREŚCI

1              6

2              16

3              30

4              46

5              63

6              74

7              93

8              108

9              125

10              138

11              156

12              169

13              188

14              198

15              223

16              240

17              260

18              275

19              288

20              306


To mroczna, krwawa era.

Czas demonów i czarnoksięstwa.

Era bitew, śmierci a także końca świata.

Pośród ognia, płomieni i szaleństwa.

Jest to także czas niezłomnych bohaterów,

śmiałych czynów i wielkiej odwagi.

 

W sercu Starego Świata rozciąga się Imperium - największe i najpotężniejsze z ludzkich królestw. Słynie ze swych inżynierów, czarodziejów, kupców i żołnierzy. To kraina ogromnych gór, szerokich rzek, ciemnych lasów i rozległych miast. Z wyżyn tronu w Altdorfie włada nią Imperator Karl Franz, wyświęcony potomek założyciela tego państwa - Sigmara, powiernik jego magicznego bojowego młota.

Czasy są niespokojne. Wzdłuż i wszerz Starego Świata, od rycerskich zamków Bretonii do skutego lodem Kisleva na dalekiej Północy, słychać doniesienia o zbliżającej się wojnie. W niebotycznych Górach Krańca Świata plemiona orków szykują się do kolejnej napaści. Zbóje i odstępcy nękają dzikie ziemie Księstw Granicznych na Południu. Pojawiają się plotki o podobnych szczurom istotach, skavenach, które wynurzają się z rynsztoków i bagien we wszystkich krainach. Na północnych pustkowiach nie ustępuje odwieczna groźba Chaosu, demonów i zwierzo-ludzi wypaczonych przez nikczemne moce Mrocznych

Bogów. Zbliża się pora rozstrzygającej bitwy. Imperium potrzebuje bohaterów, jak nigdy przedtem.

„I tak, po raz pierwszy od tamtej nocy, dawno temu, gdy za sprawą złożonej przysięgi połączyłem na zawsze mój los z losem Zabójcy, powróciłem do miasta mych narodzin, gdzie czekało na mnie powitanie nie takie, o jakim marzyłem, ale też nie takie, jakiego się obawiałem, lecz rzeczywistość dziwniejsza i bardziej przerażająca niż to, co byłem w stanie sobie wyobrazić.

Fakt, że nie zdołaliśmy dotrzeć do Middenheim w porę, aby wziąć udział w jego obronie, wtrącił Zabójcę w stan najczarniejszego i najbardziej przedłużającego się przygnębienia w historii naszej znajomości. Muszę przyznać, że obawiałem się wówczas, iż nigdy już nie uda mu się otrząsnąć z tego stuporu. Ale wtedy właśnie spotkanie ze starym przyjacielem rozpoczęło jedną z najbardziej szalonych i niebezpiecznych przygód, jakie kiedykolwiek razem przeżyliśmy. W Zabójcy odrodził się duch, ale wiele razy podczas tamtych dni zdawało się, że za to cudowne ozdrowienie przyjdzie nam zapłacić życiem.”

 

Fragment Moich podróży z Gotrekiem,

Tom VII, spisany przez Herr Felixa Jaegera

(Wydawnictwo Altdorf, rok 2528)

 


1

Felix Jaeger przejrzał się w lustrze ujętym w pozłacaną ramę i wiszącym w głównym holu altdorfskiej rezydencji jego ojca. Wygładził swój nowy szary kaftan i po raz dziesiąty poprawił kołnierzyk koszuli. Głębokie rozcięcie na czole, wynik eksplozji Ducha Grungniego, było już tylko zakrzywioną różową blizną nad lewą brwią. Pozostałe mniejsze zadrapania i blizny znikły całkowicie. Opiekujący się nim medycy byli pod wrażeniem. Nie minęły jeszcze dwa miesiące od wypadku, a on już powrócił do pełni sił. Skręcone kostki, nadwerężone podczas lądowania przy użyciu „Niezawodnego” Makaissona, również przestały mu doskwierać. Zniknęły bóle głowy i podwójne widzenie. Nawet rozległe poparzenia zagoiły się bez śladu, a rana od miecza kultysty, który ranił go w lewy bok, głęboko, aż po żebra, pozostawiła po sobie tylko bielejącą bliznę.

Westchnął. Oczywiście cieszył się z powrotu do zdrowia i pełni sił, ale tym samym nie miał już więcej wymówek, aby unikać spotkania z ojcem.

Zza pleców dobiegło go dyskretne odchrząknięcie. Odwrócił się. Na marmurowych schodach wiodących na wyższe piętra stał kamerdyner jego ojca.

- Pan przyjmie cię teraz.

Tak, pomyślał Felix. A więc stało się. Chyba to nie może być gorsze niż spotkanie twarzą w twarz z demonem, prawda?

Przełknął głośno ślinę i ruszył za kamerdynerem w górę schodów.

*

Gustav Jaeger wyglądał jak pomarszczony manekin tonący w morzu białych prześcieradeł. Jego bladoróżowe, artretyczne dłonie spoczywały nieruchomo na szczycie puchowej kołdry. Na jednym z kościstych palców osadzony był luźno duży złoty pierścień, ozdobiony literą „J” wykonaną z rubinów i otoczoną szafirami. Skóra twarzy starca zwisała na kościach czaszki niczym mokre pranie na sznurku. Wyglądał tak, jakby już nie żył. Felix z trudem rozpoznał w nim człowieka, o którym cały czas myślał jak o górującym nad sobą tyranie. Z władczego mężczyzny, jakiego zapamiętał, pozostały tylko oczy - żywe i złośliwe. Starzec wciąż potrafił jednym, zimnym jak stal spojrzeniem sprawić, że Felixowi robiło się

niedobrze ze strachu.

- Czterdzieści dwa lata - rozległ się głos, słaby i lekki jak obłok pary. - Czterdzieści dwa lata i nie osiągnąłeś nic. Żałosne.

- Przemierzyłem cały świat, ojcze - odparł Felix. - Napisałem kilka książek… - Czytałem je - rzucił ostro ojciec. - Albo przynajmniej próbowałem. Bzdury. Cała masa bzdur. Nie dostaniesz za nie ani jednej korony, zapewniam cię.

- Właściwie to Otto mówi, że… - Masz jakieś oszczędności? Jakiś majątek? Żonę? Dzieci?

- Hm… - Tak myślałem. Całe szczęście, że Otto się rozmnożył. Nie miałby kto nosić imienia Jaegerów, gdybym powierzył to tobie. - Gustav podniósł trzęsącą się głowę znad sterty poduszek i utkwił w Felixie lodowate spojrzenie. - Przypuszczam, że wróciłeś, aby błagać o spadek.

Felix poczuł się urażony. Nie przyszedł tu po pieniądze. Chciał się pojednać.

- Nie, ojcze. Ja… - Cóż, będziesz błagał na próżno - starzec uśmiechnął się szyderczo. - Zaprzepaściłeś wszystko, co ci podarowałem: edukację, pozycję w rodzinnej firmie, pieniądze, na które pracowałem w pocie czoła. A wszystko to po to, aby zostać poetą - wypowiedział to słowo z obrzydzeniem, tak jak niektórzy krzywią się, mówiąc „ork” czy „mutant”.

- Powiedz mi, czy jakiś poeta zrobił kiedykolwiek coś pożytecznego dla świata!

- No cóż, wielki Detlef… - Nie odzywaj się, idioto! Myślisz, że mam ochotę wysłuchiwać twojej głupkowatej paplaniny?

- Ojcze, nie denerwuj się - odezwał się Felix, zaniepokojony tym, że różowa twarz Gustava pokrywa się czerwonymi plamami. - To ci szkodzi. Mam wezwać pielęgniarkę?

Ojciec opadł z powrotem na poduszki, wciągając ze świstem powietrze w płuca.

- Trzymaj tę… tłustą trucicielkę… z dala ode mnie… Obrócił głowę i ponownie spojrzał na Felixa. Jego oczy były teraz zamglone, jakby trapiło go jakieś zmartwienie. Ruchem sękatego palca przywołał Felixa do siebie.

- Chodź no tutaj.

Felix przysunął się wraz z krzesłem, a serce waliło mu w piersi.

- Tak, ojcze? - Być może ojciec miał jednak złagodnieć pod koniec życia. Być może stare rany w końcu się zabliźnią. Być może powie mu wreszcie, że w głębi serca tak naprawdę zawsze go kochał.

- Jest… jeden sposób, dzięki któremu możesz odzyskać moją życzliwość… i swój spadek.

- Ale ja nie chcę spadku. Chcę tylko twojej… - Nie przerywaj mi, do jasnej cholery! Niczego cię nie nauczyli na tym uniwersytecie?

- Przepraszam, ojcze.

Gustav przewrócił się na plecy i spojrzał w sufit. Tak długo leżał cicho i nieruchomo, że Felix zaczął się obawiać, że ojciec umarł, nie zdążywszy wypowiedzieć słów pojednania, a on przerwał mu w najważniejszym momencie.

- Ja… - odezwał się nagle Gustav, ale tak cicho, że niemal nie można było rozróżnić słów.

Felix nachylił się do przodu, próbując usłyszeć więcej:

- Tak, ojcze?

- Grozi mi utrata Jaegera i Synów… na rzecz podłego pirata o imieniu Hans Euler.

Felix zamrugał oczami. Nie takich słów się spodziewał.

- Utrata…? Kim jest ten człowiek? Jak do tego doszło?

- Jego ojciec, Ulfgang z Marienburga, był moim dawnym wspólnikiem, człowiekiem honoru, który zajmował się handlem… eee, towarem zwolnionym z cła.

- Był przemytnikiem.

- Nazwij go, jak chcesz, ale ze mną zawsze handlował uczciwie - twarz Gustava pociemniała. - Jego syn natomiast to już inna bajka. Ulfgang zmarł w zeszłym roku, a Hans, nikczemny mały szantażysta, wszedł w posiadanie prywatnego listu, który napisałem do jego ojca trzydzieści lat temu. Twierdzi, że ten dokument dowodzi, iż sprowadzałem do Imperium kontrabandę i uchylałem się od płacenia podatków. Mówi, że pokaże list Imperatorowi i radzie altdorfskiej Gildii Kupców, jeżeli do końca miesiąca nie przekażę mu kontrolnego udziału w Jaegerze i Synach.

Felix zmarszczył czoło:

- A czy to prawda, że sprowadzałeś kontrabandę i uchylałeś się od płacenia podatków?

- Hę? Oczywiście, że tak. Wszyscy tak robią. A myślisz, że czym opłaciłem twoją zmarnowaną edukację, chłopcze?

- Acha - Felix ucichł zszokowany. Zawsze wiedział, że ojciec jest bezwzględnym człowiekiem interesu, ale nie zdawał sobie sprawy, że łamał prawo. - A co się stanie, jeśli ten Euler okaże władzom ten list?

Gustav znowu poczerwieniał na twarzy:

- A coś ty, nagle prawnik się zrobił? Rozważasz za i przeciw w mojej sprawie? Jestem twoim cholernym ojcem! Powinien ci wystarczyć fakt, że coś powiedziałem!

- Ja tylko… - Gildia wykluczy mnie ze swoich szeregów, a Imperialny Poborca przejmie mój majątek, to się właśnie stanie - parsknął Gustav. - Ten skorumpowany stary pies Hochsvoll odbierze mi wszystkie moje prawa i sceduje je na któregoś ze swoich popleczników. To oznacza więzienie dla mnie i żadnego spadku - ani dla Otta, ani dla ciebie. Czy to wystarczy, żeby cię ruszyło?

Felix zarumienił się:

- Nie miałem na myśli… - Euler czeka na moją odpowiedź w swoim domu w Marienburgu - ciągnął starzec, ponownie położywszy się na plecach. - Chcę, żebyś się tam udał i odzyskał list, w sposób, jaki uznasz za stosowny. Przywieź mi go z powrotem, a dostaniesz spadek. Inaczej możesz zdechnąć w nędzy, tak jak na to zasługujesz.

Felix zmarszczył czoło. Nie był pewien, czego oczekiwał po tym spotkaniu, ale na pewno nie czegoś takiego.

- Chcesz, żebym go obrabował?

- Nie chcę wiedzieć, jak to zrobisz! Po prostu to zrób!

- Ale… - W czym problem? - wychrypiał Gustav. - Czytałem twoje książki. Przemierzałeś świat, zabijając wszystkich bez wyjątku i grabiąc ich skarby, a wzdrygasz się przed zrobieniem tego samego dla własnego ojca?

Felix zawahał się. Dlaczegóż niby miałby to zrobić? Nie zależało mu na spadku, nie przejmował się też tym, czy otrzyma go jego brat, Otto. Wątpił też, że ojciec pożyje na tyle długo, aby spędzić choćby jeden dzień w więzieniu. Z pewnością nie miał poczucia, że jest staremu człowiekowi cokolwiek winien. Dwadzieścia lat wcześniej Gustav wypędził go z domu, nie dając mu nawet pensa na drogę i nie interesował się później jego losem, a jeszcze wcześniej był srogim i bezwzględnym ojcem. Wiele razy w ciągu minionych lat Felix miał nadzieję, że starzec któregoś pięknego poranka zakrztusi się owsianką i zejdzie z tego świata, a mimo to… A mimo to czyż nie przybył tutaj, aby zagrzebać topór wojenny? Czyż nie chciał powiedzieć ojcu, że wreszcie zrozumiał, że tamten, na swój sposób, starał się być dobrym rodzicem? Gustav może i wychowywał synów twardą ręką i stawiał im zawsze poprzeczkę nieosiągalnie wysoko, ale dał im także dzieciństwo wolne od materialnych trosk, płacił za najlepsze szkoły i prywatnych nauczycieli, wydał nieprzeliczone sumy, próbując kupić dla nich szlacheckie tytuły, a także oferował im miejsce w zarządzie rozwijającej się prężnie firmy. Być może nie potrafił się wyrażać inaczej niż poprzez przekleństwa, klapsy i obelgi, ale pragnął dla synów lepszego życia. Felix przybył, aby mu za to podziękować i zostawić przeszłość za sobą. Jakże więc mógłby odmówić temu, co mogło być ostatnią prośbą umierającego ojca? Nie mógłby.

Felix westchnął i opuścił głowę:

- Zatem dobrze, ojcze. Odzyskam list.

*

Spiesząc na spotkanie z ojcem Felix był tak zdenerwowany, że nie rozglądał się dokoła, ale teraz, wracając do Gryfa, z ciekawością zerkał to tu, to tam, owijając się ciaśniej płaszczem, aby ochronić się przed mrozem późnojesiennego poranka. Po chwili wprost z zatłoczonych ulic Altdorfu wkroczył w zakamarki własnej pamięci.

Tu, po prawej, na tle strzelistych zielonych murów otaczających teren Kolegium Jadeitu, znajdowały się apartamenty Herr Klampferta, który uczył małego Felixa alfabetu i historii, woniejąc przy tym silnie wodą różaną. Tam był dom Mary Gosthoff, która w wieku słodkich czternastu lat, pozwoliła mu się pocałować podczas Dnia Słońca. Dalej na zachód, gdy skręcił i ruszył na południe gwarną Austauschstrasse, widać było wieże Uniwersytetu Altdorfskiego, gdzie studiował literaturę oraz poezję i gdzie zaczął się zadawać z młodymi podżegaczami, którzy głosili obalenie klas rządzących i powszechną równość.

Im dalej szedł, tym wspomnienia szybszym strumieniem przepływały mu przez głowę, biegnąc do chwili, gdy jego życie zmieniło się na zawsze i od której nie było powrotu. Na dole ulicy, którą kroczył, znajdował się dziedziniec, na którym stoczył pojedynek z Krassnerem i zabił go, mimo że chciał tylko zranić. Wszedł teraz na Konigsplatz, gdzie wraz z innymi agitatorami rozpalał ogniska i podżegał tłumy przeciwko niesprawiedliwemu Podatkowi od Okien. Tu stała statua Imperatora Wilhelma, za którą pociągnął go Gotrek, kiedy kawaleria Gwardii Reiku z obnażonymi mieczami zaatakowała protestujących. Pod stopami miał bruk, na którym pół tuzina lansjerów zginęło od Gotrekowego topora, a ich krew zmieszała się z ulicznym brudem i popiołem dogasających ognisk. A tu, tuż przed mostem Reiksbruck, odchodziła w bok wąziutka alejka prowadząca do tawerny, w której tamtej nocy zalali się z Gotrekiem w trupa i gdzie tuż przed świtem Felix poprzysiągł podążać za Zabójcą, aby uwiecznić w epopei jego wielką wyprawę mającą na celu znalezienie zagłady na polu bitwy.

Zatrzymał się u wejścia do alejki, wpatrując się w jej zacienioną głębię, podczas gdy w nim samym gotowały się sprzeczne emocje. Część jego chciała cofnąć się w czasie i klepnąć w ramię młodego siebie, ostrzec, żeby nie składał przysięgi. Inna część wyobrażała sobie, jakie byłoby jego życie, gdyby rzeczywiście jej nie złożył - życie człowieka żonatego i zamożnego, życie człowieka odpowiedzialnego. Pomyślał, że jednak lepiej jest niczego nie zmieniać.

Otrząsnął się i ruszył w dalszą drogę. Dziwnie było znaleźć się z powrotem w Altdorfie. Pełno tu było duchów.

*

Felix zatrzymał się właśnie przed niskim nadprożem drzwi wiodących do Gryfa, gdy nagle jego uwagę przykuł cichy chrobot dobiegający z dachu znajdującego się na wysokości czterech pięter. Spojrzał w górę, ale nie zobaczył nic oprócz zamkniętych okiennic i mozaiki ptasich gniazd. Pod okapami gnieździły się gołębie - to z pewnością one wydawały te odgłosy. Wszedł do środka.

Kilku zaspanych klientów wciąż marudziło nad śniadaniami, grzejąc się w cieple wyłożonej kamiennymi płytami sali barowej. Skinął głową Imele, sprzątającej ze stołów brudne talerze i kubki, po czym pomachał właścicielowi, Rudgarowi, który właśnie wtaczał za bar nową beczkę ale z Krainy Zgromadzenia.

- Zszedł już? - zapytał Felix.

Rudgar kiwnął głową w stronę tyłu sali.

- W ogóle nie poszedł na górę. Janse musiała uwijać się całą noc, napełniając mu kufel. Sied...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin