rozdział 13.pdf

(236 KB) Pobierz
277721277 UNPDF
Jacques dotarł do skraju polany, dokładnie w chwili, kiedy Michaił ostrożnie badał ścieżkę 
wydeptaną w trawie. 
­ Pułapka na wilki. ­  Powiedział krótko i powrócił do sprawdzania.
­ Uważaj na cienkie druty niewidoczne dla oczu. ­ Ostrzegł Jacques. ­ Musiał coś zrobić, by 
je przed nami ukryć. 
Ciało Gregoria mieniło się, by po chwili stać się nieprzezroczyste. Stał w ciszy, głęboko 
wciągając do płuc poranne powietrze. 
­ To jest jedna wielka pułapka, przyjaciele. Nie wydaje mi się, żebyśmy znaleźli przy 
Byronie tylko jednego człowieka. 
­ Jeśli Byron rzeczywiście tu jest. ­ zgodził się Jacques. ­ Gdzie reszta?
­ Wampir musi być pod ziemią, z daleka od promieni słonecznych. ­ powiedział Michaił. ­ 
Nie istnieje żaden sposób, który pozwoliłby po przemianie znieść słońce. 
­ Gdzie więc znajduje się partner tego człowieka? ­ zapytał głośno Jacques.
Michaił drgnął niespokojnie.
­ Proponuję podejść niepostrzeżenie. 
­ Rozdzielmy się, ale tak by móc przyjść sobie z pomocą, gdyby zaszła taka konieczność.
­ Drut. ­ głos Gregoria był jedynie delikatnym dźwiękiem. ­ Jest porozciągany na różnych 
wysokościach na całej łące. Cienki, skrzyżowany w wielu miejscach – z łatwością przetnie gardło. 
Ma nas jak najbardziej osłabić. Oczywiście, nie pomyśleli o innych ludziach lub zwierzętach, które 
mogły znaleźć się tutaj przypadkowo.
­ Tak, teraz widzę. Nasz wampir jest bardzo mądry. ­  powiedział Michaił. ­ Spodziewają się 
nas, to pewne. Ale nie przyszło im na myśl, że nie nadejdziemy w nocy. Może pozostali poszli po 
jakieś dodatki, myśląc, że mogą cały dzień znęcać się nad Byronem bez przeszkód. 
­ Nie wiem, Michaił. Coś mnie niepokoi. ­ ostrzegł Gregori. ­ Coś się nie zgadza.
­ Też to czuję – zgodził się Jacques, ­ ale nie potrafię tego dokładnie wyjaśnić. ­ Tak jakby 
to wszystko zostało dokładnie zaplanowane, a my idziemy niczym po sznurku. Znam to miejsce. 
Czuję ból i cierpienie, tak jakby wszystko działo się na nowo. ­ Czuł jak jego wnętrzności zaciskają 
się i skręcają. Próbował zachować spokój gdy jego ciałem szarpał ból, rozdrabniając umysł tak, że 
nie był w stanie odróżnić rzeczywistości od koszmaru.
­ Być może czujesz ból Byrona. ­ Zasugerował z troską Michaił. ­ Twarz Jacquesa 
pozostawała niewzruszona, ale wokół ust zarysowały się białe linie a szkarłat zdobił czoło.
­  Jacques, jesteś ranny? Przyjdę do ciebie. ­  Głos Shei wirował w jego umyśle, łapiąc 
fragmenty i składając w jedną całość. Jak zwykle była jego jedyną szansą na pozostanie przy 
zdrowych zmysłach. 
­ Zostań tam, gdzie jesteś, ale nie zrywaj połączenia. Przebywanie blisko tego miejsca  
dezorientuje mnie. Potrzebuję cię, by zachować rozsądek.  ­ Błagała, ale Jacques nie miał wyboru. 
Była jego partnerką i jej obecność w myślach mogła zaważyć o powodzeniu lub klęsce misji. Nie 
chciał być przyczyną śmierci pozostałych.
Ponury uśmiech wykrzywił zmysłowe usta Gregoria a w oczach błyskały niebezpieczne 
iskierki. 
­ Chcą nas złapać, Michaił. Nas, dwóch najpotężniejszych z naszego rodzaju. Chyba 
potrzebują prawdziwej demonstracji siły. 
Jacques z niepokojem spojrzał na Michaiła. Może w jakiś sposób jego ciało pamiętało każdy 
płomień, każde cięcie. Ból z biegiem czasu stawał się intensywniejszy, o ile ktoś był w stanie go 
odczuwać. W odróżnieniu od wampirów, Karpatianie odczuwali. Jacques znosił cierpienia tak 
ogromne, że żaden człowiek ani Karpatianin, nie miał prawa ich przeżyć. Nie było to podyktowane 
nauką, po prostu sadysta zadawał tyle bólu, ile tylko było możliwe. 
­ Jacques, wracaj. ­  Głos Shei był pełen obaw.
­  Nie mogę. Nie pozwolę, by Byron podzielił mój los. 
­ Czuję twój ból. Cieżko ci się skoncentrować na tym, co robisz. Twój umysł jest w  
kawałkach.  Na co przydasz się Byronowi, jeśli dasz się złapać? Wróć do mnie.
­ Zabiorę go stamtąd, tylko zostań ze mną.  ­ Skoncentrował się na niej, czuł jak jej siła i 
ciepło walczy w jego umyśle z rosnącym bólem. Ziemia zdawała się rolować pod jego stopami a 
deszcz uderzał w niego. Czuł zapach swego palonego ciała. Rany otworzyły się i spłynęły krwią. 
Złapał się za pierś gdy ból rozlał się po ciele, rozdzierając mięśnie i kości. Gardło zacisnęło się tak, 
że nie mógł oddychać. Serce waliło, pulsowało, bliskie eksplozji. 
­ Jacques. ­ Gregori potrząsnął go za ramię. ­ To część pułapki przygotowana specjalnie dla 
ciebie. Wampir wiedział, że przyjdziesz. Dałeś się złapać. Wzmacnia twoje lęki i ból który 
cierpiałeś. Nie ma go tutaj, jesteś w pułapce umysłu. Walcz z tym, to nie dzieje się naprawdę. 
­ Nie rozumiem. ­ Szkarłatne perły pokrywało ciało Jacquesa, plamiły koszulę. W oczach 
miał żywy ból i szaleństwo.
­  Ja tak.  ­ Shea przekazywała informacje do jego umysłu. Owinęła go ciepłem swej miłości. 
­  Jacques, poczuj mnie. Skoncentruj się tylko na mnie, na tym co czułeś w trakcie naszych  
pocałunków i pieszczot.  ­ Wyłapywał obrazy w jej umyśle: on trzymający ją zaborczo i czule w 
ramionach, łapczywie szukający jej ust. Jak poznawał jej wnętrze, jedwabiste i gorące z pożądania. 
Jej usta tak głodne, jak jego. Jej drobne pięści zaciśnięte na jego włosach.  ­ Poczuj mnie.  ­ jej szept 
pieścił skórę niczym dotyk palców. 
Jacques zmrużył oczy wypychając z umysłu wszystko, poza jej dotykiem, zapachem i 
smakiem, poza miękkim, uwodzicielskim głosem. Stała się jego światem, ciągle nim była i 
pozostanie na zawsze. Byla jego sercem i powietrzem. Wyrównał swój oddech z jej, silnym i 
rtymicznym. Jej serce powoli sprawiało, że jego własne zwolniło do normalnego tempa uderzeń. 
Jego skórę trawił ogień, ale nie był to palący ból a zmysłowe pożądanie. 
Jej oddech dawał ciepło umysłowi i uszom.
­  Kocham cię, Jacques. Zrób co musisz i wracaj do mnie szybko.  ­ Z niechęcią go uwolniła i 
zabrała ciepło swej miłości. 
Jacques potrząsnął głową by powrócić do rzeczywistości. Natychmiast ziemia pod stopami 
zadrgała, a ból próbował uderzyć kolejny raz. Ale wampir nie mógł po raz drugi złapać go w tę 
samą pułapkę. Wyrwał się do przodu, skupiając się na smaku ust Shei, kształcie bioder pod rękami, 
sposobie w jaki wybuchała śmiechem. Trzymał blisko serca jej obraz, burzę rudych włosów, kiedy 
przepychał się przez krzewy i niezabudowany teren. 
­ Dobrze, ­ potwierdził Gregori. ­ Jest bardzo silny. Niepokoi mnie droga, którą podążamy, 
Michaił. Wzieśmy się w powietrze i podejdźmy ich z różnych stron. Pójdę pierwszy. Nie możemy 
dopuścić, by nasi ludzie stracili któregoś z nas. 
­ Gregori – upomniał go Michaił miękko. ­ Jeśli to dziecko jest twoją partnerką, robiąc coś 
nierozsądnego, skażesz ją na śmierć. Pamiętaj to tym, kiedy wejdziesz w to miejsce szaleństwa.
Srebrne oczy Gregoria przecięły spojrzeniem postać przyjaciela. 
­ Myślisz, że mogę ją skrzywdzić w jakikolwiek sposób? Czekałem na nią wiele stuleci. Ci 
ludzie są niczym. Prześladowali nas zdecydowanie zbyt długo. Pora z tym skończyć. 
Michaił skinął potakująco, jego czarne oczy, tak podobne do oczu brata, przypominały 
czarny lód.
­ Jacques dasz radę to zrobić?
Uśmiech Jacquesa był zimną obietnicą odwetu.
­ Nie martwcie się o mnie. Nie mogę się doczekać.
Michaił westchnął. 
­ Dwóch krwiożerczych dzikusów, myślących, że są w epoce kamienia łupanego. 
Jacques wymienił groźny uśmiech z Gregorim. 
­ Tamta epoka nie była taka zła. Można było wymierzać sprawiedliwość, nie myśląc o tym, 
co kobiety mają do powiedzenia na ten temat. 
­ Obydwaj złagodnieliście. ­ Gregori parsknął śmiechem. ­ Nic dziwnego, że nasi ludzie 
mają takie kłopoty. Kobiety rządzą, a wy dwaj zakochaliście się i zgłupieliście na ich punkcie.
Postać Jacquesa zadrżała, powoli stawała się przejrzysta. 
­ Zobaczymy, kto okaże się miękki, uzdrowicielu. ­ Jego ciało całkowicie się rozpłynęło.
Michaił spojrzał na Gregoriego, wzruszył ramionami i poszedł w ślady brata. Nic z tego co 
miało się wydarzyć nie było tym, co lubił. Gregori był jak bomba z opóźnionym zapłonem. A jeden 
tylko Bóg wiedział do czego zdolny był Jacques. Wyglądało na to, że to nagorszy czas na 
konfrontację z wrogiem, gdyż byli osłabieni przez światło dzienne. 
Gregori zaczekał aż Michaił i Jacques znikną całkowicie, zanim sam się rozpłynął. Uniósł 
się w górę, starannie unikając promieni słonecznych uderzających w oczy. Klął w milczeniu. Raven 
była sam na sam z kobietą, która nie wiedziała nic o ich zwyczajach. Była bardzo słaba. To dziecko 
było ich jednyną nadzieją, a głupotą było z kolei ratowanie Karpatianina, będącego na granicy 
przemiany. Kilka lat wcześniej Gregori by po prostu na niego zapolował.
Jacques przepłynął nad łąką, wysoko nad iskrzącą się drucianą pułapką. Krople tańczyły na 
niciach niczym kryształy. Okrążał powoli ruiny szukając ukrytego wejścia. Przeszkadzało mu, że 
nie pamiętał dokładnie, gdzie ono się znajduje, albo że pozostali odnajdą je przed nim. To 
sprawiało, że czuł się chory, zupełnie niekompetentny.
Cichy śmiech Shei spowodował strumień ciepła przepływający przez jego ciało. 
­  Od jak dawna straciłeś umiejętności? Przyprawiałeś mnie o szaleństwo, gdy teoretycznie  
leżałeś bezradny na łóżku. Kiedy pocałowałeś mnie po raz pierwszy zapomniałam jak się nazywam.  
To było cudowne. Gdzie ten brak zdolności?
Jacques poczuł jak napięcie odpływa z jego ciała. Shea znalazła sposób, by zrobić to jedynie 
za pomocą śmiechu i ciepła. 
­ Szukam wejścia do piwnicy. Ziemia wydaje się być zupełnie nienaruszona.
­ Gdy szłam przez łąkę i dotarłam do spalonego obszaru po prawej stronie miałam duży  
kamień. Obeszłam go z prawej strony. Drzwi były schowane pod ziemią. Nie zauważyłam ich, ale  
wyczułam pod ręką. Pamiętam, że spalony obszar był około dziesięciu stóp ode mnie. 
­ Dziękuję, Wiewióreczko. ­  Jacques przykucnął w deszczu, dłonią szukając w błotnistej 
ziemi. 
­ Coś tam jest. ­ powiedział Michaił rozglądając się za ukrytą pułapką. Jego ciało unosiło się 
w powietrzu, gdy badał ziemię. ­ Na ziemi są ślady, jakby ciągnięto po niej gałęzie. Ziemia i 
kamienie zostały tu przyniesione.
­ Nie dotykaj! ­ rozkazał ostro Jacques. ­ Pogorzelisko powinno być po twojej prawej stronie 
i dalej.
­ Pamiętasz to? ­ zapytał sceptycznie Gregori.
­ Shea pamiętała. To musi być kolejna pułapka. Deszcz mógł usunąć znaki. 
­ Nie mieli wystarczająco czasu, by zastawić tyle pułapek. ­  zauważył Michaił. ­ Zabrali 
Byrona niewiele ponad godzinę temu. 
­ Być może nie doceniamy tego wampira, Michaił. Obaj moglibyśmy sporządzić takie 
pułapki. Aidan i Julian także by potrafili, i niewątpliwie Jacques. Kogo jeszcze znamy, kto posiada 
taką moc? ­ zapytał Gregori.
­ Jest tylko kilku żyjących dłużej niż sześćset lat. ­ odparł Michaił. 
­ Może to jest jakaś zemsta z nienawiści. ­ spekulował Jacques. ­ To co mi zrobili, miało na 
celu zadanie jak największego cierpienia zanim nadejdzie śmierć. To była zemsta z nienawiści. 
Gregori i Michaił wymienili szybkie, porozumiewawcze spojrzenia.
­ Oczywiście, masz rację Jacques. ­ Michaił zgodził się z najstarszym. ­ Ten wampir nas 
unika, nie chcąc byśmy się do niego zbliżyli. Kto więc żywił do ciebie taką nienawiść, by zrobić 
coś takiego.
Jacques wzruszył ramionami spokojnie. Jego własna nienawiść i wściekłość była 
zakorzeniona głęboko i tliła się tuż pod powierzchnią. Potwór z każdą chwilą stawał się coraz 
potężniejszy, czekał na chwilę, w której dosięgnie osoby, które go torturowały i pozbawiły 
wolności. Ktokolwiek nienawidził go tak bardzo, wzbudzał w nim uczucia, przy których nienawiść 
była niczym. Uczucie przewyższające wszystko, co wampir mógł sobie wyobrazić. 
­ Wiesz o mojej przeszłości o wiele więcej niż ja, ale to w tej chwili nie ma znaczenia. I nie 
będzie miało, dopóki on wierzy, że wyrządziłem mu krzywdę. ­ powiedział Jacques. ­ Jest. Drzwi są 
tutaj.
­ Człowiek drzemie. ­  Michaił badał dokładnie umysł niewidzialnego strażnika. ­ Jest 
całkowicie pewny, ze nic się nie stanie.
Gregori także sondował umysł.
­ Nie podoba mi się to, Michaił. To zbyt łatwe. Wampir wie, że możemy poruszać się we 
wczesnych godzinach porannych. Nie jesteśmy w pełni sił, ale i tak z łatwością pokonamy 
człowieka.
­ Zostań na zewnątrz, Gregori. Pilnuj tyłów. ­ zadecydował Michaił. ­ Ja zmuszę człowieka 
by otworzył drzwi i przetestujemy z Jacquesem pułapkę.
­ Wejdę ja z Jacquesem, Michaił. Nie możemy ryzkować twojego życia i wiesz dlaczego. ­ 
Gregori nawet nie zaczekał na odpowiedź. Spędził wiele czasu na chronieniu Michaiła, wykonywał 
wyroki Księcia. Nawet teraz. kiedy był tak blisko znalezienia partnerki, nie mógł zapomnieć o 
swoim obowiązku. Z łatwością złamał bariery ludzkiego umysłu i wysłał polecenie.
Jeff Smith obudził się nagle z ogromnym bólem głowy i niepokojem atakującym duszę. W 
jego umyśle było coś, co nie należało do niego, coś potężnego, co żądało informacji, nalegało by 
opowiedział dokładnie, krok po kroku zdarzenia poprzednich dni. Próbował stawiać opór ale 
przymus był zbyt silny. Coś żądało każdego szczegółu. Wampir przyniósł sparaliżowanego 
Karpatianina, Donnie przypalał i ciął ofiarę, a Slovensky śmiał się i szydził. Wampir przyglądał się 
wypranymi z emocji, pustymi oczyma. Piekielnie przerażał Jeffa. Donnie i Slovenski po szeptanej 
konsultacji z wampirem wyruszyli po świeżą dostawę. 
Wampir obiecał, że nikt ich nie znajdzie; zaklęcia chroniły prowizoryczne więzienie do 
zmroku. Inne wampiry będą uwięzione pod ziemią do zachodu słońca. Jeff był bezpieczny i mógł 
do woli torturować ofiarę. Smith pragnął kobiety, czerwonowłosej pani doktor. Miał cudowne 
myśli, co mógłby z nią robić przez długie godziny. 
Jacques wydał dziwny dźwięk, nie na głos lecz w myślach i natychmiast przerwał kontakt z 
Sheą. Nie mogła być świadkiem jego przemiany w potwora. Kły z eksplozją wyrzęły się w jego 
ustach , czerwona mgła domagająca się śmierci wypłynęła na powierzchnię niosąc mordercze 
instynkty i brutalną przemoc. Niski, ostrzegawczy warkot wydobył się z jego gardła, ostrzegając 
Gregoriego, by nie wchodził mu w drogę. 
Michaił ruszył by powstrzymać brata.
­ Potrzebujemy tego człowieka.
Gregori staną między dwoma Karpatianami, wiedząc, że w tej chwili umysł Jacquesa jest 
skoncentrowany jedynie na zabijaniu. 
­ Nie próbuj interweniować, Michaił. Zaatakuje cię. Nie jest w pełni zdrowy, więc jest  
bardzo niebezpieczny. Nie możemy go kontrolować, a on odrzucił kobietę. Jedynie ona daje mu  
rozsądek. Nie możemy ocalić tego człowieka.  ­ Gregori wzruszył ramionami w odpowiedzi. To nie 
miało znaczenia, taki czy inny sposób. Jeśli Michaił nie chciał być przy tym, Gregori gotów był 
wymierzyć sprawiedliwość własną miarą. 
Smith poczuł mocny ucisk w głowie. Inny, niż ten żądający informacji. To był uchwyt 
czegoś obcego, tak silny, że miażdżył czaszkę. Smith wrzasnął a twarz złamanego mężczyzny, 
leżącego bezradnie obok niego, wirowała. Miał otwarte oczy, wypełnione bólem i nienawiścią i 
choć był bliski śmierci, patrzył na Jeffa. Wampir zapewnił Smitha, że ofiara ma sparaliżowane ciało 
i umysł, ale odczuwa ból. Jednak nie może wezwać innych na pomoc ani zaszkodzić człowiekowi.
Smith złapał jeszcze ociekający krwią ofiary nóż, i ruszył w stronę drewnianej trumny. 
Niemal natychmiast niewidzialna siła rzuciła nim o ścianę, a ostrze noża zostało skierowane w jego 
stronę. Z wrzaskiem upuścił broń. Głowę rozsadzał ból. Cokolwiek to było, znajdowało się na 
zewnątrz i domagało się, by otworzył drzwi. Przycisnął obie dłonie do głowy, próbując zwalczyć 
przymus, ale jego stopy poruszały się, słuchając rozkazu.
Coś warknęło niecierpliwie i wzmocniło polecenie. Jeff wiedział, że gdy dojdzie po 
gnijących schodach do drzwi i otworzy je, spotka śmierć. Każdy kolejny krok zbliżał go do 
czekających na niego ostrych zębów. Nie nie mógł się zatrzymać. Widział jasno co się stanie, ale 
nie mógł zwalczyć przymusu. Położył dłoń na drzwiach i pchnął.
Drewniane drzwi eksplodowały a dwie ręce chwyciły go i wywlokły na deszcz. Błyskawica 
rozdarła niebo i piorun uderzył w pobliskie drzewo, rozłupując je na dwie części. Buchały snopy 
iskier. Ziemia poruszyła się, gdy Jeff próbował odskoczyć. Nagle rozpoznał twarz. Mężczyzna 
którego torturował całymi dniami. Człowiek, którego siedem lat temu pogrzebał żywcem.
Czare oczy zawierały obietnicę śmierci, na którą czekały latami. Teraz były niczym czarny 
lód i ogień w czerwonej oprawie. Błysnęły zęby, białe i ostre. Jeff wrzasnął, gdy poczuł ciepły 
oddech na szyi. Poczuł jak zęby rozrywają skórę, odsłaniając aortę. Gorąca ciecz spływała mu po 
piersiach, spojrzał w dół i zobaczył czerwień własnej krwi. Potwór pożywiał się nim, gdy jego serce 
ciągle biło a umysł błagał o kolejną szansę.
Do jego umysłu napływały duchy kobiet, które zgwałcili i zabili i mężczyzn, których 
Donnie kazał mu torturować. Deszcz bił w jego uniesioną twarz. Stworzenie upuściło go na 
błotnistą ziemię z obrzydliwym łoskotem. Jeff kręcił się, próbował czołgać ale gdy odwrócił głowę 
zobaczył przyglądajego mu się wilka. Chciał wydobyć jakiś dźwięk, ale wydał jedynie chrapliwe 
sapnięcie.
Jacques przykucnął i spojrzał mu w oczy wypranym z emocji wzrokiem. Zaglądając w głąb 
duszy wyszeptał.
­ Pójdziesz tam, gdzie twoje miejsce człowieku. Do piekła. ­  W głosie Jacquesa była 
pogarda, gdy dotykał umierającego Jeffa. 
Jacques pozostawał skulony obok ciała. Czerwone płomienie jarzyły się w jego oczach a 
potwór w nim krzyczał i domagał się zemsty. Wiedział, że Byron jest uwięziony w piwnicy, a ten 
człowiek i jego przyjaciele torturowali go w taki sam sposób, jak jego siedem lat temu. Adrealina i 
moc pulsowały w jego ciele. 
Michaił nerwowo chodził tam i z powrotem. W tej chwili Jacques był bardziej zwierzęciem 
niż człowiekiem, całkowicie poddany starożytnemu instynktowi drapieżnika. Niski warkot ciągle 
wydobywał się z jego gardła, co utwierdzało Michaiła w przekonaniu, że jego brat nie jest zupełnie 
świadomy.
Jacques pochylił się niżej, złapał zakrwawioną koszulę i przyciągnął mężczyznę bliżej. Jego 
potrzeba zadawania śmierci rosła. Wezwanie było dzikie i silne. W jego umyśle odbijało się każde 
słowo, jakie Shea zamieniła z tymi ludźmi, każda obietnica, jaką jej złożyli. Karpatiańska potrzeba 
chronienia swej partnerki i głód zemsty zachęcały do odebrania życia.
Michaił czuł walkę, jaką toczył Jacques. Życie ze świadomością, że zabił podczas 
pożywiania się, mogło okazać się dla niego zbyt trudne. Zarówno on jak i Greogri zrobili coś 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin