Rozdział 7 - Przełom.doc

(197 KB) Pobierz
Edward

Rozdział 7: Przełom

 

 

Edward

 

 

Obudziło mnie głośne, natarczywe walenie do drzwi. Spojrzałem na zegarek, wiszący na wprost łóżka, była 07:32… dopiero 07:32 !!!

Cholera! Kto ośmiela się budzić Edwarda Cullen’a o tej porze i na dodatek tak brutalnie??!!!

 

- Alice, jeśli to Ty przysięgam, że ci nogi z dupy powyrywam!!! – krzyknąłem, odwracając się w kierunku wejścia. Dopiero teraz zorientowałem się, że nie byłem jedyną śpiącą osobą w tym pokoju. Obok leżała, zwinięta w kłębek Bella… była tak ściśnięta w sobie, że jej ciało nie zajmowało więcej niż kilka centymetrów. Włosy zgrabnie oplatały tą małą, śliczną twarzyczkę a ręce bezwładnie opadały na poduszkę. Nigdy nie widziałem równie pięknej kobiety jak ona, (a przecież widziałem ich wiele w swoim życiu) żadna którą kiedykolwiek miałem, nie dorównywała Belli nawet w części. Ona była po prostu jedyna w swoim rodzaju i dziś już wiedziałam, że jestem gotowy na wszystko, aby ją zdobyć…

- Zamknij jadaczkę Cullen, porządni ludzie chcą jeszcze spać!- wymamrotała przez sen, uderzając mnie w ramię.
Odwróciłem się na bok, zupełnie zapominając o pukającej Alice. Złapałem Belle w pół i ostrożnie przyciągnąłem do siebie, tak że teraz jej głowa leżała centralnie na moim sercu.

 

To zaskakujące na jak wiele takich gestów mam jej przyzwolenie…

 

- Hmm… „porządni” powiadasz – wyszeptałem swoim najbardziej seksownym głosem – A widzisz tu gdzieś takich?
- Hey! Czyżbyś coś sugerował?! – spojrzała na mnie lekko oburzona.

Uwielbiałem kiedy się złościła. Wydymała wtedy tak ponętnie te swoje zaróżowione policzki… W ogóle wszystko w niej uwielbiałem.

 

Kurwa Cullen, nie poznaję Cię…Czyżbyś się ZAKOCHAŁ???!!!

 

- Nie! Ja… gdzież bym śmiał… - zachichotałem, gładząc ją po włosach.
- No! Żeby mi to było ostatni raz! Chyba już dziś sobie nie pośpię , a to wszystko przez Ciebie!! – podniosła się delikatnie, podczas gdy ja stałam już przy drzwiach do łazienki.
- O nie skarbie, tym razem jestem pierwszy.
- Ciesz się póki możesz – pozdrowiła mnie środkowym palcem i zniknęła pod kołdrą.

Szybko załatwiłem wszystkie swoje potrzeby i ubrałem się. Dziś stawiając na jasną koszulkę i czarne jeansy. Mam nadzieję, że spodoba się Belli…

Kiedy skończyłem, zastałem małą złośnice przy lustrze z puchatym ręcznikiem w dłoniach.
- Prędzej to już naprawdę nie można było? – fuknęła – Jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś to nie jesteś tu sam!
- Dobrze, już dobrze Księżniczko. Po co te nerwy? Gniew szkodzi na cerę odpowiedziałem, całując ją w sam środek nosa.

- Ech, Cullen, Cullen co z Ciebie wyrośnie?

Wchodząc do kuchni, poczułem cudowny zapach naleśników z czekoladą. To jedno z moich ulubionych dań. Mama zawsze robiła je gdy byłem dzieckiem. Były formą nagrody za grzeczne zachowanie, co doprawdy nie zdarzało się dość często.
- Ali, słoneczko poratuj głodnego wędrowca śniadaniem – pocałowałem ją grzecznie w policzek. Jasper siedział już przy stole z nożem i widelcem w dłoniach.
- Co?! Powinnam Cię nieźle opiepszyć za to ranne powitanie.
- Oooj, Sorry śpiący byłem – uśmiechnąłem się przepraszająco, zajmując miejsce obok Jazz’a – Wybacz siostrzyczko.

- Ehee… Ok, a gdzie jest Bella? – zapytała niby od niechcenia.

- Okupuje łazienkę – kiedy to powiedziałem , małe rączki uwiesiły się mojej szyi.

- Zająłeś moje krzesło Edwardzie – powiedziała Bell, szczerząc się słodko.

- Nie. Mów. Do. Mnie. EDWARDZIE – syknąłem między kolejnymi kęsami naleśnika. – Nie znoszę tego!

- Dobrze EDWARDZIE. Nie ma sprawy EDWARDZIE . Spokojnie EDWARDZIE… - Ta mała, wredna żmija śmiała się jeszcze ze mną droczyć?

 

Nie doczekanie Twoje ślicznotko.

 

Chwyciłem ją za biodra i stanowczo usadziłem sobie na kolanach. Krótka spódniczka do połowy uda, znacznie ułatwiła mi to zadanie.
 

Chwała projektantom mody damskiej za Mini J

 

- Chciałaś krzesło to teraz je masz – szepnąłem jej w ucho, na co tylko nieznacznie zadrżała. Szarpała się przez chwilę w miejscu, po czym poddała się pokonana.

 

Dobra nasza Cullen… Dobra nasza.

 

- Yeah, Alice zobacz coś tu się kroi! – krzyknął uradowany Jasper, a moja siostra momentalnie odwróciła wzrok od patelni.

Bella zamierzała coś odpowiedzieć, ale zatkałam jej buzie gorącym naleśnikiem.
- Masz mała, smacznego – nie mogła się obronić, ponieważ  jej ręce wciąż spoczywały uwiezione z tyłu na wysokości tyłka.

- Przysięgam… Cullen… że…. kiedyś… Cię…. uduszę – warczała, ale szczerze powiedziawszy miałem to w głębokim poważaniu, ważne było to jak blisko mnie się teraz znajdowała.

Po jakimś czasie chyba załapała, że ze mną nie wygra, więc uspokoiła się, przystając na naszą małą grę. Zasady były poste: ja ją karmiłem, ona posłusznie jadła. Taka mała rzecz a cieszy. Było mi tak zajebiście dobrze, kiedy siedziała tu ze mną, śmiejąc się w glos. Zapach jej skóry doprowadzał do szaleństwa wszystkie moje zmysły, że już nie wspomnę o małym Eddie’m, który szalał w spodniach niczym huragan, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. *

 

Boże, ta kobieta zaprowadzi mnie kiedyś prosto do piekła … ale jeśli ta droga ma tak wyglądać to…. Jezu Chryste chcę tam chodzić codziennie!

 

Czułem, że długo tak nie wytrzymam, musiałem coś zrobić bo inaczej mój „przyjaciel” znalazłby się na krawędzi a na to pozwolić nie mogłem… jeszcze nie teraz.

- Uhm… Bello słoneczko, czy mogłabyś…eee… - cholera nie mogłem nawet sklecić jednego, prostego zdania.
- Oczywiście Edwardzie, pytanie tylko czy chcę?? – odpowiedziała mrużąc słodko swoje kocie oczy.

 

Ona ma w sobie coś w diabła i wcale nie jest taka niewinna jakby się na pierwszy rzut oka wydawało…

Kurwa!  Ta mała doskonale wiedziała co ze mną wyrabia!  Musiała już czuć powiększającą się erekcje i widzieć, że nie potrafię złapać tchu. Ruszała delikatnie biodrami wprost na moim kroczu… Chryste!

 

Suka

 

- Swan! Złaś ze mnie, bo zaraz nie wyrobię… - jęknąłem kiedy dziewczyna pogłębiła jeszcze bardziej swoje ruchy. I w tym właśnie momencie usłyszałem dzwonek do drzwi.
 

- Ja otworzę! – krzyknęła Alice, która zdążyła już razem z Jasperem ulotnić się do salonu, żeby dać nam trochę więcej „przestrzeni życiowej”

 

Jak dobrze mieć siostrę, która rozumie Twoje potrzeby…
 

- Ooo, Pani Harrison! Jak miło Panią widzieć. Czy coś się stało? – szczebiotała Al, stojąc w korytarzu, jednak ton jej głosu zdradzał, że wcale nie jest zadowolona z wizyty.

Bella na dźwięk nazwiska Harrison, drgnęła lekko i natychmiastowo opuściła moje kolana. Jej chyba też nie podobało się to, że ta cała Harrison tu przylazła. Spojrzałem na nią z miną zbitego psa, wysuwając do przodu dolną wargę – zachichotała i pocałowała mnie w czoło, zostawiając ślad czerwonej szminki.

- Dzień dobry Alice, czy mogłabym porozmawiać z panną Swan? dobiegło naszych uszu.

- Tak oczywiście, jest chyba…eee…w kuchni – jąkała się Ali, zupełnie jak przed pierwszą randką. Kim była ta kobieta, że obie tak się jej bały?- Proszę za mną.

- Bello! Gdzie jesteś?! – idąc Ali dawała nam sygnały mówiące „Uwaga nadchodzę i nie jestem sama…”

 

Kocham ją…

 

 

- W kuchni, robię herbatę – odkrzyknęła dziewczyna w chwili gdy niska, korpulentna kobieta z oczami bazyliszka, stanęła w wejściu. Miała długie siwe włosy, (sprawiające wrażenie starszych niż ich właścicielka) i twarz pooraną zmarszczkami. Na moje oko mieściła się w przedziale 60 - 65 lat.

- Dzień dobry panienko Izabello – zaczęła przesłodzonym tonem, ale ja wiedziałem, że kryje się za tym coś więcej – Możemy porozmawiać na osobności.
- Dzień dobry. Może Pani spokojnie mówić przy Edwardzie, nie mam nic do ukrycia.

- A więc dobrze… - Kobieta spojrzała na mnie z obrzydzeniem , po czym kontynuowała – Izabello, wczoraj miałam wątpliwą przyjemność słyszeć dochodzące z tego domu wrzaski…. Zdaje się, że to z Twojego pokoju… - przypomniałem sobie wieczorny incydent z Bellą i to jak mnie zostawiła. Pewnie o to chodziło temu szeryfowi w spódnicy…

- Pani Harrison… znaczy… ja nie chciałam, żeby ktokolwiek poczuł się urażony… - mała zaczęła się ostro miotać, musiałem jakoś to wszystko załagodzić.
- To moja wina – wkroczyłem jej w słowo. Bell spojrzała na mnie zdezorientowana i przysunęła się trochę bliżej – Nie powinienem był tak głośno krzyczeć.
- Czy aby na pewno tylko Pana? – zapytała kobieta z nutą sarkazmu.

- Tak
- Nie! – wtrąciła zdecydowanym tonem brunetka
- Tak – zaoponowałem – A zresztą po co ja się tłumaczę? To nie  Pani sprawa co młodzi ludzie robią po nocach w swoich pokojach! No chyba że ktoś tu ma za mało wrażeń… Ale na to też jest sposób, znam świetną stronkę w Internecie, na pewno spełni Pani oczekiwania…a teraz proszę wyjść i pozwolić nam w spokoju dokończyć śniadanie!!!

No i stało się – puściły mi nerwy. Darłem się na tą babę, zupełnie nie zważając już na dzielący nas wiek czy inne tego typu rzeczy. Nie obchodziło mnie to. Ona krzyczała na Bellę… Moją Bellę, a to już było karygodnym posunięciem. Nikt nie będzie na nią krzyczał czy chociażby krzywo patrzył w obecności Edwarda Cullen’a….Rozumiecie? Nikt!

Staruszka odwróciła się napięcie, mrucząc pod nosem coś, co brzmiało jak: „Ach ta dzisiejsza młodzież” i wyszła z kuchni.
- Odprowadzę Panią – zaoferowała Alice, dławiąc się ze śmiechu.
- Nie! Dziękuję, sama trafię do wyjścia.

 

W życiu bym nie spodziewał się tego co nastąpiło w przeciągu kilku kolejnych minut…. Bella podeszła do mnie, wtuliła się tak mocno, że aż ciarki przeszły i zaczęła płakać.

 

Ja pierdolę, jeszcze tego brakowało….Dlaczego ona wyje?!

- Bell skarbie, co się stało? – starałem się mówić cicho i spokojnie, żeby nie pogorszyć sytuacji – Chodź tutaj malutka, nie ma co rozpaczać.
Alice i Jasper patrzyli na całą scenę z czym w rodzaju dumy, kiedy ja prowadziłem Belle do salonu i po raz drugi tego ranka, sadzałem sobie na kolanach.
- Dziękuję, Edward – szepnęła.
- Nie ma za co malutka, przecież wiesz, że dla Ciebie wszystko.

- No to teraz mam przechlapane – spojrzała na Ali.
- Nie martw się Bello, ona nie jest wcale tak groźna na jaką wygląda – moja siostra wyraźnie starała się ją pocieszyć.
- Wiesz przecież jaki jest mój ojciec, zaraz tu przyjedzie i każe wracać do domu – dziewczyna nie chciała przestać się umartwiać.
- Wszystko będzie  w porządku, zobaczysz. Teraz chodźcie, musimy się rozerwać, przecież są wakacje.

Boże, aż boję się zapytać na jaki szalony pomysł ona znów wpadła…

 

- Co proponujesz? – zapytałem, nadal trzymając Belle w ramionach i wodząc dłonią po jej plecach. Widać było, że podziałało uspokajająco.

- Koooooonie! – wykrzyknął Elf – Bello skarbie, pokażemy Panom jak jeżdżą prawdziwe amazonki z Waszyngtonu?

- Możemy… - odpowiedziała brunetka bez wyraźnego przekonania.

O nie! Konie to chyba jedyne zwierzęta, które zawsze omijałem szerokim łukiem. Szczur na dłoni, wąż na klacie, czy mrówki we włosach, to było całkiem ok., ale nie konie! Za nic, nie potrafiłem nauczyć się jeździć… Nigdy nie lubiłem tych wielkich, czterokopytnych stworzeń i one też nie darzyły mnie raczej zbytnim szacunkiem…

- Edward, choć Bella wstając, pociągnęła mnie delikatnie do przodu.
 

Błagam wszystko tylko nie to…Boję się tych zębatych potworów!

 

- Słoneczko, to nie jest najbardziej trafiony pomysł.

- Ależ jest Edwardzie.
- Nie nazywaj mnie Edw…- zacząłem się bulwersować, ale zostałem brutalnie uciszony przez moją niewiastę.
- No cicho, już cicho… nie denerwuj się kochanie.

Czy ona powiedziała  KOCHANIE?!
Nie. To tylko Twoja chora wyobraźnia, Cullen.

Pieprz się!!!

- Hmm… Skąd ten nagły przypływ czułości Izabello? – spojrzałem jej prosto w oczy.
- UPS… wydało się! – roześmiana wybiegła na zewnątrz w towarzystwie Alice.

Stałem na środku salonu oszołomiony. Moja mina musiała wyrażać coś niesamowicie śmiesznego, bo Jasper, który wciąż był w pokoju, opadł na ścianę parskając.
- No to wpadłeś po uszy stary, nie ma co.
- Zamknij się! – warknąłem na niego. Sam nie wiem skąd wzięła się u mnie ta złość. Miałem ochotę go uderzyć…Może to przez te konie?
Musiałem jak najszybciej znaleźć się blisko Belli, tylko ona była jedynym sposobem na moje skołatane nerwy. Chciałem ją po prostu przytulić, pocałować…mieć.
 

Czy ja zwariowałem?
Dopiero teraz to zauważyłeś Cullen? Już dawno zwracałem Ci na to uwagę.
Powiedziałem za milcz!!

 

Złapałem skórzaną kurtkę, kierując swoje szanowne cztery litery do wyjścia. Potrzebowałem powietrza….potrzebowałem Belli… desperacko potrzebowałem Belli.

 

 

 

***

 

 

 

 

 

Bella

 

- Alice, mogę cię o coś zapytać? – odważyłam się rozpocząć rozmowę na temat, który nurtował mnie niemal od początku pobytu tutaj.
Stałyśmy z Ali w boksie, szczotkując zawzięcie dwa kare rumaki[1]. Pierwszy – Bazyl, był moją własnością. Dostałam go od wujka Carlisle’a na 8 urodziny i od tej pory byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Natomiast drugi o wdzięcznym imieniu Don, należał do Alice.

- O co chodzi Bello?
- Hmm… nie wiem.... bo ja chciałam – zaczęłam się jąkać. Zdarzało się to zawsze, kiedy się denerwowałam, a we współudziale ze szkarłatnymi rumieńcami, dawało dość komiczny efekt. Wyglądałam jak niezdecydowana dziewica.

- No wyksztuś to wreszcie, ileż można czekać?! – zbeształa mnie niczym matka.
- Myślisz, że Edward mnie lubi?
- Lubi? Co to za słownictwo? Bell…nie udawaj takiej niewinnej. Obie wiemy, że mój brat dostaje natychmiastowej erekcji, kiedy pojawiasz się w pobliżu. Ty natomiast skrzętnie wykorzystujesz zaistniałą sytuację. uśmiechnęła się przebiegle i przytuliła mnie. – Jestem pewna, że Edward za Tobą szaleje.


- Ja też chyba go lubię.

- Chyba?- spojrzała na mnie z dezaprobatą.
- No dobra lubię go – wiedziałam, że obojętnie co bym teraz powiedziała ona i tak domyśli się prawdy – Nawet bardzo.

-  Wiedziałam, wiedziałam, WIEDZIAŁAM!!! – darła się jak opętana. I kto tu jest wariatką?

Powróciłam do szczotkowania Bazyla, choć na dobrą sprawę nie było mu to już potrzebne. Najróżniejsze myśli kłębiły się w mojej głowie. Może Alice ma rację? Może Edward też coś czuje? A co jeśli nie? Popełnię  błąd, otwierając przed nim…
- O czym myślisz? – Ali uderzyła mnie szczotką w ramie.
- O niczym. – Skłamałam, wiedząc, że tego nie łyknie. Marny ze mnie oszust. Po co ukrywałam swoje myśli? Nie wiem…i pewnie nigdy się nie dowiem. Zawsze kiedy za bardzo mi na czymś zależało zamykałam to przed światem, chowając w bezpieczny miejscu. Tak też było z uczuciem do Edwarda.
Musisz się zmienić Bello.
Podpowiadał mój wewnętrzny głos.
Ty? Taka silna osobowość, która potrafi zjednać sobie każdego napotkanego mężczyznę. Boisz się rozmawiać o uczuciach?
Może to dla tego iż nigdy nie odczuwałam tego tak mocno? Nawet z Jacob’em…

Edwardowi na tobie zależy… zależy mu Bello...


[1] Maść kara - Ciało konia karego pokrywa czarna sierść. Czarne są też grzywa i ogon. Mogą występować białe odmiany. Zdarza się, że latem koń jest kary, a zimą jego sierść jest jaśniejsza

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin