Legut Zacznijmy od pomidorów.txt

(128 KB) Pobierz
Lucyna Legut 

Zacznijmy od pomidor�w. 

(Wspomnienia) 
Je�li o mnie chodzi, to odradzam czytanie tej autobiografii. Nawet biografie nie 
bywaj� prawdziwe, bo kto�, kto pisze czyj�� biografi�, patrzy na obiekt swoich 
zainteresowa� w�asnym spojrzeniem. Je�eli obiekt jest ju� dojrza�ym 
nieboszczykiem, nie mo�e si� nawet sprzeciwi�, gdy niemal wszystko si� nie 
zgadza. W autobiografii biograf jest oczywi�cie pochlebc� dla siebie, czyli 
tak�e wszystko si� tu nie zgadza, Maciej Nowak zmusi� mnie do napisania tej 
biografii. Pilnuje mnie jego prawa r�ka - Irena Olender. Chyba si� nie wywin� i 
b�d� musia�a napisa�. O co tym ludziom chodzi, nie mam poj�cia. Oni mnie po 
prostu widz� oczyma biograf�w, czyli jako kogo� wa�nego. Nic z tych rzeczy! 
Jestem tak zwyczajn� postaci�, jak zel�wka na zdartej podeszwie. A tej 
najprawdziwszej prawdy o sobie, kt�ra mog�aby zainteresowa� na przyk�ad 
psychiatr�w, z pewno�ci� nie powiem. To tylko ci prymitywni Amerykanie na 
sesjach psychoterapeutycznych wywalaj� na wierzch wszystkie najpaskud-niejsze 
bebechy swego ego. Nie ma co liczy� na moj� spowied�. Potraktuj� wybi�rczo moje 
zwierzenia. Mo�e nawet troch� nak�ami�, a zw�aszcza pomin� niekt�re wydarzenia, 
kt�re mog�yby stanowi� pochwa�� pija�stwa i rozwi�z�o�ci. Igor Michalski, m�j 
przyjaciel, ci�gle mnie namawia, abym opisa�a wszystkie wydarzenia zwi�zane z 
gorza�eczk�. Nie mog� tego zrobi�. Kto� m�g�by pr�bowa� bra� ze mnie przyk�ad, 
jako �e czasem bardzo �miesznie bywa�o. Odradzam picie, cho�by najweselsze - kac 
potem jest straszliwy. Nie op�aca si�. Ze mn� by�o tak...
Ale zacznijmy "od pomidor�w"... Tu dygresja: nasza matka kiedy� chcia�a mi 
opowiedzie� o pewnej historii zwi�zanej z s�siadk�, a �e by�a bardzo dok�adna, 
zanim dosz�a do pointy, om�wi�a wszystkie ma�o wa�ne fakty, kt�re poprzedzi�y 
ow� histori�, czyli to, �e s�siadka najpierw posz�a kupi� pomidory, potem z tymi 
pomidorami wst�pi�a do mamy... i tu dopiero nast�pi�o w�a�ciwe opowiadanie. Mama 
wi�c powiedzia�a: - Opowiem ci, jak ta g�upia Zo�ka pok��ci�a si� ze swoj� matk� 
o �wier� kilo cukru... Ale zacznijmy od pomidor�w... W�r�d moich bliskich 
znajomych znane jest to porzekad�o i zezwalam ka�demu, komu si� to spodoba, aby 
pos�ugiwa� si� nim. Zatem zacznijmy od pomidor�w... Czyli zacznijmy od naszej 
matki. Przytocz� teraz fragmenty rozdzia�u z ksi��ki "Nasza zmierzchowa mama" 
(autentyczna opowie�� naszej matki, nagrana na magnetofon, a potem przepisana). 
Tytu� rozdzia�u: "Dom z r�ami za oknem, zupa wodzianka, a do studni chodzi�o 
si� w zimie boso". Nasz dom by� taki: byle jaki, wiejski. Gospodarka prawie 
�adna, bo mama tylko cos tam w polu zrobi�a/a ojciec prawie nic. Stolarzy�, ale 
tez nie bardzo, tyle tylko, �eby instrumenty zrobi� do grania, no i chodzi� 
grywa� z ta swoja kapela. Najwi�cej po weselach grywali. (...) A jak ojciec 
chodzi� z muzyka, na wesela, to na ko�cu po weselu gospodyni dawa�a zawsze 
muzykantom po �wiartce placka. Tam si� piek�o na �opacie takie placki okr�g�e. 
Pokroi�a na �wiartki i da�a muzykantom po par� kawa�k�w. (...) Ja kiedy 
podros�am, to chodzi�am na wesela z ojcem. I bardzom hula�a. Bardzo! (...) Jak 
byli�my mali, to mama najcz�ciej gotowa�a na obiad wodziank�. Ojciec ususzy� 
�liwek, ususzy� jab�ek i taka wod� mama gotowa�a do ziemniak�w, do ja�owych 
oczywi�cie. (...) Chahipina nasza by�a dosy� pi�kna. Z kamieni by�a wystawiona. 
Dosyt zgrabna: pok�j, kuchnia, stolarnia, sie�. Stajnia w sieni, wychodek na 
ganku. Zamyka�o si� taka. zawiasa, taktem drewnem si� zamyka�o. A r�e przed 
oknami!... Ca�e okno by�o zawalone r�a. Jak mia�am cztery lata, rodzi�o si� 
kt�re� tam dziecko, bo nas by�o o�mioro: czterech syn�w i cztery c�rki mia�a 
moja mama; taka by�a pienia. I jak jedno dziecko przychodzi�o na �wiat, nie wiem 
kt�re, to tam by� ha�as w izbie, a ja si� dar�am razem z mama, bo nie 
wiedzia�am, co jej kto robi, pewnie krzywd� jaka, wi�c ja si� w kuchni okropnie 
dr�, jeszcze g�o�niej ni� mama w izbie. Wtedy ojciec zamkn�� izb� i mnie porwa�, 
bom si� nie ustawa�a drze�, porwa� mnie do stajni, do chlewka, u �wini mnie 
zamkn��. Dar�am si� tak, com ochryp�a, a �winia mnie szarpa�a po sukni, ale by�a 
jeszcze za m�oda, wi�c mnie nie zd��y�a zje��, bo nie da�a rady. Ale by�a 
z�o�liwa. No to mnie potem Zadkowa porwa�a stamt�d od tej �wini. To ja si� 
modli�am, jakem umia�a, cale �ycie, �eby ojciec umar�. Jeszczem do szko�y 
chodzi�a, tom si� modli�a, �eby umar� za t� �wini�, bo mu nie mog�am podarowa� 
tego. (...) Do studni chodzi�o si� w zimie boso, bo kt� by ta jakie papucie da� 
albo buty? Do szko�y si� chodzi�o boso w lecie, a buty si� ubiera�o przed 
szko�a. Jeszcze mi si� wci�� �ni, �e boso chodz� po polu, com tak by�a nauczona. 
A jak do ko�cio�a lecia�am, to bu�ki na ramionach, za sznur�wki; przed ko�cio�em 
si� butki ubiera�o. No to do studni boso. Nogi przymarza�y, to si� trza by�o 
pr�dko spieszy�. Ciag�o si� wod� ze studni, trzeba by�o kl�kn�� na lodzie i 
patrze�, �eby si� nie wpad�o tam. Z takiego do�ka si� bra�o wod�. Przylecia�o 
si� do domu i trzeba by�o nogi pociera�, bo tak stward�y z zimna. A teraz tobym 
mog�a trzy pan/ nowych but�w na nogi ubra�, jakbym sz�a do studni. I dwa 
kapelusze bym mog�a na g�ow� da�! A wtedy nie mia�am nawet chusteczki. W zimie 
do szko�y jecha�o si� na torbie. Sz�o si� do takiego drzewa i stamt�d z g�ry na 
d� si� zje�d�a�o, to by�o bardzo spadzisto, wi�c si� zej�� nie da�o, tylko 
zjecha� na torbie. Jak mia�am dwana�cie lat, to ju� chodzi�am do Makowa, do 
haftu. Sko�czy�am pi�ty klas�, to mnie wypisali, bo nie by�o czasu. Bo trzeba 
by�o zarabia�. Wtedy wolno by�o wypisa� z pi�tej klasy. Do Makowa, do haftu sz�o 
si� na dziewi�ta, wi�c trzeba by�o o si�dmej wyj��, wzi�� czarnej kawy do 
flaszki, oczywi�cie zbo�owej, dziesi�� cent�w do r�ki na dwie bu�ki. To by�o na 
ca�y dzie�. Czasem kt�ra dziewczynka wzi�a mnie na noc do siebie, jak by� 
deszcz czy zawierucfia, no tom tam cos zjad�a. Z lito�ci mnie bra�y. A jak 
spa�am czasem u siostry, to nie
mieli mnie gdzie po�o�y� i spa�am w paczce, co w�gle by�y. A paczka by�a du�a, 
to ja si� zmie�ci�am, bo by�am ma�a. I spa�am w tym, w czym chodzi�am. Da�am 
sobie p�aszczyk pod g�ow� i w�gle by�y wy�ej. To za� nauczycielka, jak jej 
pod�og� wymy�am, z wielka rado�ci�, �e to u nauczycielki myje, co nas uczy 
haftu, to tam kromk� chleba da�a. Z mas�em! (...) Siedem kilometr�w codziennie 
sz�o si�. Do Makowa to si� idzie ze Suchej na pag�rek, na d�, na pag�rek, na 
d�... Dwa pag�rki do Makowa s�. Jak wysz�am pod pag�rek, to si� um�czy�am... 
Ch�op, nazywa� si� "dr�nik', je�dzi� z takimi taczkami; zbiera� kamienie przy 
drodze na te taczki i gdzie� je wywozi�. To on widzi, ma�a dziewczynka idzie... 
By�am ma�a, bom i teraz niedu�a... To mu by�o mnie �al, bo mnie ch�opaki, co 
krowy pas�y, bi�y kamieniami i �ciga�y. To mnie wzi�� na te taczki czasem: - 
Siadnijze, dziwce. Podwioz� ci� kawa�ek. - Podwozi� mnie czasem na tych 
kamieniach. Wiec znowu si� ogl�da�am, czy jaki w�z nie jedzie... Jedzie w�z z 
ch�opem... Jak by� ch�op dobry, to mnie wzi�� pod pag�rek, a jak by� niedobry, 
to mnie nie wzi��. Ale jak wje�d�a� na pag�rek poma�u, to ja si� zawiesi�am na 
dyszlu. A ch�op czuje, �e mu ci�ko, ogl�dn�� si�: - Slezies z tego wozu z 
tela!? - I tak mnie biczem chcia� dochodzie, ale ja si� schyli�am i tym biczem 
nie da� rady mnie dosi�gn��. A czasem mu si� uda�o, to mnie po grzbiecie wy�oi�. 
Mia� prawo. To by� opis dzieci�stwa mojej matki. Co do mnie, by�o tak: urodzi�am 
si� 27 marca 1926 roku w Suchej Beskidzkiej, w parterowym domku, naprzeciw 
stacji kolejowej. Domek nale�a� do pani W�drowej, kt�ra mia�a m�a Romana i syna 
Antka. Nasza mama wynajmowa�a p� tego domku. Domek otoczony by� sadem. 
Niewielkim, ale kilka owocowych drzewek tam ros�o. Okna domku znajdowa�y si� 
nisko nad ziemi�, wysypan� �wirem; to jest o tyle wa�ne, �e dotyczy mnie - mama 
sadza�a ma�� Luch� - kluch� na parapecie okna, przy okazji dogl�daj�c garnk�w na 
piecu. W pewnej chwili odwr�ci�a si�, a mnie ju� na parapecie nie by�o. Skula�am 
si� na �wirow� �cie�k� pod oknem. Chyba mnie nic nie bola�o, bo me podnios�am 
wrzask�w. My�l�, �e od ma�ego dziecka nie lubi�am p�aka�. Do dzisiaj mi to 
zosta�o. Czasem mnie co� �ciska za gard�o, ale niemal nigdy nie p�acz�. Je�li 
chodzi o wa�niejsze wydarzenia z tego okresu (znam je oczywi�cie wy��cznie z 
opowiada� mamy), to zalicza si� do nich moje l�dowanie pod ko�ysk�. W tamtym 
czasie dzieci k�ad�o si� do ko�yski, mo�na by�o wtedy swobodnie krz�ta� si� po 
domu i tylko od czasu do czasu nacisn�� nog� na drewnian� p�oz�, aby dziecko 
zakoleba�. Pewnego razu mama wysz�a na chwil� do sklepu, zostawiaj�c mnie pod 
opiek� starszego rodze�stwa; Lidusi i Lubcia, a oni tak mnie zawzi�cie kolebali, 
�e wywalili mnie wraz z ko�ysk� i wystraszeni uciekli. Oni te� byli mali i nie 
wiedzieli, co zrobi� z bachorem przywalonym ko�ysk�. Gdyby nasza mama w por� nie 
nadesz�a, nie musia�abym teraz m�czy� si� nad spisywaniem fakt�w 
@biograficznych, bo ju� dawno by mnie nie by�o. Nie jestem pewna, czy fakt, �e 
jestem, nale�y uwa�a� za szcz�liwy. Mama by�a zdania, �e to wielkie szcz�cie. 
Musz� troch� czasu po�wi�ci� okresowi w domku pani W�drowej; tam si� zacz�� 
kszta�towa� przysz�y charakter wszystkich dzieci. Lidusia by�a prze�liczna, z 
jasnymi loczkami i zielonymi oczami. Podobno by�a najpi�kniejszym dzieckiem w 
ca�ej Suchej Beskidzkiej. Lubu� ju� w�wczas mia� dra�ski charakter. Ot� za Boga 
�ywego nie chcia� zasn��, dop�ki nie dosta� do possania fajki pana Romana W�dry! 
Pan W�dra nigdy nie wyjmowa� fajki z ust, jedynie na ten moment, gdy trzeba by�o 
u�pi� Lubusia. Lubu� dar� si� tak d�ugo, a� dosta� fajk�. By� wi�c najm�odszym 
palaczem na �wiecie, chocia� nikt tego nie odnotowa� w ksi�dze Guinnessa. Lubu� 
rzuci� palenie w jakim� czwartym roku �ycia. Potem, ju� j...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin