rozdział 17.pdf

(245 KB) Pobierz
282349816 UNPDF
Jacques poruszył się ociężale. Nie chciał, ale głód rósł i coraz bardziej potrzebował się 
pożywić. Dzielił się z Sheą i Byronem, a jego własne ciało też jeszcze nie było do końca zdrowe. 
By zaspokoić swoje potrzeby musiał karmić się o wiele częściej. Powoli zaczął uwalniać swe ciało 
spod Shei. Jęknęła cicho i uniosła długie rzęsy.
­ To niemożliwe żebyś chciał więcej. ­ Kochali się przez ostatnie kilka godzin i nie była 
pewna, czy w ogóle jest się w stanie poruszyć. 
Wodził palcem po jej płaskim brzuchu.
­ Zawsze chcę więcej. Nienasycony, to jest dobre słowo. ­ Westchnął, niechętnie wstał i 
przeciągnął się. ­ Chcę, żebyś tu została, gdy wyjdę się pożywić. Będziesz tutaj bezpieczna.
Uniosła jedną brew.
­ Skąd wiesz? Czy wszyscy Karpatianie znają to miejsce? Powinnam iść z tobą. ­ Chciała, 
by był bezpieczny. Jeśli Rand był wampirem, nienawidził go najbardziej ze wszystkich.
Żadne emocje nie ujawniły się na twarzy Jacquesa. Shea ciągle wierzyła, że to ona się nim 
opiekuje. Jej czułość niespodziewanie sprawiła, że strumień ciepła przepłynął przez jego ciało. 
Kochał to w niej. Nie był na tyle głupi, by udowadniać jej, że nie skrzywdziłaby nawet muchy. 
­ Jeśli spróbowałabyś nauczyć się skanowania, wiedziałabyś gdyby jakiś Karpatianin znalazł 
się w pobliżu. Ponieważ tu jesteśmy, nikt nie zakłóci nam prywatności. ­ powiedział szorstko.
­ Wampir potrafi się maskować, zapomniałeś o tym? ­ zapytała podejrzliwie. ­ Myślę, że to 
zrobił właśnie dlatego, że idziesz na polowanie.
Jacques łagodnie potargał jej włosy.
­ Idę się pożywić. Nie mam zamiaru polować na wampiry. Do tego został wyznaczony. Nie 
będę odbierał mu pracy. Nie przejmuj się wampirem, nie mogę odnaleźć jego śladu, więc się nie 
denerwuj. Zostań tutaj i czekaj na mnie. Wiem, gdzie znajdę pożywienie. To potrwa tylko kilka 
minut. 
Shea spojrzała na niego.
­ Lepiej, żebyś nie próbował mnie oszukać.
­ Partnerzy nie są w stanie się okłamać. ­ Pochylił się, by pocałować jej uniesioną twarz. ­ 
Nie odchodź nigdzie. Pozostań ze mną w kontakcie ze. Nie chcę żadnych przykrych niespodzianek 
kiedy wrócę. Jeśli cały czas będziesz w moim umyśle, zobaczysz, że mówię prawdę. Idę się tylko 
pożywić. 
Shea wyciągnęła się leniwie obok źródła zanurzając palce w gorącej wodzie. Jej ciało było 
obolałe. Prawda była taka, że nie chciała się nigdzie ruszać.
­ Dobra, dzikusie, ale to nie ja pakuję się w kłopoty. Jeśli napotkasz Randa po prostu odejdź. 
­ Odwróciła się, całkowicie zapominając, że eksponuje całe ciało. ­ Może i jest moim biologicznym 
ojcem i jak każde dziecko marzyłam o cudownym tatusiu, ale nie chcę, byś dawał mu jakieś szanse. 
Dużo o tym myślałam. 
­ O czym? ­ zachęcał, starając się nie dopuszczać jej do swojego umysłu.
­ Dlaczego potrafię wyczuć ukrywającego się wampira. Dlaczego czułam obecność ludzi, a 
Raven nie.
­ My powinniśmy ich odnaleźć. ­ odrzekł, zachęcając ją, by powiedziała mu coś więcej. 
Osunął się, siadając obok niej. Shea miała wyjątkowy umysł, i wiedział, że gdyby mieli 
wystarczająco czasu, byłaby w stanie odsunąć na bok emocje i znaleźć odpowiedzi na wiele pytań. 
­ Krew. To nie tak to wszystko działa? Całe to połączenie i telepatia? Czy nie śledzisz 
innych dzięki wymianie krwi? To nie jest tak, że mężczyźni rzadko wymieniają krew? A Rand 
zrobił to z każdym z was, prawda?
Jacques potrząsnął głową.
­ Nie, on był bardzo ostrożny, jeśli o to chodzi. A potem miał partnerkę. Nie potrzebował 
dzielenia i nie było szansy, by się przemienił.
­ Ale Noelle nie była jego prawdziwą partnerką, prawda? On zawsze to wiedział, nawet 
kiedy inni się nie domyślali. Być może później wszyscy zrozumieli, że on nie mógł być jej 
partnerem, ale on już nie miał w zwyczaju wymieniać krwi. On wiedział, że w każdej chwili może 
się zmienić, więc się chronił. ­ Shea czuła jakby usprawiedliwiała matkę. Jacques ciągnął. ­ Maggie 
była jego prawdziwą partnerką. Michaił powiedział nam, że Rand wstaje raz na kilka lat i trzyma 
się z daleka. To było po tym, jak mordercy wampirów zaatakowali.
­ Jeśli tak było, to być może Rand nie jest temu winny.
­ Jeśli tak bylo. Przypuszczam, że on obudził się przed tym wszystkim i zrozumiał, że moja 
matka nie żyje. Powiedziałeś, że osamotnieni partnerzy zwykle wybierają śmierć. A co jeśli nie? Co 
się dzieje jeśli pozostają przy życiu? 
Zapadła cisza gdy Jacques rozważał jej słowa.
­ Michaił sądził, że z Randem jest wszystko w porządku, gdyż Noelle nie była jego 
prawdziwą partnerką. A jeśli Maggie nią była,  to gdy on zasnął, wybrała śmierć,. Potem mógł się 
przemienić. Miał syna. Mógł zostać, by go chronić. ­ Oddychał ciężko. ­ Ale być zdolnym do 
rzucenia zaklęcia cienia... Jest tylko kilku wśród nas dysponujących taką siłą.
­ Na przykład? ­ ponaglala.
­ Michaił jest najstarszym żyjącym Karpatianinem. Gregori jest tylko ćwierć wieku 
młodszy. Aidan i jego brat bliźniak, Julian są około pięćdziesiąt lat młodsi. Byron jest następny. 
Jest jeszcze kilku w podobny wieku ale mają partnerki, więc są poza podejrzeniami. Jest jeszcze 
Dimitri, ale on jest daleko stąd. Tylko najstarsi mają taką siłę by ukryć swą obecność. ­ Jacques nie 
zdawał sobie sprawy, jak wiele pamięta, ale Shea tak. To sprawiało, że łatwiej było jej znieść 
smutek, spowodowany zdradą Randa. 
­ Ale Rand mógł znaleźć sposób, by je poznać. ­ nalegała. ­ To ma sens, Jacques. Nie cieszy 
mnie to, naprawdę, nienawidzę tej myśli, ale mam w sobie jego krew. Nie ma innego wyjaśnienia. 
Czułam jego obecność w lesie, bo mamy tę samą krew. To musi być to.
­ Wcześniej stanowczo zaprzeczałaś takiej możliwości, Sheo. ­ Palce Jacquesa błądziły po 
jej płaskim brzuchu. Nie mógł się powstrzymać, musiał jej dotknąć, cieszył się tą możliwością. 
­ Nie chciałam się z tym mierzyć, Jacques. Ale miałam trochę czasu, by pomyśleć. To 
jedyne racjonalne wyjaśnienie. Chciałby, żebym była Maggie, chciałby mnie mieć dla siebie, ale 
tak naprawdę wie, że tak się nie stanie. I jeszcze chce zabić ciebie. On chce żebyś zginął nie tylko 
ty, ale także Michaił i Raven. ­  Wzięła głęboki wdech. ­ Rand powiedział coś, co mnie dręczy, ale 
nie mogę sobie przypomnieć, co to było. Muszę to poukładać. Wspominał Byrona. Nie powinien 
wiedzieć, że to właśnie jego torturowali i dręczyli ludzie. Nikt mu nie powiedział, a Byron nie mógł 
się z nikim komunikować. Skąd wobec tego o tym wiedział? 
Czarne oczy Jacquesa błyszczały niczym obsydian.
­ Masz rację. Nie wyłapałem tego. Wymienił imię Byrona, czyli wiedział o nim. 
Shea złapała się rękami za włosy. W jej oczach był bezbrzeżny smutek, kiedy zwróciła na 
niego wzrok.
­ Boże, Jacques, czy ty rozumiesz co to oznacza? To on musi być odpowiedzialny za 
wydanie mojego brata Donowi Wallace i Jeffowi Smith. Ponosi winę za tortury i śmierć własnego 
syna. Czy to możliwe? W jaki sposób ktoś może aż tak oszaleć, stać się tak zimny? 
­ Przykro mi, Sheo. Wampiry nie są zdolne do odczuwania prawdziwych uczuć. Nieumarli 
decydują się na pozbycie się duszy. Zostaje w nich tylko zło. ­ Jacques czuł, jak coś blokuje mu 
gardło. Czuł dziwny ciężar przygniatający serce. Podziwiał odwagę, na jaką musiała się zdobyć, by 
ujawnić mu swe podejrzenia. ­ Legendy które ludzie opowadają o wampirach są w części 
prawdziwe. Kilku z nich miało okazję zobaczyć, do czego zdolni są nieumarli. Chciałbym, żeby 
było inaczej. Zrobiłbym wszystko, by oszczędzić ci tego cierpienia. 
­ Chciałabym, żeby było inaczej, ale nie wierzę, żeby tak się stało. I myślę, że naprawdę 
grozi ci niebezpieczeństwo. Nawet jeśli Rand nie jest wampirem, to i tak jest chory, szalony, 
rozgoryczony a do tego cię nienawidzi. Bądź ostrożny, proszę. Nie chcę, żeby cię zranił. ­ Jej 
ogromne, zielone oczy były pełne niepokoju. Usiadła, obejmując rękami jego szyję. ­ Chciałabym 
zabrać cię gdzieś, żeby nikt nigdy więcej cię nie zranił.
Jacques szybko zerwał połączenie. Shea myślała jedynie o ryzyku, na które się narażał. 
Nawet po tym, co z nim przeżyła i czego była świadkiem, nie przyszło jej do głowy, że w 
nadchodzącej bitwie to on może być agresorem. Że może oczekuje pojedynku ze zdrajcą. Że na 
samą myśl o tym ogarnia go radość. Pomimo wszystkiego co o nim wiedziała, nadal nie widziała 
jego prawdziwej natury drapieżnika. Jeśli to był jedyny sposób, by zaakceptowała ich związek, 
gotów był pozwolić, by ta wiedza przychodziła powoli. 
Dla Jacquesa to właśnie było piękno połączenia pomiędzy partnerami. Najważniejsze było 
to, czego chciała ta druga osoba. Wiedział, że byłby w stanie polecieć do księżyca i przynieść jej 
kawałek nieba, chodzić po wodzie albo pływać w roztopionej lawie, jeśli to sprawiłoby, że byłaby 
szczęśliwa. Była jego życiem i mieli setki lat by się dokładnie poznać. Nie musiała teraz stawiać 
czoła jego morderczym instynktom, nie teraz, kiedy ledwo łapała oddech.
Położył dłoń na jej policzku, by po chwili zsunąć na szyję. Kciukiem muskał delikatną 
skórę.
­ Przyrzekam, bedą ostrożny.
­ Bardzo ostrożny. ­ nalegała.
Twarde krawędzie jego ust złagodniały.
­ Naprawdę bardzo ostrożny. ­ powtórzył. 
Palcami prześledziła jego uśmiech.
­ Przepraszam, że się tak zachowałam, kiedy uzdrowiciel dawał mi krew. Ale jeszcze nie 
mogę tego zaakceptować. Na samą myśl mam drgawki. Kiedy jesteśmy raze wszystko jest inne, 
piękne i naturalne, ale myśl o kimś innym... ­ Żołądek jej się zacisnął i urwała.
Uśmiech wykrzywił usta i twarz Jacquesa, zakłócając powagę.
­ Rozumiem. Jestem coraz silniejszy, Wiewióreczko. Zajmę się tobą wystarczająco dobrze. 
Zmarszczyła brwi.
­ Nie do końca to miałam na myśli. Nie zgrywaj takiego macho. To sprawia, że czuję się 
gorzej, niż gdybym miała znaleźć jakichś mężczyzn i się pożywić.
Drażniła się z nim. Wiedział o tym a i tak na moment czerwona mgła zazdrości przesłoniła 
mu umysł. Wściekłość rosła i musiał skupić się na utrzymaniu jej pod kontrolą. Zrozumiał, że jest 
zadowolony z tego, że ona nie chce pożywiać się na innym mężczyźnie. Coś we fragmentach jego 
umysłu, może tylko zwykła zaborczość, nie byłoby w stanie tego znieść. Nikt, człowiek czy 
Karpatianian, nie będzie bezpieczny, dopóki on uczy się kontrolować swój strach przed jej utratą. 
Przeciągnął dłonią po włosach.
­ Mam przed sobą długą drogę, zanim znowu będę normalny. 
Wybuchła śmiechem
­ Nikt nigdy nie powiedział, że ty kiedykolwiek byłeś normalny, Jacques.
Czuł jak zalewa go jej ciepło, jak się z nim drażni.
­ Zostań tutaj. Bezpieczna. Dla mnie. 
Położyła się na plecach i leniwie wyciągnęla na skale. Błyszczące, czerwone włosy ukladały 
się wokół niej niczym jedwab. Czyste linie jej nagiego ciała, ognisty, czerwony trójkąt wabiły go do 
siebie. Odsunął się szybko. Przez kilka następnyc stuleci będzie się musiał nauczyć sporo o 
kontrolowaniu siebie. Odwrócił się gwałtownie i wyszedł.
Zmienił kształt by przecisnąć się przez wąskie wyjście i podążył przez labirynt ścieżek. Jego 
ciało sprężało się, stawało coraz mniejsze i mniejsze, aż zmienił się w stworzenie, które tak bardzo 
przerażało Sheę. Małe skrzydła niosły go szybko przez sieć tuneli, krótszą drogą na powierzchnię. 
Z radością wzleciał ku niebu. Niemal natychmiast przekształcił się w czasie lotu w znacznie 
większe i potężniejsze ciało sowy. Idealnie ostre szpony i haczykowaty dziób, grube pióra i oczy, 
które z łatwością przebijały zasłonę nocy, były dla niego stworzone. Leciał sobie znanym szlakiem, 
nad koronami drzew, w stronę chaty trzech myśliwych. 
Jacques nakazał im uległość. Zostaną na noc nie mogąc zrozumieć, dlaczego to takie ważne, 
ale nie odkryją jego wpływu. Zamierzał wezwać ich do siebie, wziąć ich krew i wymazać wszystko 
z ich umysłów. Myśliwi nie mieli zamieru się zatrzymywać w tej niegościnnej krainie, tym 
bardziej, że zaczynali wierzyć w przesądy mieszkańców. Wiedział, że wszczepione przez niego 
wspomnienia pozostaną w ich umysłach tak długo, jak zechce, tak, by zawsze odpowiadali w 
sposób, jaki sobie zażyczył.
Piękno nocy podpatrywane oczami sowy było niesamowite. Daleko w tyle, na samym dnie 
lasu, małe zwierzęta poruszały się po poszyciu. Zielony baldachim okrywający drzewa drżał i 
tańczył na wietrze. Podmuch wiatru uderzył w pióra, podniósł je i rzucił ku niemu z dziką radością i 
mocą. Dostrzegł poniżej chatę i łagodnie opuścił się na ziemię.
Niemal natychmiast zauważył, że coś było nie tak. Dym nie wydobywał się z komina, co 
dziwne, bo w taką noc jak ta myśliwi potrzebowali ciepła. Sowa zniżyła lot i pod ostrym kątem 
zbliżała się do ziemi. Wylądował jako człowiek, jego zmysły skanowały otoczenie, gotowe na 
reakcje w razie zbliżającego się zagrożenia. Nie wyczuwał żadnych oznak życia, ale wyczuwał 
śmierć. Smród zalegał mu w nozdrzach razem z zapachem strachu. Ktoś umarł gwałtownie i 
wiedział, że nadchodzi jego koniec. Jacques poruszał się ostrożnie, ukryty przed wzrokiem ludzi. W 
najbliższym otoczeniu nie wykrył niczego, ale wcześniej także nie wyczuł Smitha czy Wallace'a. 
Nie widział żadnego zagrożenia, ale nadal ostrożnie posuwał się w kierunku pogrążonej w 
ciemności chaty. 
Pierwsze ciało znalazł na ganku. Człowiek był zniekształcony, zamiast gardła miał jedną 
ogromną, poszarpaną ranę, jakby zaatakowało go wielkie zwierze. Był wysuszony z krwi. Jacques 
stał przez chwilę obok ciała myśliwego, wściekły na siebie, że naraził tych ludzi na takie 
niebezpieczeństwo. Oczywiście Rand wiedział, że będzie musiał pożywiać się częściej; odszukał 
więc jego źródło pożywienia i pozbył się ludzi.
Jacques stał nieruchomo skanując otoczenia. Śmierć nadeszła niedawno, zaledwie przed 
paroma minutami bo ciała były ciągle ciepłe. Wampir był gdzieś niedaleko, czekał na niego. 
Jacques nie miał wątpliwości, że był następny na jego liście. Nie wyczuwał zagrożenia ale był 
pewnien, że jest obserwowany. Odetchnął głęboko i pozwolił wyjść bestii ukrytej pod 
powierzchnią. Jacques poczuł w umyśle słaby, delikatny i ciepły dotyk, łagodne zapytanie.
­  Nie próbuj się ze mną kontaktować Sheo. Wampir zastawił pułapkę i muszę się skupić.
­ W takim razie przyjdę do ciebie. ­  Była mocno zaniepokojona.
Jacques mógł zobaczyć jej twarz, ogromne oczy pełne obawy i uniesioną brodę. 
­ Zrób to, o co cię proszę, Sheo. Nie mogę martwić się o nas oboje. ­  Wzmocnił polecenie.
Czuł jak opuszcza go niechętnie ale bez protestu,  wierząc, że jej obecność mogłaby mu 
zaszkodzić. Jacques cicho przeniósł się na schody. Drzwi były lekko uchylone a wiatr delikatnie 
nimi kołysał. Zawiasy były stare i zardzewiałe więc piszczały przy każdym ruchu. Jacques 
wślizgnął się do środka, natychmiast otoczył go zapach śmierci i krwi, wszechogarniający aromat 
krwi. 
Na całej podłodze rozlewał się gęsty i lepki płyn. Dwa ciała leżały niedbale porzucone po 
tym, jak wampir zaspokoił swoje potrzeby.
Celowo całkowicie oszuszył ofiary z krwi, która zalewała teraz podłogę, wzmacniając u 
Jacquesa głód i pragnienie. Upewnił się, że nie zostało nic, czym Karpatianin mógłby zaspokoić 
swoje potrzeby. Głód rósł w nim z każdą chwilą, osłabiając ciało i żerując na sile. 
­ To nieprawda, Jacques. ­  Głos Shei był miękkim i łagodnym tonem w jego głowie. ­  Nie  
jesteś słaby. Jesteś silny, bardzo silny i zdrowy. Wampir zastawił kolejną pułapkę na ciebie. Wyjdź z  
domu na świeże powietrze. Jesteś młody i silny. On nic nie może ci zrobić.  ­ W jej umyśle widział 
pełne zaufanie, bez żadnego cienia wątpliwości czy obaw. Wierzyła w niego. Nie mógł zrobić nic 
innego, jak tylko pójść za nią i uwierzyć w siebie.
Bardzo ostrożnie opuścił wnętrze chatki, rozglądając uważnie w poszukiwaniu pułapek. 
Kiedy poczucie nieuchronnego losu zaczęło ogarniać jego umysł, poszukał kojącej obecności Shei. 
Była zawsze, wierna i lojalna, zdeterminowana by zobaczył siebie takim, jakim ona go widziała. Jej 
wiara pozwoliła mu zobaczyć pułapkę, jaką zastawił na niego wampir. Uśmiechnął się do siebie 
złośliwie, bez radości. Poznał na sobie siłę wampira i moc jego iluzji, ale Shea złamała zaklęcie 
swoją niezawodną wiarą w niego. Jacques był wystarczająco silny, by pokonać nieumarłego, 
kwestią tylko była umiejętność dotrzegania zastawionych przez niego psychicznych pułapek. 
Jacques wyszedł na dwór w chłodne, nocne powietrze. Wiatr szarpał jego ubrania, plątał 
długie włosy. Wył samotny wilk, przyzywający swą partnerkę. Ten dźwięk schwytał go, dotknął w 
centrum duszy. Podniósł głowę i z jego gardła dobył się głos przeszywający noc. Wilk wędrował 
samotnie, z daleka od towarzyszy, którzy nie rozumieli jego drapieżnej natury. 
Dźwięk ostrzegł go, zwrócił jego uwagę. Delikatny szelest w zaroślach odwrócił jego umysł 
od wilka i na powrót skierował na obserwującego go wroga. Przykucnął, przygotowując ciało do 
ataku. Kiedy odwrócił głowę zobaczył jak Rand wychodzi na otwartą przestrzeń. Był cały pokryty 
krwią, z wysuniętymi kłami i zaczerwienionymi oczami. Jego palce przypominały szpony z długimi 
pazurami. Skóra, zaczerwieniona po ostatnich polowaniach była tak rozciągnięta na czaszce, że 
wyglądał jakby śmierć przykleiła się do niego. 
­ Wiem, że zostawiłeś swoją pannę by zaspokoić głód. Nie mogłeś się oprzeć wzywającej 
cię krwi. ­ Powiedział Rand tonem graniczącym z pogardą. 
Brwi Jacquesa nieznacznie się podniosły.
­ Za to ty wyglądasz jakbyś zaspokoił każde pragnienie. Czy to zakłada również partnerki 
innych?
Usta Randa wykrzywił paskudny grymas. 
­ Zabrałeś ode mnie moją partnerkę. Ty i twój brat. A teraz obydwaj macie coś, czego ja 
nigdy nie będę miał. Zniszczę Michaiła i jego kobietę, i odbiorę od ciebie to, co do mnie należy. 
­ Maggie nie żyje i tylko ty jesteś za to odpowiedzialny. Zostawiłeś Noelle na pastwę 
ludzkich rzeźników gdy poszedłeś spotkać się ze swoją partnerką. Nie miałeś odwagi, by 
przedstawić ją Michaiłowi i ogłosić wasz związek. Gdybyś chciał, ona ciągle by żyła.
­ Noelle chciała ją zamordować. Wielokrotnie jej groziła.
­ Michaił nigdy by na to nie pozwolił, wiesz o tym. To twój brak odwagi ją zabił. Każdy 
Karpatianin będzie walczył o tę jedyną, którą wybrał na swoją partnerkę. Czy jest taka możliwość, 
Rand, że stałeś się tak wypaczony, że po prostu nie chciałeś się w pełni zaangażować w związek z 
Maggie? Może podobało ci się posiadanie dwóch kobiet, albo może kpiłeś z Noelle? Być może 
dwoje z was żyło w chorym i perwersyjnym związku, a ty nie potrafiłeś już dawać nic czystego i 
pięknego. 
Rand odrzucił głowę do tyłu i ryknął, pełnym agonii i gniewu dźwiękiem. 
­ Posunąłeś się za daleko, mroczny. Myślisz, że nie wiem kim jesteś? Mordercą. To 
oczywiste dla tych, którzy widzą cię jasno i wyraźnie. Czujesz potrzebę niszczenia? Jesteś jednym z 
nich, nie widzisz tego? Twój charakter jest mroczny i brzydki, tak samo jak świat, do którego 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin