Szolc Izabela - Wsz. n.pdf

(663 KB) Pobierz
Izabela Szolc
WSZYSTKIEGO
NAJLEPSZEGO
8 CZERWCA
Telefon zadzwonił w najmniej odpowiednim momencie.
Ale czego można się spodziewać po telefonach?
„Zamknij plastikowy dziób" modliłam się i nic. Dzwonił
dalej.
Próbowałam nie słyszeć tego przeraźliwego driiin, które
zamieniało się w driiiiiiiiin, a potem w jeszcze coś gorszego.
Najwyraźniej Bóg obraził się na mnie. To, że zesłał na mnie
wszystkie plagi egipskie z wyjątkiem przydatnej od czasu do
czasu głuchoty, dowodziło, iż niebo jest na dobre pogniewane
na moją biedną osobę. Jednak za co?
Otarłam łzy, które niagarą rozpaczy staczały się po mojej
twarzy. Powiedziałam coś na próbę, aby pozbyć się chrypy i
dodać sobie fasonu twardziela. Brzmiało to tak:
- Jasna cholera!
Potem sięgnęłam do potwora pana Bella.
- Halo?
- Co ty jeszcze robisz w domu?
Właśnie?! Zamartwiam się, histeryzuję, pluję sobie w
brodę, rozpaczam, wylewam potoki łez, wpadam w dołek,
łamię się, uprawiam czarnowidztwo. Chcę umrzeć, chcę się
utopić (w tych łzach się utopię, a co!), rozdzieram szaty i
posypuję głowę popiołem.
- Ogłuchłaś?!
- Niestety nie...
- Przecież czekam na ciebie!
„Już wiem, że czekasz. Żeby mi urwać głowę".
- Yyyy... Ewa? A byłyśmy dzisiaj umówione? - Przez mój
piłkarski stadion przeleciał jęk kibiców gospodarzy: właśnie
strzelono pięknego samobója.
- Chcesz powiedzieć, że zapomniałaś?
Otóż to. Nawet na przyjaciółkę się nie nadaję. Próbuję nie
chlipać w słuchawkę.
- Miałyśmy iść do kina. Czekam pod...
Z mojego gardła wyrywa się ryk godny rannego słonia.
Zwierzę uważane poniekąd za symbol szczęścia buczy:
- Ewka, nikt mnie nie kocha!
Dojechałam do kina, starając się ignorować spojrzenia
towarzyszy podróży. Jedno współczujące na dziesięć
zaciekawionych. Po trzech przystankach zaczęłam się
zastanawiać, czy powodem tłumnego zainteresowania są moje
piękne oczy:
a) czerwone jak u hodowlanego królika angory, a ja
przypominam heroinę kanału Romantica;
b) przesadziłam z czarną kredką, którą chciałam
zamaskować wściekły róż i teraz wyglądam jak niewolnica z
haremu, a spojrzenia należą do fanów egzotyki.
Szkoda, że nie mogłam wysiąść na pierwszym przystanku.
- Wychodzisz za szejka? - spytała Ewa, nie przerywając
nerwowego dreptania.
Uff! Więc jednak nie wyglądam jak fanka Trędowatej.
- Woody mawiał... - Ewka jako wieczna studentka
kulturoznawstwa z gwiazdami jest po imieniu - ...że jak się nie
zobaczyło początku filmu, w ogóle można go odpuścić.
Pauza.
- Ale ja nigdy nie byłam jego fanką. Pauza.
- Chodźmy. - Wzięła mnie za łokieć i wepchnęła do
środka. - Chociaż... - przystanęła na moment i cmoknęła mnie
w oba policzki - ...poradzimy sobie.
Z życiem? Gdyby nie fakt, że obie jesteśmy zdecydowanie
heteroseksualne, powinnyśmy zostać małżeństwem. Ale nawet
jeśli byłybyśmy skłonne nagiąć nieco swoje seksualne
przekonania, to i tak nici z tego związku. Primo: po wspólnie
spędzonym dzieciństwie byłby on tak kazirodczy, że obrażone
niebiosa musiałyby we mnie trafić piorunem. Secundo: Ewka
wciąż jest zakochana w swoim chłopaku.
- Puścił mnie kantem. - Rumienię się, lecz nic na to nie
poradzę.
- Zostało ci coś po nim?
Stanął mi przed oczami test ciążówy.
- Negatywny - mówię, starając się równocześnie nie
wybić zębów na sztucznym marmurze multikina.
Ewce znowu zaczęło się bardzo śpieszyć.
Kiedy zagłębiam się w ciemną salę z dużym światełkiem
w tunelu (ekranem znaczy), zaczynam płaczliwie wspominać.
I żałować, że wyszła mi tylko jedna kreska. Byłaby pamiątka
(chociaż nie do postawienia na półce).
- Dobrze... - Oddycha Ewa, wskazując na monstrualnie
wielką butelkę coca - coli. - Wciąż są jeszcze reklamy.
- Nie mamy popcornu - jęczę głośno, gorsząc przy okazji
dwa ściśle wypełnione rzędy wokół nas.
Siedzimy.
- Nie chodziło mi o dziecko, stara kretynko! - Brawo. I na
który epitet się obrazić? - Czy znów sobie czegoś nie...
Aha. O to jej chodziło.
- Nie - odpowiadam z miną urażonej niewinności, która
zawsze uczy się na błędach.
Miałam wtedy osiemnaście lat i byłam bardzo zakochana.
Miłość znieczula (i robi inne takie); wiem że znieczula, bo
heroicznie kazałam sobie wytatuować na ramieniu imię
kochanka i nie uciekłam z wrzaskiem spod igły. No, może
szarpnęłam się raz czy drugi... Literki wyszły trochę krzywo.
Krzywizna facetowi nie przeszkadzała, bo zmył się, nim
zdołałam ją na tyle wygoić, by móc mu ją pokazać.
Zostałam na lodzie, ale zyskałam legendę - obcych
mężczyzn strasznie kręci taka dziara. Nadymam się na
imprezach i mówię, że moja ukochana aktorka - Angelina
Jolie - też wytatuowała sobie imię kochanka. Tyle, że jej
tatuaż wciąż jest aktualny. Ale co w tym dziwnego? Który
mężczyzna zostawiłby Angie?
Film się zaczyna.
Tytuł na ekranie informuje: DZIENNIK
BRIDGET
JONES.
Pięknie, Ewka, pięknie...
9 CZERWCA
Budzę się raniutko niczym skowronek (mały, szary
ptaszek). Nie wiem co prawda, po cholerę wstaję bladym
świtem, skoro nie mam nic do roboty. Nie wychodzę do pracy,
bo typowej pracy nie posiadam, a żadnej fuchy na razie mi nie
zlecono. Głowa boli mnie tylko troszeczkę - żaden to kac po
zalaniu robaka dwoma piwami (Ewce śpieszyło się do domu,
do narzeczonego). Mojego eks tak obłożyłyśmy wiedźmowato
- chmielowymi klątwami, że pewnie obudził się dzisiaj z
klejnotami dwunastolatka. Jako nieopierzeniec.
Film boski - dowód na to, co w pierwszej, mylącej chwili
(miłość od pierwszego wejrzenia, phi!) nie wydaje się
oczywiste: że doskonała książka świetnie wykorzysta kino.
Ewa przez cały seans kibicowała Bridget, a ja - o zgrozo -
Danielowi. Kiedy Hugh Grant wypadł z łódki, poczułam, że
jestem równie mokra jak on.
- Hm, Anka... Gdybyś mogła, którego byś wybrała? - Nie
mogła sobie darować przyjaciółka.
Jeśli był to test, to ja go nie przeszłam.
- Wiedziałam. - Popatrzyła mi głęboko w oczy, nim w
ogóle zdążyłam się odezwać.
-
Zawsze
wybierasz
nieodpowiednich facetów.
O mamusiu, ratuj! Czy muszę dodawać, że kochaś Ewy
jest prawnikiem? Nomen omen specjalizuje się w sprawach
rozwodowych. To znaczy pomaga podzielić się eks -
małżonkom książkami, których zawczasu przezornie nie
podpisali.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin