Iwan Gonczarow Ob�omow Od redakcji Iwan Gonczarow, w przeciwie�stwie do wi�kszo�ci wsp�czesnych mu pisarzy, pochodzi� nie ze szlachty; urodzi� si� w r. 1812 w boga tej rodzinie kupieckiej, zamieszka�ej w Symbirsku nad Wo�g�. Otrzyma� bardzo staranne wychowanie i wykszta�cenie. Uko�czy� uniwersytet w Moskwie, po czym wst�pi� na s�u�b� pa�stwow� jako t�umacz w departamencie handlu zagranicznego w Petersburgu. R�wnocze�nie udziela� lekcji literatury synom malarza Majkowa - A pollonowi, przysz�emu poecie, i Walerianowi, przysz�emu krytykowi. T� drog� Gonczarow wszed� w sfer� �wczesnych k� artystycznych i literackich i rozpocz�� dzia�alno�� pisarsk�, drukuj�c w czasopismach mniejsze utwory. Ukazanie si� w druku powie�ci Zwyk�a historia (1847) ugruntowa�o jego pozycj� pisarza. Lata 1852-54 Gonczarow sp�dzi� w podr�y dooko�a �wiata na fregacie wojskowej jako sekretarz admira�a Putiatina, kt�remu zlecono misj� bli�szego poznania Japonii. Owocem podr�y by�a seria interesuj�cych szkic�w (zapocz�tkowa�y one tak popularn� p�niej form� reporta�u - oczerk), wydanych nast�pnie w dwutomowej ksi��ce Fregata Pallada. Ob�omowa pisa� Gonczarow pocz�tkowo w bardzo wolnym tempie. Pomys� powie�ci powsta� ju� w r.1847. W dwa lata p�niej pisarz opublikowa� fragment Sen Ob�omowa. W ci�gu nast�pnych o�miu lat Gonczarow przemy�la� sw� powie�� w najdrobniejszych szczeg�ach, napisa� j� za� prawie w ca�o�ci w r. 1857 w Marienbadzie, gdzie przebywa� na kuracji. Pisa� ogromnie szybko; w ci�gu siedmiu tygodni powsta�y trzy ostatnie cz�ci Ob�omowa z wyj�tkiem kilku rozdzia��w. "Napracowa�em si� tak, zrobi�em tyle przez te dwa miesi�ce, �e kto� inny nie napisa�by tego maj�c do dyspozycji dwa �ycia" - pisa� Gonczarow p�niej. Powie�� zosta�a zako�czona w r. 1858, a opublikowana w roku nast�pnym. Ob�omow niew�tpliwie stanowi szczytowy punkt tw�rczo�ci Gonczarowa i rozs�awi� imi� pisarza daleko poza granice jego kraju. Powie�� trafiaj�c w nastroje spo�ecze�stwa okresu sprzed reform Aleksandra II wywar�a wielkie wra�enie i zyska�a powszechne uznanie, pog��bione przez analiz� Dobrolubowa w jego pracy krytycznej Co to jest ob�omowszczyzna? "Trzeba by�o �y� w tym czasie - pisa� krytyk literacki Skabiczewski - �eby zrozumie�, jak� sensacj� wzbudzi�a ta powie�� i jaki wstrz�s wywo�a�a w spo�ecze�stwie. Spad�a jak bomba na �rodowisko inteligencji w okresie wielkiego podniecenia, trzy lata przed uwolnieniem ch�op�w od pa�szczyzny, gdy w ca�ej literaturze og�oszono poch�d krzy�owy przeciw bezw�adowi, zastojowi i gnu�no�ci." Nast�pna i ostatnia powie�� Gonczarowa Urwisko (1869) wysz�a ju� po opuszczeniu przez autora s�u�by pa�stwowej i przej�ciu na emerytur�. Ostatnie lata �ycia - do �mierci w r. 1891 - Gonczarow sp�dzi� samotnie w ma�ym, zacisznym mieszkaniu w Petersburgu. Pisa� ju� niewiele. Liczne polemiki na temat swej tw�rczo�ci zamkn�� krytycznym komentarzem do swych powie�ci pt. Lepiej p�no ni� wcale (1879). Analizuje w nim sw� drog� tw�rcz�, odpiera ataki, szczeg�lnie w zwi�zku z postaci� Wo�ochowa (Urwisko), kt�rego charakterystyk� uznano za paszkwil na m�odzie� post�pow�. Pisarz nazywa to g��bokim nieporozumieniem i wypowiada przy tym gor�c� pochwa�� wsp�czesnej mu m�odzie�y, kt�ra z takim zapa�em podj�a trud rozproszenia mroku zacofania w Rosji. Cz�� pierwsza I Na ulicy Grochowej, w jednym z wielkich dom�w, kt�rego mieszka�c�w starczy�oby na ca�e powiatowe miasto, le�a� rankiem w ��ku, w swym mieszkaniu, Ilia Iljicz Ob�omow. By� to cz�owiek lat trzydziestu dw�ch-trzech, �redniego wzrostu, o przyjemnej powierzchowno�ci i ciemnoszarych oczach. Twarz jego nie zdradza�a jednak �adnej okre�lonej my�li, rysom brakowa�o skupienia. My�l niby wolny ptak igra�a na twarzy, migota�a w oczach, spoczywa�a na p�otwartych wargach, kry�a si� w zmarszczkach czo�a, potem znika�a zupe�nie, a w�wczas ca�� twarz o�wietla� spokojny p�omyk beztroski, z twarzy przenosi�a si� ta beztroska na ca�� posta�, a nawet na fa�dy szlafroka. Niekiedy spojrzenie le��cego przygasa�o i nabiera�o wyrazu jakby zm�czenia czy te� nudy; ale ani zm�czenie, ani nuda nie mog�y nawet na chwil� sp�dzi� z jego oblicza �agodno�ci, przewa�aj�cego i podstawowego wyrazu nie tylko twarzy, ale i duszy; dusza za� tak szczerze, tak przejrzy�cie ja�nia�a w oczach, w u�miechu, w ka�dym ruchu g�owy, r�ki... Powierzchowny obserwator, cz�owiek ozi�b�y, rzuciwszy na Ob�omowa przelotne spojrzenie rzek�by: "Musi to by� poczciwiec, natura nieskomplikowana!" Cz�owiek za� bardziej g��boki, bardziej wra�liwy, wpatruj�c si� d�ugo w jego twarz, odszed�by w przyjemnej zadumie, z u�miechem. Cera Ilii Iljicza nie by�a ani rumiana, ani �niada, ani zdecydowanie blada, lecz barwy nieokre�lonej, a mo�e wydawa�a si� tak�, poniewa� Ob�omow zgnu�nia� jako� przedwcze�nie czy to z braku ruchu, czy powietrza, a mo�e z obu tych przyczyn. W og�le za� cia�o jego wskutek matowego, zbyt bia�ego koloru szyi, drobnych pulchnych r�k, wiotkich ramion zdawa�o si� zniewie�cia�e. Ruchy jego, nawet w�wczas gdy by� czym� zaniepokojony, hamowa�a �agodno�� i nie pozbawione wdzi�ku lenistwo. Gdy z g��bi duszy wyp�ywa�a na twarz chmura troski, wzrok stawa� si� zamglony, na czole ukazywa�y si� poprzeczne zmarszczki, zaczyna�a si� gra w�tpliwo�ci, smutku, l�ku; niepok�j ten jednak rzadko przybiera� kszta�t jakiej� okre�lonej my�li, a jeszcze rzadziej przeradza� si� w zamiar. Ca�y niepok�j wy�adowywa� si� w westchnieniu, zamiera� w apatii lub senno�ci. Jak�e pasowa� domowy ubi�r Ob�omowa do spokojnych rys�w jego twarzy, do jego wydelikaconego cia�a! Mia� na sobie szlafrok z perskiej tkaniny, prawdziwy cha�at wschodni, niczym nie przypominaj�cy europejskiego, bez chwast�w, bez aksamitu, bez wci�cia w talii, tak obszerny, �e Ob�omow m�g� si� nim owin�� dwukrotnie. R�kawy, wed�ug niezmiennej mody azjatyckiej, rozszerza�y si� coraz bardziej od palc�w ku ramionom. I chocia� cha�at ten straci� sw� pierwotn� �wie�o��, a jego dawny, naturalny po�ysk miejscami zosta� zast�piony przez inny, nabyty, zachowa� jednak jaskrawo�� wschodnich barw i trwa�o�� tkaniny. Szlafrok ten w oczach Ob�omowa mia� mn�stwo nieocenionych zalet; by� mi�kki, dobrze si� uk�ada�, cia�o nie czu�o go na sobie, poddawa� si� najmniejszemu ruchowi jak pos�uszny niewolnik. W domu Ob�omow chodzi� zawsze bez krawata i kamizelki, gdy� lubi� by� nieskr�powany i swobodny. Nosi� pantofle d�ugie, mi�kkie i szerokie; gdy spuszcza� nogi z pos�ania na pod�og�, nie patrz�c trafia� w nie od razu i niezawodnie. Le�enie nie by�o dla Ilii Iljicza konieczno�ci� jak dla chorego lub cz�owieka, kt�ry chce spa�. Nie by�o te� czym� przypadkowym jak dla kogo�, kto si� zm�czy�, ani rozkosz� jak dla pr�niaka. By� to jego stan normalny. Kiedy by� w domu - a w domu przebywa� niemal stale - le�a� ci�gle, i zawsze w tym samym pokoju, gdzie go zastali�my, pokoju, kt�ry s�u�y� mu jednocze�nie za sypialni�, gabinet i bawialni�. Ob�omow mia� jeszcze trzy inne pokoje, lecz zagl�da� tam rzadko, nie codziennie, i to tylko z rana, gdy s�u��cy zamiata� gabinet, czego nie robi�o si� dzie� w dzie�. W pokojach tych meble sta�y w pokrowcach, story by�y spuszczone. Pok�j, w kt�rym le�a� Ilia Iljicz, na pierwszy rzut oka wydawa� si� wspaniale umeblowany. Sta� tam kantorek mahoniowy, dwie kanapy obite jedwabiem, pi�kne parawany haftowane w ptaki i owoce, jakie nigdy nie istnia�y w rzeczywisto�ci. By�y tam jedwabne kotary, dywany, kilka obraz�w, br�zy, porcelana i mn�stwo pi�knych drobiazg�w. Lecz do�wiadczone oko cz�owieka o dobrym smaku, ogarniaj�c jednym przelotnym spojrzeniem wszystko, co tu by�o, odgad�oby z �atwo�ci� ch�� zachowania tylko decorum niezb�dnej przyzwoito�ci - tak, aby zby�. To by�o jedn� trosk� Ob�omowa, gdy meblowa� sw�j gabinet. Ci�kie, niezgrabne krzes�a mahoniowe, chwiejne eta�erki nie zadowoli�yby przecie� wytwornego smaku. Oparcie jednej z kanap osun�o si� ku do�owi, fornir miejscami odstawa�. Tak samo wygl�da�y obrazy, wazony i drobiazgi. Jednak�e sam gospodarz patrzy� na umeblowanie swego gabinetu wzrokiem tak oboj�tnym i roztargnionym, jakby zapytywa�: "Kto tu po�ci�ga� i poustawia� to wszystko?" Skutkiem tak oboj�tnego stosunku Ob�omowa do swej w�asno�ci, a mo�e i z powodu bardziej jeszcze oboj�tnego do tych spraw stosunku s�u��cego Zachara, widok gabinetu, gdy si� obejrza�o w nim wszystko uwa�nie, po prostu zdumiewa� zaniedbaniem i niechlujstwem. Na �cianach, ko�o obraz�w, zwisa�a w kszta�cie feston�w nasycona kurzem paj�czyna. Zwierciad�a nie odbija�y przedmiot�w, lecz ze wzgl�du na kurz, kt�rym by�y pokryte, mog�y raczej s�u�y� jako tablice do zapisywania notatek. Na dywanach pe�no by�o plam. Na kanapie le�a� zapomniany r�cznik; na stole prawie zawsze sta� z rana nie sprz�tni�ty po wczorajszej kolacji talerz z obgryzion� kostk� i solniczka, a dooko�a poniewiera�y si� okruchy chleba. Gdyby nie ten talerz, nie fajka, wypalona przed chwil� i oparta o pos�anie lub le��cy na nim sam gospodarz, mo�na by pomy�le�, �e nikt tu nie mieszka - tak wszystko by�o zakurzone, wype�z�e i w og�le pozbawione �ywych �lad�w obecno�ci cz�owieka. Co prawda, na eta�erkach le�a�y dwie czy trzy otwarte ksi��ki i porzucona gazeta, na biurku sta� ka�amarz i le�a�y pi�ra; lecz stronice, na kt�rych otwarte by�y ksi��ki, pokry�y si� kurzem i po��k�y; widocznie dawno je tak rzucono; gazeta by�a z ubieg�ego roku, a gdyby kto� umacza� pi�ro w ka�amarzu, wylecia�aby chyba tylko z niego brz�cz�ca, przera�ona mucha. Ilia Iljicz obudzi� si� wbrew przyzwyczajeniu bardzo wcze�nie, oko�o godziny �smej. By� czym� mocno zatroskany. Na twarzy jego wyst�powa�y kolejno ni to l�k, ni to zmartwienie i �al. Wida� by�o, �e gn�bi�a go walka wewn�trzna, umys� za� jeszcze nie przyszed� z pomoc�. Chodzi�o o to, �e...
maciejle1