CLAUDE FARR�E KORSARZ Z SAINT-MALO Powie�� KSI�GA PIERWSZA GNIAZDO OR��W I W po�udnie, gdy zabrzmia� dzwon na Anio� Pa�ski, daleko na morzu rozleg� si� huk dzia�a, a stra�e wie�y Notre-Dame sygnalizowa�y, �e z p�nocnego zachodu zbli�a si� do redy korsarska fregata. Nie by�o w tym wydarzeniu nic nadzwyczajnego. Mieszka�cy Saint-Malo cz�sto mieli okazj� ogl�da� powracaj�ce z wojennych potyczek okr�ty. Zanim fregata min�a forty Collifichet i Eperon, na nabrze�u zebra� si� t�um. W wi�kszo�ci by�a to zbieranina pr�niak�w, kt�rych najmilszym zaj�ciem by�o gapienie si� z za�o�onymi r�kami, bez trudu i ryzyka, lecz znajdowali si� tam r�wnie� marynarze, zawsze gotowi wyrazi� sw� rzeczow� opini� na temat manewr�w kolegi po fachu, a tak�e bogaci mieszczanie, armatorzy i dostawcy, honorowi mieszka�cy dumnego miasta, ryzykuj�cy na morzu swoj� fortun� i los. Najruchliwsz� i najg�o�niejsz� cz�� t�umu stanowi�y jednak rodziny marynarzy, ich kobiety: matki, siostry, �ony i narzeczone oraz dzieci, o bladych policzkach i niespokojnych oczach. W�r�d tych ostatnich w�a�nie podni�s� si� nami�tny i pe�en niecierpliwo�ci krzyk, gdy wielka reja fregaty, niczym d�uga kolubryna, wy�oni�a si� spoza Eperonu, ��cz�c si� z dzia�ami, kt�rych spi�owe lufy je�y�y flank granitowego bastionu. W chwil� p�niej ukaza� si� bia�y �agiel i fregata wysz�a z przesmyku. W�wczas jeden z grupy bogatych mieszczan zwr�ci� si� do swego s�siada, grubego armatora w prostym szarym ubraniu, o rumianej twarzy pod okr�g�� peruk�: � Panie Grav�, czy mnie wzrok nie myli?! To chyba pa�ska �Wielka Tyfena�! Julian Grav� wytr�cony nagle ze stanu b�ogiej oboj�tno�ci, pochyli� si�, zmarszczy� czo�o, mru��c i tak ju� bardzo ma�e oczy. � Pan raczy �artowa�, Danycan. Moja �Wielka Tyfena� ma o jakie� dwadzie�cia st�p wy�sze maszty od tych, do kt�rych cie�la najwyra�niej przyci�� zbyt kr�tkie drzewa. Lecz Danycan, wysoki, t�gi, o wynios�ym spojrzeniu m�czyzna, kt�rego szpada unosi�a pi�knie obszyt� galonem po�� z delikatnego sukna, w pludrach wed�ug ostatniej mody, u�miechn�� si� tylko i rzuci�: � Przyjrzyj si� pan temu okr�towi uwa�nie! To na pewno kule Ruytera1 tak go urz�dzi�y. By� rok 1672. Gro�ne eskadry holenderskich okr�t�w walczy�y na Morzu P�nocnym, w kanale La Manche, na Atlantyku i nawet na Morzu �r�dziemnym. Wprawdzie kr�l Ludwik XIV wygrywa� bitw� za bitw� w Niderlandach, we Flandrii i tak�e za Renem, a zwyci�ona, spustoszona, zalana wod� Republika Zjednoczonych Prowincji Niederland�w na l�dzie by�a pozbawiona znaczenia, jednak na morzach stanowi�a nadal si��, kt�rej nie mo�na si� by�o skutecznie przeciwstawi�. I jakkolwiek pan Colbert, jak m�wiono, pracowa� dzie� i noc, aby da� kr�lestwu flot�, nie osi�gn�� dotychczas niczego. Dlatego w tym czasie rzemios�o korsarskie by�o zawodem jak nigdy niebezpiecznym, i cz�sto dro�ej kosztowa�o z�upi� towar na nieprzyjacielskim okr�cie, ni� spokojnie kupi� to samo na rynku. 1 M.A.Ruyter, admira� holenderski, odnosz�cy na morzu wiele zwyci�stw w wojnach Holandii z Angli� i Francj�. �miertelnie raniony w bitwie pod Agost� w 1676 r. (przyp. red.). Zaniepokojony armator Julian Grav�, uwa�nie bada� wzrokiem fregat�, kt�ra w�a�nie okr��a�a Ravelin2. � To m�j okr�t � j�kn�� nagle. � Na Boga! W jakim on jest stanie?! �Wielka Tyfena� okr��y�a Ravelin i kierowa�a si� na Dobre Morze3 ods�aniaj�c w ca�ej okaza�o�ci swoj� lew� burt�. W�r�d zebranych na nabrze�u przebieg� szmer zgrozy. Porozdzierana, por�bana, poci�ta burta ta przypomina�a raczej koronk�, przez kt�rej otwory fale z �atwo�ci� mog�y si� wedrze� do wn�trza, stwarzaj�c ogromne niebezpiecze�stwo dla �adunku, a nawet i samej fregaty. � Niech zaraza wydusi te holenderskie szczury � sykn�� poblad�y armator zaciskaj�c pi�ci. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e fregata musia�a znale�� si� w nie lada opa�ach i by�o ma�o prawdopodobne, aby cie�le kiedykolwiek zdo�ali doprowadzi� j� do porz�dku. Z jakiej strony by si� na ni� nie spojrza�o, wsz�dzie znale�� mo�na by�o wielkie dziury od kul i kartaczy � i zaiste wspania�a by�a ta walka, z kt�rej fregata wysz�a zwyci�sko. Na jej masztach powiewa�y flagi korsarzy z Saint-Malo � niebieskie z bia�ym krzy�em i biegn�c� srebrn� �asic� na szkar�atnym polu. Najwi�ksza z nich, wywieszana podczas bitwy, nie unikn�a brutalnej pieszczoty ognia i kul nieprzyjaciela, kt�re uczyni�y z niej koronk� niczym kunsztowny wyr�b z Alen�on. Na fregacie, kiedy ju� min�a Stare Nabrze�e, rozpocz�to przygotowywa� si� do kotwiczenia i powoli zwijano �agle. Do zgromadzonego na nabrze�u t�umu dobieg� dono�ny g�os kapitana, a po chwili mo�na by�o ujrze� jego sylwetk� na pok�adzie kasztelu rufowego. � Tomasz Trublet?!... � podawano sobie z ust do ust z niema�ym zdziwieniem. Naraz Julian Grav�, rozepchn�� brutalnie ludzi, toruj�c sobie drog�. Nic nie rozumia�. W spisie za�ogi, kt�ry jako armator podpisa� kilka tygodni temu, Trublet nie figurowa� jako kapitan ani nawet jako porucznik... Tymczasem na nabrze�u zapanowa�a napi�ta cisza. Na �Wielkiej Tyfenie� zwini�to marsle, grot- i fok�agiel, a po chwili rzucono kotwic�. W�wczas w cisz� t� wdar� si� pierwszy �a�osny p�acz. � Panowie � zwr�ci� si� armator do otaczaj�cych go notabli � czy zechcecie towarzyszy� mi jako �wiadkowie? Musz� powita� kapitana, a nast�pnie wobec oficera Admiralicji z�o�y� raport z wypadk�w, jakie mia�y miejsce. Przez furt� przy Croix du Fief i ulice Beurrerie, Orbettes skierowali si� do Wielkiej Bramy, podczas gdy rozp�tane teraz na nabrze�u krzyki i lamenty nie po raz pierwszy og�asza�y ca�emu miastu �a�ob� po stracie korsarzy z Saint-Malo. II Na piaszczystym wybrze�u na p�noc od Ravelinu zatrzyma�a si� szalupa z dwoma wio�larzami. Tomasz Trublet zr�cznie zeskoczy� na l�d i skierowa� si� w stron� miasta. Tu� przed wej�ciem pod sklepienie Wielkiej Bramy zatrzyma� si�, wznosz�c oczy do g�ry. Ponad jej �ukiem od strony morza rozci�ga�a swoje spi�owe ramiona posta� Chrystusa. Tomasz zdj�� kapelusz, uk�oni� si� nisko, po czym przest�pi� pr�g miasta. Na stopniach wiod�cych do sali zgromadze� oczekiwa� go Julian Grav� w otoczeniu innych armator�w. Panowie, w�r�d kt�rych znajdowa� si� r�wnie� Danycan, przygl�dali si� marynarzowi z zainteresowaniem. Jego szerok�, teraz poblad�� twarz przecina�a od ucha do �rodka czo�a jeszcze �wie�a blizna, r�k� pokrywa�y banda�e. Te widome oznaki przebytych ci�kich walk dodawa�y majestatu jego z 2 Du�y bastion, dzi� ju� nie istniej�cy, kt�ry os�ania� Wielk� Bram� od atak�w morza (przyp. aut.). 3 Dobre Morze ( La Mer Bonne) stanowi�o w�a�ciwy port Saint-Malo (przyp. aut.). natury wielkiej i t�giej postaci. I jakkolwiek Tomasz Trublet by� bardzo niskiego pochodzenia i mia� jedynie tytu� bosmana najn�dzniejszej fregaty � Julian Grav�, bogaty w�a�ciciel dwudziestu innych pot�niejszych statk�w odkry� g�ow�, aby go przywita�. � Tomaszu Trublet, niech nas B�g ma w swojej opiece! Oto wracasz dzi�ki Opatrzno�ci... � zacz�� zgodnie ze zwyczajem, od kt�rego nikt nie �mia�by odst�pi�.� Lecz wyja�nij �askawie, co si� w�a�ciwie zdarzy�o?! � zako�czy� nie kryj�c zniecierpliwienia i wspar� pi�� na biodrze. Pi�ra jego pil�niowego kapelusza dotyka�y ziemi, podczas gdy Tomasz ko�ysa� w pot�nej d�oni okrycie g�owy, kt�rego ca�� ozdob� stanowi�y dwie d�ugie wst��ki marynarskie. Przez chwil� panowa�o milczenie. � Nic szczeg�lnego, panie... � wydusi� wreszcie Tomasz i prze�kn�� �lin�. Wymowa by�a widocznie s�ab� stron� marynarza nawyk�ego raczej do czynu. � Nic szczeg�lnego... � powt�rzy�, g��boko wci�gn�� w p�uca powietrze i nagle wyrzuci�: � Nic szczeg�lnego poza tym, �e natkn�li�my si� na pod�ego psa holenderskiego, �e zakatrupili�my go jak nale�y... i �e kapitan Wilhelm Morvan, porucznik Ives le Goffic oraz siedemnastu z za�ogi zgin�o... Oto wszystko. Trzymany w r�ce sk�rzany kapelusz z d�ugimi wst��kami, wykonawszy dwa pok�ony � dla ka�dego z wyg�oszonych nazwisk � powr�ci� na rozczochrane, k�dzierzawe rude w�osy Tomasza Trubleta. Teraz kiedy ju� uczci� pami�� zmar�ych, Tomasz nie widzia� powodu, aby si� k�ania� �ywym. � Opowiadaj! � rozkaza� armator. � Co to by� za holender? � Pod�y pies, panie! Wilhelm Morvan da� si� przekona�, �e to statek kupiecki, poniewa� jego dzia�a ukryte by�y podst�pnie pod p��tnem �aglowym. Po czym kiedy zbli�yli�my si� do nich na jakie dwa strza�y z muszkietu, �ci�gn�li lin� p��tno i dali salw�. � No, a wtedy? � Wtedy o ma�o co nie nast�pi�a katastrofa, bo nasze dzia�a nie by�y nabite, z wyj�tkiem dw�ch armatek po�cigowych. Poza tym holender by� wyposa�ony w dwadzie�cia cztery osiemnastofuntowe dzia�a przeciwko naszym o�miu, pozosta�ym z dwunastu. � M�w dalej � zach�ci� armator. � Doznali�my wielu uszkodze� w takielunku i pod pok�adem. Biega�em w szalonym po�piechu do dzia�, aby je nabija� i odpala�. W pewnej chwili holender da� w naszym kierunku dwie salwy tak celnie, �e z wielu naszych �agli pozosta�y strz�py, a marynarze zacz�li w panice ucieka� pod pok�ad, aby tam szuka� schronienia. A jeden �otr... nazwiska nie wymieni�, aby nie sprowadza� ha�by na jego rodzin�, kt�ra jest z Saint-Malo... ot� ten �otr chcia� podda� nasz okr�t i w zam�cie schwyci� link� bandery, aby j� �ci�gn��. Podbieg�em i stanowczo mu to wyperswadowa�em � kul� prosto w �eb... � S�usznie. A potem? � Przysz�a na mnie kolej obj�� komend�. Wilhelm Morvan i Ives le Goffic padli. Holender nie przestawa� pra�y� ogniem prosto w nasz kad�ub, co m�g� czyni� z �atwo�ci�, maj�c podw�jn� liczb� dzia�. To nie potrwa�oby ju� d�ugo... Podszed�em wi�c do niego, manewruj�c tylko sterem, gdy� pozosta�em na pok�adzie sam, i ustawi�em si� burta w burt�. W�wczas nie omieszka�em ...
maciejle1