Marek Bie�kowski trzeci znak NOWOROCZNE �YCZENIA Byle tylko nie my�le� Nie pragn�� Nie dr�czy� si� Z t�sknoty za sob� nie gin�� �niegiem wiatrem op�tanym w ciemn� dolin� si� zapa�� W sen co si� nigdy nie spe�nia jak pies w ogon zawin�� Mo�e do wiosny przetrwa� A potem... do morza sp�yn�� WYZNANIE MOWY Czym jest moja mowa gdy unosi j� nietoperz ob�o�ony kl�twa ciemno�ci? Gdy orze� rozsmakowany w jasno�ci dnia odwraca si� od niej ze wstr�tem Nie niesie jej w �apach pot�ny nied�wied� obudzony w litewskich borach ani te� jest roz�o�ysta jak �ania skubi�ca s�owa w prapolskich kniejach Jak j� w sobie zatrzyma� gdy przesypuje si� przez palce jak piasek unicestwiany szyderczymi j�zykami fal? Czym jest ta mowa rodz�ca si� na rozkrzyczanej ulicy po�r�d wgniataj�cych wszystko w milczenie st�p? Mowa moja jest ciemna bo ga�nie w niej �wieczka czerpi�ca powietrze z ka�dego oddechu A s�owa jej tak odstaj� od rzeczy jak litery przeze mnie k�adzione na papier niepodobne do swoich wiecznych wzor�w Mowa moja p�ynie z krwi i z gard�a wybucha krwawo Jest ostro�na jak krok akrobaty ta�cz�cego po raz pierwszy na linie I pokorna jak jego upadek w g�uch� pustyni� areny A czasem jest szybsza ni� w�dka pita na stoj�co przy barze Trwo�liwsza od oka kradn�cego cudze spojrzenia I tak obca jak lewy but na prawej nodze Czasem wypada z zamkni�tych ust lub jest niech�tna s�owom Podobna do kroku skaza�ca ci�gni�tego ku p�tli krzyku Nie pozbawiaj mnie mojej mowy Dalilo Nie ubieraj mnie w nie moje s�owa Dejaniro Kim bowiem b�d� w b�aze�skiej czapce dzwoni�cej na po�miewisko s�owami Nie zmieszcz� si� w papuzi kubrak donaszany po bogatych krewnych Ju� raczej wdziej� przetart� ojcowsk� bluz� cho� i w niej nie czuj� si� swojo Gdzie si� skry� przed moj� kreci� mow� usuwaj�c� mi ziemi� spod n�g? Gdziekolwiek si� rusz� mam na plecach w�ze�ek mowy lekki jak puch a ci���cy m�y�skim kamieniem A mimo to trzymam si� kurczowo tego skrawka mowy wisz�cego nad g�ow� bo w dalekim kraju m�g�bym zwiedza� tylko ksi�g� krajobraz�w i ta�czy� nied�wiedzim krokiem na roz�arzonej p�ycie j�zyka Moja mowa z�apana w potrzask pa�stwa kontynentu i �wiata przywi�zana do galery biurka w ostatniej chwili ucieka z miejsca egzekucji i p�on�c przysz�ym brzmieniem spala mrok klej�cy karty ksi��ek W jej katakumbach kryje si� sens nios�cy zbawienie �wiatu Czym b�dzie? Czy tylko przydro�nym kamieniem kopanym w zamy�leniu przez zab��kanego w�drowca? A mo�e pu�apk� dla tych kt�rzy przed ni� uciekaj�? Na razie jest g�r� pod kt�r� tocz� ka�de jedyne s�owo z uporem i wiar� �e kiedy� znajd� si� na szczycie ukrytym w ob�oku milczenia POCZ�TEK ELEGII Ojciec zszed� do nas z komina na kt�rego otwarte oko zsuwa�a si� powieka chmur Jego cudzoziemski mundur opina� szczuplej�ce cia�o nocy a szalik w szkock� krat� wgryza� si� w szyj� ksi�yca Gwo�dziem wyci�gni�tym z buta otworzy� nasz niezastawiony st� i zza �ci�ni�tego parcianym pasem morza wy�owi� ryb� dogorywaj�c� w czerwonej chu�cie d�oni To jest pierwsza wieczerza powiedzia� i rzuci� j� pomi�dzy nas Chrystus zmartwychwsta� po moim odej�ciu Mo�ecie zaczyna� wszystko od pocz�tku NIEUDANA OPERACJA Dom kt�ry zatrzyma� si� we mnie na odpoczynek jest czujny jak ptak siedz�cy na ga��zi nocy i kruchy jak porcelanowe zwierz�tko Wystarczy chwila nieuwagi by wymkn�� si� spoza kratek palc�w i schowa� na zawsze w ziemi UPADEK IKARA Zanim spadn� na ziemi� obezw�adnionym kalekim skrzyd�em windy w�� mi w d�o� ciep�o swojej d�oni I u�miech do kieszeni wrzu� mi ukradkiem To mi da pewno�� �e nie by�a� tylko marzeniem KOBIETA W CIʯKIEJ SUKNI KRWI Z pozoru twarda lecz w palcach tak krucha jak oszroniona grudka ziemi Zgarbiona pod ci�arem sukni Sw�j dom rosn�cy po�r�d kwiat�w w doniczce odwraca oknami ku s�o�cu Szukaj�c nowego dnia wyci�ga przed siebie prosz�c� d�o� G�ow� jak bia�� flag� wywiesza na znak poddania MEDYTACJA PIASKU Jestem tylko ziarnem piasku zamkni�tym w macicy twojej d�oni K�sem czarnego chleba nie potrafi�cym zaspokoi� nawet przeczucia g�odu A m�g�bym by� przecie� pocz�tkiem per�y albo domu albo cierpienia Rodz� si� w �wiecie ci�gle przychodz�cym na �wiat I nie z�orzecz� przeznaczeniu zatapiaj�cemu mnie w ja�owym morzu kropli potu Lecz moja dusza nosi w sobie cz�stk� utraconego raju pustyni Dlatego t�skni� do ziemi obiecanej przez wiatry unosz�ce cztery strony �wiata NOTATKI Z DOMOWEJ PODRӯY Dom czeka� na mnie drzemi�c na ramieniu ojca jak okr�t obwieszony girlandami mg�y wi���cymi go ze spokojn� przystani� Gdy zszed� z niego ostatni kapitan matka wywiesi�a nad kominem poskr�can� b�lem flag� dymu i ruszyli�my na poszukiwanie wyspy unoszonej przez ludzkie pr�dy Na ka�dej ulicy �ciga�y nas latarnie zarzucaj�ce kr�gi �wiat�a na nasz chybotliwy maszt Dzwonki zrywaj�cych si� o �wicie zegar�w budzi�y mnie w ko�ysce podr�y Odlicza�em godziny s�uchaj�c uderze� serca w wielki dzwon trwogi Na ziemi kt�r� m�g�bym zmie�ci� w d�oni zacz��em budowa� dom By� mi niezb�dny jak powietrze i pragn��em go jak wody lecz ba�em si� jak ognia My�la�em o nim jak o swoim domu gdy m�wi� o mnie dom PRYWATNA WIE�A BABEL Rozmawiali�my d�ugo j�zykiem ludzkich zdarze� i s��w lecz nie mogli�my si� porozumie� Postanowili�my wi�c nauczy� si� porozumiewa� j�zykiem kamieni pi�ciu palc�w i poszarpanych chmur Lecz gdy byli�my blisko zapami�tania wszystkich liter alfabetu dopadli nas ludzie ze swoimi zdarzeniami i s�owami o nich W ten spos�b B�g zburzy� nasz� prywatn� wie�� Babel KSIʯYC KRZYCZY MG�� Ksi�yc wysuwa si� z ust nieba zlizuj�c krople deszczu s�cz�ce si� przez gwiezdne sito Na tratwie zbitej z chmur wyp�ywam na spokojn� powierzchni� oceanu ciemno�ci burzon� rafami latar� Miasto napi�te jak �uk celuje we mnie strza�� umaczan� w kadzi komin�w Ksi�yc rozpi�ty na tarczy nocy krzyczy bledn�cym kolorem krwi A g�os jego zamienia si� w mg�� RACHUNEK SUMIENIA Je�li jest kara za grzechy A przecie� grzechem jest wiara co w siebie nie wierzy To przero�nie nas kiedy� czas�w naszych miara Ich top�r odbije nasz p�acz g�o�nym �miechem I pomy�le�: Czy g�owa jest warta stracenia? I pomy�le�: C� to znaczy prawdziwie i godnie? I pomy�le�: R�ce ze strachu dr��ce nie ud�wign� ci�aru sumienia METAMORFOZY Z dw�ch kropel deszczu kt�re przestraszone nadchodz�c� burz� siad�y na parapecie okna wyklu�y si� dwa ptaki i natar�y na siebie z furi� elektrycznych wy�adowa� Lecz to nie cia�a walczy�y a lot z lotem si� �ciera� Przestrze� z przestrzeni� bra�y si� za r�ce To cienie wype�nione ob�okami zderza�y si� ze sob� �oskoc�c ukrytym w g��bi ziemi �elastwem I dwa szeregi b��kitem przystrojonych szpadzist�w rzuca�y przed siebie na o�lep gotowe razi� szybciej ni� b�yskawice Tak gra�y przeciwko sobie dwie tr�by stoj�ce na czele rozjuszonych parnym milczeniem orkiestr Dwa ptaki nios�ce w dziobach zapowied� nadchodz�cej burzy siad�y na parapecie i po chwili zamieni�y si� w dwie przera�one piorunami krople deszczu S�OWO I CIA�O Szukam ci� tam gdzie ko�czy si� s�owo a zaczyna cia�o Bo by�e� s�owem gdy uczy�e� �e cz�owiek jest wyborem pomi�dzy mi�o�ci� a mi�o�ci� Lecz sta�e� si� cia�em gdy dowiod�e� �e nawet B�g musi by� wyborem pomi�dzy cierpieniem a cierpieniem Strachem a strachem Szukam ci� tam gdzie ko�czy si� s�owo a zaczyna krzyk wyci�gany z gard�a rozpalonymi szczypcami b�lu Szukam ci� bo jestem sam w tej jedynej chwili gdy s�owo staje si� cia�em MUZYKA KLUBOWA Wejd� Tu co� si� b�dzie dzia�o W spoconej sali wino si� grzeje a pokrywka drzwi podskakuje unoszona zapachem cia� Nap�j uderzaj�cy do g�owy �miechem dziewcz�t dobrze mi pos�u�y Wejd� napij� si� czerwonego dymu stoj�cego w zakurzonych �ar�wkach "Noc wok� nas si� kr�ci Noc jak westchnienie Od westchnienia nie trwa d�u�ej..." Gwar g�stnieje i ro�nie Musz� go nowi go�cie nogami ubija� by si� pod sufitem zmie�ci� Kelnerki robi� z niego zapasy na ciche przedpo�udnia Kto� oko oprawione w przekrwion� butelk� toczy po drewnianym blacie Inny po powietrze do gard�a si�ga bo go dusi... Czyja� g�owa pod st� powoli si� opuszcza gdy nag�y podmuch �miechu unosi j� do g�ry Ponad m�czyznami p�ynie statek niesiony �aglem kobiecych piersi I wielu by chcia�o by� kapitanami tej wielkiej armady Pi�ciu rycerzy wychodzi by rzuci� �wiatu wyzwanie i bi� si� w�o�ci swego pana kt�remu na imi� j a z z Wyci�gaj� bro� Pr�buj� w skupieniu jej sprawno�ci bo wa�na to b�dzie potyczka o niezmierzon� rozleg�o�� granic Zasiadam w p�dz�cym ekspresie baru i chwytam machaj�ce do mnie drogowskazy Po sali b��kaj� si� jeszcze s�owa pozbawione w�a�cicieli Perkusista smagn�� je przez grzbiet srebrzystym biczem Cisza rozla�a si� po nas jak krew ofiarnych zwierz�t Jeszcze gor�ca lecz po chwili krzepn�ca na ustach metalicznym smakiem tr�bki Saksofonista pier� �elazem zas�oni� i wyci�gn�� z rozd�tych policzk�w kolorow� wst�g� dymu G�owy zap�on�y potarte siarczan� d�oni� Lecz przyszed� im na ratunek poskramiacz ognia I wszyscy zastygli jakby kto� przez uchylone okno prycha� lodowat� po�wiat� ksi�yca odbijaj�c� si� w lustrze blachy Mikrofon uk�uty szpil� reflektora zerwa� si� i przelecia� po firmamencie chmurnego sufitu Zanim go ustrzelili skry� si� w dziupli puzonu pracowicie zlizuj�c d�wi�ki �ciekaj�ce na pod�og� A puzonista smuk�ym ramieniem wpl�tywa� si� w spojrzenia dziewcz�t do�� d�ugow�osych by my�le� przy nich o niebezpiecznych topielach �yka� ostrze miecza i gi�� rozpalone do bia�o�ci pr�ty Oddech sw�j jak bumerang rzuca� w sal� Wodzi� na pokuszenie pr�dkimi ruchami palc�w by znikn�� nagle ust�puj�c przed wielkim garbem zakwitaj�cym na piersi olbrzyma Ten zwariowa�! Rwa� niewidoczne sieci wi���ce go z instrumentem Chcia� go oderwa� od siebie Uwolni� si� Odp�yn�� prosty jak struna Lecz nie potrafi�... Chwy...
maciejle1