Richard A. Bamberg Wojna rz�d�w Howard B. McCathran, Prezydent Stan�w Zjednoczonych Ameryki P�nocnej oraz lider Nowej Partii Demokratycznej, siedzia� za swoim biurkiem w Gabinecie Owalnym i w milczeniu czyta� porann� pras�. Wiadomo�ci nie by�y pomy�lne, ale nie czu� si� nimi zaskoczony. Mia� pe�ny dost�p do informacji zamieszczanych w Washington Post na wiele godzin przed zamkni�ciem numeru, lecz ho�dowa� przyzwyczajeniom. Czyta� gazet� przy porannej kawie od czasu, gdy czterdzie�ci lat temu pracowa� jako m�odszy asystent w biurze Prokuratora Okr�gowego w Denver. Rozleg�o si� pukanie i drzwi si� otworzy�y. Tylko dw�ch ludzi o�miela�o si� wej�� do Gabinetu Owalnego bez zapowiedzi - Dale Boyett, jego szef ochrony, i Darrell Stewart, szef sztabu Bia�ego Domu. Nawet Pierwsz� Dam� zapowiadano przed wprowadzeniem do sanktuarium McCathrana. Tym razem by� to Stewart. Wchodz�c zamacha� egzemplarzem Post. - S�dz�, �e widzia�e� wyniki g�osowania. Howard obr�ci� si� razem z krzes�em, tak, by m�c popatrze� na pomnik Waszyngtona przez grube, pancerne szk�o. - Tak, Darrell, widzia�em. To niczego nie zmienia. Darrell zatrzyma� si�. Przez chwil� sta� w milczeniu, potem obszed� prezydenckie biurko i zatrzyma� si� obok zwierzchnika. - Pos�uchaj, H.B., zatrudni�e� mnie, bym ci udziela� rad. Je�li nie zamierzasz bra� ich pod uwag�, mo�esz znale�� kogo� innego. - Fakt, i� nie zgadzamy si� w tym konkretnym przypadku, nie oznacza, �e trzeba ci� zast�pi�. Ceni� sobie twoj� rad� jak zawsze, lecz tym razem jej nie pos�ucham. C�a ju� nie dzia�aj�. W przesz�o�ci si� sprawdza�y, ale w dzisiejszej ekonomii �wiatowej zbyt wiele jest wzajemnych powi�za�. - Ale to jest rok wybor�w, Howard. Wiem, �e pracownicy przemys�u odzie�owego nie kontroluj� zbyt du�ej liczby g�os�w, lecz o tobie ju� si� m�wi, �e ulegasz zagranicznym naciskom. Potrzebujesz widowiskowego rozwi�zania tej sprawy, je�li chcesz uciszy� protesty w Partii. Wzmianka Darrella o reputacji zabola�a. S�ysza�, jak przeb�kiwano, �e brak mu zdecydowania poprzednika, �e bardziej interesuje go w�asna pomy�lno�� ni� dobro pa�stwa. Uwa�a�, �e w plotkach nie ma �d�b�a prawdy. Zgoda, nie bardziej chcia� umiera� ni� kokolwiek inny. Nie chcia� gin�� bez potrzeby, ale by� got�w odda� �ycie za kraj. Czy� nie z�o�y� takiej przysi�gi? - Darrell, zorganizuj mi spotkanie z Hessem. Republikanie nie b�d� w stanie przepchn�� deklaracji wojny w parlamencie bez poparcia przewodnicz�cego, wi�c chc� mie� go po swojej stronie. - Jeste� pewien, H.B.? W ko�cu kr��� plotki, �e rozwa�a pr�b� zaj�cia twojego stanowiska. - Tak czy siak, uwa�am, �e poprze mnie. - Z jego publicznego wizerunku wcale to nie wynika. - Zdaj� sobie z tego spraw�, Darrell, ale publiczny wizerunek nie zawsze odzwierciedla przekonania cz�owieka. S�dz�, �e zdo�am przeci�gn�� go na nasz� stron�. - Jak chcesz. �ycz� ci powodzenia. Darrell w milczeniu opu�ci� gabinet. McCathran przez chwil� wpatrywa� si� w zamkni�te drzwi, potem odwr�ci� si� z powrotem ku pomnikowi Waszyngtona. Widok by� du�o lepszy zanim pierwsze stratosferyczne wie�e wyros�y po drugiej stronie rzeki, w Arlington w stanie Virginia. Teraz szczyt pomnika gin�� na tle kilometrowych budowli, jakie wyros�y na obrze�ach stolicy. Jego poprzednicy powinni byli popiera� ruch Zachowajmy Pi�kno Waszyngtonu. Dwukrotne, szybkie stukanie do drzwi zapowiedzia�o szefa ochrony. McCathran zamkn�� plik z poufnym raportem i wy��czy� monitor. - Dzie� dobry, Dale. Jak idzie? - Niezbyt dobrze, panie prezydencie. W�a�nie nadszed� raport z CIA. - O? Nie zauwa�y�em znacznika nowego e-mailu. - To dlatego, �e przegl�dam ich raporty dotycz�ce bezpiecze�stwa, zanim dotr� do pana. CIA produkuje wi�cej bezu�ytecznej informacji ni� jakakolwiek por�wnywalna z ni� biurokratyczna organizacja w Waszyngtonie. - Tak, oczywi�cie, zapomnia�em. No c�, co takiego mieli dla nas? - Niezbyt dobre wie�ci - powt�rzy� Boyett. - Ich �r�d�a donosz� o obecno�ci dw�ch znanych chi�skich zab�jc�w w Metroplexie Phili?Wash. - Niech to szlag! - zakl�� McCathran, wal�c otwart� d�oni� w blat biurka. - Co sobie u diab�a my�li Cho Lei? Jeszcze nie by�o �adnych formalnych deklaracji. - Nie wiem, sir. By� mo�e maj� nas zastraszy�. McCathran zawaha� si� na chwil�, przygryzaj�c doln� warg�. - Hmm, mo�esz mie� s�uszno��, Dale. W porz�dku, powiem, co nale�y zrobi�. Spr�bujcie dopa�� tych ludzi, ale wstrzymajcie si� jeszcze z akcj�. Musimy zachowa� pozory. Nie wolno nam z�ama� prawa, ale niech wiedz�, �e mamy ich na oku. - Za�atwione. Mam wys�a� naszych ch�opak�w? - Nie, jeszcze nie. Wci�� pr�buj� rzecz za�agodzi�. Przy odrobinie szcz�cia mo�emy tym razem unikn�� wojny. Je�li Boyett si� z tym nie zgadza�, zachowa� swoj� opini� dla siebie. Skin�� raz g�ow� i odwr�ci� si� energicznie na pi�cie. Kongresman Hess przyby� dopiero p�nym popo�udniem. McCathran poczu� ulg�, �e pojawi� si� ju� tego samego dnia, gdy go wezwano. To m�g� by� dobry znak. - Dzie� dobry, panie prezydencie - powita� go Hess, gdy wychodz�ca sekretarka zamkn�a za sob� drzwi. McCathran wsta� i okr��aj�c biurko wyszed� na spotkanie go�ciowi, kt�ry sta� na perskim dywanie pokrywaj�cym posadzk� z li�ciastego drewna. Wyci�gn�� r�k�. - Bardzo si� ciesz�, �e zdo�a�e� przyjecha� tak szybko po otrzymaniu zaproszenia, James. Hess mocno u�cisn�� mu r�k�. - Kiedy prezydent wzywa, stawiam si�, nawet je�li to Demokrata. Obaj m�czy�ni za�miali si� lekko. McCathran ruszy� w stron� dw�ch foteli stoj�cych w k�cie. Kiedy usiedli, zapyta�: - Jak tam Patti i dzieci? - Wszystko �wietnie. Roger ko�czy w tym roku szko�� prawnicz�. - Niech mnie. Czas naprawd� p�dzi, wydawa�oby si�, �e jeszcze wczoraj by� ma�ym brzd�cem. Pami�tam pierwszy raz, kiedy wyst�powali�my przeciw sobie, ubiegaj�c si� o stanowisko prokuratora okr�gowego. Zero do czterech, nie? - Howard, nie wezwa�e� mnie tutaj, �eby pogada� o dawnych czasach. O co chodzi? McCathran zachowa� swobodny wyraz twarzy, cho� poczu�, jak t�ej� mu mi�nie szcz�k. - Masz racj�, James. Pos�uchaj, chodzi o c�o. Musimy st�umi� ogie� rozdmuchiwany przez pras�. Na mi�o�� Bosk�, nikt nie chce wojny z Chi�czykami. Hess odchyli� si� na oparcie fotela. Po chwili skin�� g�ow�. - Tego si� po tobie spodziewa�em. Bardzo �a�uj�, Howard, ale nie mog� ci� poprze� w tej sprawie. Zbyt wielu ludzi traci prac� z powodu tanich wyrob�w tekstylnych. Potrzebujemy na jaki� czas c�a, �eby postawi� z powrotem na nogi nasz przemys�. - Mia�em nadziej�, �e w tej sprawie oka�esz wi�cej zrozumienia, James. Wiesz, �e w latach dziewi��dziesi�tych mieli�my na tekstylia c�o, kt�re zosta�o w ko�cu zniesione, bo nie dzia�a�o. C�a s� bezu�yteczne. - Dla mnie brzmi to jak propaganda Demokrat�w. - James, krzywdzisz mnie. Wiesz, �e nigdy nie by�em facetem �lepo pod��aj�cym za doktryn� partyjn�. - Tak, jak s�dz�, dlatego w�a�nie nominowano ci� na lidera partii. - Pos�uchaj, zbyt w�sko na to patrzysz. Nie mo�emy ok�ada� si� pi�ciami z powodu c�a za ka�dym razem, gdy jaka� zagraniczna konkurencja zwi�kszy sw�j udzia� na rynku. - Nie, nie za ka�dym razem - zgodzi� si� Hess - ale tym razem mo�emy i b�dziemy. McCathran opad� na oparcie i przyjrza� si� uwa�nie swojemu staremu wrogowi. Hess by� znany z uporu, cho� sam nazywa� to oddaniem sprawie. By� jeszcze jeden chwyt, kt�ry m�g� zadzia�a�. - By� mo�e nie wzi��e� wszystkiego pod uwag�, James. Zapomnia�e�, �e jeste� trzeci w kolejce do prezydentury? - Nie, nie zapomnia�em. - To mo�e pami�tasz te�, �e w ci�gu ostatnich pi�ciu lat Chi�czycy wygrali dwa razy na trzy? - To historia, poza tym jedyna, kt�r� przegrali, toczy�a si� w Peru, a Peru nie zwyci�y�o w wojnie od dziesi�ciu lat. Chi�czycy nie s� lepsi w tej grze ni� ktokolwiek inny. - Grze? - spyta� z niedowierzaniem McCathran. - Czy mog� ci przypomnie�, �e nieca�e sze�� lat temu stracili�my dw�ch prezydent�w z powodu tej tak zwanej gry? - Pami�tam, �e wtedy walczyli�my przeciwko Izraelowi, a powszechnie wiadomo, i� oni maj� jedn� z najlepszych organizacji na �wiecie. - Pomy�l tylko o tym - doa� McCathran. - Twoja poprzedniczka zosta�a prezydentem z powodu tej niewielkiej wpadki. Bardzo szybko zgodzi�a si� na uk�ad z Izraelem. - Wtedy ju� by�o jasne, �e nie jeste�my w stanie powstrzyma� oddzia��w ich zab�jc�w. - Czy chcesz, by si� to powt�rzy�o? Czy uwa�asz, �e Chi�czycy maj� w gar�ci tw�j bilet do Bia�ego Domu? - Ranisz mnie, Howard. Wiesz przecie�, �e nie chcia�bym, by cokolwiek przydarzy�o si� tobie czy wiceprezydentowi Lee. McCathran pochyli� si� w prz�d z �okciami opartymi na kolanach. - Chcia�bym ci wierzy�, James. Ale wiem, �e to tw�j ostani rok w parlamencie. Je�li nie wygrasz od Hammisha jego miejsca w Senacie, wybywasz z Waszyngtonu. - Nie powiedzia�e� mi niczego nowego. Ale wed�ug sonda�y opinii publicznej powoli przeganiam Hammisha i s�dz�, �e ta sprawa z tekstyliami da mi g�osy potrzebne do pokonania go. - Czyli wszystko sprowadza si� do elekcji. Przedk�adasz prywat� nad interes pa�stwa. Wiesz, James, pomimo wyra�nych r�nic pomi�dzy nami zawsze uwa�a�em, �e zaj��e� si� polityk� dla dobra kraju. Hess wsta�. Twarz mia� zar�owion�. - Howard, moje pogl�dy niekoniecznie s� z�e tylko dlatego, �e r�ni� si� od twoich. Ja wierz�, �e ludzie chc� tego c�a i zas�uguj� na nie. - Wybacz, �e nie przyklasn�. Przez chwil� McCathran mia� wra�enie, �e Hess zamierza si� wycofa�, ale jego odwieczny przeciwnik odwr�ci� si� i wyszed� bez s�owa. - No c�, to by by�o tyle. Teraz na pewno b�dzie wojna - powiedzia� McCathran do portretu Lincolna wisz�cego na zachodniej �cianie. * * * Dale i Darrell weszli razem do Gabinetu Owalnego. McCathran nie wezwa� ich, ale wiedzia�, dlaczego tu s�. - Zacz�o si�, Howard - oznajmi� Darrell natychmiast po zamkni�ciu drzwi. - Lada moment przyjdzie oficjalne potwierdzenie. McCathran przyj�� wiadomo�� spokojnie. Od wielu dni wszystko ku temu zmierza�o, a teraz, gdy w ko�cu zadeklarowano wojn�, cz�� s...
maciejle1