ANDRE NORTON GALAKTYCZNI ROZBITKOWIE TOM II CYKLU ROSS MURDOCK l Gor�co -zapowiada� si� upalny dzie�. Lepiej sprawdzi� �r�d�o w zaro�lach, zanim jeszcze s�o�ce rozpali ziemi�. To jedyna woda na niezmierzonej przestrzeni nagich ska�... Czy aby na pewno? Travis Fox pochyli� si� do przodu w siodle, aby przyjrze� si� r�owawo ��temu pasowi pustyni, jaki oddziela� go od odleg�ej linii zielonych ja�owc�w kontrastuj�cych z p�owo��t� bylic�, kt�ra wyznacza�a granic� zaro�li. To by�a ziemia ja�owa, odpychaj�ca surowo�ci� ka�dego, opr�cz rdzennych mieszka�c�w. W innych zak�tkach �wiata pustynie dawno ju� nawodniono. Tam, gdzie niegdy� wznosi�y si� piaszczyste wydmy, teraz by�y pola uprawne. Ludzko�� coraz szybciej uniezale�nia�a si� od kaprys�w pogody i warunk�w klimatycznych. Jednak ta pustynia nie zmieni�a si�, poniewa� kraj, na kt�rego obszarze le�a�a, by� na tyle bogaty, �e nie trzeba by�o pozyskiwa� kolejnych teren�w pod, uprawy. Pewnego dnia ta pustynia r�wnie� zniknie, a wraz z ni� zginie kultura tutejszych mieszka�c�w. Od pi�ciuset, a mo�e nawet od tysi�ca lat-nikt nie wiedzia�, kiedy pierwszy szczep Apacz�w przyby� na to terytorium-w kanionach, na piaszczystych pustkowiach a i w dolinach mieszkali twardzi pustynni wojownicy, kt�rzy nauczyli si� �y� w bardzo ci�kich warunkach, w jakich nikt inny nie zdo�a�by przetrwa� bez sta�ych dostaw zapas�w. Przez wiele stuleci walczyli o utrzymanie swej ziemi, a ich przodkowie pozostali tu i �yli w r�wnie surowych, trudnych warunkach. �r�d�o w zaro�lach... Travis bezwiednie stuka� br�zowymi palcami w ��k siod�a, odliczaj�c kolejne lata. Dziewi�tna�cie... dwadzie�cia... Dwudziesty rok od ostatniej wielkiej suszy. Je�li Chato si� nie myli�, oznacza�o to, �e okresowo zabraknie wody, kt�ra powinna tu by�. Starzec mia� s�uszno��, przewiduj�c niezwykle suche lato tego roku. Gdyby Travis pojecha� do �r�d�a, a to okaza�oby si� wyschni�te, straci�by wi�kszo�� dnia, a ka�da chwila by�a droga. Musz� przeprowadzi� zwierz�ta do wodopoju. Z drugiej strony, gdyby zawr�ci� do kanionu Hohokam i pomyli� si�, w�wczas Whelan mia�by prawo zarzuci� mu g�upot�. Jego brat uparcie ignorowa� rady Starszyzny. I to w�a�nie on by� g�upcem. Travis za�mia� si� cicho. Bia�e Oczy - �wiadomie u�y� s��w, jakimi stary wojownik okre�la� tradycyjnego wroga jego ludu. . - Pinda-lick-o-yi- powiedzia� g�o�no. Bia�e Oczy nie wiedzia�y wszystkiego. A niekt�rzy z nich od czasu do czasu nawet si� do tego przyznawali. Roze�mia� si� raz jeszcze, tym razem z siebie i z w�asnych my�li. Podrap farmera, a znajdziesz Apacza tu� pod jego wysuszon� s�o�cem sk�r�. Travis zmusi� �aciatego konia do galopu, wk�adaj�c w to wi�cej si�y, ni� by�o konieczne. Pojedzie do Hohokam i dzisiaj b�dzie Apaczem. Tym razem mu si� uda. Whelan uwa�a�, �e gdyby Apacze �yli tak jak Bia�e Oczy i zrezygnowali ze starych przyzwyczaje�, zyskaliby wszystko co najlepsze od swoich odwiecznych wrog�w. Nie widzia� niczego dobrego w przesz�o�ci i nawet same rozwa�ania na temat Starszyzny, tego, co zrobili i dlaczego, uznawa� za niepotrzebn� strat� czasu. Travis zagryz� wargi, czuj�c gorycz rozczarowania, r�wnie siln� jak przed rokiem. Srokacz zwinnie kluczy� mi�dzy g�azami le��cymi wzd�u� koryta wyschni�tego potoku. To dziwne, �e na tak suchej ziemi wci�� widoczne by�y �lady wody. Ci�gn�ce si� milami rowy irygacyjne wykorzystywane przez Starszyzn� rozcina�y sk�pane s�o�cem po�acie nieos�oni�tej ziemi, kt�ra od wiek�w nie zazna�a koj�cego dotyku wilgoci. Travis pop�dzi� konia pod ostre zbocze i skr�ci� na zach�d. Czul, jak s�o�ce przypieka mu plecy, przenikaj�c przez cienki materia� wyblak�ej koszuli. W�tpi�, �eby Whelan wiedzia� o kanionie Hohokam. Wzmianki o tym miejscu pojawia�y si� jedynie w opowie�ciach o dawnych czasach, kt�re przechowywali w pami�ci ludzie tacy jak Chato.A Whelan nie zna� opowie�ci Chato. Cho� by� Apaczem, odrzuca� tradycj� swego ludu i �y� tak, jakby przynale�a� do �wiata Bia�ych. Chato prezentowa� Odmienn� postaw�. Ignorowa� istnienie Bia�ych Oczu i ca�kowicie odizolowa� si� od ich �wiata. Kiedy� Travisowi wydawa�o si�, �e mo�liwa jest trzecia droga: po��czenie nauki bia�ego cz�owieka z wiedz� Apacz�w. S�dzi�, �e znalaz� ludzi, kt�rzy si� z nim zgadzali. Ale wszystko to min�o r�wnie szybko, jak wyparowa�aby kropla wody spuszczona na jeden z le��cych tu kamieni. Teraz sk�ania� si� ku opinii Chato, kt�ry przekaza� mu wiedz�, jakiej nie posiada� Whelan, wiedz� o ich ziemi. Ojciec Chato. Travis zn�w zacz�� odlicza�. Taft, ojciec Chato mia�by teraz sto dwadzie�cia �at. Urodzi� si� w dolinie Hohokam, w czasie gdy jego rodzina ukrywa�a si� przed �o�nierzami w niebieskich mundurach. Chato zna� zaginiony kanion. Zaprowadzi� tam Travisa, kt�ry wtedy by� jeszcze na tyle ma�y, �e ledwo m�g� opasa� kr�tkimi n�kami brzuch konia. Potem Travis wci�� powraca� do tego miejsca. Intrygowa�y go domy Hohokam, a znajduj�ce si� tam �r�d�o wody jeszcze nigdy nie zawiod�o. W sezonie zielone orzechowce dostarcza�y mn�stwa owoc�w, a niekt�re gatunki drzew owocowych wci�� rodzi�y. Kiedy� by� to ogr�d - teraz ukryta oaza. Travis zag��bia� si� w labirynt kanion�w, odtwarzaj�c w my�lach zapomniany szlak, gdy nagle us�ysza� buczenie. Instynktownie �ci�gn�� wodze. Wiedzia�, �e cie� klifu stanowi wystarczaj�c� kryj�wk�. Spojrza� w g�r�. - Helikopter! - krzykn��. Widok nowoczesnego �mig�owca na prastarej pustyni wprawi� go w zdumienie. Czy�by to Whelan �ledzi� poczynania brata? Kiedy o wschodzie s�o�ca Travis wyje�d�a� z rancza. Bili Redhorse, wnuk Chato, w�a�nie naprawia� silnik. Nie. to niemo�liwe, �eby Whelan traci� paliwo na podr�e po pustyni. Teraz, kiedy wojna wisia�a na w�osku, zmniejszono dostawy i z helikopter�w korzystano tylko w nag�ych wypadkach. Do codziennych prac u�ywano koni. Gro�ba wojny... Travis my�la� o tym, patrz�c Jak dziwna maszyna znika za za�omem ska�y. Jak daleko si�ga� pami�ci�, gazety, radio i telewizja nieodmiennie donosi�y o rozmaitych konfliktach. Raz po raz dochodzi�o do lokalnych walk, potem zawierano rozejmy i prowadzono nie ko�cz�ce si� negocjacje. Przed kilkoma miesi�cami w Europie wydarzy�o si� co� dziwnego-wielki wybuch na p�nocy. Czerwoni nie wyja�nili, co si� sta�o, lecz kr��y�a pog�oska, �e jaka� nowa bomba wymkn�a si� spod kontroli i eksplodowa�a. Te epizody mog�y stanowi� wst�p do powa�nego roz�amu mi�dzy Wschodem a Zachodem. Ograniczano coraz to nowe prawa i szeptano o nadchodz�cych k�opotach. Zn�w na�o�ono embargo na dostawy paliwa. Wyczuwa�o si� napi�cie... Tutaj, na pustyni, �atwo by�o o tym nie my�le�. Skalne �ciany sta�y tu, zanim Apacze przybyli z p�nocy, i prawdopodobnie b�d� sta� nadal - cho� mo�e radioaktywne - kiedy Bia�e Oczy ponownie wykurz� st�d prawowitych mieszka�c�w. Helikopter polecia� w stron� kanionu. Travis zastanawia� si�, jaka misja przywiod�a w te strony stalowego ptaka. By� pewien, �e nie jest to �mig�owiec kt�rego� z miejscowych farmer�w. Gdyby pilot szuka� pojedynczych sztuk byd�a, kt�re oddali�y si� od stada, zatacza�by ko�a. Czy�by poszukiwacze? Obecnie nie s�ysza�o si� o �adnych ekspedycjach rz�dowych, a w ci�gu ostatnich pi�ciu lat drobiazgowo kontrolowano wszelkie wyprawy poszukiwawcze. Travis znalaz� ukryty zakr�t prowadz�cy do kanionu. Srokacz st�pa� ostro�nie, a je�dziec badawczo przygl�da� si� ziemi. Nie dostrzeg� �adnego �ladu, co �wiadczy�o, �e od d�ugiego czasu nikt t�dy nie przeje�d�a�. Cmokn�� j�zykiem i ko� przyspieszy�. Gdy ujechali mo�e dwie mile wij�c� si� �cie�k�, Travis raptownie zatrzyma� wierzchowca. Ostrze�enie przyni�s� powiew lekkiego wiatru. Nie by� to pustynny wiatr, brzemienny gor�cem i py�em; ni�s� zapach ja�owca. Srokacz te� rozpozna� znajom� wo�. Woda! Na ziemi doko�a widnia�y jednak �lady ludzkiej bytno�ci. Travis wyci�gn�� z olstr�w strzelb� i zeskoczy� z siod�a. Je�eli od ubieg�ego roku nie zasz�y tu �adne zmiany, u wej�cia do ukrytego kanionu znajdowa�a si� dobra kryj�wka. M�g�by rozejrze� si� niepostrze�enie. Teraz dotar�y do niego zapachy �wiadcz�ce niezbicie o istnieniu jakiego� obozowiska: wo� drzewnego dymu, kawy, sma�onego bekonu. Bez trudu wspi�� si� do upatrzonego miejsca. W dole pachnia�y sosny - teraz znacznie silniej sk�pane w s�onecznym �arze - �wiergota�y ptaki, rozpowiadaj�c o swoich troskach i niepokojach. By�a tam r�wnie� zielona plama, zasilany �r�d�em stawek, w kt�rym odbija� si� gor�cy b��kit nieba. Mi�dzy wod� a szerok� p�ytk� jaskini�, kryj�c� kamienne miasto Starszyzny, sta� helikopter. Jaki� m�czyzna krz�ta� si� przy ognisku, drugi poszed� do stawu po wod�. Travis by� pewien, �e to nie farmerzy. Zachowywali si�, jakby rozbijali ob�z. W cieniu rzucanym przez niewielk� k�p� drzew dostrzeg� zrolowane koce. Nie zauwa�y� jednak narz�dzi do kopania, �adnych wskaz�wek �wiadcz�cych o tym, �e ma przed sob� poszukiwaczy. M�czyzna wr�ci� znad stawu, postawi� nape�nione wiadro przy ogniska i usiad� po turecku przed du�� paczk�. Wyj�� z niej co�, co mog�o by� nowoczesn� przeno�n� radiostacj�. Kiedy zacz�� wysuwa� anten�, srokacz za plecami Travisa zar�a� ostrzegawczo. Wiedziony odwiecznym instynktem, Indianin odwr�ci� si� na kolanach z broni� w pogotowiu. Ale strzelba napotka�a inn� luf�, skierowan� prosto w jego pier�. Szare oczy ponad nieruchom� luf� patrzy�y na niego z ch�odnym dystansem, gorszym ni� wypowiedziana gro�ba. Travis Fox mia� si� za godnego potomka najtwardszych wojownik�w, teraz jednak zda� sobie spraw�, �e ani on, ani �aden z jego ziomk�w nie stan�� nigdy oko w oko z takim cz�owiekiem. M�czyzna by� m�ody, ale na jego szczup�ej ch�opi�cej twarzy matowa�o si� zdecydowanie. - Rzu� to! - rozkaza� tonem nie znosz�cym sprzeciwu. Travis wypu�ci� strzelb� z r�k; zsun�a mu si� po nodze i upad�a na piaszczyste zbocze, - Wstawaj. Nie oci�gaj si�. I schod� tam. - Kolejne...
maciejle1