Anthony Evelyn - Dom lalek.pdf

(1446 KB) Pobierz
Evelyn Anthony
Dom lalek
The Doll
Tłumaczenie
Magdalena Jakóbczyk-Rakowska
1001967382.001.png
1.
Mąż Rosy Bennet byt w złym humorze. Poznała to natychmiast, gdy tylko wszedł,
powiedział „cześć”, poklepał ją po policzku i nalał sobie drinka. Była zajęta
przygotowywaniem obiadu, a poza tym nie było sensu z nim rozmawiać, kiedy miał taki
nastrój.
Siedzieli naprzeciwko siebie w jadalni. Spojrzał na nią i powiedział:
- Dobre. Uwielbiam solę.
Jadł dalej, popijając wino. Przynajmniej raz się nie spóźniła. Sprzątnęła biurko i
popędziła do domu, żeby być przed nim. Nie znosił wracać do pustego domu. Niestety,
ostatnio często się to zdarzało.
Popatrzyła na niego. Był tym samym mężczyzną, w którym zakochała się sześć lat
temu. Przystojnym blondynem o niebieskich oczach. Wysportowanym, inteligentnym,
pełnym energii i radości życia. Cudownym kochankiem, hojnym aż do przesady. Byli bardzo
szczęśliwi jako kochankowie. I przez pierwsze trzy lata po ślubie. Ale wtedy nie odnosiła
jeszcze takich sukcesów; była wciąż u dołu drabinki w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, a
on był już ważniakiem z najwyższą pensją w City Investment Bank. Nie stanowiła dla niego
konkurencji.
Tak bym chciała z nim porozmawiać, pomyślała. Naprawdę porozmawiać, a nie kłócić
się... Gdyby było inaczej, mogłabym mu nawet coś wspomnieć o mojej pracy... Tak się
cieszę, a nie mogę się z nim tym podzielić. Z nikim nie mogę się podzielić.
Usłyszała, że zapytał: „Miałaś ciężki dzień, ulepszając świat?” - i wiedziała od razu,
że było to powiedziane ironicznie. Zignorowała te słowa; ostatnio często się to zdarzało.
- Bardzo ciężki. A jak twój dzień, kochanie?
- Raczej spokojny - mruknął James. Wyjął ość i położył ją z ostentacyjnym wyrzutem
na brzegu talerza. - Cholerna recesja się przedłuża. Poszedłem się napić przed przyjściem do
domu, żeby się trochę rozerwać.
Starała się być współczująca.
- Wiem, że ci trudno - powiedziała. - Ale tak jest wszędzie, na całym świecie.
- Ja się martwię tylko o swój światek - rzekł ostro. - Sprawy ogólnoświatowe
zostawiam tobie. Jest coś jeszcze w tej butelce?
Nalała mu. Na moment ich spojrzenia się spotkały.
- Przepraszam, Rosa - powiedział nagle. - Nie chciałem być taki wredny. To był
okropny dzień. Wylali biednego Davida. Nie będzie mu łatwo znaleźć pracy w wieku
czterdziestu czterech lat. Większość firm zwalnia pracowników, a nie zatrudnia.
- Przykro mi.
Naprawdę tak było. Znała trochę Davida Hughesa. Był sympatycznym człowiekiem,
który miał trzech synów w dobrych prywatnych szkołach, wymagającą żonę i wysokie raty do
spłacenia za dom na Brompton Square. Tak jak wszyscy, wzniósł się na fali w okresie
koniunktury. Nie miała pojęcia, co teraz zrobi.
- To z nim poszedłeś się napić?
James Bennet skinął głową.
- Tak, urządziliśmy sobie stypę w miejscowej winiarni. Zostawiłem go tam.
Skończył rybę. Odrzuciła włosy z czoła dobrze mu znanym ruchem. Miała je gęste,
ciemnobrązowe, a w słońcu nabierały odcienia miedzi. Kiedy się poznali, była śliczną
dziewczyną, teraz - śliczną kobietą. Bardziej wyrafinowaną, pewniejszą siebie. Wtedy szalał
na jej punkcie. Była zabawną towarzyszką, a w łóżku cudowną kochanką. Dla obojga była w
tym jakaś magia. On czuł się dojrzały do małżeństwa i sądził, że ona również. Prawdę
mówiąc, nie słuchał uważnie, kiedy usiłowała mu opowiadać o swojej pracy w Ministerstwie
Spraw Zagranicznych. Tak, wiedział, musiała ciężko harować... Była już raz służbowo w
Vancouver i wyjeżdżała kilka razy do Stanów w ciągu pierwszych miesięcy, odkąd byli
razem. Nie miał nic przeciwko temu. On też miał swoją pracę, nie tylko od dziewiątej do
piątej. Wszystko wydawało się takie proste. Idealne partnerstwo.
Rosie też się tak wydawało. Teraz, kiedy to się zmieniło, spędzała dużo czasu na
rozmyślaniach, usiłując uświadomić sobie, co spowodowało kryzys. Zaczęło się od jej
awansu, dwa lata po ślubie. James nie był tym zachwycony, a ona czuła się urażona. Zaczęła
mimo to żywo się interesować jego pracą i zasypywała go pochwałami, gdy mu się powiodło.
On jednak pozostawał chłodny, kiedy interesująco opowiadała o swojej pracy czy dobrze
mówiła o szefie. Z początku Rosa tłumaczyła to sobie męską zawiścią i starała się wyrównać
nastrój dodatkową troską o męża. Zrzędzenie i złośliwości zupełnie nie były w stylu Jamesa.
Nie mogła zaakceptować faktu, że miał żal o jej niezależność i osiągnięcia zawodowe.
Uważała, że przechodzą tylko trudniejszy okres, który minie. Byli tak dobrze dobrani,
tacy szczęśliwi. Mieli piękny dom, dużo pieniędzy, szeroki krąg interesujących znajomych.
Byli modelową parą. Kiedy przyjaciółka jej mamy tak ich określiła, Rosa się śmiała. Jedyne,
czego im trzeba, powtarzała przyjaciółka, to dziecka. Matka Rosy wtórowała. Słodkie
maleństwo, chłopiec lub dziewczynka, to cudowne. Jak dobrze byłoby zostać babcią.
Nikt nie słuchał Rosy, kiedy usiłowała protestować, twierdząc, że ma dopiero
dwadzieścia sześć lat i dużo czasu przed sobą, i nikt też nie wiedział, że James koniecznie
pragnął mieć dzieci, odkąd awansował na osobistego asystenta szefa wydziału. Usiłowała mu
to wyperswadować, prosić o pewną zwłokę, ale nie chciał zrozumieć, że ona też ma prawo do
swojej pracy i kilku lat niezależności.
Wtedy rysa się pogłębiła i wreszcie stała się przepaścią, nad którą trudno było
przerzucić most. James zarzucił jej kiedyś, że jest samolubna i niedojrzała, nie chcąc w pełni
realizować powinności kobiety zamężnej. Ona odparowała podobnym zarzutem: jest egoistą,
męskim szowinistą i zrobił się... zazdrosny. Słowo zostało wypowiedziane. Choć pogodzili
się potem, coś się między nimi zmieniło od tego czasu. Kiedy miała dodatkową pracę albo
zostawała dłużej w biurze, miał pretensje i często pił za dużo, a później bywał nieprzyjemny i
agresywny.
Czuł się jednak nieszczęśliwy, ponieważ ją kochał, i Rosa wiedziała o tym. Chciał ją
mieć dla siebie, bez żadnych wyjątków. Bywały chwile, kiedy już prawie się poddawała i
chciała zrezygnować z pracy. Wydawało się to jedynym sposobem, aby znów się zbliżyli do
siebie. Jednak w istotnych momentach wycofywała się. Rosa uważała, że wymagania Jamesa
są niesprawiedliwe, jego zawiść wobec jej sukcesów nieuzasadniona. Gdyby skapitulowała,
nigdy by mu nie wybaczyła i straciłaby szacunek dla siebie. A ciąża byłaby nieszczęściem,
gdyby ona, Rosa, została do niej zmuszona. Próbowała mu to kiedyś wyjaśnić, ale James
wydawał się urażony i oświadczył, że gdyby go kochała, pragnęłaby urodzić jego dziecko.
Zdała sobie sprawę z tego, że tak naprawdę on chce innej kobiety o innych poglądach na
małżeństwo. Być może żadne z nich nie znało naprawdę drugiego, nim podjęli tę poważną
decyzję. Ale podjęli ją i Rosa była przekonana, że jak wszystko, co ma znaczenie,
małżeństwo też wymaga wysiłku. Czas i zdecydowane postępowanie pomogą w końcu
pokonać wszelkie trudności. Wciąż zresztą kochała Jamesa. Była tego pewna. Nie rozmawiała
z nim już o swej pracy, a on sam rzadko o nią pytał. Czasem tylko atakował Ministerstwo
Spraw Zagranicznych za niekompetencję, poruszając jakieś ogólniejsze tematy. Na pozór żyli
razem, ale napięcie między nimi rosło, kiedy byli sami.
Teraz James obserwował ją. Zjadła niewiele, była blada i przygaszona. Czuł się winny
i bardzo go to irytowało. Wiedział, że ona się nie podda. Próbowała różnych sposobów:
gotowała to, co najbardziej lubił, znosiła cierpliwie jego humory, kiedy pragnął, żeby straciła
opanowanie i nakrzyczała na niego. Ona wciąż walczyła, choć on już zrezygnował.
Odsunął talerz. Wstała i zaczęła sprzątać ze stołu. Siedział dalej, nie próbując jej
pomóc. Był wściekły. Jeżeli jest zmęczona, to z własnej winy. Nie musi pracować. On
postąpił znacznie sprytniej niż jego nieszczęsny kolega. Zarabiał dużo pieniędzy, ale nie
wydawał ich. I był w swojej pracy naprawdę dobry. Nie czeka go na razie stypa w winiarni.
Mogliby być z Rosą tacy szczęśliwi. Były to bolesne rozmyślania, więc je przerwał.
- Chcesz kawy? - zawołała żona.
Nie zjadł sałatki owocowej, którą przygotowała na deser, i nie chciał też kawy. Chciał
się napić.
- Nie, dziękuję. Nie możesz zostawić tych naczyń do rana? Vicky jutro nie
przychodzi?
Starał się znaleźć dziurę w całym. Dlaczego nie może usiąść tu, przy nim, kiedy on
popija whisky, zamiast kręcić się po kuchni, skoro ma posługaczkę? Ostatnio wciąż
krytykował Rosę. Często prosto w oczy. Czasami wybuchała i odgryzała się, a wtedy było mu
łatwiej.
Włączył telewizor i opadł na fotel, trzymając w ręce dużą whisky z wodą sodową.
Przyszła Rosa i usiadła obok.
- Chciałabym obejrzeć ten program o Węgrzech w ITV. Mogę?
Zrobił kwaśną minę. Whisky zaczynała mu uderzać do głowy, bo mało zjadł.
- Nie możesz tej swojej cholernej roboty zostawiać w biurze, kochanie?
Rosa powstrzymała wybuch, chociaż miała już dość ciągłego wtykania szpilek.
Powiedziała urażonym tonem:
- Myślałam, że ciebie też to zainteresuje. Ale widocznie wolisz oglądać te bzdurne
komedie!
Zmienił kanał.
- Gówno mnie obchodzą Węgrzy, Rumuni i cała reszta! Komuniści nie byli tacy głupi.
- Cieszę się, że tak uważasz. - Nie miała zamiaru dłużej się powstrzymywać. -
Dlaczego jesteś w takim okropnym humorze, James? Chyba nie tylko dlatego, że wyrzucili
Davida?
- Biedaczysko - mruknął. - Powiedział, że będzie musiał odebrać chłopców z Harrow.
Poradziłem mu sprzedać dom i uregulować długi. Dzieci nie mogą na tym wszystkim
ucierpieć. Powiedziałem mu: „To twój najważniejszy obowiązek”.
Opróżnił szklankę. Rosa miała nadzieję, że jej ponownie nie napełni.
- Są inne dobre szkoły - zauważyła. - On sam nie skończył Harrow i nie musi posyłać
tam swoich synów. To chyba rozsądni chłopcy i na pewno zrozumieją sytuację.
- Jeżeli chcesz to oglądać, przestańmy gadać. Nie rozumiesz jak się czuje David? No
Zgłoś jeśli naruszono regulamin