Aldiss Brian Amen skończyłem.txt

(38 KB) Pobierz
Brian  Aldis

Amen, sko�czy�em

Dzie� by� ju� w pe�ni, potoki s�o�ca zalewa�y miasto, gdy Jaybert Darkling 
wygrzeba� si� z ��ka. Wsun�� kapcie i pocz�apa� do kapliczki ko�o okna. 
Kiedy si� zbli�y�, zas�onki, kt�re zwykle skrywa�y kapliczk�, rozsun�y si�, a 
o�tarz zacz�� promieniowa� �wiat�em. Darkling sk�oni� g�ow�, jeden raz, i 
powiedzia�: 
- Wszechmocni Bogowie, oto staj� przed Wami u progu kolejnego dnia i Wam go 
po�wi�cam. Dozw�lcie, abym si� w pe�ni samorealizowa�, dzia�aj�c w my�l Waszych 
praw i d���c Waszymi �cie�kami. Amen. 
W odpowiedzi z o�tarza ozwa� si� g�osik cienki, wysoki, odleg�y. 
- Oby tak by�o, rzeczywi�cie. I nie zapomnij, �e wczoraj modli�e� si� tak samo, 
a potem roztrwoni�e� ca�y dzie� na w�asne przyjemno�ci. 
- Dzisiaj b�dzie inaczej, o Wszechmocni Bogowie. Nie zmarnuj� ani chwili, b�d� 
pracowa� w Instytucie, kt�ry, jak Wiecie, s�u�y� ma Waszym celom. 
- To doskona�e, synu, zw�aszcza, �e rz�d zatrudnia ci� w�a�nie w tym celu. A 
pracuj�c, rozwa� w swym sercu w�asn� hipokryzj�, kt�ra jest wielka. 
- Stanie si� wola Wasza. 
�wiat�o�� zgas�a, zas�onki wr�ci�y na miejsce. 
Darkling jeszcze chwil� sta� w miejscu, oblizuj�c wargi. Nie mia� nawet cienia 
w�tpliwo�ci, �e Bogowie go szpieguj�: istotnie by� hipokryt�. 
Szuraj�c kapciami, podszed� do okna i wyjrza� na ulic�. Mimo �e, jak na istot� 
ludzka, odgrywa� w mie�cie niepo�lednia rol�, by�o to przede wszystkim miasto 
maszyn. Ci�gn�o si� po horyzont, a przewa�aj�ca jego cz�� stale pozostawa�a w 
ruchu. Tak chcia�y maszyny. W wi�kszo�ci gigantycznych budowli nigdy nie stan�li 
stopa ludzka, a same budowle porusza�y si�, bo tak by�o wygodniej. 
�ciany Instytutu l�ni�y o�lepiaj�cym blaskiem. W �rodku uwi�zieni byli 
Nie�miertelnicy Darklinga. Dzi�ki Bogu, �e chocia� ten budynek si� nie rusza�! 
Hipokryta, co? Z ohyd� i blaskiem tej my�li boryka� si� ju� od czas�w 
ch�opi�cych. Bogowie dobrze o to zadbali. 
Rozbieraj�c si� po drodze, zmierza� pod prysznic. Spojrza� na zegarek. Za 
siedemdziesi�t minut mo�e by� w Instytucie i dzisiaj naprawd� spr�buje by� 
lepszym cz�owiekiem, lepiej �y�. To si� bez w�tpienia op�aca�o. 
Skl�� sam siebie za dwulicowe my�li, ale innych nie zna�. 
Zee Stone te� wsta� p�niej ni� nale�a�o. Nie podszed� do o�tarza w ma�ym 
pokoju. Zataczaj�c si� w drodze do �azienki, wrzasn�� tylko: 
- Czas na poranne k�apanie dziobem, co? 
Z nieo�wietlonej kapliczki ozwa� si� g�os Bog�w, g��boki, ojcowski, lecz nieco 
oficjalny. 
- �ajdaczy�e� si� wczoraj do p�nej nocy. W rezultacie dzi� sp�nisz si� do 
Instytutu. Chyba nie potrzebujemy ci m�wi�, �e zgrzeszy�e�. 
- Przecie� wiecie wszystko - wiecie, po co to robi�em. Chc� napisa� opowiadanie. 
Chc� zosta� pisarzem. A co zaczn�, nawet je�li mam konspekt, wychodzi mi inaczej 
ni� chcia�em. To wasza robota, co? 
- Za wszystko, co dzieje si� w tobie, pr�bujesz wini� otoczenie. W ten spos�b 
nigdy nie osi�gniesz sukcesu. 
- Do cholery z tym wszystkim! 
Zee Stone odkr�ci� prysznic. By� miody, niezale�ny. Czu�, �e mu si� powiedzie, i 
z Instytutem, i z tym pisaniem, i z tamt� czarnul� o ��tych oczach. A jednak w 
tym, co m�wili Bogowie, by�o sporo prawdy: praktycznie nie odr�nia� tego, co 
wewn�trz, od tego, co na zewn�trz. Ten jego znienawidzony szef, Darkling: mo�e 
Darkling jest taki wredny tylko w wyobra�ni Stone'a? 
My�l zgubi�a w�tek. Chlapi�c si� pod ciep�ym prysznicem, Stone rozmy�la� z 
powrotem o opowiadaniu, kt�re chcia� napisa�. Bogowie mieli nad nim wi�ksz� 
w�adz�, ni� on nad postaciami, kt�re sam wymy�li�. 
Dean Cusack wsta� o przyzwoitej porze. Nie sp�ni�by si� do pracy, gdyby nie 
k��tnia z �on�. Poranek byt �wie�y i s�odki; k��tnia paskudna i zat�ch�a. 
- Nigdy nie za�o�ymy tej farmy zrz�dzi�a ubieraj�c si� Edith Cusack. - 
Obiecywa�e�, �e od�o�ysz pieni�dze i wyjedziemy na wie�. Ile to ju� lat min�o? 
I dalej, jak widz�, trzymasz si� ciep�ej, nisko p�atnej posadki ciecia w 
Instytucie! 
- To bardzo odpowiedzialna posada - pisn�� histerycznie Dean. 
- W takim razie ciekawe, czemu tak ma�o ci p�ac�. 
- Zwyczajnie, nie trafi� mi si� awans 
Zni�y� g�os o p� tonu i poszed� do �azienki my� z�by. Nie znosi� pretensji 
Edith, bo ci�gle mu na niej zale�a�o; mia�a powody, �eby si� �ali�. Gdy brali 
�lub, roztacza� przed ni� wizje farmy na wsi. Tylko �e zawsze co tu si� 
oszukiwa� - zawsze by� tak uleg�y, �e wszechw�adne si�y w Instytucie z �atwo�ci� 
mog�y ignorowa� jego istnienie. 
�ona przysz�a za nim do �azienki i podj�ta dyskusj� dok�adnie w tym punkcie, da 
kt�rego doprowadzi�y j� my�li Deana. 
- Zastan�w si� nad sob�, na lito�� Bog�w! Ca�e �ycie chcesz by� potakiwaczem? 
Sta�e na w�asnych nogach I Przesta� wci�� przyjmowa� polecenia! Porozrabiaj tam 
od czasu da czasu, mo�e ci� wreszcie zauwa�a! 
- To twoja filozofia, wiem, wiem odburkn��. 
Kiedy wysz�a do kuchni nastawi� aparat na �niadanie, Cusack pop�dzi� do sypialni 
i ukl�k� przed kapliczka ko�o ��ka. Ledwie za o�tarzem rozjarzy�o si� �wiat�o, 
z�o�y� d�onie i rzeki: 
- Pom�cie mi, o Wszechmocni Bogowie. Jestem n�dznym robakiem, ona ma racj�, 
n�dznym robakiem! Znacie mnie, wiecie jaki jestem. Pom�cie mi - przecie� si� 
stara�em, wiecie, �e si� stara�em, a wci�� jest �le, i coraz gorzej. Zawsze Wam 
wiernie s�u�y�em, jak mog�em spe�nia�em Wasz� wol�, nie opuszczajcie mnie, 
Bogowie! 
- Wielkie zmiany czasem najlepiej przeprowadza� ma�ymi kroczkami, Cusack. Musisz 
po kawa�eczku budowa� w�asn� wiar� w siebie. 
- Tak jest, Bogowie, dzi�kuj� Wam, tak zrobi�, zrobi� dok�adnie tak, jak m�wicie 
- tylko... jak? 
- Postan�w sobie, �e dzisiaj cho� raz postawisz na swoim, Cusack. Cusack 
pokornie b�aga� o dalsze instrukcje, ale Bogowie si� wy��czyli: znani byli z 
ma�om�wno�ci. W ko�cu str� podni�s� si� z kl�czek, wbi� si� w s�u�bow� 
marynark� koloru br�zowego, przyczesa� w�osy i pocz�apa� do kuchni. 
- Nawet Bogowie m�wi� do mnie po nazwisku - mrukn�� pod nosem. 
Dean Cusack mia� �on�, kt�ra obsztorcowa�a go gdy trzeba, Jaybert Darkling i Zee 
Stone mieli byt zabezpieczony, co ranka brali prysznic i u�ywali owoc�w oraz 
panienek cywilizacji schy�ku dwudziestego drugiego wieku, Otto Jack Pommy za� 
by� w��cz�g�. Opr�cz kapliczki na grzbiecie nie posiada� w�a�ciwie niczego 
Otto mia� za sob� ci�ka noc. Szwenda� si� po zautomatyzowanym mie�cie i dopiero 
o �wicie trafi� na wygodny opuszczony dom, w kt�rym da�o si� zdrzemn��. 
Ockn�wszy si�, stwierdzi�, �e s�o�ce �wieci przez brudn� szyb� prosto na 
poplamiony materac, na kt�rym le�a�, po czym przez d�u�szy czas tkwi� w 
nieprzyjemnej hipnozie - g�ow� mia� s�ab�, a ostatni� porcj� LSD przyj�� 
zaledwie przed tygodniem - konstelacji plam, pask�w i mokrych kropek na 
materacu, kt�ra tak zr�cznie oddawa�a obraz wszech�wiata. 
Wreszcie przeturla� si� z boku na bok i jednym szarpni�ciem otworzy� przeno�na 
kapliczk�. Jasno�� za o�tarzem nie rozb�ys�a. 
- Ca jest? Wy te� si� kiepsko czujecie? My�licie, �e si� b�d� modli�, jak Wy 
nawet nie raczycie po dawnemu za�wieci� �wiat�a? Bogowie! Chrzani� Bog�w! 
- Synu, sam wiesz, �e dobr� kapliczk� sprzeda�e�, a ten tutaj to tani, lichy 
egzemplarz, kt�ry nigdy porz�dnie nie dzia�a�. Lecz tak jak my przybywamy do 
ciebie poprzez niedoskona�e narz�dzie, tak i ty sam jeste� niedoskona�ym 
narz�dziem do pe�nienia naszej woli. 
- Wiem, do cholery, grzeszy�em! S�uchajcie no, Bogowie, Wy mnie znacie: 
najlepszy mo�e nie jestem, ale s� gorsi ode mnie. Dajcie Wy mi �wi�ty spok�j, 
dobra? Czy kogo� kiedy� wykorzysta�em? Pami�tacie, jak by�o w przed - Boskiej 
ksi�dze: "B�ogos�awieni cisi, albowiem oni na w�asno�� posi�d� ziemi�"? I co Wy 
na to? 
Bogowie wydali odg�os wielce zbli�ony do ludzkiego fukni�cia. 
- Cisi! Otto Pommy, jeste� najzarozumialszym dziadem jaki kiedykolwiek ubli�y� 
nam modlitw�! Spr�buj zachowywa� si� dzisiaj troch� mniej bezczelnie. 
- Dobra ju�, dobra. Zale�y mi tylko, �eby i�� zobaczy� Ojca w instytucie. Amen. 
- I kup now� bateri� do o�tarza. Czy naprawd� nie ma w tobie za grosz szacunku! 
- Amen, powiedzia�em! Amen i koniec. 
Instytut Bada� nad Nie�miertelno�ci� zajmowa� obszar kilku akr�w w centrum 
miasta, w przeciwie�stwie do stacji kosmicznych, kt�re zawsze sytuowano poza 
obr�bem miast. Dawa�o to Jaybertowi Darklingowi sta�y asumpt do pogaw�dek z 
niekt�rymi szefami Instytutu. 
- To fakt symboliczny - podlizywa� si�. - Cz�owiek prze na zewn�trz, wci�� od 
siebie - tak przynajmniej post�puj� nasze maszyny - podczas gdy ta, co istotne, 
le�y w �rodku. Jak to uj�� jeden z m�drc�w dwudziestego wieku: musimy bada� 
przestrze� wewn�trzn�. Wyrazem tej potrzeby jest fakt, �e cho� tak cenne dla nas 
stacje kosmiczne znajduj� si� poza miastami, to dla tego wielkiego, 
metafizycznego kompleksu badawczego znale�li�my miejsce w samym centrum ludzkich 
spraw. 
S�usznie czy nie, powtarza� to tak cz�sto, �e przewa�aj�ca cz�� w�adz przesta�a 
porusza� temat. 
Tego pi�knego ranka, nim zasiedl do papierkowej roboty, Darkling uda� si� na 
pobie�na inspekcj� zak�adu. Na og� wszystkiego dogl�da�y roboty i maszyny, lecz 
za opiek� nad Nie�miertelnymi i ich dopilnowanie odpowiada� osobi�cie. W drodze 
do pierwszego Pawilonu Wilgoci stwierdzi� z pewnym niezadowoleniem, �e m�ody Zee 
Stone tkwi ju� na posterunku i flirtuje z filigranow� blond sekretark�. 
- Stone! 
- S�ucham pana. 
Razem wkroczyli do hallu Pawilonu Wilgoci, naci�gaj�c po drodze gumowce i 
wodoszczelne kombinezony. 
W Pawilonie Wilgoci p�awili si� Nie�miertelni. Instytut utrzymywa� ich tysi�ce. 
W hali pierwszej przebywa�o oko�o dwudziestu. Wi�kszo�� bez ruchu. 
W pomieszczeniu niezmiennie utrzymywano temperatur� siedemdziesi�ciu dw�ch 
stopni Fahrenheita. Z wysokiego sufitu m�y�y prysznice. Z licznych kurk�w wzd�u� 
�cian chlusta�a woda, zlewaj�c si� po kafelkach posadzki do sadzawki, zajmuj�cej 
po�ow� powierzchni pod�ogi. W centrum sadzawki bi�y fontanny. Ch�odne strumienie 
powietrza, kt�re wpada�y do wn�t...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin