Tadeusz Mazowiecki Druga twarz Europy Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1990 Przedruk z Wydawnictwa "Wi�", Warszawa 1990 Pisa�a K. Pabian Korekty dokona�y D. Jagie��o K. Kopi�ska Od wydawcy Prezentowany tu zbi�r esej�w Tadeusza Mazowieckiego, wsp�za�o�yciela "Wi�zi" i jej wieloletniego redaktora naczelnego, planowali�my wyda� pt. "Powr�t do najprostszych pyta�" w 1983 roku. Przez trzy kolejne lata (1983-1985) tytu� ten by� skre�lany z planu wydawniczego serii Biblioteka "Wi�zi" przez Departament Ksi��ki Ministerstwa Kultury i Sztuki. W 1986 roku ksi��ka ukaza�a si� w Krakowie, poza cenzur�, nak�adem Oficyny Literackiej. Wiosn� 1989 roku szwajcarskie wydawnictwo Editions Noir Sur Blanc wyda�o t� ksi��k� w j�zyku francuskim pt. "Un antre visage de l.Europe". "Druga twarz Europy" stanowi wzbogacon� o dwa szkice (pt. "Niezako�czenie" i "Ku wolno�ci") wersj� tomu wydanego przez Oficyn� Literack� w Krakowie. (Biblioteka "Wi�zi") Od autora Ksi��ka ta sk�ada si� ze szkic�w, kt�re powstawa�y w r�nym czasie. Jest w nich jednak�e pewien w�tek wsp�lny. I wtedy, kiedy je pisa�em, i tym bardziej dzi�, s�dz�, �e obstawanie przy podstawowych warto�ciach, jest tworzeniem nadziei; tej nadziei, bez kt�rej trudno �y� nie tylko jednostce, lecz i zbiorowo�ci. Na ko�cu ksi��ki zamie�ci�em not� informuj�c� o datach publikacji poszczeg�lnych tekst�w. Zwracam na nie uwag�, cho� przede wszystkim chcia�bym zach�ci� do czytania tego, co jest w tym zbiorze poszukiwaniem trwa�ym. W tym poszukiwaniu dokonuje si� nie tylko m�j - jak my�l� - powr�t do najprostszych pyta�. 1983 "Nauczy� si� wierzy� w�r�d t�gich raz�w" I Chrze�cijanin sytuacji powik�anych, Dietrich Bonhoeffer, pojawi� si� na naszej drodze p�no, w dwadzie�cia kilka lat po swej tragicznej �mierci, ale chyba pozostanie ju� na niej trwale jako jeden z tych, kt�rych los i my�l maj� walor formacyjny; s� zdolne kszta�towa� nasze postawy. Jest mo�e ryzykowne wyra�a� taki s�d zaraz na wst�pie tych uwag, bowiem jego spu�cizna my�lowa stanowi przedmiot sprzecznych interpretacji. Oczywi�cie istotne jest, �e spotkanie z Bonhoefferem jest zetkni�ciem z kim�, kto zainspirowa� wsp�czesn� my�l teologiczn�, da� jej nowe impulsy, staj�c si� prekursorem poszukiwa� oznaczanych mianem "bezreligijnego chrze�cija�stwa"; istotne jest tak�e - szczeg�lnie dla nas w Polsce - �e jego los jest losem niezwyczajnym chrze�cijanina w Iii Rzeszy, kt�rego uwarunkowania, wahania i ostateczne wybory wiele nam m�wi� o ca�ym klimacie duchowym niemieckiego chrze�cija�stwa i Niemiec w og�le. Ale Bonhoeffer, my�liciel i cz�owiek dzia�aj�cy, kt�ry dzi� do nas dociera jako zjawisko �ywe, ocala�e z czasu, kt�ry go unicestwi�, to ani sama inspiracja intelektualna, ani biograficzny przyczynek do historii epoki ju� zamkni�tej. Jest w nim jako zjawisku co�, co wykracza poza histori� jego w�asnego losu i co sprawia, �e to �wiadectwo my�liciela i teologa si�ga znacznie dalej ni� jego w�asny czas i towarzysz�ce jego �yciu okoliczno�ci. Spotkanie z nim zawdzi�czamy Annie Morawskiej. * Wprowadzaj�c nas w nie, stawia ona w�a�nie to pierwsze pytanie: dlaczego ten los tak bezkompromisowy, tragiczny, ale nietypowy ur�s� dzi� do rangi symbolu i jest tak frapuj�cy zar�wno dla chrze�cijan, jak i dla tych, kt�rzy stoj� poza Ko�cio�em i interesuj� si� Bonhoefferem z innych, pozako�cielnych i pozateologicznych powod�w. "Trudno oprze� si� wra�eniu - odpowiada - �e zachodzi tu zjawisko podobniejsze oddzia�ywaniu dzie�a sztuki ni� wp�ywu jakiej� szko�y albo systemu". Osobowo�� Bonhoeffera odznacza�a si� wi�ksz� chyba intensywno�ci� dramatyczn� ni� dyscyplin� czy odkrywczo�ci� intelektualn�. Wszystko, co pisa�, ��cznie z najbardziej akademickimi wczesnymi rozprawami teologicznymi, jest zawsze przede wszystkim dokumentem jego reakcji na �wiat otaczaj�cy, zawsze nami�tnym usi�owaniem odpowiedzenia na jaki� spo�eczny lub etyczny problem, kt�ry �w �wiat w�a�nie stawia�, zawsze - ju� od pocz�tku - szukaniem tw�rczego miejsca na ziemi dla siebie i dla wyznawanych idea��w. Ale - ziemia zaczyna�a jednak w�a�nie zmienia� posta�, umyka� spod n�g jak ruchome piaski". Tote� by� Bonhoeffer - jak go okre�li� ameryka�ski teolog i krytyk Martin R. Marty - "�wiadkiem epoki wysiedle�". Nam to okre�lenie kojarzy si� z czym innym, co przysz�o p�niej, tu mowa o tych wysiedleniach, kt�re trzeba podejmowa� samemu, porzucaj�c w�asne miejsca na ziemi, opuszczaj�c w�asne "duchowe ojczyzny", aby ocali� co� wi�kszego. Taka by�a droga Dietricha Bonhoeffera z profesorskiego domu, przesyconego atmosfer� liberaln�, ale przecie� zakorzenionego z ca�ej tradycji niemiecko�ci, droga, kt�ra doprowadzi�a go nie tylko do konspiracji antyhitlerowskiej, lecz i do wewn�trznego zaaprobowania w sobie, i� "wobec alternatyw straszliwych trzeba chcie� kl�ski w�asnego narodu"; podobnie te� jego droga ko�cielna i chrze�cija�ska, droga pastora, kt�ry ko�cieln� rzeczywisto�� traktowa� jako jedyn� rzeczywisto�� naprawd� wart� obecno�ci, zamyka si� jakby fina�em zaprzeczenia: �y� etsi Deus non daretur - staje si� podstaw� jego teologicznej rewolucji. Zarazem jednak by� Bonhoeffer i pozosta� Niemcem, chrze�cijaninem i cz�owiekiem, kt�rego lini� �yciow� wyznacza�a konsekwencja niemal bezkompromisowa. Okoliczno�ci nada�y tej konsekwencji wymiar dramatyczny, nie sta�o si� tak jednak od razu, do sprostania im trzeba by�o dorosn��. Porzucanie by�o wi�c nade wszystko dorastaniem do tego wymiaru, by�o �wiadomym podejmowaniem tych "wysiedle�", kt�re ocala�y. "By�a to - jak pisze Anna Morawska - typowa droga ludzi zakr�tu; pokole�, kt�re przechodz�c wprost z jednej formacji duchowej w nast�pn�, nosz� w sobie przez ca�e �ycie ich konflikt, lecz s� zarazem za t� nieuniknion� cen� przezwyci�eniem konfliktu, s� ��cznikiem". Anna Morawska: "Chrze�cijanin w Trzeciej Rzeszy". Biblioteka "Wi�zi", tom 26, Warszawa 1970, Dietrich Bonhoeffer: "Wyb�r pism". Biblioteka "Wi�zi", tom 27, Warszawa 1970. Miejsce Bonhoeffera jest jednak szczeg�lne tak�e i po�r�d r�nych "ludzi zakr�tu". Na wyj�tkowo��, w jakiej dzi� t� posta� odbieramy, rzutuje z pewno�ci� fakt, �e Bonhoeffer zap�aci� cen� �ycia; �e by� Niemcem, jednym z nielicznych chrze�cijan niemieckich, kt�rzy poszli a� do ko�ca w przeciwstawieniu si� hitleryzmowi. Ale Bonhoeffer by� tak�e - i nade wszystko - my�licielem, kt�ry ca�y czas odczuwa� g��d Boga i z przenikliwo�ci� wi�ksz� ni� wielu mu wsp�czesnych i wielu po nim, spostrzega�, �e co� si� zawala r�wnie� w pojmowaniu chrze�cija�stwa; ca�y czas szuka� on odpowiedzi na jedno pytanie: czym jest dla nas dzi� chrze�cija�stwo i czym jest dla nas dzi� Chrystus. W zjawisku "Bonhoeffer" uderza przede wszystkim ta jednorodno�� my�li i dzia�ania, jednorodno�� zupe�nie szczeg�lna, kt�ra nie pozwala i dzi� traktowa� oddzielnie Bonhoeffera - uczestnika antyhitlerowskiej konspiracji i Bonhoeffera - my�liciela, teologa. Chwytanie jego pism w oderwaniu od biografii jest wprost niemo�liwe; to, co jest w nich zwyczajne, i to, co jest rewolucyjnie �mia�e, brzmie� mo�e razem jak akademicki wyw�d, je�li nie odnajdzie si�, na tle tego �wiadectwa �ycia, ca�ego napi�cia moralnego, jakie tej my�li i temu ...
ptomaszew1966