01. Jaguar's Claim.doc

(69 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

„Nadszedł czas by zabierać stąd swój tyłek z Manhattanu”.

Tanesha da Silva postawiła gorącą filiżankę kawy na stół i wygodnie rozsiadła się na fotelu.

- Ostrożnie, bardzo gorące – dodała Tanesha uprzedzając, ale było za późno. Jej najlepsza przyjaciółka, Serene, poparzyła o gorącą filiżankę palce. By zmniejszyć ból zaczęła machać w powietrzu ręką.

Serena pstryknęła na filiżanką palcami. Para zniknęła.

- Cały czas nie rozumiem dlaczego wyjeżdżasz.

- Przeleciałam wszystkich mężczyzn w tym mieście. Nikt już nie został.

Serena roześmiała się.

- Nie chwal się, kochanie.

Tanesha zamknęła oczy, ciesząc się zapachem świeżo mielonej kawy, który unosił się w powietrzu. Kiedy przyjechała do Nowego Yorku pięć lat temu, Serena była jej moralnym wsparciem.

- Cukier i śmietanka? – wskazała na kawę Sereny. Ta podniosła filiżankę i upiła łyk.

- Wolę mocną czarną.

- Dalej będziemy gadać o kawie? – puściła oczko Tanesha. O ile wiedziała, Serena zachowywała się jak zakonnica.

Serena zacisnęła wargi.

- Gdybym wiedziała, że zastanę w takim dobry nastroju, to nie siedziałabym tu z tobą by dotrzymać ci towarzystwa. – Serena rzuciła jej oceniające spojrzenie. – Wyglądasz dużo lepiej niż oczekiwałam.

Tanesha przełknęła stojącą w gardle gulę i odchrząknęła wymijająco. Nie czuła się zbyt dobrze, ale starała się trzymać fason i urządziła sobie pożegnalną kolację. Na stół położyła najlepszą porcelanę, srebro i dużo słodyczy. To była jej ostatnia kolacja na Manhattanie  i wszystko musiało być na poziomie.

- Jestem taka szczęśliwa – powiedziała ze spokojem Tanesha. – Nie gadajmy o tych sprawach. Chcesz jeszcze kawy? – podskoczyła kierując się do kuchni. - Ta kawa była od Emilio. Czysta, brazylijska, świeżo mielona. Nie będę już mogła robić u niego zakupów.

- Czysta brazylijska? – uśmiechnęła się Serena. – Tak samo jak ty. Jaki zbieg okoliczności.

Tanesha podniosła wzrok, rozlewając świeżą kawę do filiżanek.

- Tak, mielona – rzuciła Serenie rozgniewane spojrzenie. – Ale ja jestem o wiele droższa.

Usta Sereny wygięły się w uśmiechu.

- Zawsze dziwiłam się, dlaczego mężczyźni ci płacą. Oni nigdy nie rozumieli, że ich wykorzystujesz. Jesteś... seksowną kocicą.

- Nie drocz się ze mną. – Tanesha wzięła do ust rogalik, który posmarowała czarnym dżemem. – Jestem warta każdego dolara.

- Więc dlaczego wyjeżdżasz? – spytała Serena. – Dlaczego nie zaczniesz wszystkiego od początku?

Tanesha wzruszyła ramionami, czując na języku porzeczkowy smak, który wspaniale komponował się ze świeżym wypiekiem. Oczywiście mogła zacząć wszystko od zera. Już o tym myślała. Ciężko pracowała, by mieszkać w tym luksusowym apartamencie na Upper West Side. No, może nie do końca to była prawda. Jej praca nigdy nie była aż tak ciężką bardziej przypominała ekscytującą rozgrzewkę.

- Zaryzykowałam wszystkim – powiedziała Tanesha, w głębi przeklinając siebie po raz setny. Pieprzona giełda fundacyjna, przeklęty broker, a najbardziej przeklinała swoją głupią cechę – wszystko stawiać na jedną kartę. – Straciłam wszystko. – Po koniec miesiąca musiała wynieść swój tyłek z mieszkania.

Tanesha zanurzyła palec w filiżance z dżemem śliwkowym. Z głębokim westchnieniem zlizała go z palca.

- Teraz czuję się taka przegrana.

- I dlatego pakujesz swoje rzeczy i wyjeżdżasz z powrotem do rodziny?

- Może potrzebuje czegoś więcej niż Manhattan? – powiedziała. – Nadszedł czas wyjechać. – Chociaż powrót do babci nie był krokiem do przodu, a właściwie krokiem w przeszłość. – Będzie mi ciebie bardzo brakować – z trudem przełknęła ślinę.

Chciałaby móc z powrotem cofnąć te słowa. Gdyby Serena ją teraz objęła , rozpłakałaby się jak dziecko.

Serena otworzyła swoją torebeczkę od Kate Spade i zaczęła wyrzucać na dywan jej zawartość.

- Zrobię ci pożegnalny prezent. Oczywiście jeżeli go tylko znajdę – wymamrotała.

Tanesha z uśmiechem przyglądała się, jak Serena wyciągała źdźbła trawy i małe zasuszone części zwierzątka ze swojej stylowej torebki, i cieszyła się, że Serena jest tak miękka i nadmiernie emocjonalna.

- Wiem, że gdzieś na pewno tutaj jest – praktycznie wyrzuciła wszystko ze swojej torebki na podłogę.

- Nie śpiesz się. Samolot odlatuje dopiero o dziewiątej.

Zadzwonił telefon, przerywając złośliwą odpowiedz Sereny. Tanesha wyskoczyła z krzesła i pobiegła odebrać.

- Tak, słucham…

- Tanesha da Silva?

Tanesha uniosła jedną brew. Usłyszała piękny, głęboki, nieznajomy męski głos. A przecież to był jej prywatny numer.

- Z kim rozmawiam?

- Chcę cię zobaczyć – powiedział, ignorując jej pytanie. – Przyślę kierowcę.

Dziewczyna otworzyła usta, po chwili zamknęła je i postanowiła dalej być uprzejma, zamiast posłać go do diabła.

- Myślę, że zaszło tu jakieś nieporozumienie.

- Nie ma tu żadnego nieporozumienia – odpowiedział, a jego głos stał się jeszcze niższy, wywołując na skórze Taneshy dreszcze.

Dziewczyna wolno wypuściła powietrze z płuc, przenosząc wzrok na Serenę, która koniuszkami palców trzymała bransoletkę zrobioną z czarnych i złotych przeplatających się nici. Przykryła telefon ręką.

- Przyjacielska bransoletka – powiedziała, zwracając się do Sereny. – Jakie to miłe z twojej strony.

- Czy pani nadal jest przy telefonie?

Tanesha znów skoncentrowała się na mężczyźnie z którym rozmawiała.

- Tak, jestem cały czas. – On naprawdę miał piękny głos. – Czego pan chce? – spytała tylko po to, by móc dłużej słuchać jego głosu, chociaż rozmowa była całkiem bez sensu.

- Coś, o czym wolałbym powiedzieć ci...

- Tak, oczywiście – powiedziała. Nie podoba mi się to. Odłożyła słuchawkę.

- Kto to był? – spytała Serena. – Wyglądasz jakoś dziwnie.

- Zapomnij. Nieważne. – Tanesha podeszła, by wziąć bransoletkę z rąk Sereny i zaczęła ją oglądać. – Jak miło.

- To jest o wiele więcej niż miło – odpowiedziała Serena, obrażona. Pracowała wczoraj cały dzień by zrobić odpowiednie zaklęcie. Poczekaj aż ją założysz.

- Mam nadzieję, że nie chcesz rzucić na mnie jakiegoś zaklęcia?

Serena wywróciła oczami, po czym wypowiedziała zaklęcie i mocnym węzłem ściągnęła bransoletkę z nadgarstka Taneshy.

- Podobają mi się kolory, ale co powinnam teraz czuć? To… - zamknęła usta, gdy lekki dreszcz przebiegł od jej nadgarstków w górę, pokrywając jednocześnie całe ciało. Ale przyjemnie. Coś rozpierało jej ciało i nigdy nie przestanie. Uczucie, jakby zrobiła krok w wiosenny dzień, rozlało się w jej brzuchu unosząc smutek, która się tam zadomowił.

- To jest niezwykłe – powiedziała Tanesha, gotowa teraz uśmiechnąć się i zatańczyć.

- Pomoże ci wytrzymać – powiedziała Serena. – Nie będziesz tęskniła za domem. To poprawi twój humor na parę dni. Potem zaklęcie będzie stopniowo słabnąć.

- Potrzebuje dobrego nastroju. Będę musiała tkwić godzinami w ciasnym wagonie drugiej klasy. Nie mogę sobie pozwolić na pierwszą klasę. Nie poszczęściło mi się i nie znalazłam zbędnych dziesięciu dolarów – powiedziała Tanesha, lecz zamiast smutku poczuła szczęśliwe ożywienie. Roześmiała się. – Co ja takiego mówię? Nie mogę pozwolić sobie nawet na drugą klasę. Moi krewni przysłali mi bilet - szybko przytuliła się do Sereny. – Bardzo ci dziękuję.

- Czy ktoś zawiezie cie na lotnisko? Któryś z twoich mężczyzn?

- Żartujesz? Mógłby mnie podrzucić jedynie mój przyjaciel. – Tanesha potrząsnęła głową i zaśmiała się. – Tyle mi płacili, że nie muszą robić dla mnie takich rzeczy.

Serena westchnęła. Wyraz zamyślenia pojawił się na jej twarzy.

- Chciałabym by pojawił się dobry czarownik, z którym mogłabym spędzić jedną bezwstydną noc, a później odprawić go z powrotem dając mu klapsa na pożegnanie. Ale nie, wszyscy są tacy skomplikowani.

Tanesha uśmiechnęła się. Nadszedł czas by teraz Serenie dać prezent pożegnalny.

- Chciałabym...

- Czasami – przerwała Serena – myślałam o tym, by podzielić się z tobą twoją pracą. Myślisz, że by mi się powiodło?

- Serena, jesteś wiedźmą. W twoim ciele nie ma żadnej podatnej kości. Oczywiście, niektórzy z nich chętni zobaczyliby cię na kolanach – Tanesha przykryła usta, kryjąc uśmiech, gdy dostrzegła wściekłe ogniki, które pojawiły się w oczach Sereny.

- Nigdy nie opadnę na kolana przed mężczyzną – powiedziała chłodno. W powietrzu czuć było ozon. – Chociaż oni mogliby padać na kolanach przede mną.

Tanesha nachyliła się, by poklepać Serenę po kolanie.

- Widzisz, i właśnie dlatego jesteś chłodną i czystą kobietą. Brałabyś do siebie zbyt dużo rzeczy.

- To wyłącznie moja sprawa.

- To nie tak – powiedziała Tanesha, oblizując wargi. – To po prostu seks. Płacili mi, dlatego mogli robić ze mną wszystko i jak tylko chcieli, nie licząc się z moimi oczekiwaniami.

Roześmiała się. Przechowywała w pamięci wspomnienia z większej część swoich spotkań. To zawsze była sytuacja wymienna. Lubiła seks. Mężczyznom lubili płacić za jej usługi ciężkie pieniądze.

- Oprócz tego mogłam powiedzieć „nie” w każdej chwili.

- Boże, ale ci zazdroszczę – powiedziała Serena, wzdychając.

Tanesha wzruszyła ramionami.

- Nie wyolbrzymiaj tego aż tak. Nie silili się na to, by sprawić mi rozkosz, ale nie byli też zbyt pomysłowi w swoich pragnieniach. – W każdym bądź razie miała orgazm niemal za każdym razem.

Czasami obracali nią, gdy chcieli by wzięła do ust przed tym, zanim została mocno zerżnięta. Najlepiej by było, gdyby teraz o tym nie myślała, albo skończy się na tym, że będzie jej niewygodnie w wilgotnych majteczkach. Jej cipka ścisnęła się mocno, przypominając jej, że nie uprawiała seksu przez ostatnie trzy miesiące.

Była bardzo wybredna, jeśli chodziło o to z kim spotykała się raz czy dwa w miesiącu. To byli wysoko postawieni ludzie. Przegryzła dolną wargę. Dobrze, że nigdy nie miała skłonności do szaleństwa. W jej ludzkim ciele była tak samo bezbronna jak każda inna kobieta. Lecz gdzieś w podświadomości zawsze wiedziała, że potrafi przeobrazić się i zadać napastnikowi potężny cios. To ją uspokajało, ale też wywoływało ciągłe zdenerwowanie. Ani razu przez ostatnie pięć lat nie czuła potrzeby stania się wilkołakiem. A może już nie potrafię  się przeobrażać?

- To wszystko zalicza się do przeszłości. Rzuciłam pracę trzy miesiące temu. Do tej pory tego nie żałuję.

- A dlaczego miałabyś żałować? - spytała Serena. – Ludzie ciągle zmieniają pracę.

Tanesha kiwnęła głową.

- Będę miała wystarczająco dużo czasu by zrozumieć czego teraz chcę.

Nie do końca to rozumiała, ale przez długi czas nie mogła znaleźć w swoim życiu żadnego celu albo kierunku. Wiedziała, czego nie chciała robić, ale nie miała pojęcia czego tak naprawdę pragnęła.

- Co zamierzasz zrobić gdy wrócić do rodziny? Będziesz tęskniła.

- Możliwe. Nazywaj mnie głupią ale mam jeszcze marzenia by otworzyć kawiarnię w Brazylii, coś małego, własnego. – Tanesha poczuła, jak mocno zabiło jej serce. To był pierwszy raz kiedy opowiedziała komuś o swoim pomyśle. Myślała, że Serena zacznie się śmiać. Lecz ta tylko popatrzyła na nią zdziwiona.

- To dobry pomysł. Zajmij się tym.

- Myślę, że tak właśnie zrobię.

Jeśli wygram w lotto, pomyślała i uśmiech od razu odmalował się na jej twarzy. Boże, nie mam żadnej nadziei. Pojechała do Nowego Yorku nie mając nic, porzucała to miasto też z niczym. Do pewnego stopnia to było tak, jakby zatoczyła koło. Myślała, że udowodniła sobie iż prowadzi beztroskie i szczęśliwe życie, lecz po jakimś czasie nawet bogactwo, którym była otoczona zniknęło, przynosząc jej prawdziwe nieszczęście.

Zostawiała nie tylko Manhattan, ale również swój ekstrawagancki styl życia. Brazylia obiecała jej nowy początek, prosta i jasna nadzieja oświeciła jej duszę. Ale to też trochę ją przerażało.

- Mam nadzieję, że zobaczę twoją siostrę - powiedziała Tanesha. – Niedawno urodziła. Złapała się na ten haczyk. Zawsze wiedziałam, że któregoś pięknego dnia wrócę do domu, ale że ten dzień już nastąpił... do tej pory mnie to przeraża.

- Co za haczyk?

- Dobrze, powiem ci – zanurzyła palec w filiżance ze śliwkami, a potem oblizała go. – Przyczyna, dla której przyjechałam tu pięć lat temu, jest taka iż moja rodzina chciała zrobić ze mnie maszynę do robienia dzieci. To wszystko jest takie prymitywne. – Tanesh zrobiła gwałtowny wydech i zacisnęła pięści. Nawet po pięciu latach myśl o jej babci doprowadzała ją do furii. – Czekała do ostatniej chwili żeby mi powiedzieć o swoich planach, łącząc mnie z innym zmiennokształtnym z drugiej rodziny. Oczywiście każdy wiedział, że tak się stanie. Wszyscy oprócz mnie.

- Złączyć? – spytała Serena, oburzona – Pobrać się?

- Tak – odparła, nie tłumacząc drobnej różnicy jaka istniała pomiędzy ludzkim ślubem a ceremonią złączenia dwóch zmiennokształtnych. Wstąpienie w związek małżeński byłoby wystarczającym wyjaśnieniem dla Sereny. – Pragnęła wypełnić cały świat kotami zmiennokształtnymi. Moja babcia jest gorsza niż jakikolwiek inny kocur – powiedziała Tanesha, czując wściekłość która nie wygasła pomimo upływu pięciu lat.

- To jakieś barbarzyństwo – powiedziała Serena. – W jakim wieku żyje twoja babcia?

- W tym dniu gdy miałam się z nim spotkać ale uciekłam. Powiedziałam o tym tylko siostrze, żeby się nie martwiła. Podtrzymywałam z nią wieź, ale nie mówiłam jej gdzie jestem, a moja babcia nie rozmawiała ze mną od dwóch lat.

- Kto był tym odrzuconym  mężczyzną?

Tanesha potrząsnęła głową.

- Nie mam pojęcia. Nie chce nawet o tym wiedzieć. Szybciej piekło zamarznie niż ja będę się pieprzyć z facetem, którego znaleźli dla mnie moi krewni.

Serena zaśmiała się.

- Nie dziwię się wcale, że nie mówiłaś mi o tym wcześniej. Domyślam się, że chcesz o wszystkim zapomnieć i żyć dalej.

- Nigdy nikomu o tym nie mówiłam. Byłam taka roztrzęsiona.

- A dlaczego się stamtąd wyrwałaś? Może twoja babcia czeka aż wrócisz, by poznać cię z nowym kandydatem?

- Moja siostra urodziła, zabezpieczając tym samym ciągłość przyszłego pokolenia kotów. Rozmawiałam z babcią w tamtym miesiącu i była dobrze nastawiona. Wysłała mi fotografie młodych. Jestem oficjalnie zwolniona z tych obowiązków. – Tanesha znów zamoczyła palec w filiżance z dżemem i wolno zlizywała go z palca, kiedy zauważyła wesoły wzrok Sereny. – Przepraszam – powiedziała pośpiesznie. – Przepraszam za swoje maniery.

- Miau – powiedziała Serena. – Domyślam się, że tkwi w tobie kocica.

- Boże, mam nadzieję że nie – Tanesha przegryzła dolną wargę. Przez pięć lat robiła wszystko by oddalić od siebie swojego wewnętrznego drapieżnika. – Bardziej podobają mi się moje dwie nogi.

- Naprawdę? – zapytała koleżanka ze śmiechem. – To dlaczego ciągle nosisz tą rzecz na szyi?

Tanesha ukryła w dłoni wisiorek, który wisiał na jej szyi. Był zawieszony na cienkim złotym łańcuszku.

- Piękny, nieprawdaż? – potarła palcem gładką powierzchnię czarnego onyksu. – Nawet gdybym mogła to i tak za nic go nie zdejmę.

Serena zrobiła krok w jej kierunku.

- Dla kogoś, kto woli dwie nogi, ty zbyt cenisz sobie ten symbol. Jaguar?

Tanesha skinęła twierdząco głową.

- Moja mam dała mi go, kiedy miałam osiem lat. To było przed jej śmiercią. Nie potrafię go zdjąć.

Serena zmrużyła oczy gdy dotknęła amuletu, próbując nim lekko szarpnąć, ale nie poruszył się nawet o milimetr. Zdziwiona, spróbowała jeszcze raz.

- Ej – powiedziała Tanesha. – Precz z łapami.

- Przepraszam, rzeczywiście nie da rady go zdjąć. To coś jest do ciebie przyklejone -powiedziała Serena zabierając ręce.

- Mówiłam, że nie potrafię go zdjąć. Nie wiem dlaczego, ale już dawno przestałam temu się dziwić. To jest po prostu część mnie.

- Możliwe, że to jakaś cenna pamiątka rodzinna – powiedziała Serena zamyślona. – I łączy cię z nią jakieś silne zaklęcie.

- Nie pamiętam dokładnie, ale moja mama mówiła mi, że to będzie mnie chronić, dawać mi siłę i więcej energii. Powiedziała też, że to pokaże mi moją przyszłość.

- Twoją przyszłość? – powtórzyła Serena. – Nie powinna ci tego mówić. To wygląda tak, jakby wiedziała co czeka cię w przyszłości. To niemożliwe.

- Zapomniałaś, że miałam wtedy osiem lat – powiedziała Tanesha, odrywając Serenę od rozmyślań. – Moja mama powiedziała też, że moja druga połówka odnajdzie mnie tak samo jak mój ojciec odnalazł moją mamę – powiedziała, wspominając rodziców, którzy kochali się nawzajem. Kiedy samolot się rozbił, nie przeżyli katastrofy. Później wszyscy mówili, że to nawet dobrze, że zginęli razem, bo gdyby zmarł tylko jeden z nich, drugi miałby złamane serce. – Myślę, że ona po prostu chciała opowiedzieć starszej siostrze prostą opowieść na dobranoc – Tanesha uniosła wzrok i zauważyła, że Serena wpatruje się w nią w zamyśleniu.

- Co? – spytała Tanesha – Chyba nie wierzysz w taką bzdurę jak teoria drugiej połówki?

- Myślę, że czasami dzieją się różne rzeczy.

- Przestań! Myślisz, że spotkałam swoją drugą połówkę przez ostatnie pięć lat? Kto wie, ostatnio spotkałam całkiem sporo facetów. Sądząc po słowach mojej babci, druga połówka musi być wykorzystana do tego, by urodzić jak najwięcej wnuków.

Serena roześmiała się.

- Ale masz własny plan.

Dziewczyna przestała bawić się amuletem, chowając go pod bluzkę.

- Nie wiem jak ci się odwdzięczyć za to, że wzięłaś na siebie wszystkie moje domowe problemy. Kiedy wyjadę, kiedy rozejrzeć się swoim mieszkaniu ostatni raz i zobaczyć jakie prowadziłam życie. Gdybym je sprzątnęła, czułabym jak zostaje po mnie tylko pusty zmywak.

- Niektóre rzeczy zostawię u siebie. Resztę sprzedam i wyśle ci pieniądze na konto – powiedziała Serena. Gdybyś kupiła swoje mieszkanie zamiast je wynajmować, nie miałabyś trudności ze znalezieniem miejsca, w którym mogłabyś się zatrzymać.

- Kiedy o tym myślałam było już za późno. Ceny szybko wzrosły. Teraz nawet nie mogłabym zapłacić za wynajem. Znaki losu są teraz już jasne. Szczęście porzuciło mnie, nie mam pieniędzy i przez trzy miesiące nie uprawiałam seksu. Nadszedł czas by wyjechać – fala spokoju przebiegła po jej skórze, bransoletka chroniła ją. Bez prezentu Sereny płakałaby jak nowonarodzone dziecko jej siostry.

Ktoś zadzwonił do drzwi.

Na chwilę jej myśli wróciły do mężczyzny, który dzwonił i prosił o spotkanie z nią. Miała nadzieję, że to nie on postanowił tu przyjść.

 

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin