TONY DANIEL Mystery Box Carni curle M�czyzna w d�ugim p�aszczu szed� ko�cianymi ulicami. Ksi�yc o�wietla� fasady bia�ych jak ko�� budynk�w i powierzchni� bia�ych jak ko�� ulic. Cie� id�cego m�czyzny by� ciemny i po�yskliwy - du�o bardziej n�c�cy ni� sam m�czyzna. Ten nie wyr�nia� si� niczym, poza oczami, kt�re by�y zielone jak morska to� i wydawa�y si� roz�wietlone od wewn�trz. Przez chwil� m�czyzna czu� si� obserwowany i nie podoba�o mu si� to. Spojrza� na ksi�yc. Mieszka�o tam wi�cej ludzi ni� w Nowym Jorku. Wi�cej ni� na Ziemi. Blask ksi�yca by� jak ich mroczna, pod�wiadoma ja��, zwr�cona ku Ziemi. Zwr�cona ku niemu. Ale to tylko moja wyobra�nia, pomy�la� C. Ma�o kto w kosmosie w og�le interesuje si� Ziemi�, szczeg�lnie w nocy. Pod pach� C ni�s� paczk� owini�t� br�zowym papierem i obwi�zan� sznurkiem. Na paczce nie by�o adresu, ale nie mia�o to znaczenia, bowiem C nie dostarcza� jej nigdzie. By�y to tylko pozory dostawy. Znalaz� skrzy�owanie, kt�rego szuka�, r�g Church i Canal w starej cz�ci Tribeca, i ruszy� na po�udnie w d� Church. Tutaj nacisk zmutowanego ziarna zamieni� w ko�� tylko kamienn� fasad� budynk�w, a nie metalow� konstrukcj�. Co� jednak zaatakowa�o konstrukcj�, bowiem drabinki ewakuacyjne i �elazne ozdoby mia�y b��kitny po�ysk i by�y bardzo kruche. Miejscami drabinki pop�ka�y wzd�u� r�wnych linii, czego zwyk�a rdza nigdy by nie spowodowa�a. Bardziej przypomina�o to sp�kany l�d. Ale powietrze nie by�o zimne tej nocy. By�o ciep�o jak na pa�dziernik i C cieszy� si�, �e mia� na sobie p�aszcz bez podpinki, nawet je�li ten trzepota� odrobin� za bardzo na wietrze. Zastanawia� si�, gdzie zostawi� podpink�, ale nie m�g� sobie przypomnie�. Pewnie gdzie� w kosmosie albo na Merkurym. Podobnie by�o z wieloma innymi rzeczami. C znalaz� interesuj�cy go adres, "Percepied Export". Przy drzwiach, odsuni�ta na bok, sta�a z�amana metalowa krata. Okna zas�ania�y metalowe �aluzje, kt�re wygl�da�y, jakby nigdy ich nie zwijano. By� ciekaw, co m�g�by znale�� w przestrzeni pomi�dzy �aluzjami i szybami okien. Zapewne co� zgubionego w zesz�ym tysi�cleciu. Przez chwil� wyobra�a� sobie wetkni�ty tam trzystuletni szkielet ma�ej dziewczynki, ale szybko porzuci� t� my�l. Nie by�a to my�l niedorzeczna, w �wietle tego, co wiedzia� o Nowym Jorku. Przez trzy stulecia dzieci stanowi�y tu fetysz. Martwe dzieci. �ywe, uwi�zione dzieci. Nad ��kami starych kobiet mo�na by�o znale�� portrety Ma�ego Ko�cianego Ch�opca, z kt�rego wielkich oczu, z jakiego� powodu nadal �ywo br�zowych, ciek�y grube, kredowe �zy. Wi�kszo�� dom�w mia�a swoje dzieci opiekun�w, zabranych z zamienionych w ko�� cz�ci miasta; pe�nili rol� wiecznych str��w chroni�cych przed przemian� w ko��, nadci�gaj�c� ponownie po m�odych. I powsta�y te� mroczniejsze, seksualne perwersje. C wiedzia� o nich wszystko. By� na miejscu, kiedy to si� zacz�o. Otworzy� drzwi i wszed� do �rodka. Znalaz� si� w obszernym kwadratowym pomieszczeniu, wysokim na siedem metr�w i d�ugim na trzydzie�ci. Pod �cianami pi�trzy�y si� pakunki ca�kiem podobne do tego, kt�ry C trzyma� pod pach�. Po�rodku pomieszczenia sta�o kilka biurek. Trzech m�czyzn i dwie kobiety siedzia�o na podniszczonych krzes�ach. Czterem z pi�ciu krzese� brakowa�o opar�, ale poniewa� wszyscy obecni pochylali si� nad biurkami, przegl�daj�c bazy danych, oparcia nie by�y potrzebne. M�czy�ni i kobiety przesuwali palcami po blatach biurek, dotykaj�c powierzchni to tu, to tam, to tu, to tam, jakby wr�yli albo przesuwali niewidzialne �etony do gry. C podszed� bli�ej. Po chwili kobieta przy najwi�kszym biurku podnios�a wzrok. - Mam co� dla pana Percepieda - powiedzia� C. Kobieta dotkn�a miejsca na blacie, prawdopodobnie unieruchamiaj�c niewidoczny przep�yw danych. M�g� wys�a� swoj� membran�, by sprawdzi�a, na co patrzy, ale by�aby to dla niego bezu�yteczna wiedza. Po co powi�ksza� entropi�? R�b tylko to, co konieczne. - To jest dzia� wysy�ek - poinformowa�a kobieta. - Pan szuka przyj��. - Nie - zaprzeczy� C. - Nie s�dz�. - Pan Percepied w�a�ciwie nie przychodzi do magazynu - nie ust�powa�a kobieta. - Ja zarz�dzam wszystkim. - Powiedziano mi, �e pan Percepied przychodzi we wtorki, �eby robi� zakupy do swojej osobistej kolekcji. - Aha! - Kobieta wydawa�a si� zaskoczona, lecz szybko si� opanowa�a. - Rozumiem. Oczekiwali�my pana. Nazywam si� Hecate Minim. Pan musi by�... - Cornell. Wsta�a i przeci�gn�a si�. By�a wysoka i kiedy� musia�a by� bardzo pi�kna. Teraz jej sk�ra mia�a czerwony odcie� powsta�y po operacji odm�adzaj�cej, a oczy wygl�da�y staro - nie zmarszczki wok� nich, kt�rych nie by�o, lecz same oczy. Mia�y ten sam zaskakuj�cy zielony kolor, co jego w�asne. Tyle tylko, �e ja jestem jeszcze starszy ni� moje oczy. Z powodu, kt�rego sam nie potrafi� okre�li�, skojarzy� kobiet� z kolorem br�zowym. Jak �m�. I pomy�la� o swoim starym przyjacielu, Jacku Cureoaku, �mie b��kaj�cej si� po nocy Uk�adu S�onecznego. W ko�cu kobieta stoj�ca przed nim by�a jego c�rk�. - Pan Percepied powiedzia�, �e cokolwiek ma pan w tej paczce, mo�e pan przekaza� j� mnie. - Hecate Minim wyci�gn�a r�k�. C u�miechn�� si� smutno. - Wola�bym raczej odda� j� do r�k w�asnych. - To mo�e okaza� si� niemo�liwe. - To prawda. - C skin�� g�ow�. - Czy ma pan j� ze sob�? - Czy nie powinni�my przej�� gdzie indziej? - C wskaza� czworo pozosta�ych urz�dnik�w przy biurkach. - Nie us�ysz� nas. Pilnuj� dzisiaj interesu i zamkn�am ich w wirtualu, gdy tylko pan wszed�. - Mog�oby pani� zaskoczy�, co potrafi si� cz�owiekowi przy�ni�. - W porz�dku. Skorzystam tylko z �azienki i wezm� sw�j p�aszcz. - Kobieta ruszy�a w stron� szafy stoj�cej z ty�u. C dotkn�� jednego z m�czyzn pochylonych nad biurkiem. Ten nie poruszy� si� ani nawet nie drgn��. Przesuwa� d�onie niczym insekty po politurowanym blacie. Po chwili Hecate Minim wr�ci�a ubrana w wyp�owia�y p�aszcz z czerwonej we�ny. Wyszli na zewn�trz. Kobieta opar�a si� o p�kni�t� �elazn� krat� przy drzwiach, wyci�gn�a papierosa i potrz�sa�a nim, a� si� zapali�, po czym dwa razy szybko si� zaci�gn�a. C, jak zawsze, zauwa�y� mark� papieros�w. Mandala 90s. Wdycha�a mieszank� marihuany i oszala�ej wschodniej logiki z plantacji na radialu Gai, niedaleko Wenus. Kiedy jednak wypu�ci�a dym, pachnia� gor�cym piaskiem. To pewnie jakie� nowe dodatki, pomy�la� C. Co� bardzo mocnego, �eby uzyska� taki zapach. - Czy jest tu jakie� miejsce, gdzie mogliby�my napi� si� kawy? - zapyta� C. - Kawy? Czy nie ma pan na my�li whisky? - Wola�bym napi� si� kawy. - Na Ziemi picie kawy mia�o czasem zabawne konotacje, ale C nie widzia� powodu, by wyja�nia� jej, �e nie pije alkoholu. Widzia�, co alkohol zrobi� z Jackiem Cureoakiem. To wystarczy�o, by rzuci� picie na trzy stulecia. - Jest jedno miejsce na Walker. Ale oni maj� dzieci. - Po prostu lubi� kaw�. To wszystko. Min�li trzy przecznice, nie odzywaj�c si� w og�le, po czym skr�cili w ciemn� uliczk�. Po chwili stan�li przed czarnymi drzwiami, na kt�rych znajdowa�y si� czarne metalowe litery. C nie zdo�a�by nic odczyta�, gdyby nie blask ksi�yca. Napis g�osi�: NOCNE PRZEDSZKOLE. Wn�trze o�wietla�y punktowe biolampki, kt�re migota�y jak gwiazdy. Za kontuarem znajdowa� si� pojemnik wype�niony konserwantem. W �rodku p�ywa�y nagie martwe dzieci, jedne obr�cone prawym bokiem do patrz�cego, inne unosi�y si� do g�ry nogami, a w�osy faluj�ce w galaretowatym p�ynie przypomina�y promienie s�o�ca. Pojemnik by� d�ugi, lecz w�ski, i cia�a ledwie si� w nim mie�ci�y. Wszystko o�wietla�a b��kitno-zielona lampa. Gdzie� z g��bi, spoza grubych czarnych zas�on, dobiega�y j�ki �ywych dzieci. Cho� w gruncie rzeczy powinni to by� doro�li, tak zmodyfikowani, by wygl�dali jak dzieci. Ciekawe, czy to miejsce nad��a za wymogami czasu, pomy�la� C. Ziarno mog�o jednak przekszta�ca� cia�o z poziomu DNA, tak �e trudno by�o powiedzie�, co naprawd� si� tam znajduje. Klienci mogli sobie wyobra�a�, �e macaj� autentyczne dzieci. Przy dwudziestu li�ciach za ka�dy ukradziony dotyk dzieciaki robi�y wszystko, �eby podtrzyma� to z�udzenie. C pami�ta�, jak dwie�cie lat wcze�niej kaw� po raz pierwszy zacz�to kojarzy� z pedofili�. Teraz by�a to jedna ze s�ynnych zakazanych atrakcji starego Nowego Jorku. Zam�wili dwie ma�e. Hecate Minim pi�a czarn� i s�odk�. C, oczywi�cie, pi� normaln�, tak jak normalnie robi� wszystko inne. Niezostawianie �lad�w by�o sposobem na prze�ycie. Usiedli przy stoliku niedaleko wej�cia, gdzie j�ki dzieci nie by�y tak dono�ne. - Czy rozwa�y�e� mo�liwo��, �e to ja mog� by� panem Percepiedem? - zapyta�a Hecate Minim. - Oczywi�cie, �e tak. Ale pewne fluktuacje kwantowe, na kt�re jestem wyczulony, m�wi� mi, �e jest inaczej. - Rzecz jasna, by�a to nieprawda, przynajmniej z tego, co wiedzia�, ale Hecate Minim raczej si� tego nie domy�la�a. Pod wieloma wzgl�dami Ziemianie byli najbardziej prowincjonalnymi mieszka�cami Uk�adu S�onecznego. - Rozumiem. - Upi�a �yk kawy i �lad br�zowej szminki pozosta� na brzegu fili�anki. Ziarno w szmince szybko zorientowa�o si�, �e nie jest ju� cz�ci� wi�kszego algorytmu i zacz�o migrowa� z powrotem do p�cienia cia�a Hecate Minim. �lad szminki znikn��. C wyobrazi� sobie wszystkie utracone fragmenty ludzko�ci, ci�gn�ce za ka�dym ludzkim cia�em, nieustannie pr�buj�ce po��czy� si� ponownie. Ale cia�o wci�� si� porusza. A� do momentu, gdy przestaje. Kiedy umieramy, to, co z nas zosta�o, wreszcie nas dogania, pomy�la� C. Wypi� �yk kawy. By�a letnia, zmieszana ze zbyt du�� ilo�ci� mleka, a fili�anki nie samonagrzewa�y si�. Odstawi� naczynie. - Mam troch� wspomnie� dla pana Percepieda. - Postawi� paczk� na pod�odze obok krzes�a. - Tutaj? - Hecate Minim popatrzy�a ze zdziwieniem. - Tak po prostu nosisz je ze sob�? - To wszystko, co mo�na zrobi� ze wspomnieniami, nieprawda�? Ale nie ma ich w paczce. W paczce jest co� innego. Wyprostowa�a...
ptomaszew1966