Jean M. Auel Dolina Koni By�a martwa. Jakie wi�c mia�o znaczenie to, �e marzn�cy deszcz lodowymi igie�kami odziera� j� ze sk�ry. M�oda kobieta zmru�y�a oczy i spojrza�a pod wiatr, otulaj�c si� szczelniej kapturem z rosomaka. Gwa�towne podmuchy owija�y jej wok� n�g okrycie z nied�wiedziej sk�ry. Czy�by tam z przodu by�y drzewa? Zdawa�o si� jej, �e widzia�a wcze�niej na horyzoncie poszarpan� lini� drzewiastej ro�linno�ci, i �a�owa�a, i� nie zwr�ci�a na ni� wi�kszej uwagi. - Szkoda, �e nie mam pami�ci tak dobrej, jak reszta klanu. - Nadal my�la�a o sobie jak o cz�onku klanu, chocia� nigdy nim nie by�a. Teraz za� by�a martwa. Kobieta pochyli�a si� pod wiatr. Burza spad�a na ni� nagle, nacieraj�c z �oskotem od p�nocy. Rozpaczliwie potrzebowa�a schronienia. By�a jednak daleko od jaskini i znanych sobie teren�w. Od czasu gdy odesz�a, ksi�yc zd��y� przej�� pe�ny cykl przemian, a ona nadal nie mia�a poj�cia, dok�d idzie. Na p�noc, na kontynent rozci�gaj�cy si� za p�wyspem, to wszystko, co wiedzia�a. Iza, w noc swej �mierci, kaza�a jej odej��. Powiedzia�a, �e Broud, gdy zostanie przyw�dc�, znajdzie spos�b, aby j� skrzywdzi�. Iza mia�a racj�. Broud skrzywdzi� j� bardziej, ni� to sobie mog�a wyobrazi�. Nie mia� dobrego powodu, aby zabiera� mi Durca, pomy�la�a Ayla. On jest moim synem. Broud nie mia� te� powodu mnie wyklina�. To on wywo�a� gniew duch�w. To on jest tym, kt�ry sprowadzi� trz�sienie ziemi. Tym razem przynajmniej wiedzia�a, czego si� spodziewa�. Jednak wszystko zasz�o tak szybko, �e nawet klan potrzebowa� troch� czasu, aby pogodzi� si� z jej usuni�ciem. Ale cho� by�a martwa dla reszty klanu, to nie mogli sprawi�, �eby Durc przesta� j� dostrzega�. Broud wykl�� j� pod wp�ywem impulsu zrodzonego z gniewu. Brun przygotowa� wszystkich, zanim wykl�� j� po raz pierwszy. Mia� zreszt� pow�d; wszyscy wiedzieli, �e musi to zrobi�. On jednak da� jej szans�. Unios�a g�ow� ku nast�pnemu lodowatemu podmuchowi i spostrzeg�a, �e zmierzcha�o. Wkr�tce b�dzie ciemno. Nogi mia�a zdr�twia�e. Zimna ma� przesi�ka�a przez sk�rzane okrycia jej st�p, pomimo izoluj�cej warstwy trawy, kt�r� napcha�a do �rodka. Nagle widok kar�owatej i poskr�canej sosny sprawi� jej ulg�. Drzewa na stepie nale�a�y do rzadko�ci; ros�y jedynie tam, gdzie by�o dostatecznie wilgotno. Podw�jny rz�d sosen, brz�z lub wierzb, rze�bionych przez wiatr w skar�owacia�e asymetryczne kszta�ty, zwykle znaczy� bieg wody. W krainie, gdzie wody gruntowe zdarza�y si� rzadko, ten widok by� szczeg�lnie mi�y. Drzewa oferowa�y sk�p�, ale jednak os�on� przed burzami spadaj�cymi z wyciem z wielkiego p�nocnego lodowca na otwarte r�wniny. Kilka nast�pnych krok�w przywiod�o m�od� kobiet� nad brzeg strumienia, lecz pomi�dzy skutymi lodem brzegami p�yn�� jedynie w�ski strumyczek wody. Kobieta skierowa�a si� na zach�d, pod��aj�c w d� jego biegu i rozgl�daj�c si� za g�stszymi zaro�lami, kt�re zapewni�yby jej lepsze schronienie ni� pobliskie krzaki. Wlok�a si� naprz�d z naci�gni�tym g��boko kapturem, ale gdy tylko wiatr niespodziewanie na chwil� przycicha�, spogl�da�a w g�r�. Po drugiej stronie strumienia niska, prostopad�a �ciana broni�a przeciwnego brzegu. Trawiasta cibora maj�ca grza� jej stopy zda�a si� na nic, gdy przy przechodzeniu na drug� stron� lodowata woda wdar�a si� do �rodka okry�, ale kobieta si� cieszy�a, �e ma os�on� przed wiatrem. B�otnista �ciana brzegu zawali�a si� w jednym miejscu, pozostawiaj�c nawis z popl�tanych korzeni traw i starych krzak�w, a pod nim do�� suche miejsce.. Ayla odwi�za�a nasi�kni�te wod� rzemienie, kt�re przytrzymywa�y jej na plecach nosid�a i strz�sn�a je z siebie, potem wyci�gn�a sk�r� �ubra i mocne kije pozbawione ga��zek. Ustawi�a niski, pochy�y namiot, ob�o�y�a go kamieniami i przycisn�a k�od� wyrzuconego przez wod� drewna. Umieszczone z przodu pa��ki tworzy�y wej�cie. Kobieta rozlu�ni�a z�bami rzemyki os�on na d�onie. By�y to niemal okr�g�e kawa�ki podbitej futrem sk�ry, zebrane w nadgarstku, z rozci�ciem na d�oniach, przez kt�re mog�a wysun�� kciuk lub r�k�, gdy chcia�a co� uchwyci�. Okrycia na stopy by�y zrobione w ten sam spos�b, lecz bez rozci�cia. Z trudem usi�owa�a rozwi�za� nabrzmia�e paski sk�ry okr�cone dooko�a kostek. Po zdj�ciu okry� ze st�p by�a na tyle ostro�na, aby zachowa� mokr� cibor�. Rozci�gn�a wewn�trz namiotu swe okrycie z nied�wiedziej sk�ry, mokr� stron� do do�u, roz�o�y�a trawiast� cibor�, a na wierzchu po�o�y�a okrycia ze st�p i r�k, potem wsun�a si� pod sk�r�. Okr�ci�a si� futrem i wci�gn�a nosid�a, aby zablokowa� otw�r. Rozciera�a swe zimne stopy, a gdy w wilgotnym futrze zrobi�o si� przytulnie ciep�o, zwin�a si� i zamkn�a oczy. Zima wydawa�a swe ostatnie mro�ne tchnienie, niech�tnie ust�puj�c z drogi wio�nie, ale ta m�oda pora roku by�a kapry�na. W�r�d zimnych pozosta�o�ci lodowcowego ch�odu zwodne przeb�yski ciep�a obiecywa�y letnie upa�y. W nocy burza nagle ucich�a. Ayla obudzi�a si� w o�lepiaj�cych blaskach s�o�ca odbijanych od �at �niegu i lodu le��cych wzd�u� brzeg�w, pod b��kitnym niebem. Poszarpane strz�py chmur p�yn�y daleko na po�udniu. Wyczo�ga�a si� z namiotu i pobieg�a boso nad brzeg wody z workiem na picie. Ignoruj�c lodowaty ch��d, nape�ni�a pokryty sk�r� p�cherz, poci�gn�a solidny �yk i pogna�a z powrotem. Na brzegu wypr�ni�a si� i wczo�ga�a do swego futra, aby ponownie si� ogrza�. Nie zosta�a d�ugo. Teraz, gdy burza przesz�a, a s�o�ce wr�ci�o, pilno jej by�o znale�� si� na zewn�trz. Owin�a nogi okryciami, kt�re wysuszy�a ciep�em swojego cia�a, i zawi�za�a nied�wiedzi� sk�r� na podbitym futrem, sk�rzanym okryciu, w kt�rym spa�a. Wyj�a z kosza kawa�ek suszonego mi�sa, spakowa�a namiot, okrycia na d�onie i ruszy�a w drog�, �uj�c mi�so. Strumie� p�yn�� lekkim skosem w d�, wi�c w�dr�wka by�a �atwa. Ayla pomrukiwa�a sobie monotonnie bezbarwnym g�osem. W zaro�lach w pobli�u brzegu spostrzeg�a plamy zieleni. Widok ma�ego kwiatka, dzielnie wystawiaj�cego sw� miniaturow� twarzyczk� z �aty topniej�cego �niegu sprawi�, �e si� u�miechn�a. Krok za ni� oderwa� si� kawa�ek lodu i pop�yn�� uniesiony rw�cym pr�dem. Wiosna si� zacz�a, gdy opu�ci�a jaskini�, ale na po�udniowym ko�cu p�wyspu by�o cieplej i pory roku nast�powa�y wcze�niej. Pasmo g�r stanowi�o barier� dla ostrych lodowcowych wiatr�w, a morskie bryzy znad wewn�trznego morza, kt�re ogrzewa�y i nawadnia�y w�ski pas wybrze�a i po�udniowe stoki, zapewnia�y klimat umiarkowany. Stepy by�y ch�odniejsze. Ayla obchodzi�a wschodni kraniec g�rskiego pasma, lecz w miar� jak si� posuwa�a na p�noc przez otwarty step, pora roku zdawa�a si� w�drowa� wraz z ni�. Wydawa�o si�, �e nigdy nie b�dzie cieplej, �e wiecznie b�dzie wczesna wiosna. Jej uwag� przyci�gn�y zachrypni�te piski rybitwy. Spojrza�a w g�r� i dostrzeg�a kilka ma�ych podobnych do mew ptak�w kr���cych i szybuj�cych bez wysi�ku z roz�o�onymi skrzyd�ami. Morze musi by� blisko, pomy�la�a. Ptaki powinny teraz gniazdowa�; a to oznacza�o jajka. Przyspieszy�a kroku. I mo�e b�d� omu�ki na ska�ach, mi�czaki, czaszo�ki i odp�ywowe ka�u�e pe�ne ukwia��w. S�o�ce sta�o w zenicie, gdy dotar�a na os�oni�t� pla�� uformowan� przez po�udniowe wybrze�e kontynentu i p�nocno-zachodni bok p�wyspu. Znalaz�a si� w ko�cu w miejscu, gdzie szerokie gard�o ��czy�o j�zyk l�du z kontynentem. Ayla zrzuci�a nosid�a i wspi�a si� na strom� ska��, kt�ra wznosi�a si� wysoko nad otaczaj�cym j� terenem. Od strony morza uderzenia wody poznaczy�y j� ostrymi wyst�pami. Stadko go��bic i rybitw beszta�o Ayl� pe�nymi z�o�ci piskami, gdy zbiera�a jajka. Rozbi�a kilka i wypi�a, nadal jeszcze nagrzane ciep�em gniazda. I nim zesz�a na d�, schowa�a kilka innych w fa�dach swego odzienia. Zdj�a z n�g okrycia i brodzi�a w przybrze�nych falach, obmywaj�c z piasku omu�ki, kt�re poodrywa�a ze ska�y na poziomie wody. Podobne kwiatom morskie ukwia�y stuli�y czu�ki, gdy si�gn�a, aby wyci�gn�� je z p�ytkiego stawu pozostawionego przez odp�yw. Jednak�e te stworzenia mia�y kolor i kszta�t, kt�rych nie zna�a. Tote� zadowoli�a si� kilkoma mi�czakami, wyci�gni�tymi z piasku, w miejscach lekkich zag��bie�, kt�re zdradza�y ich kryj�wki. Nie rozpali�a ognia, rozkoszuj�c si� jedzonymi na surowo darami morza. Potem, objedzona jajkami i owocami morskimi, odpoczywa�a u podn�a wysokiej ska�y. Po jakim� czasie wdrapa�a si� na ni� ponownie, aby mie� lepszy widok na wybrze�e i l�d. Usiad�a na szczycie monolitu, obj�a kolana i spojrza�a na drug� stron� zatoki. Wiatr owiewaj�cy jej twarz ni�s� z sob� zapach bogatego w �ycie morza. Po�udniowe wybrze�e kontynentu zakr�ca�o �agodnym �ukiem na zach�d. Za w�skim pasmem drzew mog�a dostrzec rozleg�� krain� step�w, r�ni�c� si� od zimnej krainy ��k na p�wyspie jedynie brakiem najmniejszych �lad�w ludzie] egzystencji. To tam, pomy�la�a, tam jest kontynent ci�gn�cy si� za p�wyspem. - Dok�d mam teraz i��, Izo? M�wi�a�, �e Inni tam s�, ale ja nikogo nie widz�. - Patrz�c na rozleg�� pust� krain�, Ayla pow�drowa�a my�lami z powrotem ku straszliwej nocy trzy lata temu, nocy �mierci Izy. - Ty nie jeste� cz�onkiem klanu, Ayla. Urodzi�a� si� w�r�d Innych; nale�ysz do nich. Musisz odej��, dziecko, odszuka� sw�j w�asny lud. - Odej��! Dok�d mia�abym p�j��, Izo? Nie znam Innych, nie wiedzia�abym, gdzie ich szuka�. - Na p�nocy, Ayla. Id� na p�noc. Na p�noc st�d, na kontynencie za p�wyspem, jest ich wielu. Nie mo�esz tu zosta�. Broud znajdzie spos�b, aby ci� skrzywdzi�. Id� i odszukaj ich, moje dziecko. Znajd� sw�j w�asny lud, znajd� sobie towarzysza. Wtenczas nie odesz�a, nie mog�a. Teraz nie mia�a wyboru. Musi znale�� Innych, nikogo opr�cz nich nie by�o. Nigdy nie mo�e wr�ci�; nigdy nie zobaczy ju� swego syna. Po twarzy Ayli pop�yn�y �zy. W�wczas nie p�aka�a. Gdy odchodzi�a, jej �ycie by�o zagro�one i nie mog�a sobie pozwoli� na luksus �alu. Ale teraz, gdy ju� raz ...
ptomaszew1966