Karen Kingsbury - Gary Smalley - Historia rodziny Baxterów 01 - Ocalenie 04 - Radość.pdf
(
1424 KB
)
Pobierz
Historia rodziny Baxterów 01 - Ocalenie 04 - Radość
2
KAREN KINGSBURY
I
GARY SMALLEY
Historia rodziny Baxterów 01 - Ocalenie 04
RADO
ŚĆ
Tłumaczenie: Agnieszka Rasztawicka-Szponar
1
Naszym Ukochanym Rodzinom, które nieustannie dostarczają nam
niezliczonych powodów do radości.
I Wszechmocnemu Bogu, Autorowi Życia, który - właśnie teraz - nam
błogosławi.
Od Autorów
Seria Ocalenie rozgrywa się głównie w Bloomington, w Indianie. Niektóre
z miejsc - jak Uniwersytet Stanu Indiana - istnieją naprawdę. Inne budynki,
parki i placówki nie są niczym innym, jak tylko wytworami naszej wyobraźni.
Mamy nadzieję, że Ci, którzy znają Bloomington i jego okolice, rozróżnią te
dwie rzeczywistości.
Akcja w Nowym Jorku łączy autentyczne obserwacje z tymi, które
stworzyła wyobraźnia.
2
ROZDZIAŁ 1
Przyjęcie na basenie, to brzmiało świetnie; doskonałe zakończenie
cudownego lata.
Przyjaciółka Brooke z kliniki pediatrycznej miała córeczkę w wieku
Maddie. Postanowili z mężem, że na jej urodziny zaproszą dzieci wraz z
rodzicami.
Już od dwóch tygodni Maddie i Hayley wyczekiwały tych urodzin,
wypytując o nie Brooke niemal każdego wieczoru.
- Mamusiu, kiedy będzie to przyjęcie na basenie?
Jednak na dwa dni przed tym wielkim wydarzeniem, jeden z lekarzy z
kliniki otrzymał wiadomość zza Wschodniego Wybrzeża, że jego matce,
kobiecie w podeszłym już wieku, zostało niewiele dni życia. Zanim
zarezerwował lot do Kalifornii, zapytał Brooke, czy nie przejęłaby jego
weekendowego dyżuru pod telefonem.
- Jesteś moją ostatnią szansą - powiedział. - Moja rodzina mnie potrzebuje.
Brooke nie znosiła dyżurować pod telefonem, gdy miała zaplanowane
popołudnie z dziewczynkami. Ale oprócz przyjęcia na basenie, nie miała
innych planów na weekend, więc mogła zabrać ze sobą pager. Szanse na
wezwanie przez telefon w sobotnie popołudnie były niewielkie. Sobotni
wieczór - tak, ale nie sobotnie popołudnie.
Jednak w dniu przyjęcia, u Brooke pojawiły się wątpliwości. Pomyślała, że
należało podzwonić po znajomych i poszukać kogoś, kto przejąłby dyżur.
Dziewczynki potrzebowały jej obecności na przyjęciu; a jeśli okaże się, że
będzie musiała pojechać do pacjenta, straci szansę na cieszenie się ostatnimi
podrygami lata.
Wcisnęła spodenki na kostium kąpielowy. Właśnie zasuwała suwak, gdy
usłyszała głos Petera, dobiegający z dołu.
- Pospieszcie się. - Frustracja w jego głosie narastała. - Przyjęcie
rozpoczyna się za dziesięć minut.
Brooke przewróciła oczami i chwyciła torbę - tę z kamizelkami
ratunkowymi i kremem do opalania. Co z nim było nie tak? Wiecznie miał
skwaszoną minę; nie pamiętała już kiedy ostatnio normalnie rozmawiali.
Nawet Hayley dostrzegła panujące w ich domu napięcie.
- Czy tatuś jest na ciebie zły, mamusiu? - zapytała ostatnio. Brooke
powiedziała coś na temat zmęczenia tatusia i żeby się za niego modliły. Ale
tak naprawdę miała już dosyć postawy Petera. Od chwili gdy zdiagnozowano
gorączki Maddie, traktował ją jak kogoś niekompetentnego i irytującego. Czy
3
nie mógłby już z tym skończyć? Maddie obecnie czuła się znacznie lepiej; nie
miała gorączki już od ponad dwóch miesięcy.
Brooke wyszła na korytarz i wpadła na Hayley i Maddie.
-Wiecie co, dziewczynki - jedno spojrzenie na buzie dziewczynek i
uśmiech przyszedł jej łatwo - mam już na sobie kostium!
- Super, mamusiu! - Maddie zaczęła podskakiwać i złapała Hayley za rękę.
- Zjemy podwieczorek na dworze.
Dołączyły do Petera. Podczas jazdy samochodem do domu na drugim
krańcu miasta - gdzie mieszkała Aletha, koleżanka Brooke, oraz jej mąż
DeWayne - jedynie radosny szczebiot dziewczynek wypełniał milczącą
atmosferę.
Trzyletnia Hayley była jeszcze za mała, żeby wspinać się po schodach,
więc Brooke wzięła ją na ręce, gdy szli chodnikiem w kierunku wejściowych
drzwi. Po drodze Hayley chwyciła Brooke za dłoń i ścisnęła ją trzy razy. Był
to ich specjalny znak, który mówił - kocham cię. Miłość jej młodszej córeczki
była cudownym lekarstwem na chłód Petera.
- Jesteś kochana, Hayley, wiesz o tym? - Brooke poprawiła torbę na
ramieniu.
- Ty też, mamusiu. - Hayley potarła swoim małym noskiem o nos Brooke. -
Jesteś kochana. Wiesz dlaczego?
- Dlaczego? - Brooke i Hayley zostały w tyle za Peterem i Maddie, ale nie
przeszkadzało im to. Uwielbiała takie chwile, czas spędzany ze swoimi
córeczkami.
- Dlatego że... - Hayley przechyliła główkę. Blond włoski niczym jedwab
opadły na jej twarz - ja też cię kocham, i tyle.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich uśmiechnięta Aletha.
- Cześć. Przyjęcie właśnie się zaczyna.
Na twarzy Petera pojawił się uśmiech, ten który przywoływał, gdy
znajdowali się w towarzystwie. Brooke miała ochotę odciągnąć go na bok i
zapytać, dlaczego nie uśmiecha się tak do niej, ale nigdy nie było ku temu
okazji. Akurat w tym momencie włączył się jej pager. Odpięła go z
wszywanego paska i spojrzała na ekran. „Pilne" - mówił napis. Zaraz potem
pojawił się numer do szpitala. Świetnie - pomyślała - nie spędzę z nimi w
basenie nawet jednej godziny.
Peter zerknął przez ramię.
- O co chodzi?
- Wezwanie ze szpitala. - Nie kryła swojego rozczarowania. - Może to nic
ważnego.
4
Na hol wpadła gromadka rozradowanych dzieciaków, które zaraz otoczyły
Hayley i Maddie. Brooke ukryła się w jednym z pokoi i wyjęła z torebki
komórkę.
- Mówi doktor Brooke West. Właśnie odebrałam wezwanie.
Pielęgniarka po drugiej stronie wyrecytowała informację. U jednego z
pacjentów kliniki wykryto gronkowca. Wyglądało to poważnie. Niezwłocznie
potrzebowano konsultacji pediatry.
- Już jadę. - Brooke rozłączyła się i wyszła na hol.
Peter zauważył ją i uniósł brwi.
- Więc?
- Muszę jechać - sapnęła. Właśnie tego nie lubiła w swoim zawodzie.
Wezwań, które kolidowały z życiem rodzinnym. - Wrócę tak szybko, jak
tylko to będzie możliwe.
- To wyłącznie twoja wina. Wstęga złości opasała jej serce.
- Co to miało znaczyć?
Peter wzruszył ramionami i spojrzał na nią chłodno.
- To ty wzięłaś dyżur pod telefonem. Maddie podbiegła do niej.
- Mamusiu, Natasha chce, żebyśmy popływały. Możemy? Proszę. Czy
możemy już teraz?
Wtedy podbiegła Natasha i przytuliła się do Maddie. Ich rodziny
przyjaźniły się już od lat, a Maddie i Natasha wprost przepadały za sobą.
- Kochanie - Brook spojrzała na Hayley, stojącą kilka kroków dalej i
czekającą na odpowiedź - a nie chcecie zaczekać aż wrócę?
- Później też możemy popływać. Proszę, mamusiu. Możemy?
- Prosimy, możemy popływać? - Natasha wzięła Maddie za rękę, obydwie
uśmiechnęły się najbardziej czarująco, jak tylko potrafiły.
Brooke poczuła, że walka wewnątrz niej ustaje. Straci jakąś część zabawy.
Ale jeśli się pospieszy, niedługo wróci i będzie mogła popływać razem z nimi.
- Okay - uśmiechnęła się łagodnie. - Ale najpierw muszę porozmawiać z
tatusiem.
Brooke poszła do salonu, gdzie Peter siedział obok DeWayne'a, obydwaj ze
wzrokiem wlepionym w telewizor. Czas rozgrywek baseballowych. Aletha
ostrzegała, że przyjęcie w tym czasie będzie równało się z nieobecnością
mężczyzn.
Brooke przeszła przez pokój i usiadła naprzeciw męża.
- Muszę jechać, a dziewczynki chcą popływać. - Torba, którą trzymała w
dłoniach była wypchana; postawiła ją na podłodze pomiędzy nimi. - Tutaj jest
Plik z chomika:
aiwlyscho
Inne pliki z tego folderu:
Karen Kingsbury - Rozdzielił nas ocean.doc
(2936 KB)
Kingsbury Karen - Historia rodziny Baxterów 02 -- Pierworodny 03 - Odnaleziony.jpg
(24 KB)
Kingsbury Karen - Historia rodziny Baxterów 03 - Wschód słońca 03 - Pewnego dnia(1).pdf
(1575 KB)
Kingsbury Karen - Historia rodziny Baxterów 03 - Wschód słońca 03 - Pewnego dnia.pdf
(1575 KB)
Kingsbury_Karen_Historia_rodziny_Baxterow_12_Wschod_slonca_02_Niezapomniane_lato.pdf
(1350 KB)
Inne foldery tego chomika:
&SŁOWNIKI
+ Jan Paweł II
► PUZZLE
● KURS TAŃCA
18 struktur
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin