R1 Łowczyni.doc

(46 KB) Pobierz

 

 

 

Łowczyni

Rozdział pierwszy

 

 

Autorstwa:

                                     Niesmiertelna5489

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Po raz kolejny obudziłam się w środku nocy. Ciągle nawiedzała mnie ta twarz. Od ponad roku, od kiedy pojawiły mi się te koszmary zastanawiałam się, kto to mógł być. Po śmierci ojca w marcu moje sny nasiliły się. Wcześniej widziałam wszystko jakby przez mgłę.

Zamknęłam oczy próbując przypomnieć sobie ten marcowy dzień, w którym odbywał się pogrzeb ofiar tragedii. On też tam był. Czułam to. Bałam się wtedy podejść do trumny, bo myślałam, że on zaatakuje mnie w każdej chwili. Ale patrzyła na mnie prawie cała Wielka Brytania, więc musiałam się wziąć w garść i na drżących nogach tam pójść. Pamiętam, że klęczałam przed ciałem mojego taty z dobre półgodziny. Szeptałam do niego tak cicho, że strażnicy, którzy stali obok tylko słyszeli. Wiedziałam, że mnie słyszy. Musiał usłyszeć. Łzy naleciały mi do oczu.

W szkole jak przychodziłam rozmowy między uczniami momentalnie cichły. Nauczyciele dawali mi mniej w kość niż zwykle.

Odwróciłam się na lewy bok i popatrzyłam na piękne rozgwieżdżone niebo rozpływające się za oknem.

Do rana próbowałam zasnąć. Około siódmej do mojego pokoju weszła mama.

- Idę do pracy – podeszła do mnie i pocałowała w policzek.

- Pa – powiedziałam, gdy zamykała drzwi.

 

***

 

- Na dzisiejszej lekcji będziemy rozmawiać na temat… - Nauczyciel wykonał do Ashley gest ręką żeby przemówiła.

- Pożycia seksualnego – powiedziała z uśmiechem pełnym satysfakcji na ustach i dziwnym błyskiem w oku.

- To na następnej lekcji, ale mam teraz do was pytanie. – Przebiegł wzrokiem po klasie. – Jaki jest wasz ideał partnera życiowego?

Wszyscy jak jeden mąż opuścili głowy i zajęli się własnymi sprawami. W tym i ja. Nie miałam ochoty odpowiadać. Modliłam się w duchu żeby mnie nie wybrał.

- Panno Carter, może pani nam odpowie?

Niech go piorun trzaśnie!

- Eee… czy mógłby pan powtórzyć pytanie?

- Jaki jest pani ideał partnera życiowego? – powtórzył z sztucznym uśmiechem.

- Eee… - znowu się zająknęłam – no… eee… myślę, że z wyglądu jest to Ashton Kutcher – uśmiechnęłam się szczerze.

Pan McLarcson wzniósł oczy do nieba i zagwizdał w swój trenerski gwizdek. Po zajęciach dorabiał, jako trener szkolnej drużyny piłkarskiej. Wróć, albo odwrotnie. Nie wiem i tak czy siak pracował, jako nasz nauczyciel biologii.

- Raz wygląd. – Podszedł do Ash. - A jakimi cechami musi się odznaczać według pani, panno Larteig?

- Definitywnie musi się odznaczać platynową kartą płatniczą – odpowiedziała.

Wywołała tym salwę śmiechu wśród uczniów i u samego McLarcsona.

- Ty i te twoje żarty – szepnęłam do niej.

- A teraz podzielę was na pary i będziecie musieli napisać o swoim partnerze wypracowanie. Później to sprawdzę – wycelował w każdym z nas oskarżycielsko palcem.

Spojrzał na dziennik. Po kolei wymieniał nazwiska chłopaków i dziewczyn. Ash musiała się przenieść do Rufusa Linklatera, klasowego przystojniaka. Oczywiście moja przyjaciółka po prostu śliniła się na jego widok i nie mogła zrozumieć, dlaczego ja czegoś takiego nie robię. Nie wiem, może jestem jakaś inna? Po chwili dosiadł się do mnie jakiś chłopak. Nie znałam jego imienia, doszedł do nas nie dawno.

- Nazywasz się Leah, tak? – spytał głosem, od którego mojej przyjaciółce nogi zrobiłyby się jak z waty. Oczywiście nie mi!

Przełknęłam ślinę.

- Tak. A ty jesteś…?

- Możesz mi mówić Patte. – Uśmiechnął się w taki sposób, że się wyprostowałam.

Miał włosy koloru jasnego brązu, miedziane tęczówki i duże usta.

- No to może zaczynajmy?

Prychnął.

- A chce ci się? – Nachylił się w moją stronę. – Masz ładne oczy.

- Chcę dostać dobrą ocenę. Dziękuję.

- Może zadam ci pierwsze pytanie, co? – Odchylił się na krześle.

- Dobrze. Tylko z sensem – wycedziłam.

Zaśmiał się pod nosem.

- Kim jest twoja matka? Chodzi mi o narodowość.

- Polką.

- A ojciec?

- To chyba wiesz – wyszeptałam. Nie wiedziałam czy usłyszał. – Brytyjczykiem – dodałam głośniej.

- Ulubiony rodzaj filmu?

- Thriller.

- Ulubiony reżyser?

- Roman Polański.

- Jest genialny – skwitował moją odpowiedz i zanotował coś na kartce. – Ulubiona aktorka lub aktor?

- Helena Bonham Carter. – Czułam jak policzki mi płoną.

- To twoim ulubionym reżyserem nie powinien być Tim Burton? – spytał z pogardą w głosie.

- W tych sprawach jestem obiektywna – warknęłam.

- Ulubiony zespół muzyczny lub wokalista?

- O.N.A.* Polska – dodałam widząc jego minę.

Napisał parę zdań na papierze.

- Masz jakieś znaki szczególne?

Czułam jak ciśnienie mi wzrasta.

- Co to jakieś przesłuchanie?

- Nie, tylko wypracowanie o swoim partnerze z ławki. – I znowu ten uśmiech.

Powiedzieć mu czy nie? Westchnęłam. Raz się żyje!

- Mam znamię na lewej łopatce w kształcie odwróconego serca. Nie wiem skąd je mam.

Jego oczy zrobiły się większe. Na szczęście zadzwonił dzwonek.

- Tu masz mój numer w razie gdybyś miała do mnie jakieś pytania – podał mi kartkę. – Muszę już iść. Śpieszę się.

Wrzucił książki do plecaka i wybiegł z sali. Dziwny człowiek.

Imię: Patte. Nazwisko: nieznane. Lekko szurnięty. Zapisałam w zeszycie.

 

***

 

Szłam z Katie, dziewczyną z mojej klasy przez korytarz. Naszą znajomość można określić, jako koleżeństwo na pewno nie jest to przyjaźń. Rozmawiałyśmy na temat jutrzejszego sprawdzianu z matematyki, gdy doszedł do nas pisk. Wyszłyśmy na zewnątrz. Po środku boiska od koszykówki unosiła się jakaś postać. Pobiegłyśmy w tamtą stronę.

- Co się dzieje? – spytałam zdyszana.

Liane, która jest moją kuzynką wskazała palcem na osobę wiszącą w powietrzu.

- T-to Ashley… - wyjąkała.

Rzeczywiście. Zachodzące słońce igrało w jej czekoladowych włosach. Nie poruszała się. Unosiła się na wysokości tablic. Z jej otwartych ust wydobywał się wysoki pisk. W pewnym momencie spadła na beton. Oparła się na rękach i podniosła głowę.

To nie była twarz mojej przyjaciółki. Ta była blada jak kreda, miała podkrążone czerwone oczy, sine usta i nienaturalny głos. Lekko chropowaty.

- Leah Carter – wskazała na mnie palcem. Serce podskoczyło mi do gardła. – Kiedyś mnie jeszcze popamiętasz. Odwdzięczę się za to, co mi zrobiłaś!

Zamilkła i znowu znieruchomiała. Pośród uczniów rozległy się szepty.

- Co jej się stało? – zapytałam Liane.

- Miałam iść z nią do domu i w pewnym momencie się zatrzymała. Miała nieobecny wzrok i mamrotała coś nie zrozumiale. W jakimś innym języku. Po tym wbiła się w powietrze i zaczęła piszczeć. – Popatrzyła na mnie. – Weź do niej podejdź. 

- Nie.

- Dlaczego?

- Nie zrobię tego dopóki są tu wszyscy.

- Czyli mam ich stąd wszystkich zabrać?

Kiwnęłam głową. Po chwili zostałam przy Ash tylko ja.

Ukucnęłam koło niej. Drżącymi rękoma odgarnęłam jej włosy z twarzy. Oczu miała otwarte. Całe czarne. Co się dzieje? Czy to się dzieje naprawdę? Ashley zaczęła niebezpiecznie dygotać i opadła na plecy. Jej tęczówki powróciły do normalnego koloru. Ktoś złapał mnie za ramiona, podskoczyłam ze strachu. Odwróciłam głowę. To Patte.

- Widziałem wszystko z okna. Co to było?

- A skąd ja mam wiedzieć? – Spojrzałam na niego spode łba.

- Chyba się budzi.

Ash otworzyła szeroko oczy. Patrzyła to na mnie to na Patte.

- Co ja robię na betonie? I w dodatku na boisku od kosza? – spytała ospałym tonem.

Chłopak ukucnął przy niej tak jak ja.

- Nic sobie nie przypominasz?

Brunetka zamyśliła się chwilę.

- Coś mi świta. Jakiś głos dochodzący stamtąd – wskazała na nieopodal rosnące wielkie drzewo – i wzrok.

Wzdrygnęła się.

- Jaki wzrok? – naciskał na nią.

Wolałam siedzieć cicho. Miałam nadzieję, że wie, co robi.

- Czerwone – szepnęła.

- Czerwone? – Patte zmieszał się trochę.

- Odprowadzimy cię do domu. – Wstał, chwycił moją przyjaciółkę za ramiona i pomógł jej wstać.

 

***

 

Wyszliśmy właśnie z jej mieszkania rozmawiając.

- Dlaczego się wtedy tak zdziwiłeś? – spytałam z uśmiechem.

Popatrzył na mnie dziwnie i machnął ręką.

- Ach. Eee… nie wiem jak ci to wytłumaczyć. Myślę, że dowiesz się w swoim czasie. – Chwycił mnie za rękę. – Chodź przejdziemy się parkiem.

Zgodziłam się i wyjęłam dłoń z jego silnego a zarazem delikatnego uścisku. Westchnęłam cicho. Uwielbiałam wiosnę. Kwitły wtedy kasztany i było ani za ciepło ani za zimno. Było idealnie. Kochałam chodzić tą porą po Hyde Parku ze słuchawkami na uszach, do których dochodził piękny śpiew Edith Piaf.

Po parunastu minutach Patte zatrzymał się przy wielkim dębie. Odwrócił się w moją stronę.

- Masz naprawdę piękne oczy – wyszeptał.

Założył mi parę zabłąkanych kosmyków moich blond loków za ucho. Złapał mnie w talii i przysunął bliżej siebie. Poczułam dziwne mrowienie w brzuchu. Już przysuwałam się do niego żeby go pocałować, gdy zobaczyłam Jego.

Zmierzał w naszą stronę szybkim krokiem. Odskoczyłam jak oparzona od Patta jednocześnie czując się jak idiotka.

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin